Prolog


Pamiętał, gdy po raz pierwszy ujrzał ją. Siedział wtedy w krzakach, w ukryciu przed problemami, przed rodzicami. Na wprost był ogród Evansów. Siedziały tam te dwie dziewczynki. Były szczęśliwe i bawiły się. Nienawidził ich. Jego moc krążyła chmurnie. Wtedy jedna z nich, ta rudowłosa, podniosła z ziemi martwego motyla. Widział jak jej usta wykrzywi smutek. Prawie zaśmiał się złowieszczo.

Rudowłosa zamknęła w dłoniach martwego owada. Wtedy poczuł jej magie. Wibrowała i lekko łaskotała. Dziewczynka rozchyliła dłonie, a motyl poruszył skrzydłami i leniwie odleciał.

Jej siostra zrobiła wielkie oczy i uciekła z krzykiem na ustach do domu.

-Petuniu, nie…-zaczęła czarodziejka.

„Dobrze, niech mugole jej coś zrobią, tej… szlamie!" -krzyczał w myślach.

Rudowłosa stała patrząc się na drzwi, w których zniknęła przed chwilą jej siostra. Po chwili usłyszał:

-Lily, choć szybko-w tym damskim głosie nie było ani grama gniewu.

Severus mocno zacisnął zęby. „Nienawidzę cię Lily Evans."

Wtedy odwróciła się i spojrzała prosto na niego. Jakby słyszała go, jakby wiedziała, gdzie on jest.

Szybko postawił zapory włoku swojego umysły. Wtedy dopiero spojrzał jej w oczy. Jej tęczówki były zielone, zdawało mu się, że pobłyskują srebrem. „Barwy Slytherinu"-uśmiechnął się na myśl o wymarzonym miejscu, w którym wreszcie nie będzie musiał się bać.

-Lily! –ponaglił głos dochodzący z wewnątrz domu.

Dziewczynka uśmiechnęła się przelotnie i szybko wbiegła po schodkach.

Severus uśmiechał się. Gdy się na tym przyłapał, odwrócił się i zaczął szybko biec. Po prostu przed siebie.

.

Bo nie miał gdzie indziej.


Pamiętał pierwsze spotkanie ze Złotym Chłopcem.

Zobaczył go w tłumie tuż przy tym przygłupem- pół olbrzymem. Strój chłopaka i jego rozczochrana fryzura sprawiły, że się skrzywił. Wszedł do sklepu Madame Malkin-szaty na każdą okazje, dosłownie parę minut przed Draco.

Gdy blondyn wchodził do sklepu miał ogromną ochotę coś zrobić brunetowi. Czuł niepohamowany gniew. Jednakże, gdy był już w środku, tamten spojrzał na niego i się uśmiechnął. Jego spojrzenie sparaliżowała go na chwile. Miał oczach w „kolorach Slytherinu"-pomyślał. To sprawiło, że Malfoy odwzajemnił uśmiech.

Zaczął coś mówić do bruneta, przechwalać się i prowokować go, lecz ten nadal stał cicho i spokojnie. Na końcu wypowiedzi poczuł coś w rodzaju wstydu. Sam nie wiedział, kiedy zaproponował mu przyjaźń. Lecz brunet musiał iść.

Draco…, no cóż. Stał bezradnie spoglądając za brunetem. „Dla niego mógłbym pójść nawet do Gryffindoru"-szybko skarcił się za tę myśl i nigdy do niej nie powracał.

.

"To będzie mój prawdziwy przyjaciel"-postanowił wbrew sobie.