PROLOG

Sygnały. Głośne, donośne sygnały. Światła. Migoczące, jasne światła. Wszyscy jak najszybciej usuwają się z drogi. Karetka jedzie, kucyki zchodzą z trasy, a Silver Shine przyszpilona do ściany pasami patrzy. Patrzy, jak jej najlepszą przyjaciółkę, prawie siostrę, jedyną rodzinę jaką aktualnie ma, niedługo może zabrać zimny, wschodni wiatr. Nie jest tak naprawdę w pełni świadoma tego co się dzieje. Jest w szoku. Nie myśi za dużo, pamięta tylko, że przyjechał ambulans, pamięta jak się szamotała z lekarzami i pielęgniarką (oraz krzyki klaczki prowadzącej pojazd: - Co to za hultaj w moim ambulansie?!), potem chyba dali jej coś na uspokojenie, czy coś w tym stylu... A teraz gapi się w pół przytomna na swoją umierającą partnerkę do polowań, tępym wzrokiem, nie mogąc sobie przypomnieć jak to się nawet stało... Co siięę... Stttałłłoo... To nie były raczej tabletki na uspokojenie, to chyba jednak były leki nasenne. - Pomyślała klacz.