Witam.
Najpierw muszę trochę ponudzić, wybaczcie.
Moje opowiadanie lekko (bardzo?) odbiega od kanonu, co zaznaczam od razu.
Zawiera całkiem sporo przekleństw, co może razić, więc również uprzedzam.
Z początku narracja trochę skacze, więc dla ułatwienia umieszczam podpowiedzi co do obecnego narratora w nawiasach.
Fick zaczęłam dosyć dawno, dlatego pierwsze rozdziały mogą być troche niższych lotów - chociaż w gruncie rzeczy nie mnie oceniać, czy te dalsze są wyższych ;) Mam tego napisane całkiem sporo, więc wrzucam kiedy tylko mam czas na podzielenie na rozdziały.
Na razie tyle, serdecznie zapraszam do lektury!
Z.
CHAPTER 1
Every story has to start somewhere
[ GINNY ]
Kiedyś na jakiejś mugolskiej stronie, a raczej blogu prowadzonym przez jakąś dziewczynę, znalazłam wpis na temat listy raka. Laska była bardzo zdenerwowana na jakichś ludzi i wszystko przedstawiła w swoim poście.
Sam pomysł wydał mi się dosyć ciekawy, można nieźle wyładować swoje emocje, dlatego też stwierdziłam, że zrobię swoją listę. Co prawda nie raka, bo czarodzieje mogą dość prosto wyleczyć się z nowotworów. Moja jest Listą Uroków Powodujących Powolną Agonię.
Tak więc, kiedy dostane jakimś urokiem i będę wiedzieć, że jest on nieuleczalny, odbędę parę wędrówek i pozabijam parę osób. Rozumiecie – wtedy nawet nie wezmą mnie do Azkabanu – przecież będę umierać! Hahaha. Wiem, jestem niesamowicie zabawna.
Wracając jednak do tematu - wiem, że to trochę brutalne i makabryczne, jednak - jak już wspominałam pozwala nieźle rozładować emocję.
LUPPA, opracowane przez Ginevrę Weasley:
1. Draco Malfoy
2. Pansy Parkinson
3. Lavender Brown
4. Profesor Trelawney
5. Pozycja Wolna
Tak naprawdę, mogłabym tutaj wpisywać wszystkie osoby, które mnie denerwują czy coś takiego, jednak pozostanę przy tych czterech.
Chociaż tak szczerze, najbardziej oczywistą pozycją jest numer jeden.
Można do ludzi odczuwać nienawiść, prawda? Chyba każdy zna to uczucie.
Teraz pomnóżcie to przez milion i podnieście do sześcianu.
No właśnie, to jest to co czuje do Dracona Malfoya.
Nigdy, ale to nigdy w życiu nie spotkałam kogoś gorszego niż on – a pamiętajcie, miałam okazje być opętana przez Toma Riddle'a, spotkać wielu Śmierciożerców, czy przebywać na wakacjach z Percy'm.
Generalnie.. nie interesuje mnie to, że on jest ze Slytherinu. Mam przyjaciółkę Ślizgonkę i wcale mnie to nie rusza.
Nie wkurza mnie to, że obnosi się z tym jaki jest bogaty i jakie ma znajomości w ministerstwie.
Wręcz wali mnie to, że wozi się po tej szkole, jakby był ostatnim potomkiem królowej Anglii.
Tutaj chodzi o to, że nasz blondas nie ma szacunku do ludzi, a to jest to czego najbardziej nie trawie.
Jest chamski, jest paskudny, dogryza każdemu.
Na zajęciach potrafił doprowadzić do płaczu dziewczynę swojego najlepszego kumpla. Kiedy przez przypadek na eliksirach wylała na niego zawartość swojego kociołka, zmierzył ją lodowatym wzrokiem i powiedział, że jego sweter był o wiele więcej warty niż ona.
Tak, jasne że uważam Sherrie za kawał kretynki, jednakowoż jak można było w ogóle coś takiego powiedzieć? Jak komukolwiek mogło przejść coś takiego przez usta?
Czegoś takiego nigdy nie zrozumiem.
Jest kupą chama, skurwysyna i kawałem durnia.
Boże, od razu mi lepiej kiedy tak się wyżyłam..
Dobrze, idę na dwór pocieszyć się resztką wakacji.
Do usłyszenia w momencie kolejnego ataku furii.
[ ERIN ]
- NIE! – wydarła się Erin ile miała sił w płucach.
Gdyby dziewczyna wiedziała, co oddalona o mile Ginny Weasley pisze w swoim pamiętniku, na pewno przybiłaby jej piątkę. Albo przynajmniej chłodno kiwnęła głową.
- NIE ZGADZAM SIĘ, ROZUMIESZ? ON TUTAJ NIE PRZYJEDZIE!
- Wrzaski nic nie pomogą – odpowiedziała jej ciotka, nie odrywając wzroku od czytanej książki.
- NIE, JA POPROSTU NIE WYTRZYMAM! NIE CHCE Z NIM ODNAWIAĆ KONTAKTU, MAM GO GŁĘBOKO W DUPIE! NIE CHCE GO WIDZIEĆ NA OCZY! ON NIE PRZEKROCZY TEGO PROGU, PRZYNAJMNIEJ ŻYWY! – zaczerpnęła powietrza i na chwilę zamilkła. – Chociaż.. to nie jest zły pomysł. Mogłabym go zabić, a potem bawić się jego martwym ciałem.
- A co powiedziałabyś Lucjuszowi? – zapytała kobieta, nadal nie patrząc na bratanice.
- Że..w sumie, jego martwym ciałem też mogłabym się pobawić – parsknęła dziewczyna, odwracając się na pięcie i wychodząc z domu trzaskając drzwiami.
[ DRACO ]
Generalnie mam bardzo duży problem.
Musze się spakować i nazajutrz wyjeżdżam do Francji.
Wcale mi się to nie podoba, zwłaszcza, że nie wiem jak Erin na to zareaguje.
A nie sądzę, żeby miała mi się rzucić w ramiona kiedy mnie zobaczy.
Erin jest moją młodszą siostrą.
Teraz moment na okrzyki zaskoczenia i cicho narastające brawa.
Po chwili tłum szaleje, Potter krzyczy że boli go blizna, szlamy mdleją.
W każdym razie, wracając do.. o czym ja mówiłem?
Ach, tak.
Erin jest moją rok młodszą siostrą, z którą zostałem rozdzielony w dość wczesnym dzieciństwie.
Chorowała i to bardzo poważnie, więc większość jej życia spędziła z moją matką we Francji. Niestety, kiedy skończyłem sześć lat (do tego czasu nasze spotkania były w miarę regularne) Narcyza umarła.
Okazało się, że nikomu nie przyznała się do swojej nieuleczalnej choroby. Czasami zastanawiam się dlaczego. Gdyby oddała się w ręce magomedyków mogłaby pożyć kilka, może kilkanaście lat dłużej i móc przygotować mnie do tego, jak żyć z moim ojcem.
Ostatnie życzeniem mojej matki, było to, aby Mary Anne – siostra mojego ojca przejęła opiekę nad Erin i żeby dziewczyna została we Francji. Ja z niewiadomych mi wtedy powodów miałem zostać z Lucjuszem.
Przez pierwsze cztery lata spędzałem we Francji każde wakacje. Była to dla mnie prawdziwa arkadia. Ciotka była świetna, nareszcie mogłem wyluzować, po ciągłym klimacie poligonu wojskowego, który czułem w Anglii. Za każdym razem, kiedy żegnaliśmy się z siostrą, płakała i ściskała mnie, nie chcąc puścić.
Zawsze przyrzekaliśmy sobie, że już na następne wakacje będziemy mieszkać razem. Nie ważne czy we Francji, czy w Anglii. Po prostu razem.
I wtedy nadeszło najgorsze lato mojego życia. Miałem jedenaście lat i dowiedziałem się że najprawdopodobniej całe moje przyszłe życie spędzę jako śmierciożerca.
Uwierzcie mi, że to był ostry cios dla takiego gówniarza.
Dopiero wtedy zrozumiałem, że oziębła atmosfera w domu, może się tylko pogorszyć.
I wtedy napisałem najbrzydszy list mojego życia, skierowany do mojej siostry.
Powiedziałem, że nie chce się z nią więcej spotkać, że to nie ma sensu, że nigdy nie byliśmy prawdziwym rodzeństwem.
Chciałem ochronić ją przed tym wszystkim, co czekało mnie.
Lucjusz na razie nie interesował się Erin, za bardzo przypominała mu matkę i to strasznie go bolało, jednakowoż kto wie – może, gdybym spędzał z nią tyle samo czasu co dawniej, usłyszałbym, że przecież.. kobiety też są śmierciożercami, prawda?
Do teraz na samą myśl o czymś takim przechodzi mnie zimny dreszcz.
Po całym fakcie, dostałem wyjca od ciotki, w którym powiedziała, że nie wie co zrobiłem siostrze, ale najprawdopodobniej nie zechce mnie widzieć już nigdy.
Jednakowoż Lucjusz aktualnie siedzi w więzieniu, więc Snape (mój chrzestny to kawał idioty) stwierdził, że nie mogę siedzieć całe wakacje sam w dworze, więc załatwił mi listownie półmiesięczny pobyt u ciotki oraz siostry, która mnie szczerze kurwa nie trawi.
Zapytacie – czemu tak sobie utrudniam życie? Przecież mógłbym jej to wszystko wyjaśnić, na pewno by zrozumiała i tak dalej.
Odpowiem – nie chce mieć na sumieniu kolejnego obiecującego się bytu, który skończy jak śmieć. Nie chce z nią o tym rozmawiać, wole żeby mnie nie trawiła. Zacisnę zęby i przetrwam te pół miesiąca. Najwyżej znajdę sobie jakieś ciekawsze zajęcie w Paryżu.
Zresztą, pominąłem jeden istotny fakt. Spotkaliśmy się jeszcze raz, kiedy miałem czternaście lat, dowiedziałem się że Czarny Pan się odrodził i generalnie jedyne na co miałem ochotę to umrzeć.
Ciotka miała jakieś interesy w Londynie, więc przyjechały razem z Erin do nas, aby zatrzymać się na parę nocy.
Kolejnym powodem, dla którego nie chce utrzymywać kontaktów z siostrą, jest to jak mi wtedy nawrzucała. Powiedziała naprawdę za dużo i uważam, że przy jej wywodzie, mój list to był pikuś. Usłyszałem między innymi oskarżenie jakoby śmierć matki była moją winą. Że jestem najgorszym człowiekiem jaki stąpał po ziemi. Że to przeze mnie Lucjusz jej tak nienawidzi, bo ja jestem jego pupilkiem i nastawiam go przeciwko niej, a ona nie ma ojca, chociaż tak bardzo go potrzebuje. Że przeze mnie musi chodzić do Beuxbatones, głupiej szkoły dla dystyngowanych panienek, a nie tak jak wszyscy do Hogwartu i wiele wiele innych.
Na koniec dostałem jeszcze z pięści w twarz, o właśnie.
Także generalnie.. nie lubimy się z siostrą.
[ BLAISE ]
Draco ostatnio powiedział mi, że jestem nienormalny.
Oprócz tego, że powtarza mi to średnio trzy razy na dzień, może jest w tym trochę prawdy.
Bo, słuchajcie, może nie uwierzycie, ale do Hogwartu przybyła nauczycielka która ma mniej niż sto lat! Nawet mniej niż trzydzieści.
Jest najbardziej zajebistą dupą jaką widziałem, naprawdę, przysięgam. Wysoka, blondynka, nogi do samego nieba, piękne usta, świetny uśmiech.
Jeden minus – uczy głupiego mugoloznawstwa.
Od zawsze chodziłem na mugoloznawstwo podstawowe, jednak po tym roku stwierdziłem, że nie ma opcji i muszę przepisać się na rozszerzone. Był jeden mały problem. Niestety, ale kolidowało to z eliksirami, moim ulubionym przedmiotem. Z którego notabene jestem całkiem niezły, jeżeli mogę wyrazić się tak nieskromnie.
Kiedy powiedziałem Snape'owi, że chce rozszerzyć mugoloznawstwo kosztem eliksirów, dostałem taki opierdol jakiego świat nie widział. Przysięgam, zastanawiałem się czy nie wypluje na mnie tych swoich zesmolonych płuc. Nawet zachciało mi się trochę śmiać, jednakowoż zachowałem kamienną twarz.
To co udało mi się załatwić przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Nadal będę chodził na rozszerzenie eliksirów, normalnie z całą klasą, zaś mugoloznawstwo zostanie mi podstawowe. Z tą różnicą, że stary dobry Sev załatwił mi popołudniowe zajęcia dodatkowe SAM NA SAM z Elisabeth Johnson. Także, strzeż się Liz, do września zostało jeszcze tylko pół miesiąca!
A tak to generalnie.. strrrrasznie mi się nudzi. Siedzę u rodziców w jakiejś wiosze pod Paryżem, jedyne co robię to śpię albo czytam durne książki. Wszyscy znajomi powyjeżdżali, nie mam z nikim kontaktu. Theo był u mnie na tydzień, ale to było jeszcze w lipcu, teraz jest ze starym gdzieś w Afryce, nie pytajcie.
Ale z tego co Malfoy pisał ma za jakiś czas odwiedzić moje rodzinne strony, także może nareszcie się jakoś rozerwę. Swoją drogą – nie mam zielonego pojęcia, czego nasz blondas szuka we Francji no, ale..
Dobra, idę się trochę poobijać, cobym się za wiele nie narobił, przez te ruchy nadgarstkiem.
[ DRACO ]
Podróżowałem świstoklikiem, który przeteleportował mnie tuż przed wejście do domu mojej ciotki. Oczywiście nie opanowałem jeszcze lądowania z gracją i jak zwykle wylądowałem na plecach, czując że przez parę sekund nie mogę oddychać. Obrzydliwe uczucie.
Powoli wstałem, sprawdzając czy nic większego mi się nie stało,jednak wszystko było okej.
Otrzepałem ubranie i złapałem swoją walizkę. Wciągnąłem głęboko powietrze i ruszyłem żwirową alejką z stronę drzwi.
W przeciwieństwie do Malfoy's Manor, które wyglądało jak stara, arystokratyczna rezydencja, ze strzelistymi wieżyczkami i tysiącem zabytków, dom Mary Anne, był w całkowicie innym stylu. Duży, tego nie można mu było odmówić, bardzo przestronny i praktycznie cały przeszklony. Podobno taki styl jest teraz modny u bogatych mugoli. Nie powiem, ciekawe, jednak chyba za bardzo jestem przyzwyczajony do willi rodem z horrorów. Taki fetysz.
Zanim zdążyłem zadzwonić do drzwi, ciotka już je otworzyła.
Była kilka lat starszą siostrą mojego ojca, jego bardzo wierną kopią. Co ciekawe, śmieje się z Weasleyów, że ich się nawet nie trzeba o nazwisko pytać, bo już wiadomo kto to – jednakowoż z Malfoy'ami wcale nie jest jakoś bardzo inaczej. Blond, wręcz białe włosy, jasna cera, szare oczy, szczupła sylwetka, wysoki wzrost. Ciotka odstawała jedynie kolorem oczu, które były bardzo ciemne.
- Witaj Draco – uśmiechnęła się szeroko i objęła mnie ramionami.
Zdałem sobie sprawę z tego, że generalnie to nie pamiętam kiedy ktoś mnie tak przytulił.
Dobra, Malfoy zamknij się.
- No, ale co ja cię będę trzymać w drzwiach, wchodź, pewnie jesteś głodny – zaczęła trajkotać i w ciągu kilku sekund znalazłem się w kuchni.
Przy stole w kuchni siedziała moja siostra, czytając jakąś ogromną księgę.
Zaniechała na chwile czytanie i popatrzyła na mnie z niekrytą złością.
Co prawda, poznał bym ją na drugim końcu świata – wyglądamy jak bliźniaki, jednak.. zmieniła się odkąd widziałem ją ostatni raz, te parę lat temu. Po pierwsze – zapewne, żeby okazać swoją nienawiść do naszego rodu, przefarbowała włosy na ciemno. Nie mogę powiedzieć, że wyglądała źle, jednak mam wrażenie, że kompletnie jej to nie pasowało. To znaczy.. po prostu lepiej było jej kiedy miała swoje naturalne – jasne, wręcz białe. Teraz z czarnymi włosami i mleczną cerą wyglądała jak narkomanka.
Nie zdobyłem się na jakikolwiek gest, a z tego co było widać, ona też raczej nie śpieszyła się do rzucenia mi się na szyję. Zamknęła swoją księgę z głośnym trzaskiem, bez słowa wstała od stołu i wyszła. Przez chwilę można było słyszeć jej tupanie podczas wchodzenia o schodach, a trochę później trzask drzwi. Zapewne zamknęła się w swoim pokoju.
- Jacy wy jesteście radośni. Prawie jakbym widziała siebie z Lucjuszem – westchnęła Mary Anne, podając mi świeżo zaparzonej kawy i kilku ciastek na białym talerzu.
- No cóż ciociu, nie można mieć wszystkiego – uśmiechnąłem się trochę krzywo i zacząłem skubać ciastko.
- Powiedz mi lepiej kiedy się uspokoicie. Nie zdajecie sobie sprawy z tego, jakie ważne są kontakty pomiędzy rodzeństwem. Nigdy w życiu nie zaznasz z nikim takiego porozumienia, jak z kimś kto jest z tobą spokrewniony i jest twoim rówieśnikiem.
- Na pewno w najbliższym czasie tego nie planowałem. I z tego co widać ona również.
Mary Anne przewróciła oczami i zalała swoją herbatę.
- Róbcie jak chcecie, tylko żebyście potem nie żałowali straconych lat, bo to może być przykre doświadczenie..
Pobyt w niewielkiej willi mojej ciotki pod Paryżem nie zapowiadał się zbyt ciekawie.
Wylegiwałem się w mojej jasnej sypialni, czytając książki, przy posiłkach kłóciłem się z siostrą, a wieczorami udawałem się do miasta, poszwędać się po knajpach.
Czasami miałem dziwne wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, jednakowoż to pewnie moja nerwica natręctw związana z moim ojcem i śmierciożercami. Albo z tym, że Snape śledzi mnie, czy aby nie złamał mi się paznokieć, albo nie popsuła fryzura.
Jedyny z wieczorów, który zapadł mi w pamięć, to była pewna środa, kiedy spotkałem Helen Portrait z mojego rocznika ze Slytherinu. Wpadliśmy na piwo do jakiejś knajpy i posłuchałem paru plotek na temat szkolnych kolegów, co w pewnym sensie oderwało mnie od beznadziejnego zakończenia wakacji. Wymieniłem pare listów z Blaise'm, obiecywał odwiedzić mnie na dniach i zaprosić do siebie do domu – jego starzy robili jakiegoś dużego grilla dla znajomych – no cóż, wszystko byleby się wyrwać z domu, w którym przebywa moja pierdolnięta siostra.
Dużo rozmawiałem z Mary Anne. Zawsze była moją ulubioną ciotką, chociaż to akurat głupie stwierdzenie, skoro drugą była Bellatrix, a Andromedy nie miałem okazji poznać.
No cóż.
Rodziny się nie wybiera.
