-Mógłbym was wszystkich rozłożyć w ułamku sekundy!

Kilka zmęczonych głów uniosło się, by spojrzeć z pogardą na zataczającego się wysokiego mężczyznę z bujną czupryną, który swymi zbyt zamaszystymi ruchami, rozlewał zawartość kufla na drewnianą podłogę i tak brudną już od przynoszących błoto butów. Część z nich prychnęła i wróciła do swych zajęć, co w większości przypadków oznaczało sączenie kremowego piwa z zakurzonych szklanek. Złotowłosy mężczyzna burknął coś pod nosem i z donośnym hukiem odłożył szkło na ladę, po czym sam opadł ciężko na skórzany fotel. Z kiszeni futrzanego płaszcza wyjął ciemną różdżkę i machnął nią od niechcenia, sprawiając, że kilka kufli siedzących obok podróżnych roztrzaskało się, wylewając zawartość na właścicieli. Mężczyzna zaśmiał się, a tamci zerwali się od stołu, uderzając w niego pięściami.

Najwyraźniej było to o wiele ciekawsze od wpatrywania się w powoli opróżniający się kufel, bo nagle wszyscy zebrani w barze podnieśli głowy i, licząc na odrobinę akcji, wbili wzrok w mężczyzn. Trójka tęgich mężczyzn, ubranych w skórzane płaszcze ruszyła w stronę stolika, gdzie siedział złotowłosy, wyciągając swoje różdżki z wewnętrznych kieszeni okrycia. Posypało się kilka przekleństw, jednak, zanim doszło do walki, zza lady wybiegł młody chłopak ubrany w białą flanelową koszulę, która idealnie podkreślała jego śnieżnobiałe włosy, i stanął pomiędzy walczącymi. Machnął różdżką i jak odkurzaczem usunął mokre plamy z ubrań brodaczy i, zgrabnie posługując się norweskim przeprosił ich za zajście i obiecał im kufel piwa.

-Wystarczy na dziś –oświadczył cicho, podchodząc do stolika, przy którym siedział sprawca całego zamieszania. –Może się pan przespać na górze. Akurat mamy wolne łóżko.

-Nie będziesz mi mówił co mam robić, gówniarzu – odburknął starszy, uderzając w blat.

-Wydaje mi się, że jednak będę. Proszę wstać, pomogę panu.

Chłopak podszedł bliżej, wsuwając rękę pod ramię mężczyzny, lecz ten tylko odtrącił go mocno, prawie powalając z nóg. Białowłosy tylko westchnął cicho, po czym wstał i ponownie spróbował go podnieść.

-Jeżeli będzie trzeba, użyję magii – mruknął cicho, zakładając ręce na piersi i przyglądając mu się uważnie.

-A to dobre! Nie żebyś mówił to najpotężniejszemu czarodziejowi świata!

-I chyba najbardziej pijanemu czarodziejowi świata…

Mężczyzna zawarczał i z niesłychaną prędkością sięgnął po różdżkę, zrywając się na równe nogi. Już otworzył usta, by wypowiedzieć urok, jednak dopiero wtedy dostrzegł z kim rozmawia. Przekrzywił głowę, przyglądając się chłopakowi i uśmiechając się delikatnie. Zbadał jego delikatne rysy twarzy i młodzieńczy zarost. Zupełnie jakby widział siebie kilkanaście lat temu. Tyle, że on już wtedy był zuchwały, żądny przygód, zwiedził pół świata, a nie tkwił w karczmie, której właścicielem był ojciec chłopaka. Zaśmiał się cicho, po czym oparł się jego ramieniu i pozwolił poprowadzić się po skrzypiących, drewnianych schodach.

Gdy wyszli na piętro, złotowłosy rozejrzał się za lampą naftową, jednak pomimo poświaty bijącej od jego włosów, nie był w stanie dostrzec nic w obejmującej ich ciemności. Mężczyzna, którego prowadził, stęknął cicho i sięgnął do kieszeni, by wyjąć różdżkę, która po chwili rozżarzyła się jasnym promieniem, oświetlając cały korytarz. Chłopak uniósł wzrok i uśmiechnął się do niego.

-Dziękuję – wyszeptał i ruszył w stronę znajdującego się na końcu korytarza pokoju.

Wsunął klucz do zamka i przekręcił go, po czym pchnął drzwi i wprowadził mężczyznę do pokoju. Pchnął go delikatnie na potężne łóżko, wzdychając ciężko i ciesząc się, że wreszcie pozbył się ciężaru na plecach. Położył na półce obok łóżka szklaną lampę i zapalił ją. Zasłonił okna i rozejrzał się za wiadrem, które z pewnością będzie potrzebne w nocy.

-Gdyby pan czegokolwiek potrzebował…

-Godryk Gryffindor. Mów mi Godryk, nie pan, bo to sprawia, że czuję się paskudnie stary –odparł ten, unosząc się na poduszce i wpatrując w młodego chłopaka.

-A więc, gdybyś czegokolwiek potrzebował… Po prostu zawołaj. Albo, skoro tak wspaniale posługujesz się magią, użyj jej, żeby się ze mną skontaktować. Pewnie i tak nie prześpię dziś ani chwili. Nie wydaje mi się, żeby klienci zamierzali iść dziś spać –westchnął złotowłosy i podszedł do łóżka, by zdjąć ciężkie, brudne buty ze stóp Godryka.

-Przypomnij mi rano, żebym ci dał spory napiwek.

Chłopak zaśmiał się po czym oparł ręce na biodrach i rozejrzał się po pokoju raz jeszcze, zastanawiając się, czy jeszcze coś może zrobić.

-Gdybyś mi jeszcze zdjął futro…

Starając się nie zwracać uwagi na alkoholową otoczkę, pochylił się nad mężczyzną i zabrał się za zsuwanie grubego futra z ciała na oko dwa razy cięższego od niego. Godryk najwyraźniej wcale nie zamierzał mu z tym pomagać. Wręcz rozkoszował się tym, że chłopak znajduje się tak blisko niego. Napawał się jego zapachem i dotykiem, które były ukojeniem dla jego pijanego umysłu. Na tym kołyszącym się statku, na którym się znajdował, złotowłosy wydawał się być jedynym pocieszeniem. Kiedy udało mu się zrzucić z niego płaszcz, złapał go mocno za nadgarstek, bez problemu obejmując go w całości i przyciągnął do siebie.

-Powinienem już iść – mruknął chłopak, próbując wyswobodzić się z uścisku, który nie tyle wprawiał go w zakłopotanie, co powodował ból.

-Zostań… Zapłacę ile chcesz –wyszeptał Godryk, przyciskając jego dłoń do swojej rozgrzanej piersi.

-Nie jestem na sprzedaż… Może nie wyglądam na bogatego, ale swój honor mam –warknął. Korzystając z nieuwagi mężczyzny, sięgnął po różdżkę. Błysnęło światło, a z ust Godryka wydał się głuchy okrzyk. –Rano proszę zejść na dół i uregulować rachunek.

-Nie chciałem żeby to tak zabrzmiało…

-Najwyraźniej słabo się starałeś –wymamrotał chłopak, zamykając za sobą drzwi.

-Powiedz chociaż jak masz na imię! –zawołał za nim, wpatrując się w delikatną szparę między drzwiami a futryną.

-Gabriel – odparł ten ledwie dosłyszalnie, a światło w pokoju zgasło. Jedynym, co łączyło Godryka z chłopakiem było odgłosy oddalających się stóp.