A/N: Zapraszam do lektury mojego pierwszego fanfic'a z Death Nota. Zastrzegam, że oprócz L'a główną rolę pełni w nim postać spoza kanonu, więc jeżeli ktoś takich opowiadań nie lubi, to nie polecam czytania. Dodam, że opowiadanie jest już skończone, muszę je tylko przepisać do końca ;) Mam nadzieję, że się spodoba :)
Nie pamiętała, by kiedykolwiek wcześniej jej umysł był tak mętny. Czuła, że coś jest nie w porządku, ale była zupełnie niezdolna do przemyślanej reakcji. Tępy ból w piersi próbowała zwalczyć, wbijając dłoń o szczupłych palcach w skórę, ale to nie pomagało, a ona nie wiedziała nawet, czemu tak boli. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że płacze, zanim łzy nie zaczęły kapać z jej podbródka na nagie przedramiona.
Wtedy też dopiero usłyszała ten dziwny dźwięk. Wiedziała, że ona sama go wydaje, że każdy oddech staje jej w gardle, i oznaczało to, że irytujące, świszczące odgłosy musza wydobywać się z jej ust. Przez moment analizowała to, co działo się z jej ciałem tak, jakby to zupełnie jej nie dotyczyło. Fascynowały ją własne jęki i szlochy. Nigdy nie przypuszczała, że jest zdolna do tak żałosnego zachowania.
Właśnie, to było przecież niemożliwe… Nigdy nie czuła się zagrożona taką tragedią ze względu na niezliczone środki bezpieczeństwa, które podejmował, nawet tutaj, w jej mieszkaniu. W każdym razie w tym, co on nazywał jej mieszkaniem.
Skupiła się znowu na swoim płaczu, bo to było prostsze, niż dopuszczenie do siebie prawdy. Płacz ten wydał jej się jeszcze głośniejszy. Wpatrywała się w swoje pobielałe od wysiłku palce, ale widziała je jak przez mgłę. Poruszały się w przód i w tył, podczas spazmatycznych ruchów jej klatki piersiowej. Uświadomiła sobie dość niejasno, że zaczęła sama do siebie szeptać słowa zaprzeczenia, że jej szepty przechodzą w coraz głośniejsze, pełne rozdzierającego bólu krzyki, ale nie przejęła się tym zanadto, jako że przecież nikt nie mógł jej usłyszeć. Ostatecznie, jedyna osoba która kiedykolwiek złożyła jej niezapowiedzianą wizytę… Jedyna osoba, która wiedziała jak złożyć jej niezapowiedzianą wizytę, nie…
Nie…
Nie żyła.
Ta myśl, gdy ją wreszcie do siebie dopuściła, spowodowała uczucie jakby ktoś znienacka uderzył ją w brzuch, tyle że od środka. Zawyła z bólu jak zranione zwierzę, gryząc od środka własny policzek. Usta wypełnił jej metaliczny smak krwi, zakrztusiła się nią, i zaczęła kaszleć, wciąż dławiąc się powietrzem. Łzy płynęły z jej oczu i nosa, zwilżając wargi. Przy każdym płaczliwym oddechu słony płyn pryskał z jej ust.
Tak, wolała koncentrować uwagę na objawach swojego cierpienia. Nie była w stanie narazić się na ból, jaki miało przynieść rozważenie konsekwencji wydarzenia sprzed kilku minut.
Całe godziny później uświadomiła sobie brak. Nie to, by widywali się bardzo często, nie, ale mimo tego świadomość, że już nigdy, nigdy…
Tak rzadko widywała go na zewnątrz, że w jego obecności zwyczajna, zimowa sceneria parku, w angielskim stylu pełnego z pozoru dziko rosnących, dumnych drzew, wydawała jej się nierealistyczna.
Szedł obok niej, jak zwykle zgarbiony. Innemu człowiekowi być może zwróciłaby na to uwagę, ale u niego wyglądało to właściwie na miejscu. Była to po prostu jedna z rzeczy, które go wyróżniały. Stawiał kroki niedbale, patrząc przez większość czasu przed siebie. Od czasu do czasu zerkał na nią. Ona sama starała się wykorzystać do maksimum okazję, żeby wpatrywać się w jego twarz, choć robiła to ukradkiem. Nie sądziła jednak, że jest w stanie cokolwiek przed nim ukryć.
- Hej… - odezwał się po dłuższym czasie. – Pójdziemy na ciastko?
- Hmm? – mruknęła pytająco, mrugając.
- No wiesz, gdzieś kupić i zjeść ciastko.
- Tak, oczywiście, tu niedaleko…
Przyspieszyła kroku, schodząc ścieżką w dół. Towarzysz bez problemu dotrzymywał jej tempa, ona zaś była zirytowana faktem, że tak bardzo się zamyśliła. Mniej więcej w jednej trzeciej drogi pośliznęła się na warstwie lodu pod śniegiem. Choć nie wyglądał na zdolnego do tak sprawnej reakcji, mężczyzna podsunął jej ramię szybko jak myśl. Złapała się go kurczowo, ale było na tyle ślisko, że tylko pociągnęła go za sobą. Zjechali w ten sposób na sam dół niezbyt stromego wzgórza, z którego próbowali wcześniej zejść.
Kiedy już się zatrzymali, kobieta spojrzała na twarz swojego raczej ekscentrycznego towarzysza, którego nadal trzymała za ramię, a potem się roześmiała. Chyba nigdy wcześniej się przy nim nie śmiała.
- Co się stało? – spytał ze swoją charakterystyczną intonacją.
Jego wielkie oczy wpatrywały się w nią intensywnie, a ona miała wrażenie, że chyba po raz pierwszy widzi go zaskoczonego.
- Gdybyś widział swoją minę! – parsknęła, przysłaniając usta dłonią.
Wtedy właśnie stało się coś niesamowitego. Mężczyzna uśmiechnął się delikatnie, a był to uśmiech tak miły, tak pełen uroku, że poczuła jakby coś ścisnęło ją za serce.
Już nigdy nie zobaczy uśmiechu, który pokochała natychmiast, gdy tylko go ujrzała. Zacisnęła mocno zęby, kiedy zatrząsł nią szloch. Osunęła się z fotela na drewnianą podłogę, tam zwijając się z kłębek. Palce wplotła we włosy, dłonie zacisnęła w pięści. Ból pomagał jej poradzić sobie z pustką, którą odczuwała zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Załkała, gdy uświadomiła sobie, że przecież ten przepiękny uśmiech, uśmiech osoby która bardzo dosłownie odbierała świat, nie jest jedynym wspomnieniem, przez które pęknie jej serce. Cała jego twarz, która przecież nie była uwieczniona na żadnym zdjęciu…
Była wtedy młodziutka, zaraz po studiach, które skończyła, mając zaledwie dwadzieścia lat, i patrząc z perspektywy, bardzo bezmyślna. Cóż, osoby tak inteligentne jak ona dostawały możliwość rozwinięcia się o wiele szybciej. To było jej pierwsze śledztwo w karierze zawodowej, i jej głównym zadaniem było analizowanie dowodów zbieranych w terenie przez innych agentów FBI. Tamtego dnia została poproszona o zaniesienie teczki z dokumentacją do głównej kwatery śledztwa, jako że jej przełożony postawił sobie za cel pokazanie jej, że nie jest nikim niezwykłym. Nie przeszkadzało jej to, cieszyła się nawet na chwilę przerwy w siedzeniu za biurkiem.
Powiedziano jej, że o tak późnej porze wewnątrz nie będzie nikogo, czuła się więc swobodnie, pomimo kamer, które rejestrowały każdy jej ruch. Miała udać się na trzecie piętro, skorzystała więc z windy.
Kiedy wyszła na korytarz, zawahała się. Ku swojemu wielkiemu zaskoczeniu, nie mogła przypomnieć sobie, czy ma wybrać drzwi po lewej, czy po prawej stronie. Po chwili namysłu uznała, że kartoteka, która była jej celem, jest po lewej, więc ścisnęła mocno teczkę pod pachą, i pchnęła drzwi.
Zaskoczyło ją, że wewnątrz jest włączone światło, szybko jednak zorientowała się dlaczego. Nigdzie nie było widać szafek na dokumenty, natomiast zza oparcia stojącego dokładnie na wprost drzwi fotela, wychynęła czarna czupryna i para ogromnych, jakby zdumionych oczu.
Oczy mrugnęły.
Dziewczyna bezwiednie zbliżyła się o krok. Drzwi zatrzasnęły się za nią.
- Stój. – Rozległ się spokojny, dźwięczny głos. Paradoksalnie, słysząc ten dźwięk poddała się przemożnemu pragnieniu, by podejść jeszcze trochę bliżej, choć właściwie nie wiedziała, skąd ono się wzięło.
Ogromne oczy znów mrugnęły, tym razem z niedowierzaniem.
- Hej, słyszysz? – Zaciekawiony, wychylił się tak, że zobaczyła jego usta. Jego, bo nie miała żadnych wątpliwości, że twarz którą widzi, jest twarzą chłopaka, mniej więcej w jej wieku.
Tym razem to ona zamrugała kilkukrotnie, zatrzymując się gwałtownie, choć chwilę wcześniej zbliżała się jak zahipnotyzowana.
- Och, przepraszam… - wymamrotała.
- Czy zdajesz sobie sprawę, że nie powinnaś była nigdy mnie zobaczyć? – Twarz zniknęła na powrót za oparciem, a ona dopiero wtedy zauważyła rząd monitorów, zakrywających niemal całą ścianę naprzeciw fotela. – Może powinienem od razu kazać cię uciszyć?
W jakiś sposób nie poczuła przerażenia, choć zdawała sobie sprawę, że powinna natychmiast zniknąć. Pomimo tego chciała znów spojrzeć w te niesamowite, czarne oczy.
- Wybacz, L, tak? – odezwała się nie do końca przytomnym głosem. Nie wiedziała, na kogo się natknęła, zanim nie powiedziała tego na głos. Przemilczał to pytanie. – Pomyślałam po prostu, że jesteś taki… piękny.
Mówiła prawdę, zanim się nie schował, nie mogła żadną siłą oderwać od niego wzroku. Na chwilę zapadła cisza.
- Podejdź tu, i przekonaj się, czy rzeczywiście jestem taki piękny. – Gdy w końcu się odezwał, jego głos brzmiał zupełnie obojętnie. Zresztą, przecież nawet się nie zaśmiał, gdy powiedziała coś tak dziwnego i niespodziewanego. Potem dopiero miała się przyzwyczaić, że L spodziewa się właściwie wszystkiego.
Nie mogła nie wykorzystać takiej okazji. Zbliżyła się szybko, niemal za szybko, i stanęła przed fotelem, w którym siedział lekko przygarbiony chłopak, z nogami podciągniętymi niemal pod brodę.
Miała rację, był piękny, w każdym razie dla każdego, któremu podobała się nieprzeciętność. Jego mleczna skóra kontrastowała z kruczoczarnymi włosami, niedbale opadającymi mu na twarz. Oczy, również czarne, były mocno podkrążone, ale nie opuchnięte, a to sprawiało, że wydawały się jeszcze większe, prawie tak, jakby pomalował się czarną kredką. Miał pełne wargi, i trzymał na nich długi, szczupły palec, wydymając je delikatnie. Patrzył wprost na nią, nie obawiając się kontaktu wzrokowego, jego spojrzenie było badawcze i głębokie, i w tamtym właśnie momencie przeszedł ją dreszcz, bo zdała sobie sprawę, że stoi twarzą w twarz z najlepszym detektywem na świecie, a prawdopodobnie również najbardziej inteligentną osobą zapisaną kiedykolwiek na kartach historii. Zaniemówiła na chwilę, kiedy uświadomiła sobie jak duży budzi on w niej szacunek.
- Nie skłamałam. – powiedziała po chwili miękkim, drżącym głosem, który brzmiał, jakby nie należał do niej.
L nie spuszczał z niej wzroku, skubnął tylko wargami swój palec wskazujący, jakby zastanawiał się, co ma z nią zrobić.
- Skąd w ogóle się tu wzięłaś? – odezwał się w końcu. – Jestem na dziewięćdziesiąt osiem i siedem dziesiątych procenta pewien, że jesteś kimś z FBI, ale chcę usłyszeć to od ciebie.
Skinęła głową, nadal gapiąc się na niego tak, że było to niemal nieuprzejme.
- Niosłam dokumenty do kartoteki i pomyliłam drzwi.
Na chwilę spuścił wzrok, koniuszkiem palca rozciągając sobie kącik ust, potem znów przeniósł spojrzenie na nią.
- Stało się. Powtórz tamto, to dostaniesz jagodę. – To mówiąc, nachylił się do stojącego przed nim stołu.
Spojrzała w tamtą stronę, by ujrzeć jak miesza łyżeczką w misce pełnej posłodzonych, czarnych owoców. Uniosła brwi.
- Pomyliłam drzwi…?
W milczeniu ujął jedną z jagód w palce i podsunął jej do ręki. Chwyciła niemal odruchowo.
- Jeszcze trochę wcześniej,
Najpierw uniosła owoc do ust. Był on słodki sam w sobie, a ciemnowłosy chłopak dodatkowo wysypał na niego mnóstwo cukru. O dziwo, nie było to niesmaczne.
- Niosłam dokumenty…?
Tym razem podniósł dwie jagody, każdą jedną dłonią, i je również położył na jej ręce, którą wyciągnęła przed siebie, nauczona doświadczeniem.
- Jeszcze nie o to mi chodzi.
Szybko zjadła swoją „nagrodę" i zastanowiła się, nie wiedząc na czym ma polegać ta zabawa. A potem zrozumiała.
- Jesteś piękny. – Te słowa wydawały się zawisnąć w powietrzu między nimi na moment, podczas dziewczyna gdy myślała nad tym, jak detektyw zareaguje, co sobie pomyśli.
- Wyciągnij dłonie.
Nastawiła ręce tak, jak poprosił, a on podniósł swoją miskę i ją przechylił. Na dłonie agentki posypały się czarne kuleczki.
Ciemnowłosy chłopak pochylił się i podniósł kartonik ze słodką śmietanką, który miał przygotowany na stole. Zaczął ją wlewać do miski, jednocześnie podstawiając łyżkę tak, że się napełniła. Kiedy skończył, podniósł łyżeczkę do ust wpatrzonej w niego z nabożnym szacunkiem dziewczyny.
- Zjedz sobie ze śmietanką, są jeszcze lepsze.
Zaskoczona, przełknęła. L zabrał się do deseru. Nie przestając jeść, zaczął mówić.
- Skoro już mnie widziałaś, chciałbym zaprosić cię do współpracy. Wiem, że nie masz zbyt wiele doświadczenia, ale myślę, że możesz mieć całkiem niezły instynkt, skoro od razu wiedziałaś, kim jestem. – Jego palce zatańczyły na klawiaturze, i po chwili na wszystkich monitorach wyświetlił się jej profil. Przynajmniej nie musiała się zastanawiać, czemu mówił o jej małym doświadczeniu. – To znaczy, oczywiście, jeżeli nie przyszłaś tu w samobójczej misji mającej na celu zabicie mnie.
Oblizała swoje lepkie, słodkie palce.
- Dałbyś jeszcze tej śmietanki? I, rozumiem, że już nie podejrzewasz takiego przypadku?
L wyciągnął w jej stronę kolejna łyżkę, a potem wskazał na ekran.
- Wobec tego, już nie.
Skinęła głową, jednocześnie oblizując śmietanę znad wargi.
- Ale nie spuścisz mnie z oczu?
- Masz rację, przynajmniej do czasu, gdy nie zakończę tej sprawy i nie wyjadę. Znalezienie mnie będzie wówczas niemożliwe, a sama pamięć o moim wyglądzie na nic się nikomu nie przyda, zwłaszcza, że, z tego co widzę, nie wykazywałaś żadnych zdolności w rysowaniu, a portrety pamięciowe to bzdura. Niestety, mogłaś zrobić mi zdjęcie jakąś ukrytą kamerą.
Postanowiła sprowokować go do uśmiechu, ponieważ słodkie rzeczy, które robił, zupełnie nie pasowały do jego powagi, tak bardzo, że wręcz nie mogła w nią uwierzyć.
- To akurat chętnie bym zrobiła. Tak jak mówiłam, jesteś piękny.
Znów przyłożył dłoń do warg, zachowując obojętny wyraz twarzy. Tylko w jego oczach było widać koncentrację.
- Nie mogę na to pozwolić, proszę więc, byś przeszła do tamtego pomieszczenia. – Wskazał gestem dłoni drzwi po swojej prawej stronie. – Zostawisz wszystko, co masz na sobie na środku, na podłodze. Potem otworzysz następne drzwi, a za nimi znajdziesz szafę z moimi ubraniami. Możesz wziąć stamtąd cokolwiek, a gdy się przebierzesz, wrócisz tutaj.
- Będziesz na mnie patrzył przez kamery? – Dziewczyna zmarszczyła brwi.
- Ja nie, zrobi to Watari, którego raczej nigdy nie spotkasz. Poza tym, my tutaj jesteśmy profesjonalistami. Teraz bez dyskusji, w końcu nie kazałem ci rozebrać się w mojej obecności. Teczkę również tam zostaw.
Wiedziała, że nie ma wyboru, więc posłuchała.
Jego twarz była najpiękniejszą, jaką kiedykolwiek widziała. Świadomość, że jego obraz w jej pamięci z czasem się zatrze, odebrała jej oddech. Uderzyła pięścią w nogę od stołu, rozrywając skórę na kostkach. Znów załkała, choć nie z bólu, a w każdym razie nie z tego pochodzącego od rany.
Stanęła niepewnie na chwiejnych nogach i przeszła do łazienki, aby opatrzyć dłoń, choć nie wiedziała właściwie, po co to robi.
Spłukała krew wodą, zimną, by powstrzymać krwawienie, cały czas trzęsąc się od płaczu. Kiedy nacisnęła dozownik mydła, jej nozdrza wypełnił zapach truskawek.
