Smukłe palce powoli ruszały się po klawiszach, uderzając w każdy dźwięk z doskonałą precyzją, wydobywając z instrumentu coraz to nowsze nuty. Melodia powoli stawała się żywsza, a chłopak pomału zaczynał się relaksować. Teraz już nie zwracał uwagi na to co gra. Każdą nutę znał na pamięć i nawet gdyby chciał, nie potrafiłby powstrzymać machinalnych ruchów palców.
Jego mięśnie się rozluźniły, pozwalając Shintarou na chwilę odpoczynku. Od kiedy tylko pamiętał, gra go uspokajała, odrywała od życia codziennego i obowiązków. Gdy zasiadał do pianina czuł, że żyje i nie chciał przerywać tych chwil.
Koszykówka już nie była dla niego całym światem tak jak kiedyś. W tym momencie swojego życia nie cenił już dóbr materialnych i nie wierzył w szczęście dzięki losowym przedmiotom, które nie miały dla niego żadnego znaczenia; nie chciał nosić ze sobą czegoś, co było zwykłym, bezwartościowym bibelotem. Dlatego też zaprzestał słuchania horoskopów i kupowania coraz to nowszych Szczęśliwych Przedmiotów, mimo że na początku było to dla niego trudne.
Zmienił się. A to wszystko przez jednego, denerwującego bruneta, który zawojował jego światem i wywrócił go do góry nogami. Teraz Shintarou wystarczał jedynie pierścień, z którym nie rozstawał się od chwili otrzymania go. Przynosił mu szczęście w każdy czas, niezależnie od pory dnia. Naiwnie wierzył, że gdyby tylko gdzieś go zgubił, zostawił lub zniszczył, jego całe życie runęłoby w gruzach. W końcu był to prezent od Niego, osoby którą o dziwo kochał. Nigdy nie mógłby sobie wybaczyć stracenia czegoś tak ważnego.

Melodia zwolniła, a zielonowłosy zamknął oczy i począł wsłuchiwać się w dźwięki. Żywa kołysanka przerodziła się w rzewną i melancholijną nutę, może nawet balladę, powodującą ciarki na plecach. Zawsze gdy grał akurat tę melodię wyobrażał sobie, jak On siedzi obok niego, uśmiechając się lekko i potakując z aprobatą, a Shintarou widząc to z coraz większą przyjemnością naciska klawisze pianina. Mimo iż ostatnimi czasy rzadko kiedy mieli czas dla siebie, Takao dalej znajdywał go wystarczająco dużo, by posiedzieć z nim i patrzeć, jak gra. Midorima nie wiedział, jak brunet to robi, ale nie zadawał żadnych pytań. Wystarczyło mu to, że po prostu przy nim był.

Siedział z zamkniętymi oczyma, jego palce zastygły tuż nad klawiszami. Utwór prawie dobiegł końca, a on nie mógł zmusić się do zagrania ostatniego trójdźwięku. Nie chciał tego kończyć, nie chciał odejść od pianina i ponownie popaść w tę cholerną rutynę. Nie, po prostu nie.
Nie potrzebował, nie chciał tej kleistej guli w swoim przełyku, która za każdym razem pojawiała się, gdy Takao dzwonił z pracy mówiąc, że dzisiaj także wróci później. Nie potrafił tego znieść. Wiedział, że Kazunari robi to tylko i wyłącznie po to, by mieli za co żyć – zwłaszcza teraz gdy Midorima kończy studia – ale nie zmieniało to faktu, że czuł się samotny.

Chciał znów poczuć ciepło bruneta, znów zostać przez niego pocałowanym i przytulonym. Całym sercem pragnął być przy nim, by go pocieszył i sprawił, że zapomni o wszystkich zmartwieniach. Tęsknił za zapachem jego włosów, za widokiem szarych, wszystkowiedzących oczu, za dotykiem tych warg, które doprowadzały Midorimę do obłędu. Za radosnym śmiechem, który napawał go nadzieją na lepsze jutro.
Powoli opuścił palce. W pomieszczeniu rozebrzmiał cichy dźwięk, ostatnie nuty utworu, a Shintarou otworzył oczy. Skończył.
Nagle poczuł jak coś zakrywa mu oczy, a jedyną rzeczą jaką widział była ciemność. Ciepłe, miękkie usta musnęły jego policzek i już wiedział, kim jest osoba stojąca za nim. Oparł się o klatkę piersiową mężczyzny i uśmiechnął się lekko, głęboko oddychając i napawając się charakterystycznym dla Niego zapachem.
- Takao… - Mruknął i bez pośpiechu zdjął jego dłonie ze swojej twarzy. Nie puścił ich, cały czas trzymając w mocnym uścisku. – Od kiedy tu jesteś?
- Od kilku minut, ale to zdecydowanie za mało bym mógł się tobą nacieszyć – zaśmiał się cicho, a przez Midorimę przeszedł przyjemny dreszcz. – Zagrasz jeszcze raz, dla mnie?

Odwrócił się w stronę bruneta. Jego serce zaczęło bić szybciej, a na twarz wpłynął czerwony rumieniec. Chciał jak zwykle droczyć się z Kazunarim, chciał odmówić i potem czekać, aż Takao będzie go prosił by znów dotknął pianina i zagrał specjalnie dla niego. Ale zamiast tego zielonowłosy przesunął się na skraj krzesła, mrucząc pod nosem zwykłe „siadaj" i ustawił dłonie nad klawiszami.

Nie chciał tracić tego i tak ograniczonego czasu na coś tak błahego. Chciał jak najbardziej wykorzystać te krótkie chwile, gdy mogli być blisko siebie, ramię w ramię. Uwielbiał czuć ciepło bruneta tuż przy sobie, a jego widok sprawiał, że puls zielonowłosego nagle przyśpieszał. Dni, które musiał spędzać samotnie były dla niego prawdziwą udręką i ledwo wiązał koniec z końcem. Jedyną rzeczą, która potrafiła go wtedy postawić na nogi była myśl, że On niedługo przyjdzie i zostanie z nim. Ulotne marzenie, że Kazunari za chwilę podejdzie do niego, obejmie swoimi ramionami i zostaną tak spleceni ze sobą na zawsze. Tylko tego pragnął Midorima, chciał mieć go całego wyłącznie dla siebie. Może było to egoistyczne, zakrawające o ubezwłasnowolnienie, ale nie obchodziło go to.

Wziął kilka głębokich oddechów i ponownie zaczął grać. Palce pędziły po klawiaturze, a on nie potrafił nad nimi zapanować. Wiedziały co robić i wygrywały melodię prosto z serca Shintarou, który jak zaczarowany siedział i napawał się bliskością ukochanego. Midorima nigdy nie powiedziałby mu prosto w twarz, że za nim tęsknił, ale Takao wydawał się wszystko wiedzieć. Gdy zielonowłosy na dosłownie moment oderwał wzrok od uskakujących pod jego naporem klawiszy i skierował go na siedzącego obok Kazunariego, zesztywniał.
Brunet przez cały czas patrzył prosto na niego. Lekki, prawie niezauważalny uśmiech ukazał się na jego ustach, a szare, wyglądające na bezdenne oczy świeciły radośnie. Zielonowłosy mimowolnie się uśmiechnął, ponownie przenosząc wzrok na pianino.

Teraz gdy Takao siedział koło niego, widział go i mógł go dotknąć, poczuł, że wreszcie jest dobrze. Nie musiał się niczym martwić, a jego wszystkie wątpliwości rozprysły niczym bańka mydlana i zniknęły bezpowrotnie. Jego chłopak był lekiem na wszystko, a Midorima dopiero teraz to zrozumiał.

Wsłuchiwał się w każdy dźwięk, nieważne jaki. Zagrany staccato, portato czy legato* - każdy osobno sprawiał, że w Shintarou coraz bardziej narastała chęć zakończenia utworu i wzięcia Takao w swoje ramiona. Miał ogromną ochotę przerwać w połowie i objąć go, wtulić się w niego jak najbardziej i za nic go nie puścić. Tak bardzo tego potrzebował!

Wreszcie nadszedł koniec, a zielonowłosy nawet się nie zastanawiając uderzył w trzy klawisze, wydobywając z instrumentu trójdźwięk. Odczekał kilka chwil aż brzmienie całkowicie wygaśnie, a pokój na nowo zatopi się w ciszy, po czym odwrócił się w stronę Takao. Uśmiechnął się widząc swojego ukochanego z rozmarzonym wzrokiem, patrzącego prosto w jego oczy. Nie potrafił powiedzieć, jak długo na niego tak patrzył, ale nie przeszkadzało mu to. Brunet nieraz mówił mu, że uwielbia obserwować go podczas grania, a skoro Midorima sprawiał tym przyjemność mężczyźnie, nie mógłby mu tego odebrać.
- Wreszcie w domu – westchnął Midorima, poprawiając okulary i przenosząc wzrok na ulewę szalejącą za oknem.
Takao zaśmiał się cicho.
- Przecież jesteś tutaj częściej ode mnie, Shin-chan. – Kazunari podsunął się w jego stronę i przyłożył swoje czoło do torsu ukochanego. Przez chwilę upajał się bliskością Midorimy, wdychając jego zapach, po czym podniósł głowę i spojrzał prosto w oczy uśmiechającego się zielonowłosego.
- Bez ciebie jest to tylko zwykłe, wyjątkowo puste mieszkanie, Takao.

*sposóby wydobycia i kształtowania dźwięku.