Dean od zawsze kochał Sama. Dean kochał Sama, nawet zanim go jeszcze zobaczył. Kochał go od momentu, kiedy jego mama powiedziała, że jest w ciąży. Dean kochał Sama za każdym razem, kiedy przyciskał ucho do rosnącego brzucha mamy i czuł kopanie Sama na policzku. Dean kochał Sama, nawet wyniósłszy go z płonącego pokoju, mimo że jego mama tego nie przeżyła.

Dean kochał Sama, kiedy dorastali. Kochał Sama, kiedy zgryzota jego ojca zmieniła się w nienawiść do Sama i faworyzowanie Deana, chociaż można powiedzieć, że Dean był w gorszej sytuacji. Dean kochał Sama, kiedy Sam potrzebował jego ochrony. I Dean kochał Sama, kiedy Sam zaczął kochać Deana zbyt bardzo. Dean kochał Sama tak mocno, że pozwolił samemu sobie również kochać Sama zbyt bardzo, by niczego mu nigdy nie odmawiać.

Dean kochał Sama, kiedy próbował on chronić Deana, nawet jeśli polegało to na odsuwaniu się, bo myślał, że Dean nie czuję tego samego. Głupi chłopak. Ale Dean kochał Sama nawet bardziej, kiedy wpuścił on Dean do środka, wierząc, że może, a nuż, Dean czuję do niego to samo. Dean kochał Sama, kiedy Sam nie bał się go dotknąć. Uszczęśliwiało go, że Sam pragnie go i jest przy nim rozluźniony.

Dean kochał Sama, kiedy był zdesperowany, kiedy musiał mieć Deana teraz, bez względu na nic. Dean kochał Sama, kiedy ojciec przyłapał ich na robieniu rzeczy, które są zakazane pomiędzy braćmi i wściekał się na ich obu. Dean kochał Sama, kiedy pierwszy raz zobaczył Sama naprawdę złego, mimo że surowa siła jego oczu trochę przeraziła Deana. Dean kochał Sama, kiedy ich ojciec padł martwy na łazienkowej podłodze z trzema kulami w piersi, a Sam wyszedł z tego tylko z rannym ramieniem i łzami toczącymi się w dół jego twarzy. Dean kochał Sama nawet bardziej, kiedy Sam zauważył, że Dean został postrzelony w nogę i łzy natychmiastowo wyschły, żeby tylko mógł upewnić się, że z Deanem w porządku.

Dean kochał Sama, kiedy stali się dorośli. Dean kochał Sama, kiedy polowali. Kochał Sama, kiedy był on pokryty krwią i rozlewał ją, bo wyglądał wtedy jak anioł zemsty, nawet jeśli wrażenie to było jak najdalsze od prawdy. Kochał go nawet bardziej, kiedy napierał tym rozlewem na ciało Deana, ponieważ nie mógł zostawić Deana na tak długo, by wziąć prysznic, upewniając się, że oni oboje nadal żyli. Anioł Śmierci. To było jak kochać się z Aniołem Śmierci.

Dean kochał Sama, kiedy on zachowywał się głupio. Kochał Sama nawet, kiedy zostawił Deana dla Lucyfera. Kochał Sama każdego dnia, kiedy był na dole z Lucyferem, nawet przy torturowaniu samego siebie myślą, że Sam już dawno całkiem o nim zapomniał. Dean kochał Sama najbardziej, kiedy wrócił, wrócił w ramiona Deana, niepotrzebnie błagając o przebaczenie; Dean pragnął przecież tylko szczęścia Sama.

Dean kochał Sama, kiedy się starzeli. Dean kochał Sama, kiedy stawał się niecierpliwy i w gorącej wodzie kąpany, ledwo zdolny zostać w jednym miejscu na tyle długo, by ukończyć robotę. Dean kochał Sama wystarczająco, by być jego opoką, kiedy przyznał się, że boi się Lucyfera, który mógłby po niego wrócić. Dean kochał Sama, kiedy przyznał, że boi się o Deana. Dean kochał Sama jeszcze bardziej, kiedy był on "samolubny" na tyle, by przyznać się, że i o siebie się boi.

Dean kochał Sama ostatniego dnia. Dean kochał Sama, kiedy Sam leżał umarły, obracany przez Piekielne Ogary, które obwąchiwały jego zwłoki. Dean kochał Sama, kiedy Lucyfer zwrócił się do niego nieusatysfakcjonowany odebraniem życia bratu, który go zostawił, ale też bratu, który to wykradł mu Sama.

Dean kocha Sama. Kocha go teraz, czekając w szarej powłoce przed życiem pośmiertnym. Dean przede wszystkim kocha Sama, kiedy oboje przyglądają się Castielowi kroczącemu do nich, by donieść osąd Boży z małym uśmiechem chowającym się na ustach.

A jeśli chodzi o Sama - Sam też kocha Deana.