Wprowadzenie:

Słońce powoli oświetlało swym blaskiem ogromne drzewa Pandory. W klanie, do którego należy bohater tej opowieści rozpoczynał się kolejny dzień. Powoli budzili się kolejni członkowie plemienia, pierwsze grupy taronyu szły na polowanie, inni natomiast rozpalali wygaszone przez noc paleniska. Bohater, o którym chciałbym opowiedzieć nie jest szczególnie niesamowity, ot na'vi jakich wielu w klanie. Wysoki, niebieski o żółto-zielonych, dużych oczach, szerokim kocim nosie, ogonie i czarnych włosach z warkoczem. Żył on od lat już szesnastu i jak dotąd nie wykazywał żadnych specjalnych biegłości fizycznych, czy umiejętności. Jedyną jego zaletą było szybkie przyswajanie nowych języków. Język ludzi nieba opanował już będąc pięcioletnim dzieckiem. Wiele pomogła mu w tym szkoła, do której zaczął chodzić nawet wcześniej niż jego koledzy z klanu. Jego nauczycielką była chodząca we śnie kobieta o imieniu Anne. Sprawiała ona wrażenie osoby dalekiej od bycia nauczycielem z powołania. Wydawała się oschła, jednak pod woalem zimnej kobiety była osoba, która całym sercem oddała się i pokochała Pandorę i jej mieszkańców. Została przysłana tu wraz z grupą innych naukowców, którzy mieli dokładniej poznać zwyczaje na'vi żyjących w strefie umiarkowanej planety. Wracając do naszego głównego bohatera: Zwał się on Eltu, czyli mózg co w pełni zgadzało się z jego pędem do wiedzy. Posiadał on już stopień członka klanu, był także Ikran makto.

Rozdział I

Tego dnia Eltu zbudził się później niż zwykle. Otworzywszy oczy zorientował się, że wszyscy już wstali, a co więcej spożyli już śniadanie i udali się, by zająć się swoimi codziennymi sprawami. Na'vi udał się w kierunku ogniska, by zjeść szybki posiłek i ruszyć na polowanie. Gdy doszedł do ogniska, sięgnął ręką po talerz-liść i nałożył sobię porcję teylu. Po chwili kucając zjadał pędraki i przysłuchiwał się rozmowom otaczających go ziomków. Zdziwiło go to, że panowało tu poruszenie. Po chwili uchwycił strzępek rozmowy. Olo'eyectan'a wyraźnie coś wzburzyło, a w jego głosie słychać było wściekłość.

- Jak to możliwe, że Ludzie Nieba to zrobili? – pytał głośno krzycząc – Przecież obiecali, że chcą się od nas tylko uczyć! – Eltu nadal nie wiedział co się stało, jednak przeczuwał że sprawa jest poważna.

- Spokojnie! Udam się wraz z kilkoma ludźmi do Chodzących we śnie i wyjaśnię to! - starała się uspokoić go Tsa'hik – Pamiętajmy, że oni nigdy nas nie skrzywdzili! – na te słowa Olo'eyectan wstał gwałtownie.

- Naprawdę nigdy? – wykrzyczał – A nasi ziomkowie z klanu znad Rzeki zmarli w wyniku zbiegu okoliczności? Najpierw stracili Kelutral, a potem życie! – na te słowa Tsa'hik oniemiała z wrażenia. Nie wiedziała co powiedzieć.

-Ale…kto? Kiedy? – wydukała wpatrując się z przerażeniem w przywódcę klanu.

- Ludzi Nieba w kunsip – powiedział – nasi zwiadowcy opowiedzieli mi o tym co się wydarzyło w Kelutral klanu znad rzeki! Został doszczętnie zniszczony, a ludzie wybici – Tsa'hik, starała się uspokoić, choć ręce wciąż jej się trzęsły. Eltu jeszcze nigdy nie widział jej w tym stanie.

-Jednak ja muszę to wyjaśnić – powiedziała z trudem łapiąc oddech Tsa'hik – wraz ze mną udadzą się jeszcze Ahkey, Ovili oraz Eltu. Wraz z nimi z pewnością dojdę do porozumienia z Ludźmi Nieba. – Eltu czuł się jakby urósł o kilka centymetrów. Był strasznie dumny z siebie, że Tsa'hik wybrała właśnie jego. Nawet nie wiedział jak bardzo będzie tego żałował.

Dwie godziny później wraz z Tsa'hik, Ahkey'em, i Ovili leciał już w kierunku domu Ludzi Nieba.

-Spokojnie Txum – szepnął do swego ikrana, który zaczął nagle piszczeć. Po chwili zauważył, dlaczego zapiszczał on. Przed sobą, w dawnym miejscu Kelutral klanu znad rzeki wyziewała dziura. Wokół niej było mnóstwo maszyn Ludzi Nieba, które przesypywały ziemię. Niektóre wywoziły coś z tego miejsca w kierunku nowego metalowego drzewa.

-Uwaga - krzyknęła Ovili i zwiększyła pułap lotu. Eltu ujrzał na dole coś, o czym opowiadali mu już kiedyś jego rodzice. Ludzie nieba mieli dziwne maszyny, które jego rodzice nazywali ognistymi łukami. Grupa na'vi wzięła przykład z Ovili i po chwili wszyscy szybowali już dość wysoko. Chwilę później ujrzeli dom ludzi nieba, którzy uczyli się od nich. Eltu wiedział, że nazywają siebie naukowcami. Wylądowawszy na betonowym podłożu, chłopak zauważył przed sobą grupę uzbrojonych ludzi w egzopakach. Wśród nich szła doktor Anne – nauczycielka Eltu, która najwyraźniej dyskutowała z idącym obok niej mężczyzną. Na'vi nie słyszał jej rozmowy, ale poznał po jej gestykulacji, że dzieje się coś niedobrego. Gdy grupa doszła do nich, mężczyzna z którym kłóciła się Anne odezwał się:

-Czego tu szukacie? – zapytał po angielsku celując w grupę z broni – To teren zamknięty wynoście się! – Anne, która wpatrywała się to na na'vi to w grupę najemników prychnęła:

- Przecież to oczywiste. Chcą się dowiedzieć, kto zabił ich ziomków, jeszcze się nie dom…? – mężczyzna uciszył ją ruchem ręki.

-Powtarzam czego tu szukacie! – powiedział głośniej mężczyzna.

-Jesteśmy z klanu leśnego boru, chcemy się dowiedzieć dlaczego zabiliście naszych współbraci z klanu znad rzeki? – powiedziała Tsa'hik wpatrując się w mężczyznę, który splunął na ziemię i powiedział:

-Stawiali opór, otrzymaliśmy jasne rozkazy, by zająć się tymi, którzy stawiają opór.

- A więc nawet dzieci stawiały opór? – spytała złośliwie Anne wpatrując się z odrazą w mężczyznę – Naprawdę Brown nie wiem, czy ty jesteś taki tępy czy po prostu nie masz serca…

-Zamknij się Anne! – wrzasnął Brown i skierował swój wzrok na na'vi – Nie mam wam nic do powiedzenia, wynoście się!– Przez moment Tsa'hik starała się jeszcze doprowadzić do porozumienia, jednak spotkała się z odmową. Nie mając innego wyboru grupa na'vi dosiadła ikranów i ruszyła z powrotem w kierunku drzewa-domu. W drodze powrotnej rozmawiali ze sobą o tym czego się dowiedzieli, czyli tak naprawdę niczego. Eltu czuł się skołowany. Nie rozumiał jak można zabić cały klan ot tak po prostu. Zastanawiało go także, w jakim celu Ludzie Nieba wykopali taką ogromną dziurę.

Gdy grupa dotarła do drzewa domu właśnie miała zacząć się wieczerza. Można powiedzieć, że trafili na dobry moment, by opowiedzieć o tym co wydarzyło się w domu ludzi nieba. Eltu martwił się tym co zobaczył. Skoro nawet naukowcy nie są w stanie powstrzymać tamtych ludzi – myślał – to kto będzie? Z tymi niewesołymi myślami ruszył za Tsa'hik, Ahkey'em i Ovili w stronę Olo'eyectan'a, który sprawiał wrażenie strapionego ale spokojnego.

-Widzę cię –powiedziała Tsa'hik podchodząc do niego szybkim krokiem.

-A ja widzę ciebie – odpowiedział Olo'eyectan – Czy udało ci się znaleźć powód, dla którego klan znad rzeki musiał zginąć? – Na'vijka wzięła głęboki wdech i opowiedziała o wszystkim co się wydarzyło. Gdy zakończyła swą opowieść, spojrzała na męża i dodała – ja jednak wciąż twierdzę, że to nie jest wina ludzi nieba, którzy uczyli się od nas. Annekowalsky także była wzburzona. - Olo'eyectan zamknął oczy i jego czoło przeszyła zmarszczka głębokiego namysłu. Eltu milczał, wraz z resztą ludzi czekając na reakcję wodza. Dopiero po chwili usłyszał ciche westchnienie i słowa przywódcy klanu

-No dobrze…damy szansę ludziom nieba ale tylko tym, którzy uczyli się od nas i nie wzięli udziału w zniszczeniu klanu znad rzeki. A teraz musimy spotkać się z Annekowalsky, by dowiedzieć się od niej co tak naprawdę dzieje się wśród ludzi nieba. Wyślijcie posłańca w kierunku szkoły. – gdy skończył mówić ruszył w kierunku ogniska. Po chwili wszyscy na'vi, którzy słuchali rozmowy rozeszli się. Mam nadzieję, że Anne pojawi się już jutro– pomyślał Eltu i usiadł przy ognisku.

Następnego dnia rano, tak jak Eltu przewidywał w Kelutral zjawiła się Anne. Szła ona szybko pokonując kolejne kondygnacje, by znaleźć się przed Olo'eyectan'em. Jednak nie była sama. Wraz z nią przebyło około trzydzieści osób. Eltu zdziwiła tak duża ilość chodzących we śnie wpuszczonych do środka. Zazwyczaj wstęp miała tylko Anne oraz dwóch lub trzech asystentów.

-Widzę cię Nantang'tsmukan Olo'eyectan'ie klanu leśnego boru – powiedziała i po chwili ciszy kontynuowała – zapewne jesteś ciekaw, dlaczego klan, z którym byliście w bliskich stosunkach został zniszczony. Już spieszę z wyjaśnieniami. Ludzie, którzy niedawno przybyli na Pandorę mają złe zamiary. Chcą zdobyć pewien surowiec, który znajduje się w tej ziemi na całej planecie. Niestety najwięcej jest go pod drzewami-domami, oraz w miejscach o szczególnym kontakcie Eywy. Próbowałam temu zapobiec, jednak osoba która to zrobiła miała „rozkaz". Tak… Charles Brown to osoba, którą obchodzą tylko rozkazy i mordy. Wśród nas naukowców powstała schizma. Większa część pozostała w bazie, by dalej badać Pandorę, jednak teraz tak jak im każe konsorcjum to znaczy szukać miejsc o dużym stężeniu surowca. My nie chcieliśmy mieć narzucanego obiektu badań więc wysłano nas tutaj. Otrzymaliśmy część sprzętu i udaliśmy się niedaleko tego miejsca. Mamy zamiar dalej badać Pandorę i uczyć się o waszym ludzie. Jednak teraz będziemy specjalnie monitorowani. Mamy zdawać szczegółowy raport ze wszystkiego co robimy, czym się zajmujemy i co odkryliśmy.