Stałem w swoim pokoju w instytucie i przez jedno z wiszących na gładkich, białych ścianach okien patrzyłem na panoramę Nowego Jorku nocą. Miliony świateł rozświetlały mrok, który spowijał miasto i rzucały kolorowe błyski oświetlając masy ludzi tłoczących się na chodniku. Każdy z nich gdzieś się śpieszył, nieświadomie mijając najróżniejsze magiczne istoty o których istnieniu można usłyszeć tylko w bajkach. Choć każdy z pewnością stwierdziłby, że widok Nowego Jorku nocą jest piękny ja nie mogłem się na nim skupić. Nie mogłem przestać się martwić. Wciąż myślałem o tym, że moja rodzina właśnie w tym momencie naraża swoje życie w bezsensownej walce z podziemiem. W naszym świecie trwałą wojna i żadna ze stron nie zamierzała się poddać. Podziemni, ponieważ zostali przez nas skrzywdzeni a Nocni Łowcy ponieważ Clave było zbyt dumne by przyznać im racje i uznać ich istnienie. Więc zamiast martwić się o bezpieczeństwo ludzi braliśmy udział w wojnie nie mając czasu by chronić świat przed złem. Kiedyś było inaczej. Kiedy byłem dzieckiem nie było jeszcze wojny. Co prawda Nocni Łowcy i Podziemni nigdy nie żyli ze sobą w serdecznej przyjaźni cóż... nie żyli ze sobą nawet w zwykłej przyjaźni, ale przynajmniej nie chcieli się nawzajem pozabijać. Wszystko zmieniło się kiedy wśród Nocnych Łowców doszło do rozłamu. Władzę zaczął przejmować wtedy Krąg. Został on założony przez Valentina Morgernsterna, który otwarcie wyrażał swoją pogardę i nienawiść do podziemnych, których on i krąg torturowali i mordowali. Mimo tego, że ostatecznie krąg został pokonany, niektórzy zginęli w walce lub w procesie, a ci którzy przyznali się do winy i opuścili krąg przed powstaniem byli sądzeni i karani najczęściej wygnaniem, to poglądy, które były przez nich wyrażane przetrwały. Moi rodzice też należeli do kręgu. Byli jednymi z tych, którzy poddali się i ujawnili wszystko co wiedzieli o kręgu i jego planach. Za karę mieszkaliśmy teraz w Nowym Jorku, a nie w Idrisie i prowadziliśmy tutejszy instytut. Niestety Valentine uciekł. Wszyscy Podziemni pragnęli jego śmierci za to co im zrobił i winą za jego ucieczkę obarczyli Nocnych Łowców. Lecz był to dopiero początek. Podziemie odsunęło się od nas i stało niezwykle ostrożne. Minęło sporo czasu od tamtych wydarzeń i wszyscy zaczęliśmy myśleć, że mogą po prostu zapomnieć o tym co się wydarzyło. Wymazać to z naszej historii. Lecz Podziemie pamiętało i zostało przez nas zranione tym jak łatwo zapomniano o ich cierpieniach i bólu, o tym, że byli mordowani, torturowani i traktowani bez szacunku. Coraz więcej z nich zaczęło pragnąć zemsty za swoje cierpienia. Zaczęło się od wampirów, następnie dołączyły do nich wilkołaki, elfy, a także inne rasy. Przyłączyły się nawet fearie, uznając swoją wyższość nad Nocnymi Łowcami. Jedynymi, którzy nie wybrali jeszcze strony byli czarownicy. Choć z nimi było to bardziej skomplikowane. Nigdy nie byli oni tak zgrani jak Nocni Łowcy, wilkołaki, fearie czy wampiry. Wszyscy jednak wiedzieli, że czarownicy w obliczu wojny postanowili się zjednoczyć, więc to tylko kwestia czasu by zdecydowali kto będzie ich wrogiem. Każdy chciał mieć czarowników po swojej stronie gdyż byli niesamowicie potężni i bardzo liczni. Mogli oni przeważyć szalę na korzyść swoich sprzymierzeńców. Jednak chyba nikt tak do końca nie wierzył, że czarownicy staną po naszej stronie, nie po tym jak ich traktowano. ''I pomyśleć, że przez tak trywialną rzecz jak duma i brak szacunku doszło do wojny'' pomyślałem. Przed oczami cały czas widziałem twarze ludzi, których kocham. Moją mamę Maryse, która pomimo tego, że jest surowa, jest też bardzo dobra i kochająca. Mój ojciec Robert, młodszy brat Max, który na czas wojny przebywa w Idrysie, ponieważ mimo tego, że Clave obniżyło próg wieku dla walczących do 15 lat zamiast 18 on wciąż jest za młody. Moja młodsza siostra Isabelle piękna dziewczyna z czarnymi jak nocne niebo włosami i ciemnymi oczyma w kolorze atramentu, uwielbiająca dobrą zabawę i ubrania, a także moja najlepsza i najwierniejsza przyjaciółka. To właśnie jej powierzyłem swój największy sekret. Tylko jej powiedziałem, że jestem gejem. Nie byłoby to może takie złe, gdyby nie to, że jestem Nocnym Łowcom, a oni nie tolerują homoseksualistów. To byłaby hańba dla nazwiska Lightwood, w dodatku Clave mogłoby odebrać mi znaki, a to jest dla każdego Nocnego Łowcy największym upokorzeniem. Gdyby nie Isabelle musiałbym ten sekret dźwigać samotnie, a tak to miałem przynajmniej jedną osobę z którą mogłem być szczery. Nie byłem w stanie wyobrazić sobie, że mógłbym ją stracić. Jest też Jace. Sarkastyczny, zabawny, niesamowicie przystojny, dzielny i lubujący się w kłopotach Jace, który wyglądał niczym anioł skąpany w złocie. Ze swoimi złocistymi włosami i złotobrązowymi oczyma, był najpiękniejszym chłopakiem jakiego kiedykolwiek spotkałem. Był to też Jace mój przyrodni brat i parabatai, który nigdy nie odwzajemni moich głupich uczuć, ponieważ jest zbyt zajęty wgapianiem się z uwielbieniem w małego rudzielca i córkę Valentina, Clarisse. Na myśl o niej mam ochotę bardzo mocno w coś uderzyć. Najgorsza była myśl, że podczas kiedy ja stałem tu i rozmyślałem, to właśnie ona walczyła u boku Jace'a. Bardzo chciałem iść z nimi, niestety podczas ostatniego ataku wampirów zostałem poważnie ranny w ramię i wciąż miałem problemy w poruszaniu nim. To niesprawiedliwe i okro... Gdzieś na dole rozległ się głośny huk przypominający trzaskanie drzwiami i odgłosy kroków. ''No w końcu wrócili'' pomyślałem. Miałem nadzieję, że żadnemu z nich nic poważnego się nie stało. Po chwili usłyszałem kolejne kroki, tym razem tuż za drzwiami. ''Dziwne'' pomyślałem ''Brzmią jakoś tak...bo ja wiem...jakoś tak inaczej''
- Jace? Jace to ty?- Cisza. Nie uzyskawszy odpowiedzi zacząłem się odwracać żeby sprawdzić kto przyszedł. Zanim zdążyłem cokolwiek zobaczyć poczułem mocne uderzenie w tył głowy. Ostatnie co pamiętam przed tym jak pochłonęła mnie ciemność to uczucie jak krew opuszcza moje ciało przez ranę na głowie, czyjaś jasnoskóra ręka, czarno-biały tatuaż węża gryzącego własny ogon i mnóstwo kłócących się ze sobą głosów. Następnie opuściła mnie świadomość i zemdlałem.
