Autor: Tina
Fandom: Kuroko no Basuke
Beta: Brak
Uwagi: Lekkie AU, postaci mogą być niekanoniczne, choć starałam się, by takie nie były.
Jasny cień
Informacja o meczu z drużyną Seinrin nie wywołała zbyt wielkiego ożywienia wśród zawodników drużyny Kaijo. Nikt nie spodziewał się zbyt wiele po tej niedawno powstałej szkole. Jedynym wyraźnie zainteresowanym tą rozgrywką był Kise, który z entuzjazmem opowiadał o wyjątkowo utalentowanym koledze z dawnej drużyny. Niestety wydawało się, że nikt z zawodników nie rozumiał jego ekscytacji, dlatego też gdy tylko okazało się, że odwołano im dzisiaj kilka lekcji, Kise postanowił odwiedzić Kurokocchiego. Był ciekawy czy chłopak zdążył się już zaaklimatyzować w nowej szkole i, co ważniejsze, drużynie. Po tym jak Kuroko zachwycał się ich grą na ostatnich Mistrzostwach, Kise był naprawdę ciekawy czy faktycznie mają aż taki potencjał.
Wszedł na teren Liceum Seirin, rozglądając się ciekawie na boki. Szkoła, tak jak się spodziewał była raczej mała, za to było widać, że postawiono tu na nowoczesność. Westchnął. Mimo wszystko nadal nie rozumiał dlaczego Kurokocchi nie wybrał, którejś ze znanych szkół z dobrymi drużynami.
- Zobacz jaki przystojny!
- I wysoki, czyżby był…
- Model?!
Uśmiechnął się lekko, słysząc otaczające go szepty. Gdziekolwiek by nie poszedł, zawsze kończyło się to tak samo. Idąc za strzałkami ruszył w stronę sali gimnastycznej, gdzie według harmonogramu miał się odbywać trening koszykówki. Już z oddali słyszał charakterystyczne odgłosy piłki uderzającej o parkiet, pisku butów i szelestu siatki. Przystanął w drzwiach, obserwując grających. Jego uwagę od razu zwrócił wysoki chłopak o bordowych włosach, który minął właśnie przeciwników i po wykonaniu szybkiego zwodu zakończył zagranie popisowym wsadem. Może jednak Kurokocchi miał rację, co do tej drużyny? Próbował wyłowić spośród grających drobną sylwetkę błękitnowłosego, ale zanim mu się to udało otoczyła go grupa rozentuzjazmowanych dziewcząt.
- Spokojnie. – Posłał im olśniewający uśmiech. – Każda z was dostanie autograf... Nie, nie mam nic przeciwko zdjęciom, zwłaszcza z takimi uroczymi dziewczynami jak wy.
Odgarnął włosy z oczu, podpisując się na fotografii w jednym z magazynów modowych. Dopiero po dłuższej chwili zorientował się, że drużyna zaprzestała treningu i zdezorientowana przypatrywała się całej sytuacji.
- Em… przepraszam za to. – Potarł z zakłopotaniem kark i spojrzał na otaczające go fanki. – Dajcie mi z pięć minutek.
- Gotowe! – oświadczył po chwili, składając ostatni podpis i zeskakując z podestu na którym siedział. – Przepraszam za zamieszanie, zawsze jakoś tak wychodzi…
- Po co tu przyszedłeś?
- Jestem…
- Kise Ryota, jeden z Pokolenia Cudów – weszła mu w słowo Riko.
- Widzę, że jesteście poinformowani – zaśmiał się. – Tak, to ja. Jak tylko usłyszałem, że mamy zagrać mecz towarzyski z Seirin postanowiłem odwiedzić Kurokocchiego. – Rozejrzał się po zebranych i zmarszczył lekko brwi. – Nie ma go dzisiaj?
- Kogo? – zdziwili się wszyscy, zerkając po sobie niepewnie.
- Kuroko Tetsuya. – Widząc ich puste spojrzenia dodał: - Drobny, niższy ode mnie, błękitne włosy?
- Nie mamy nikogo takiego w drużynie.
Kise zamrugał zdziwiony. Nie znali Kurokocchiego? Ale przecież to na pewno o tej właśnie szkole mówił, gdy się ostatnio widzieli. Dlaczego więc nie zapisał się do klubu koszykówki? To nie miało sensu.
- Zapytaj w sekretariacie – rzucił bordowowłosy, marszcząc brwi. – Czemu w ogóle szukasz go na naszym treningu?
- Właśnie – poparli go inni. – Nie każdy przecież gra w koszykówkę.
Kise zaśmiał się tylko, potrząsając głową i ruszył do wyjścia. W progu zatrzymał się jeszcze i dodał, nie odwracając się:
- Kurokocchi należy do Pokolenia Cudów. Na waszym miejscu zrobiłbym wszystko, by mieć go w drużynie. Oczywiście sam też zamierzam go przekonać, by przeniósł się do Kaijo.
Dziedziniec był w miarę opustoszały. Uczniowie w większości rozeszli się już do domów lub na różnego rodzaju koła zainteresowań. Dawało mu to nadzieję na spokojny powrót bez oblężenia fanek.
- Kurokocchi? – zapytał cicho, wierząc, że przyjacielowi nie umknęłoby takie zamieszanie i jest gdzieś w pobliżu.
- Nie powinieneś im tego mówić – mruknął Kuroko, odzywając się z jego prawej strony. – Teraz będą mnie szukać i namawiać do gry.
Kise uśmiechnął się lekko i zerknął na poważną twarz przyjaciela.
- Tak jakby znalezienie ciebie było takie łatwe – prychnął. Zaraz jednak spoważniał. – Wciąż nie rozumiem dlaczego nie jesteś w drużynie, Kurokocchi.
Ten tylko wzruszył ramionami i z nieprzeniknioną twarzą wpatrzył się przed siebie. Kise westchnął ciężko, po raz kolejny marząc o umiejętności czytania w myślach. Jak bardzo wszystko byłoby wtedy łatwiejsze.
- Myślałem, że poszedłeś do Seirin, bo podobała ci się ich gra? – zapytał w końcu, próbując wyciągnąć coś z niego.
Kuroko jednak tylko się zgarbił i patrząc w ziemię mruknął:
- Zmieniłem się.
Kise przez chwilę czekał, aż chłopak rozwinie swoją myśl, ale wyglądało na to, że ten nie ma takiego zamiaru. Blondynowi nie pozostało więc nic innego jak przywołać na twarz uśmiech i rzucić z entuzjazmem:
- Zawsze możesz przenieść się do Kaijo i grać z nami, jestem pewien, że kapitan przyjmie cię z otwartymi ramionami, w końcu jesteś członkiem Cudownej Generacji, a to…
- Nie jestem taki jak wy – przerwał mu chłodno Kuroko. – Jestem cieniem i sam nie jestem w stanie nic zrobić.
- Kurokocchi, co ty mówisz! – zawołał Kise, obracając się w jego stronę, ale chłopaka już nie było. – Cholera, znowu to zrobił – wymamrotał, rozglądając się dookoła, ale błękitnowłosy wydawał się zapaść pod ziemię. Westchnął i rozmyślając o jego słowach ruszył dalej. Nie chciał wierzyć, by ktoś mógł ot tak zmienić się tak bardzo w tak krótkim czasie. Coś musiało na niego wpłynąć, przecież jeszcze kilka miesięcy temu obwieścił swojej starej drużynie, że nie podoba mu się ich styl gry. Pamiętał też jego zachwyt grą drużyny Seirin. Błękitnowłosy powiedział im wtedy, że właśnie w takiej drużynie chce grać w koszykówkę. I nic nie było w stanie odwieść go od tego zamiaru, nieważne jak bardzo próbowali go przekonać, by poszedł do lepszej szkoły i nie marnował swojego talentu. On jednak cały czas powtarzał, że prawdziwa drużyna to zespół, którego członkowie mogą na sobie polegać.
Kise zatrzymał się nagle, przypominając sobie oburzonego decyzją Kuroko Aominecchiego, który oświadczył mu, że jeśli faktycznie to zrobi, popełni ogromny błąd. Wtedy Kurokocchi nie wydawał się urażony jego słowami, właściwie wyglądał jakby chciał im pokazać jak bardzo się mylą. Dlaczego więc teraz nie zamierzał nawet wstąpić do drużyny? Coś się musiało wydarzyć, a on nie wiedział co i strasznie go to irytowało. Miał jednak przeczucie, że cokolwiek się stało, miało to jakiś związek właśnie z Aomine, z którym Kuroko był chyba najbliżej z nich wszystkich. Wyjął z kieszeni telefon, zastanawiając się, czy dzwonienie do Aominecchiego i pytanie go o to wprost na pewno jest dobrym pomysłem. Inną opcją była rozmowa z Momoi, ale dziewczyna pewnie bardzo by się tym wszystkim przejęła. Zagryzł wargę, niezdecydowany. Może drużyna Seirin namówi go do gry? W sumie chyba nic się nie stanie jeżeli jeszcze trochę poczeka i zobaczy jak to wszystko się rozwinie.
Przez chwilę wszyscy stali w milczeniu, wsłuchując się w oddalające się kroki Kise. Gdy trzasnęły drzwi z korytarza prowadzącego na salę gimnastyczną wszyscy nagle zaczęli mówić jednocześnie, próbując się przekrzyczeć.
- Cisza! – krzyknęła w końcu trenerka, piorunując ich spojrzeniem. – Jeżeli to, co powiedział Kise jest prawdą i do naszej szkoły chodzi ktoś z Pokolenia Cudów, to chcę go mieć w drużynie. I nie obchodzi mnie jak go do tego namówicie, byle do nas dołączył, zrozumiano?
Odpowiedział jej niewyraźny pomruk drużyny.
- Nie słyszałam! – warknęła i zanim zdążyli jeszcze raz przytaknąć, odwróciła się do jednego ze swoich nowych nabytków. – Kagami, masz znaleźć Kuroko Tetsuyę, to twoje zadanie.
- Co takiego? – wrzasnął Kagami. – Niby dlaczego akurat ja mam go szukać?
- Bo ja tak mówię! – rzuciła stanowczo Riko, kładąc ręce na biodrach i stając w wojowniczej pozie. – Poza tym jest w twoim wieku, więc powinieneś się z nim dogadać. – Widząc, że zamierza się kłócić, dodała – Nie zmienię zdania, znajdź go albo nie będziesz grać w następnym meczu!
Był wściekły. Zresztą, kto by nie był w jego sytuacji. Wyglądało na to, że od tego czy uda mu się znaleźć tajemniczego Kuroko i namówić go do wstąpienia do ich drużyny zależało czy będzie grał w najbliższym meczu. A co jak co, ale meczu nie zamierzał opuścić. Po podjęciu tej decyzji z nową determinacją skierował się do sekretariatu, by wypytać o klasę do której chodzi Kuroko Tetsuya. Z tego co wiedział były tylko cztery pierwsze klasy, więc znalezienie go nie mogło być aż tak trudne.
Powiedzieć, że był oszołomiony, to zdecydowanie za mało, by opisać jego obecny stan. No bo, jakim cudem poszukiwany przez niego chłopak mógł chodzić z nim do klasy? Niemożliwym było, by przeoczył kogoś dobrego w koszykówce. Odkąd nauczył się grać jako dziecko, mógł bez problemu ocenić kogoś tylko na niego parząc. I w jego klasie nie było nikogo, kto zwróciłby jego uwagę. Jedyną rozsądną opcją była jego dotychczasowa nieobecność, ale to też byłoby dziwne, w końcu był już drugi tydzień szkoły. Westchnął i zrezygnowany udał się na kolejną lekcję z postanowieniem bacznej obserwacji wszystkich przy sprawdzaniu obecności.
- Kagami Tajga.
- Jestem – mruknął, podnosząc rękę i uważnie rozglądając się po klasie.
Przeczuwał, że nazwisko Kuroko padnie zaraz po jego.
- Tetsuya Kuroko.
- Obecny.
Kagami wciągnął ze świstem powietrze, z niedowierzaniem wpatrując się w drobnego chłopaka siedzącego zaraz przed nim. To niby miał być on? Gdyby miał zgadywać kto z jego klasy nadaje się do gry w kosza, on byłby zapewne na szarym końcu. Niewysoki, drobny i blady. Nie zwracał na siebie uwagi do tego stopnia, że Kagami właściwie pierwszy raz na niego spojrzał, a przecież siedział zaraz za nim. Mało tego, nauczyciel też zdawał się go nie dostrzegać, omijając jego ławkę. To było niedorzeczne, by tak niewyraźna i kiepsko zbudowana osoba miała mieć jakiś talent do koszykówki. Wątpił jednak, by trenerka uwierzyła jego przeczuciom i dała sobie z nim spokój, więc tak czy inaczej musiał go jakoś namówić do wstąpienia do drużyny.
Od wizyty Kise-kuna w szkole, Kuroko miał się na baczności. Po przemówieniu jakie blondyn dał drużynie Seirin, spodziewał się, że będą go chcieli namówić do gry w ich zespole. Aby tego uniknąć starał się być jeszcze mniej widoczny niż zwykle, zwłaszcza gdy w pobliżu znajdował się ktoś z klubu koszykarskiego. To, co go zdziwiło, to fakt, że w zasadzie żaden z zawodników nie wydawał się go szukać. Być może jego założenia były błędne.
Szybko się jednak okazało, że nie mylił się aż tak bardzo. Może i nie szukało go całe stado koszykarzy, ale za to ciągle czuł na sobie wzrok Kagamiego, który zaraz po dostaniu się do drużyny Seirin stał się jej asem. Po dwóch dniach nieustannej obserwacji, Kuroko czuł się prześladowany, tym bardziej, że nikt nigdy nie zatrzymywał na nim dłużej spojrzenia. Nagły przeskok z niewidzialności do bycia na celowniku sprawiał, że miał ochotę zaszyć się gdzieś, gdzie nikt nie zwróci na niego większej uwagi. Jak się okazało nie było to wcale takie łatwe jak myślał. Kagami nie spuszczał z niego wzroku w czasie lekcji i chodził za nim krok w krok na przerwach, obserwując każdy jego ruch, nie ważne czy akurat jadł śniadanie czy czytał książkę na korytarzu. Przy tak intensywnej uwadze nie miał możliwości, by wtopić się w tłum, co coraz bardziej go irytowało. Tak bardzo, że zaczął już wyczekiwać momentu, gdy chłopak w końcu go zagadnie i powie co ma do powiedzenia.
- Tetsuya Kuroko?
Z cichym westchnieniem zamknął czytaną właśnie książkę i spojrzał na stojącego nad nim nastolatka. Specjalnie wybrał się na dach, by w spokoju móc poczytać. Wydawało mu się, że wreszcie udało mu się zmylić prześladującego go chłopaka i zniknąć niepostrzeżenie. Ten jednak wydawał się bardziej uparty niż Kuroko przypuszczał. Przynajmniej w końcu zdecydował się na zagadnięcie go.
- Tak, to ja – przytaknął w końcu Kuroko, podnosząc się z ziemi, by nie musieć patrzeć na niego pod słońce.
Kagami przez chwilę stał tylko, patrząc się na niego bezmyślnie. W końcu, gdy Kuroko miał go już ponaglić, wypalił:
- Wstąpisz do klubu koszykówki?
- Nie.
- Co? – wykrzyknął. – Dlaczego niby nie? Nawet się nie zastanowiłeś! – oburzył się.
Kuroko wzruszył ramionami i wymijając go, rzucił:
- Nie mam ochoty.
Kagami był niesamowicie dumny, że zamiast pytać prosto z mostu najpierw postanowił poobserwować swoją ofiarę… znaczy, kandydata do drużyny. W końcu wszyscy zawsze mu powtarzali, że jest w gorącej wodzie kąpany i przez to wiele rzeczy robi bez odpowiedniego namysłu. No, to teraz zdecydował, że najpierw pozna chłopaka, którego miał przekonać do gry. W końcu jak się o kimś coś wie, to potem można to przeciw niemu wykorzystać, prawda? A w każdym razie tak to działało w filmach.
Plan planem, a jednak Kagami nie przewidział jednej rzeczy, mianowicie tego, że Kuroko okaże się tak zwykły i nudny jak to tylko możliwe. Gdyby nie to, że dosłownie nie odrywał od niego wzroku łatwo byłoby mu go zgubić, bo chłopak naprawdę zlewał się z tłumem. Co gorsze całe dwa dni obserwacji nie przyniosły mu żadnych wskazówek co do tego, co powinien zrobić. Błękitnowłosy nie wyrażał żadnego zainteresowania koszykówką! Nie czytał magazynów sportowych, nie rozmawiał o ostatnich meczach, nie widział go nawet ani razu z piłką w ręku. W końcu musiał się pogodzić z faktem, że obserwowanie go w niczym mu nie pomoże, więc podszedł do niego i prosto z mostu zapytał czy do nich dołączy. I choć spodziewał się po nim odmownej odpowiedzi i tak był zaskoczony tym, że ją dostał. W żadnym razie nie zamierzał się jednak poddać, bo w końcu co jak co, ale on zawsze walczył o to czego chciał.
Po namyśle zdecydował, że tym, co przekona Kuroko do gry może być jego miłość do koszykówki, dlatego też zaraz po lekcjach złapał go za ramię i pociągnął w stronę pobliskiego boiska na którym zwykle o tej porze grała młodzież. Gdy już znaleźli się pod siatką oddzielającą boisko od ulicy, Kagami zatrzymał się i, nadal ściskając Kuroko za ramię, zapytał:
- Nie tęsknisz za koszykówką? Za dźwiękiem odbijającej się piłki? Za adrenaliną? – Przyjrzał się twarzy chłopaka, ale nie był w stanie nic z niej wyczytać. Nadal jednak uparcie szukał w niej odpowiedzi na swoje pytanie. Chciał zobaczyć błysk zainteresowania w tych nieprzeniknionych oczach.
Zamiast tego błękitnowłosy wyrwał swoje ramie z uścisku i, nie patrząc na grających, mruknął:
- Nie lubię koszykówki.
Kagami nawet nie próbował go zatrzymać, zbyt wstrząśnięty jego słowami. Skoro był tak dobry jak się o nim mówiło, skoro jego drużyna trzy lata z rzędu zdobyła mistrzostwo kraju, jakim cudem mógł nie lubić koszykówki? Nie rozumiał go, więc jak do cholery miał zmienić jego zdanie?
Sam do końca nie wiedział, czy to, co powiedział Kagamiemu jest prawdą czy nie. Nienawidził koszykówki w jaką grało Teiko. Nie mógł znieść tego, że dla jego dawnej drużyny najważniejszą rzeczą w grze było zwycięstwo. Nie potrafił się pogodzić z ich egoistyczną grą i między innymi dlatego nie poszedł z żadnym z nich. Już w czasie finałów ledwo mógł znieść pisk butów na parkiecie i odgłos uderzającej piłki. Znienawidził wszystko, co kojarzyło mu się z koszykówką do tego stopnia, że nie mógł nawet patrzeć na swoje ulubione adidasy. Nienawidził tej gry tak bardzo, że to aż bolało i dobrze wiedział dlaczego tak jest. Wiedział, że mimo nienawiści, tak naprawdę kocha tę grę i sama myśl, że miałby już nigdy nie zagrać sprawiała, że czuł się chory. Miał nadzieję, że jego radość do gry powróci, gdy pójdzie do Seirin i wstąpi do drużyny, która opierała się na pracy zespołowej. Odkąd zobaczył jeden z ich meczy chciał dla nich grać, chciał poczuć się częścią zespołu, bo od dobrych kilku miesięcy miał wrażenie, że Teiko nie jest drużyną, a zbiorem indywidualistów. W sumie naprawdę się cieszył z zapisania się do Seirin i przyszłej gry z nimi. Później jednak dowiedzieli się o tym pozostali i ze wszystkich sił próbowali go namówić do zmiany decyzji. Nie żeby się tego po nich nie spodziewał, przewidział nawet argumenty, których spróbują użyć i miał na nie gotowe odpowiedzi. Wszystko zdawało się toczyć tak jak przewidywał. Aż do ostatniego dnia wakacji, kiedy to odwiedził go Aomine.
Kuroko postanowił spędzić ten dzień w domu, wiedząc, że na wieczór Akashi zaplanował ostatnie spotkanie pierwszego składu Teiko. Pokolenie Cudów miało się spotkać po raz ostatni przed rozejściem się do różnych szkół. Według niego miało to być coś na kształt imprezy pożegnalnej, ale znając Akashiego miał inny powód, by ich zebrać i Kuroko naprawdę wolał się nad nim teraz nie zastanawiać. Zamiast tego odszukał w Internecie nagrania z Pucharu Zimowego i włączył ostatni mecz Seirin, zanim zostali pokonani i odpadli z rozgrywek. Chciał jeszcze raz przeanalizować ich graczy. Włączył odtwarzanie i usadowił się na kanapie. Nie minęła jednak nawet pierwsza kwarta, gdy usłyszał dzwonek do drzwi. Zatrzymał nagranie i poszedł otworzyć, zastanawiając się jednocześnie, kto mógł przyjść o tej porze. Rodzice byli w pracy, a on nikogo się tego dnia nie spodziewał.
- Yo, Tetsu!
- Aomine-kun? Co tu robisz? Widzimy się przecież wieczorem.
- A bo to już nie mogę wpaść do ciebie? – zdziwił się chłopak, pocierając kark. – Nudzę się.
Kuroko westchnął. Ostatnimi czasy Aomine nudził się zawsze i jedyną rzeczą, która była w stanie go wyrwać z tego stanu była koszykówka. Lub świerszczyki. Tym bardziej nie rozumiał, dlaczego sposobu na nudę szukał właśnie u niego. Odsunął się jednak, wpuszczając go do środka.
- Co robisz? – zapytał Aomine, idąc za nim do jego pokoju.
- Oglądam mecz – mruknął Kuroko, przeczuwając, że znowu czeka go przemówienie Aomine na temat beznadziejności Seirin i głupoty samego Kuroko, który zdecydował się pójść akurat do tej nie znanej przez nikogo szkoły. Tak jakby był za głupi, by zrozumieć za pierwszym razem, że żaden z kolegów z byłej drużyny nie popiera tego wyboru.
Aomine, zupełnie jakby czytał mu w myślach, gdy tylko zobaczył czyj mecz ogląda, zaczął swój wywód. Kuroko nie pozostało więc nic innego jak udawać, że słucha kolejny raz tych samych argumentów. Doprawdy, to zaczynało się robić nudne. Choć tak naprawdę każde słowo krytyki odczuwał jak cios, tym bardziej z ust Aomine, którego przecież od zawsze bardzo podziwiał. Podświadomie wiedział jednak, że Aomine z którym się zaprzyjaźnił przed laty nie jest tym samym chłopakiem, który go obecnie strofował. Nie wiedział gdzie i dlaczego, ale jego przyjaciel zdawał się zgubić po drodze ważną cząstkę siebie i wydawał się Kuroko niekompletny.
- Tetsu.
Wyjątkowo poważny głos Aomine przywołał go do rzeczywistości. Ze zdziwieniem spostrzegł, że chłopak patrzy na niego uważnie, tak uważnie jak nie patrzył na niego jeszcze nigdy. Odchrząknął, czując, że to, co zaraz usłyszy raczej mu się nie spodoba i zapytał cicho:
- O chodzi co, chodzi Aomine-kun?
Chłopak milczał jeszcze przez chwilę, po czym powiedział, nie bawiąc się w subtelności:
- Robisz duży błąd, Tetsu. Bez swojego światła twoja koszykówka nie ma żadnego sensu. Marzysz o zgranej drużynie, ale cholera, jesteś tylko cieniem. Bez światła nic nie znaczysz na boisku. Beze mnie jesteś gorszy od niejednego amatora. Chcesz to idź sobie do tego pieprzonego liceum, ja cię nie potrzebuję do gry. – Nachylił się w jego stronę i wycedził, patrząc mu prosto w oczy. – Ale ty beze mnie jesteś niczym i szybko się o tym przekonasz. - Gdy tylko skończył mówić, wstał i wyszedł, nie czekając na jego reakcję.
Kuroko przez dłuższy czas siedział nieruchomo. Słowa Aomine powracały do niego echem wciąż i wciąż. Wiedział, że jego przyjaciel nie był zadowolony ze szkoły, którą wybrał, to akurat nie było niczym nowym. Nie sądził jednak, że w oczach Aomine nic nie znaczy jako zawodnik. Według niego jego gra była słaba, on sam był słaby, nic nie znaczący bez swojego światła. Czy to, co powiedział Aomine mogło być prawdą? Czy naprawdę był kimś nieznaczącym, kimś bez kogo można się obejść? Z drugiej strony wiedział, że sam nie jest w stanie nic zdziałać w koszykówce, nie potrafił nawet trafić do kosza. Był zależny od kolegów z drużyny, zawsze to wiedział. Akceptował to jako coś naturalnego, odkąd dołączył do drużyny Teiko był odpowiedzialny za podawanie piłki, czynność ta stała się w końcu jego specjalizacją, największym atutem. Zawsze myślał, że drużyna go w pewien sposób szanuje, że jest jednym z nich, mimo że tak bardzo się od nich różni. Słowa Aomine pokazały mu jednak jak bardzo się mylił. Nie był przecież geniuszem koszykówki jak Aomine czy Akashi, nie miał też naturalnego talentu jak Murasakibara, nie potrafił kopiować zagrań jak Kise ani rzucać jak Midorima. Tak właściwie to czy nadawał się w ogóle do gry w kosza?
W momencie, gdy zadzwonił dzwonek na przerwę, Kagami zerwał się z krzesła i nic sobie nie robiąc z obserwujących go osób, złapał Kuroko za nadgarstek i pociągnął go w do jednego z mniej używanych korytarzy. Tam go puścił i zanim błękitnowłosy miał szansę o coś zapytać, zaczął mówić, chodząc nerwowo od ściany do ściany:
- Słuchaj, nie będę ci wmawiał, że rozumiem dlaczego nie chcesz grać, bo bym skłamał. Za cholerę tego nie rozumiem, ale to w tej chwili nie ważne. Nie chcesz grać? Twoja sprawa i naprawdę nic mi do tego. A przynajmniej tak by było, ale trenerka chce cię mieć w drużynie i to na mnie spadł wątpliwy zaszczyt namówienia cię, byś do nas dołączył. – Spojrzał na niego groźnie i widząc, że ten chce coś powiedzieć, szybko warknął – Daj mi skończyć!
Kuroko skinął lekko głową, dalej patrząc bez wyrazu na miotającego się przed nim chłopaka, który widząc, że ten go słucha, mówił dalej:
- Może i dla ciebie koszykówka jest tylko rozrywką i jesteś w stanie ją porzucić, ale ja tak nie mam. Gram codziennie odkąd skończyłam siedem lat. Uwielbiam grać, nic nie sprawia mi takiej radości jak gra z silnym przeciwnikiem, dlatego jestem wkurzony, bo trenerka postawiła mi warunek, że jeśli nie namówię cię, byś dołączył do drużyny to nie zagram w najbliższym meczu. – Widząc, że Kuroko wzdrygnął się lekko na jego słowa, przytaknął i kontynuował – Tak, taki jest jej warunek i cholera niech to weźmie, ale ona naprawdę nie zamierza odpuścić. Mecz z Kaijo jest za dwa dni i nie mam zamiaru spędzić go na ławce rezerwowych. Chcesz czegoś, tylko powiedz, ale dołącz do drużyny – zakończył swoją przemowę Kagami, wypuszczając z sykiem powietrze.
Kuroko przyjrzał mu się oceniająco, po czym przytaknął bez entuzjazmu.
- Dobrze.
Kagami przez kilka sekund był w stanie tylko się na niego gapić, zaraz jednak dotarło do niego co powiedział i wydał z siebie okrzyk radości. Udało mu się. Nie wiedział, co ostatecznie przekonało Kuroko, ale najważniejsze było, że ten się zgodził. Wyszczerzył się w uśmiechu i podał mu godzinę treningu.
- Kagami, co ty tu robisz? – wykrzyknęła Riko, widząc chłopaka przebranego w strój do gry. – Powiedziała chyba wyraźnie, że nie będziesz brał udziału w treningu, dopóki nie namówisz Kuroko do wstąpienia do naszej drużyny!
- Wiem, wiem, pamiętam – zawołał Kagami, unosząc uspokajająco ręce. – Zgodził się, powiedziałem mu by przyszedł na trening.
- No i o to chodziło! – Trenerka zatarła ręce na samą myśl o nowym zawodniku. Zaraz jednak coś sobie uświadomiła i szybko podeszła do Kagamiego. – Chwila, skoro powiedziałeś mu, by przyszedł, to gdzie on teraz jest?
Kagami podrapał się niepewnie po głowie, rozglądając dookoła. W końcu zapytał niepewnie:
- Może się spóźni?
- Ja ci dam spóźni! – warknęła Riko, okładając go pięściami. – Miałeś go przyprowadzić, a zamiast tego…
- Przyszedłem.
Riko krzyknęła cicho, łapiąc się za serce i patrząc z niedowierzaniem na stojącego przed nią chłopaka. Rozejrzała się po drużynie, ale wszyscy wydawali się zaskoczeni jego nagłym pojawieniem się.
- Skąd się tu wziąłeś? – wykrztusiła w końcu.
- Byłem tu od początku treningu.
- Eee… ale przecież…
Nie przejmując się zaskoczeniem drużyny, Kagami zawołał:
- Dobrze, że już jesteś, Kuroko. Trenerka myślała, że zmyślam.
Kuroko tylko wzruszył ramionami, mówiąc cicho:
- Obiecałem, że przyjdę.
- Chwila! – Ich wątpliwej jakości rozmowę przerwała Riko. – Ty jesteś Kuroko?
- To ja.
Tak jak się spodziewał trenerka nie była zadowolona z tego, że nie chciał grać. Zresztą, cała drużyna była tym raczej zszokowana. Odkąd pojawił się na pierwszym treningu, co najmniej połowa zawodników próbowała go przekonać, by zmienił zdanie i zagrał w meczu z Kaijo. Kuroko jednak był pod tym względem nieugięty. Oświadczył trenerce, że dołącza do drużyny tylko z powodu Kagamiego i nie zamierza brać udziału w rozgrywkach. Zgodził się jednak trenować, więc Riko miała chyba nadzieję, że z czasem zmieni zdanie.
Mimo że nie chciał grać, Kuroko tak jak pozostali był bardzo podekscytowany towarzyskim meczem, tym bardziej, że w przeciwnej drużynie miał grać Kise. Sam przed sobą musiał przyznać, że był przyzwyczajony do respektu jaki odczuwano przed jego drużyną, Seirin natomiast było wyraźnie lekceważone. Słowa trenera Kaijo jakoby ten mecz miał stanowić niezłą rozgrzewkę przed lepszymi przeciwnikami podziałały na całą drużynę i Kuroko naprawdę się im nie dziwił, że byli wkurzeni.
- Kuroko, może jednak zagrasz? – trenerka po raz kolejny zadała mu to pytanie, ale on tylko potrząsnął głową siadając na ławce.
Wbrew sobie był ciekawy tego jak Seirin poradzi sobie w tym meczu. Znając umiejętności Kise i wiedząc, że Kaijo było wysoko w rankingu nie dawał im zbyt wielkich szans. Oczywiście zawsze istniała możliwość, że się pomylił w swojej ocenie i Kuroko szczerze im tego życzył, jednak prawdopodobieństwo tego było raczej znikome. Usiadł na ławce i skoncentrował się na meczu.
Już po pierwszej minucie wiedział, że trafili na wyjątkowo silnego przeciwnika. Cała drużyna Kaijo była dobra, do tego wszyscy byli wysocy i wysportowani, jakby stworzeni do koszykówki. Poza tym był jeszcze Kise kopiujący wszystkie zagrania. Gdy Kagami robił wsad, chwilę później to samo robił Kise na drugiej połowie boiska i to z jeszcze większą siłą. Kagami musiał przyznać, że był pod wrażeniem jego umiejętności, wystarczał mu zaledwie jeden rzut oka i potrafił odtworzyć wszystko w najdrobniejszych detalach. Nakręcało go to. Silniejszy przeciwnik zawsze sprawiał, że chciał być jeszcze szybszy, jeszcze zwinniejszy i silniejszy. Nigdy nie chciał się z nikim zrównać, zawsze dążył do tego, by kogoś przegonić, by okazać się lepszym. Teraz też tak czuł.
Mimo wysiłków całej drużyny przegrywali, Kise okazał się naprawdę trudny do zatrzymania, a i pozostali zawodnicy Kaijo nie chcieli oddać łatwo piłki. Kagami czuł spływający po plecach pot, ale nie zamierzał się poddawać. Piętnastopunktowa przewaga przeciwników tylko bardziej go motywowała do jeszcze większego wysiłku, jeszcze celniejszych rzutów.
- Nie macie szans – powiedział do niego Kise, gdy udało mu się wybić piłkę na aut. – Różnica punktów będzie się stale powiększać, ale już na pewno się nie zmniejszy. – Spojrzał na niego z góry. – Przyznaj, że nie jesteście w stanie nas pokonać, to jeszcze nie wasz poziom.
Kagami przez chwilę stał nieruchomo, wpatrując się w blondyna i analizując jego słowa. Zaraz jednak odrzucił głowę do tyłu i zaśmiał się głośno, nie mogąc się uspokoić.
- Przepraszam, przepraszam. – Machnął ręką, widząc jego zdziwioną minę. – Jestem szczęśliwy.
- Szczęśliwy? – Kise patrzył na niego jak na wariata, co sprawiało, że Kagami miał ochotę po raz kolejny wybuchnąć śmiechem. Opanował się jednak i wyjaśnił:
- Nie byłem pewny czy moja decyzja o powrocie z Ameryki była słuszna, teraz jednak widzę, że tak. Zachęciłeś mnie – przyznał i idąc już w stronę drużyny, rzucił przez ramię – To dobrze, że nie mogę wygrać, uwielbiam wyzwania.
Już po kilku pierwszych minutach Kuroko wiedział, że Seirin raczej nie zdoła wygrać tego starcia. Ich gra zespołowa była świetna, ale ich przeciwnicy byli jednak bardziej doświadczeni i lepiej wysportowani. Z czasem jednak Kuroko stwierdził, że być może jest jeszcze jakaś szansa. Tą szansą był nie kto inny jak Kagami. Kuroko obserwował go na treningach i wiedział, że jest dobry, ale to, co pokazywał w trakcie meczu wprawiało go w zdziwienie. Kagami z każdą minutą zdawał się być coraz lepszy, zupełnie jakby nakręcała go rywalizacja i pewnie tak właśnie było. Patrząc na niego Kuroko widział w nim tę samą radość do gry jaka towarzyszyła Aomine, gdy go poznał. Dzikie, intuicyjne ruchy, pragnienie pokonania przeciwnika, zmierzenia się z własnymi ograniczeniami. Obserwowanie zmagań Kagamiego z Kise było fascynujące, zupełnie jakby miał przed sobą dzikie zwierzęta walczące o terytorium. Przed rozpoczęciem meczu Kuroko nie sądził, że Kagami będzie w stanie powstrzymać Kise-kuna, tymczasem staczali ze sobą całkiem równe pojedynki. Nie wiedząc nawet kiedy, Kuroko wczuł się w atmosferę i z niepokojem zaczął zerkać na wynik. Piętnaście punktów do odrobienia i tylko trochę ponad dziesięć minut, a wszyscy byli już przecież zmęczeni. Podświadomie wiedział co powinien zrobić, cały czas jednak nie był przekonany czy naprawdę tego chce. Bał się, że gdy znowu zagra nie będzie już w stanie po raz kolejny odrzucić koszykówki.
Jego myśli przerwał wybuch śmiechu. Poderwał szybko głowę i z niedowierzaniem spojrzał na rozbawionego Kagamiego. Po twarzy Kise i reszty zawodników odgadł, że nikt nie miał pojęcia czemu ten się śmieje. Zmarszczył brwi i gdy miał już uznać, że Kagami zwariował, ten zdecydował się odezwać. To dobrze, że nie mogę wygrać, uwielbiam wyzwania. Jego słowa odbijały się echem w głowie Kuroko. To było to czego potrzebował, sam o tym nie wiedząc. Impuls, który sprawił, że Kuroko poczuł znowu wiarę w koszykówkę. Nie namyślając się dłużej zerwał się z ławki i ruszył w stronę trenerki. W tym samym momencie usłyszał gwizdek kończący trzecią kwartę i przy ławce zgromadziła się cała drużyna.
Kuroko przysłuchiwał się przez chwilę ich rozmowie, jak zwykle niezauważony przez nikogo. Gdy do rozpoczęcia ostatniej kwarty została dosłownie chwila powiedział cicho:
- Chcę zagrać.
Jego słowa wywarły piorunujący efekt, zwłaszcza, że nikt nie widział kiedy do nich podszedł. Pierwszy otrząsnął się Kagami, podchodząc do niego i szturchając go palcem w pierś.
- Teraz chcesz grać? I może jeszcze nam powiesz, że jesteś w stanie ich pokonać? – zakpił, patrząc na niego z niechęcią.
Kuroko wcale mu się nie dziwił. Po tym jak się zarzekał, że nie będzie grał, bo nienawidzi koszykówki sam by był wściekły na jego miejscu. Wiedział jednak, że jeśli wejdzie szanse Seirin wzrosną, a nagle zaczęło mu zależeć na wygranej. Odsunął się więc nieco od Kagamiego i odpowiedział mu:
- Nie jestem w stanie ich pokonać, jednak mogę pomóc wam to zrobić.
Trenerka przez chwilę przyglądała mu się oceniająco. W końcu potrząsnęła lekko głową i stwierdziła cicho:
- Drużyna nigdy z tobą nie grała, bez odpowiedniego treningu… – zamyśliła się i Kuroko był pewien, że szacowała właśnie ich szanse bez jego wejścia na boisko. W końcu spojrzała na niego stanowczo i skinęła głową. – Dobrze, wchodzisz.
Kuroko przytaknął i zwrócił się do drużyny:
- Podawajcie mi piłkę.
Kagami nie był zadowolony z tego, że trenerka wpuściła Kuroko na boisko. Chłopak nie wyglądał na koszykarza i mimo wszystkich pogłosek na temat jego umiejętności, Kagamiemu jakoś trudno było uwierzył, że ten potrafi grać. Swoje zdanie zmienił jednak już po pierwszej minucie. Wydawało się, że gdziekolwiek nie pojawił się Kuroko, piłka od razu wpadała w jego ręce, by następnie trafić do któregoś z zawodników Seirin. Sam Kagami odebrał kilka podań, które nadeszły z bliżej nieokreślonej strony. Ich przeciwnicy zdawali się tym jeszcze bardziej oszołomieni niż oni. Tylko Kise wydawał się wiedzieć, co się dzieje, bo co jakiś czas zerkał z zaciętą miną na Kuroko. Gdy na minutę przed końcem zdołali zremisować, Kagami ledwo w to wierzył, tak samo zresztą jak i pozostali zawodnicy. Tak naprawdę nie miał jednak czasu na obserwacje i przemyślenia, Kaijo atakowało z całych sił, narzucając grze ogromne tempo. Obrona obu drużyn przestała nawet próbować zatrzymać ataki, zamiast tego oba zespoły skupiły się na szybkich atakach. Ostatnie sekundy meczu były naprawdę intensywne i Kagami wiedział, że musi dać z siebie wszystko, by zdobyć ostatni kosz.
Gwizdek rozległ się w momencie w którym jego buty dotknęły parkietu. Wynik na tablicy wskazywał 100 do 98. Jakimś niewiarygodnym cudem wygrali. Podniósł do góry rękę i wydał radosny okrzyk, a w ślad za nim poszła reszta drużyny. Kagami rozejrzał się po twarzach kolegów, zatrzymując wzrok na Kuroko. Błękitnowłosy stał nieruchomo, pochylony nieco do przodu, zdyszany łapiąc oddech, jednak to, co najbardziej zwróciło uwagę Kagamiego to jego oczy. Mimo tego, że jego twarz dalej była bez wyrazu, oczy błyszczały mu radośnie. Pierwszy raz widział go takiego.
Mecz z Kaijo był chyba tym przełomowym momentem w ich relacjach. To właśnie wtedy Kagami zobaczył prawdziwego Kuroko, a nie tę ponurą wersję, którą próbował im wmówić. Musiał też na nowo zrewidować swoje poglądy na jego temat. Okazało się przecież, że żeby być dobrym w koszykówce wcale nie trzeba być pokaźnej postury. Wady, które wcześniej mu przypisał, teraz okazały się zaletami. Jak na przykład jego drobna sylwetka czy niewielki wzrost, dzięki którym był w stanie pozostać niezauważonym i w odpowiednim momencie podać im piłkę. Co nie znaczy, że nie irytowało go gdy nagle pojawiał się koło niego, strasząc go. Nie powinien przecież wykorzystywać swojej sztuczki poza boiskiem! Oczywiście na nic się zdało jego narzekanie, Kuroko zdawał się czerpać z tego jakąś chorą przyjemność.
Tak czy inaczej odkąd Kuroko brał pełny udział w treningach, a nie tak jak dotychczas we wszystkim, co nie wymagało pracy z piłką, Kagami musiał przyznać, że lubił z nim grać. Czasami wręcz dogadywali się bez słów, Kagami biegł pod kosz i w tej samej chwili dostawał od niego piłkę, zupełnie jakby Kuroko przewidział, że właśnie to zrobi. Tym sposobem udało im się wygrać wszystkie kolejne mecze, co znacznie podbudowało całą drużynę. Jasne, nie zaczęli się uważać za niepokonanych, ale nabrali nadziei na to, że zdołają dojść do finału Inter High. Po drodze mieli jednak rozegrać mecz z Touou, którego tak bardzo obawiał się Kuroko.
Mecz z Kaijo był impulsem, którego potrzebował i z perspektywy czasu Kuroko był naprawdę wdzięczny Kagamiemu za jego natarczywość i prośby, by dołączył do drużyny Seirin. Mógł sobie wmawiać, że nie chce grać i unikać koszykówki, jednak w żaden sposób nie przynosiło mu to ulgi. Za bardzo kochał koszykówkę, by móc z niej zrezygnować. Gdy po Zimowych Mistrzostwach opuścił Teiko koszykówka nie kojarzyła mu się z niczym dobrym. Cały czas miał przed oczami egoistyczne zachowanie kolegów z drużyny, ich pragnienie zwycięstwa za wszelką cenę. Nie mógł znieść takiej koszykówki, nie był tacy jak oni. Każdy z Pokolenia Cudów był swojego rodzaju geniuszem, dlatego z czasem w ich umysłach pojawiło się przekonanie, że to oni są najlepsi, że nikt nie jest w stanie ich pokonać. Kuroko, choć ceniony przez pozostałą piątkę za swoje umiejętności, był inny. Jego gra opierała się na pozostałych graczach i z każdym kolejnym meczem wyczuwał, że pozostali się od niego oddalają. Nie chcieli być od niego zależni, byli przecież geniuszami koszykówki i mogli zrobić wszystko sami. Łamało mu się serce, gdy to obserwował. Dla nich wyglądało to pewnie jak kolejny etap rozwoju drużyny, dla niego oczywistym było, że ich zespół się rozpadał. Chciał coś powiedzieć, spróbować to naprawić, ale jaki miał dać argument? Przecież wygrywali, byli najlepsi. Zdobyli tytuł mistrza kraju.
Ostatecznym ciosem, który przypieczętował jego nienawiść do koszykówki były słowa Aomine. Jedyną osobą, która może mnie pokonać jestem ja sam. Świadomość, że jego partner go nie potrzebuje była przytłaczająca, jego gra nie miała sensu gdy nie miał komu podawać piłek. Do tego Aomine twierdził, że cień bez światła jest niczym. To było zbyt wiele, by Kuroko był sobie w stanie z tym poradzić, tym bardziej, że oprócz partnera do gry stracił też najbliższego przyjaciela.
Teraz jednak, gdy dostrzegł promyk nadziei w grze Seirin jego miłość do koszykówki wzrosła jeszcze bardziej. Nigdy nie zależało mu na samym wygrywaniu, czerpał przyjemność z samej gry. Oczywiście wszystkimi siłami dążył do tego, by jego drużyna wygrała, ale miał świadomość, że wygrana jednego zawodnika nie jest wygraną drużyny. Seirin było więc tym, czego zawsze pragnął. Każdy zawodnik był w drużynie traktowany na równi. No i był jeszcze Kagami – as drużyny. W pierwszym momencie Kuroko nie sądził, by był w stanie pokonać Pokolenie Cudów, jednak oglądając go w akcji dostrzegł w nim coś nieokiełznanego, niemal pierwotnego, coś co tylko czekało na oszlifowanie. Największe wrażenie zrobiła na nim jednak jego miłość do koszykówki. Podczas gry Kagami stawał się kimś zupełnie innym. Ożywał, zupełnie jakby ktoś właśnie naładował mu baterie. Nigdy się też nie poddawał i czerpał radość z samej gry. Moment, gdy Kagami zaśmiał się z prowokacji Kise-kuna i stwierdził, że lubi wyzwania był właśnie tym w którym do Kuroko dotarło, że Kagami mimo swojego niezaprzeczalnego talentu do koszykówki gra w pierwszej kolejności dla przyjemności, dopiero potem dla samego zwycięstwa. Wszystko to razem sprawiło, że znowu to poczuł – coś, co towarzyszyło mu gdy wstąpił do drużyny Teiko – miłość do gry.
