Stał tam. W ręce trzymał różdżkę. Na twarzy miał niedowierzenie. Patrzył na ciało u swoich stóp. Leżał tam. Postać w czarnej pelerynie. Jego twarz zastygła w zdziwieniu. Jego usta były lekko rozchylone. Spoglądał pustymi oczami w sufit.

Wybuchła radość. Wszyscy krzyczeli. Płakali. Skakali. Biegali. Powtarzając wciąż to samo. Zginą. W końcu. Zginął. Czarny Pan. Zginął. Już nie powróci. Wojna się skończy. Wszystko wróci do normy. Wszyscy tulili się do siebie. Wymieniali uściski dłoni. Klepali po plecach.

Ale on wciąż tam stał. Patrzył na ciało przed nim. Patrzył na swojego wroga. Zabójcę. Mordercę. Widział skorupę człowieka. Był wielki. Potężny. Przerażający. Czuł jego magię na sobie. I pustkę w sobie.

Poruszył się. Spojrzał na nich. Widział ich radość. Szczęście. Łzy. Smutek. Po zmarłych. Leżeli dookoła. Przykryci kocami. Prześcieradłami. Pelerynami. Szatami. Odkryci. Zimni. Martwi. Z zamkniętymi oczami. Zamkniętymi ustami. Spokojnymi twarzami.

Schował różdżkę. Różdżkę, którą zwyciężył. Którą pokonał. Czarnego Pana. Śmierciożerców. Wrogów. Ludzi. Zdobył ją. Nieświadomie. Zdobył ostatnie insygnia. Zdobył władzę. Nad Śmiercią. Nad Losem. Nad sobą.

Odwrócił wzrok. Od ciała. Od skorupy. Od wspomnień. Od bólu. Od rzeczywistości. Nie chciał jej. Nie chciał tego. Widzieć. Czuć. Nie chciał już dłużej cierpieć. Za innych. Za przyszłość. Za przeszłość. Za miłość.

Odszedł. W stronę wyłamanych drzwi. W stronę ciszy. Unikając innych. Unikając ich gratulacji. Radości. Słów. Łez. Idąc przed siebie. Do pustki. Do spokoju. Do wolności. Nie oglądając się za siebie. Przeszedł przez próg. Stanął w promieniach słońca. Mrużąc oczy. Zasłaniając wzrok. Odwracając głowę. Szedł dalej.

Zerwałam się do biegu. Potykając się. O gruz. O meble. O innych. O ciała. O przeszłość. Wybiegłam. Widziałam go w oddali. Szedł dalej. Cichy. Spokojny. Pusty. Patrzyłam, jak odchodzi. Patrząc przed siebie. Patrząc w przyszłość.

Dogoniłam go. Złapałam za rękę. Powiedziałam coś. Spojrzał na mnie. Z bólem. Prośbą. Groźbą. Pokręcił głową. Odwrócił wzrok. Ruszył dalej. Nie puszczałam go. Pociągnęłam. Do siebie. Do rzeczywistości. Do bólu. Do ludzi. Do radości. Do miłości.

Stał przede mną. Mówił coś. Tłumaczył. Przepraszał. Prosił. Przerwałam mu. Powiedziałam mu. Kim jest. Co zrobił. Co znaczył. Dla innych. Dla przyjaciół. Dla mnie. Co czułam. Gdy go widziałam. Śmiejącego się. Płaczącego. Upadającego. Walczącego. Martwego. Zwyciężającego.

Uśmiechnął się. Lekko. Bojąc się. Jutra. Wczoraj. Historii. Zobowiązań. Ciesząc się. Że żyli. Inni. Za których walczył. Płakał. Upadał. Umierał. Zabijał. Zrobił krok. Do mnie. Przysunął się. Wziął mnie za rękę. Objął. Przytulił.

Płakał.

Śmiał się.

Mówił.

Milczał.

Przytulał.

Drżał.

Bał się.

Uśmiechał.

Dziękował.

.

.

.

Całował.