Tytuł: Jedno z błędnych miejsc
Autor: euphoria
Betowała wspaniała okularnicaM:*
Fandom: Teen Wolf
Pairing: Stiles/Derek
Rating: +18
Info: AU – ludzie, brak istot nadprzyrodzonych chyba, że liczymy, że Derek jest zbyt przystojny, żeby być człowiekiem…


Stiles nie bardzo wiedział kogo spodziewać się w poniedziałek rano w szklanych drzwiach. Plotka głosiła, że ich firmę wykupił nowoprzybyły do miasta architekt, ale nikt jeszcze go nie widział. Nikt też o nim nie słyszał, więc trudno było nawet jemu przeprowadzić śledztwo.

Lydia usiadła na swoim biurku, zakładając nogę na nogę, odsłaniając tym samym zgrabne udo. Czerwone usta kusiły do pocałunku, na który być może kiedyś Stiles by się skusił, gdyby z Martin nie byli przyjaciółmi, i pod warunkiem, że wciąż podobałyby mu się kobiety.

Scott wyglądał na równie zdenerwowanego, co on, więc paradoksalnie uspokajało go to. Ilekroć zerkał na McCalla był świadom, że nie tylko on nie lubi niespodzianek.

- Wiercisz się – zaczęła Martin. – I przygryzasz usta.

- Denerwuję się – przyznał, robiąc kilka kroków, aż pod ścianę biura i z powrotem.

Jackson uśmiechnął się krzywo i oparł o jedną z szafek. Jego cholerna, idealnie wyprasowana koszula wyglądała doskonale pod szarą marynarką. Whittemore jako jedyny nie musiał pracować w tym niewielkim biurze projektowym, ale jednak nigdy nie poczynił kroków, by przenieść się gdzie indziej. Stiles sądził, że wiele miała z tym wspólnego Lydia, która przynajmniej cztery razy w miesiącu odrzucała umizgi Jacksona.

- Na twoim miejscu też bym się denerwował. Jako jedyny jesteś tutaj zbędny – poinformował go Whittemore, palant numer jeden na świecie.

Lydia spojrzała na mężczyznę, wydymając usta jak zawsze, gdy nie była do końca zadowolona z tego co usłyszała, ale puściła to mimo uszu.

- Po prostu nie rozumiem dlaczego ktoś miałby kupować całą firmę wraz z asystentem. Takie osoby wybiera się raczej względem własnych preferencji. A co jeśli wiesz, nie kliknie? – zmartwił się Stiles.

Lydia przewróciła oczami i zerknęła na przygotowującą sobie kawę Ericę.

- Jeśli nie kliknie, nauczysz się z tym żyć albo zmienisz pracę – westchnęła i Stiles po prostu wiedział, że Martin nie mówi już o nim.

Dziewczyny pracowały w teamie projektowym odkąd tylko powstała firma i zajmowały się głównie aranżacjami. Począwszy od wnętrz, a skończywszy na ogrodach. Ich style były maksymalnie różne, ale jakoś zawsze dochodziły do porozumienia.

Chłodna elegancja Lydii jakoś nadawała klasy ognistemu, czasami taniemu seksapilowi Erici.
Reyes jakby właśnie spodziewała się, że o niej rozmawiają, wróciła z kubkiem kawy i zostawiła na porcelanowym brzegu kubka czerwoną szminkę. Jej wydekoltowana bluzka z trudem zakrywała piersi, co jednak zdawało się nie przeszkadzać Jacksonowi.

- Ktoś się spóźnia – zamruczał Scott spoglądając sugestywnie na zegar zawieszony nad wejściem.

Stiles nie zdążył nawet otworzyć ust, gdy za szklanymi drzwiami pojawiła się ogromna sylwetka. Mężczyzna wślizgnął się do biura, odwieszając płaszcz na wieszak i zlustrował ich wzrokiem. Miał nie więcej jak trzydzieści lat i kilkudniowy zarost, który ewidentnie dodawał mu uroku. I męskości, jeśli Stiles miał być szczery.

Ciemny garnitur na pewno był szyty na miarę, bo przylegał we wszystkich miejscach, w których powinien. Uwidaczniając jeszcze bardziej w jak dobrej formie był mężczyzna.

- Derek Hale – przedstawił się podchodząc do każdego z nich z osobna.

Szybko dokonali prezentacji pod czujnym wzrokiem nowego szefa i Stiles naprawdę był dumny, że się nie zająknął. Derek spojrzał na niego z naprawdę bliska tymi swoimi zielonymi tęczówkami, które powinny być zakazane. Podobnie jak duże dłonie, które ściskały pewnie aktówkę.

- Proszę, aby pan Stilinski zgłosił się do mojego gabinetu za dziesięć minut – dodał Derek mijając ich bez wskazówek czym na dobrą sprawę powinni się zająć i Stiles miał ochotę jęknąć.

Chyba nawet coś dziwnego wymknęło mu się z ust, bo Lydia spojrzała na niego karcąco. Na całe szczęście Hale znajdował się już za dźwiękoszczelnymi drzwiami.

- Wiecie, co mówi się o mężczyznach z dużymi dłońmi? – spytała Erica uśmiechając się drapieżnie.

Stiles za wszelką cenę starał się zwalczyć myśli o penisie Dereka zanim pójdzie do niego do biura, ale nie wychodziło mu to najlepiej. Musiał szczerze przyznać, że wcale nie dziwił się nagłemu zainteresowaniu Erici. Derek był przystojny i to diabelnie. Kwadratowa szczęka, te brwi, które dodawały mu tylko charakteru…

- Myślicie, że chciał, żebym przyszedł z kawą? – spytał Stiles chcąc skupić się na czymś twórczym.

- A wiesz jaką pije? – odbiła piłeczkę Lydia.

- Czuję, że czarną i mocną. Dziką jak on – szepnęła Erica wprost do jego ucha i Stiles zagryzł wargi.

- Bardzo zabawne – warknął, zerkając niepewnie w stronę drzwi.

Jak wszystko w biurowcu one też były oszklone. Widział przez nie, że Derek zaczyna się zadomawiać, chociaż nie przyniósł ze sobą nic poza aktówką. Stiles wcześniej zadbał o to, by gabinet był wysprzątany i w wazonie na jednej z szafek stał bukiet kwiatów. Zawsze warto było zrobić dobre wrażenie, nawet jeśli miał zostać za chwilę zwolniony.

Spuścił głowę i spojrzał jeszcze raz na zegarek, ale czas jego rozmowy zbliżał się nieubłaganie. Poczuł pocieszające klepnięcie w ramię, które zaoferował mu Scott, gdy przechodził koło niego.

Zapukał punktualnie w drzwi gabinetu i wszedł do środka słysząc ciche proszę. Tak jak się spodziewał Derek siedział w skórzanym fotelu, oglądając najwyraźniej bieżące projekty, sądząc po melodii, której używali do podkładu w prezentacjach.

Mężczyzna odpiął kilka guzików marynarki, ale nie rozluźnił krawata, co Stiles zawsze uznawał za zły znak. Przeważnie przychodzili do biura elegancko ubrani, odkąd prawie każdy miał spotkania z klientami, ale za zamkniętymi drzwiami zawsze następowało pewne rozluźnienie. Nie można było na sztywno spędzić całego dnia, szczególnie przy tak kreatywnym zespole, więc utarło się, że krawaty nosili jak frontmeni rockowych zespołów, gdy musieli występować na ważnych galach.

Derek najwyraźniej jednak nie miał zwyczaju odprężania się. Nawet teraz widać było jak mężczyzna jest spięty i skupiony.

- Siadaj – polecił mu i Stiles niemal natychmiast opadł na krzesło.

Chwilę mierzyli się wzrokiem, aż na czole Dereka pojawiła się pionowa zmarszczka. Mężczyzna odsunął laptop, założył okulary o grubych oprawkach i sięgnął po jedną z teczek, o której Stiles wiedział, że należy do niego. Derek wydawał się studiować coś wnikliwie, aż w końcu dał za wygraną.

- Panie Stilinski – zaczął tym swoim niskim głosem wypranym z emocji. – Jak wymawia się pańskie imię? – spytał kompletnie zaskakując Stilesa.

Przez chwilę wydawało mu się, że Derek kpi z niego, ale mężczyzna wyglądał na całkiem poważnego.

- Jest polskie i nie używam go właśnie z tego powodu, że dość trudno je wymówić. Znajomi nazywają mnie po prostu Stiles – przedstawił się.

Trudno było wyczytać cokolwiek z twarzy Dereka, chociaż brwi mężczyzny drgnęły lekko, jakby Hale się zdziwił. Mogło jednak to być tylko wrażenie. Stiles jednak już kochał te brwi. Bez nich twarz Dereka wydawałaby się pusta.

- Stiles – powtórzył mężczyzna, jakby przyzwyczajał się do tego brzmienia. – Czy w ten sposób zwracał się do pana poprzedni szef? – spytał Derek.

- Tak. Wszyscy mówią do mnie po prostu Stiles – powtórzył. – Doktor Deaton w zasadzie żartował nawet, że… - urwał przypominając sobie, że chyba nie powinien za dużo mówić.

Połowę winy za to, że robił złe wrażenie na ludziach, stanowiło jego paplanie.

Derek obrócił lekko głowę w bok, nie spuszczając z niego oka. Stiles czuł, że zaczyna pocić się pod tym spojrzeniem. Mężczyzna wydawał się rozkładać go na czynniki pierwsze, a na domiar złego totalnie niczego nie można było wyczytać z jego twarzy. Nie był pewien czy Derek już jest zirytowany jego osobą czy jeszcze nie przekroczyli tej magicznej linii. Hale po prostu siedział i obserwował go bez słowa.

- Jaką kawę pan lubi? – spytał Stiles z głupia i Derek zmarszczył brwi, jakby to przeskoczenie tematu nie spodobało mu się.

- Więc wasz poprzedni szef miał tytuł doktora? – powrócił do tematu mężczyzna i Stiles spanikował.

- To nie tak, że będziemy szanować cię mniej. Wiesz, w zasadzie masz sporo czasu, żeby zrobić doktorat, jeśli oczywiście będziesz chciał. Totalnie mogłeś nie mieć czasu, bo studia i ogólnie… praca… pewnie… później… Poza tym jesteś totalnie młody, więc zapewne… - urwał, zdając sobie sprawę, że tym razem faktycznie zaczął paplać.

Derek przyglądał mu się ze zmarszczonymi brwiami.

- Nie, żeby twój wiek miał dla nas jakieś znaczenie. Zawsze mogłeś gdzieś zdobyć jakieś doświadczenie. Wyglądasz na doświadczonego… Znaczy w architekturze, nie żebym cokolwiek innego sugerował przez fakt, że… że –zająknął się Stiles, czując, że ciepło uderza w jego policzki.

Derek pochylił głowę jeszcze bardziej, jakby zastanawiał się na zwierzę jakiego rodzaju patrzy. Na szczęście Stiles ugryzł się w język, więc nic więcej nie wypadło niekontrolowanie z jego ust. Mężczyzna w końcu też przestał mu się tak badawczo przyglądać i zerknął z powrotem do otwartej teczki.

- Doktor Deaton znosił twoje gadulstwo? – spytał mimochodem mężczyzna i jeśli Stiles już wcześniej nie był czerwony na twarzy, teraz na pewno wyglądał już jak burak.

- Koleś ja totalnie potrafię być cicho. Jak totalnie cicho i nic nie mówiąc. Totalnie nic nie mówiąc – zaczął Stiles i urwał, gdy tylko zdał sobie sprawę, co właśnie robi.

Derek nie wyglądał na poruszonego. Ani tym bardziej przekonanego.

- Nie mów do mnie 'koleś' – oznajmił mu tylko, krzywiąc się nieznacznie i Stiles właśnie bił rekord w pogłębianiu własnego rumieńca.

Z minuty na minutę robiło się coraz gorzej, więc logicznie rzecz biorąc powinien wstać i wyjść, oszczędzając i sobie, i Derekowi tej rozmowy, ale po prostu nie mógł się ruszyć. Nie, gdy mężczyzna przyszpilał go do krzesła tymi wnikliwymi zielonymi tęczówkami. O ile wcześniej mógł mieć jeszcze jakieś nadzieję, że Hale nosi szkła kontaktowe tak okulary obecnie znajdujące się na jego nosie przeczyły temu. Mężczyzna był chodzącą pieprzoną doskonałością, począwszy od pięknych oczu, a skończywszy na sylwetce, której nie powstydziłby się żaden z greckich bogów.

Cholera, gdyby Derek Hale był zainteresowany, mógłby zagrać pieprzonego Thora i nie potrzebowałby do tego tej pseudo zbroi, która imitowała mięśnie, a którą Hemsworth nosił przez część filmu.

- Przepraszam, panie Hale – powiedział zatem Stiles. – To się już więcej nie powtórzy.

Derek nie spuścił go ani na chwilę z oka, krzywiąc się nieznacznie. Stiles nie był pewien co tym razem zrobił źle, ale czuł już, że cokolwiek robił – było nieodpowiednie. Czekał tylko, aż Jackson zacznie docinać mu, że spodziewał się takiego rozwiązania sytuacji od samego początku. Ze wszystkich dupków, których znał Stiles Whittemore był największym.

- Nie ma potrzeby nazywania mnie panem Halem. Mam na imię Derek – odparł mężczyzna, patrząc na niego z lekkim wyzwaniem w oczach, jakby sądził, że i to Stiles zawali.

- Derek – powtórzył szybko, jakby to miało jakiekolwiek znaczenie.

- Bardzo dobrze – odparł mężczyzna. – Zatem Stiles, poproś do mnie Scotta McCalla – zarządził Hale, odkładając jego teczkę na blat biurka.

Stiles zamrugał całkiem zaskoczony i zawahał się.

- To wszystko? – spytał niepewnie.

- Lubię czarną kawę bez cukru. Nie pijam herbaty – dodał Derek spoglądając na niego i drzwi znacząco.

Stiles jak w transie wyszedł z gabinetu i udał się do ich aneksu kuchennego.

ooo

Derek przez cały dzień zapraszał do siebie poszczególnych pracowników i ucinał sobie z nimi pogawędki. Przeważnie pytał o ich wcześniejsze doświadczenie i wizję, w którą stronę powinna kierować się firma. Ze Scottem jako jednym z nielicznych wystawiali swoje projekty w tych samych konkursach, więc omówili nawet niektóre z nich.

Derek okazał się niezwykle skryty, chociaż bardzo mocno zaznaczał swoją obecność. Biło z niego coś takiego, co trudno było przegapić. Stiles niemal od razu wyczuwał, kiedy mężczyzna podchodził bliżej, przyglądając się ich pracy. Chyba właśnie po tym dziwnym promieniowaniu i fakcie, że każdy podporządkował mu się bez problemu, rozpoznawało się samca alfa. A przynajmniej Stiles próbował za wszelką cenę znaleźć jakąś teorię dla ich dziwnego zachowania.

Derek sam w sobie był bardzo intensywny. Nie mówił zbyt wiele, ale jeśli już to robił – były to przeważnie celne uwagi. Stanowił czysty przykład doskonałego profesjonalizmu, czym zaimponował Lydii. Kiedy pokazywały mu z Reyes swój najnowszy projekt nawet na sekundę nie spuścił oka z ekranu komputera, chociaż Erica nachylała się tak bardzo, że wzrok uciekał nawet Stilesowi.

Nie byli pewni jakiej orientacji jest Derek ani czy ma żonę, chociaż w zasadzie nie nosił obrączki na palcu. Nie miał po niej nawet śladu. Stiles już wcześniej próbował go wygooglować, ale bez uczelni, na której studiował mężczyzna albo jego drugiego imienia niczego nie uzyskał. Zaglądanie teraz w akta personalne własnego szefa wydawało mu się nie bardzo na miejscu. Nie chciał też wiedzieć, co Derek zrobiłby, gdyby go na tym przyłapał. Hale był osobą jak najbardziej dbającą o swoją prywatność.

W okolicy południa Derek zamknął się z powrotem w swoim gabinecie i zamarł przed laptopem. Nie wydał wcześniej żadnych poleceń ani nie zamieścił wpisów w kalendarzu, więc Stiles nie był pewien czy mężczyzna zamierza zjeść lunch w biurze. Co zamierza na ten lunch zjeść odkąd prócz aktówki nie przyniósł ze sobą nic więcej.

Na jego biurku nie stało żadne zdjęcie, a miejsce na dyplomy na ścianie pozostawało puste.

W końcu Stiles wziął głęboki wdech i stwierdził, że przecież gorzej już być nie może. Zapukał w drzwi, a potem wsunął się do środka, starając się ignorować dość wymowne ściągnięcie brwi, którym uraczył go Derek. Od poranka minęło sporo czasu i Stiles zdążył się oswoić z prawie każdą emocją, która gościła na twarzy mężczyzny.

- Zjesz coś na lunch? Przeważnie wychodzimy całą grupą do kafejki na pierwszym piętrze – poinformował Dereka.

Mężczyzna zmarszczył brwi i skinął głową, jakby zapraszał go do kontynuowania.

- Doktor Deaton zachęcał nas do wspólnego spędzania czasu, więc korzystamy z całego budynku. W podziemiach jest basen, a piętro nad nami znajduje się niewielka siłownia. Apartamenty… - zaczął.

- Są na samym szczycie – wtrącił się Derek. – Wiem.

- Mógłbym cię oprowadzić – ciągnął dalej Stiles i urwał, gdy zdał sobie sprawę jak to brzmi.

- Wychodzę na lunch – dodał Derek, wracając do wcześniej przerwanej pracy.

Stiles zamarł w progu i chwilę przyglądał się mężczyźnie, aż poczuł się głupio, bo na dobrą sprawę gapił się na Dereka. Ten wydawał się kompletnie niezainteresowany, chociaż ewidentnie było widać, że mięśnie pod jego koszulą są napięte. Podobnie cały kark, który musiał po prostu boleć od trzymania głowy pod tym kątem.

- Coś jeszcze, Stiles? – spytał Derek w końcu najwyraźniej u szczytu wytrzymałości.

- Przepraszam – odparł pospiesznie zamykając drzwi gabinetu.