Tytuł: A to wina tego małego smyka
Autor: Lampira7
Fandom: Naruto
Beta: Elly
Uwagi 1: Ten tekst został napisany ponad 10 lat temu, więc styl może jest dziecinny (w końcu byłam w gimnazjum), ale uznałam, że ludzie wciąż trzymają to na chomiku i chcą to przeczytać, to czemu ponownie tego nie wrzucić. Trochę go poprawiłam, ale w 99% procentach jest taki sam, jak wtedy gdy opublikowałam go na blogu. Tak to blogowy tekst, czyli będziecie cierpieć, ale przynajmniej ja będę widzieć, jak się poprawiłam przez te wszystkie lata
A to wina tego małego smyka
Rozdział 1
— Wezwałam was tu w pilnej sprawie.
Tsunade spojrzała na Kakashi'ego, który siedząc na parapecie czytał swoją perwersyjną książkę i wyglądał tak, jakby był pogrążony we własnym świecie, jednak wiedziała, że dokładnie przysłuchiwał się jej słowom. Później skierowała swój wzrok na Sakurę, która czekała spokojnie na jej rozkazy. Dziewczyna zmieniła się przez ten czas, odkąd ją szkoliła. Teraz dorównywała jej zarówno w sile jak i w umiejętnościach medycznych, co rusz dochodziły do jej uszu pochwały ze szpitala, gdzie pracowała dziewczyna. Po lewej stronie Sakury stał Sai, który w końcu przestał czytać te swoje poradniki i zaczął żyć jak prawdziwy człowiek a nie jak wyszkolony wojownik, którego jedynym celem w życiu była walka. Mógł jeszcze pozbyć się tego swojego uśmieszku, nie podobał się jej ten fałszywy „grymas".
Po drugiej stronie Haruno stał Naruto, który także się zmienił: wyrósł i zmężniał. Teraz już nie porywał się wir walki bez namysłu, jednak cały czas kierował się swoją drogą ninja. Na pewno będzie świetnym Hokage, kiedy ona odejdzie na emeryturę, teraz jednak spojrzała na ostatniego członka drużyny: Sasuke Uchiha. Miała wrażenie, że przez ten cały czas w ogóle się nie zmienił. Wciąż był zamkniętym w sobie chłopakiem, który wolał spędzać czas na samotnych treningach niż z rówieśnikami w barze lub na imprezie. Rok temu, kiedy pokonał swojego brata, Tsunade sądziła, że stanie się taki jak inni chłopcy w jego wieku, że zacznie naprawdę żyć, ale nic takiego się nie stało. Miała nawet wrażenie, że było coraz gorzej.
W ostatnim czasie musiała ciągle ingerować w sprawy Naruto i Sasuke. Bez żadnego powodu nagle zaczynali się bić i nie były to przyjacielskie utarczki, bili się naprawdę. Zawsze po takiej walce obaj trafiali do szpitala na kilka dni, lecząc swoje urazy, a kiedy ich pytała, czemu nie mogę zachowywać się spokojniej lub zawrzeć jakiegoś rozejmu, to zawsze jeden z nich odwracał się bez słowa, a drugi krzyczał, że to ten drań zaczyna.
Kakashi i Tsunade wiedzieli, co było przyczyną tego konfliktu, ale czekali cierpliwie na to, by w końcu jeden z nich się przyznał się do tego, co czuje do drugiego. Zakładali, że to Sasuke pierwszy się przełamie i powie, co leży mu na sercu, bo najwyraźniej zrozumiał swoje uczucia do młotka. Naruto był rozkosznie wszystkiego nieświadomy. Wciąż uważał go jedynie za swego najlepszego przyjaciela. Tsunade mogłaby jeszcze poczekać, aż tych dwoje się opamięta, ale przez te ich „zaloty" traciła na kilka dni swoich najlepszych shinobi. Nie mogła na to pozwolić, jako Hokage, dlatego w jej głowie zaświtał pewien plan.
— W jakiej sprawie wezwałaś nas mi… czcigodna? — poprawiła się szybko Sakura.
— Mam dla was długoterminowe misje.
— Super! — krzyknął Naruto wyrzucając ręce do góry. Tsunade tylko się uśmiechnęła delikatnie, a jednak wyglądało na to, że Uzumaki na zawsze pozostanie dzieckiem, niezależnie od tego ile lat będzie miał i ile przeżyje w swoim życiu.
— Młotku, przymknij się — uciszył go Sasuke, jednak Tsunade zauważyła jak jego spojrzenie mięknie, gdy patrzył na chłopaka.
— Sam się zamknij, draniu! — wrzasnął Naruto, mrużąc oczy, aż przypominały lisie ślepka. — A może chcesz się bić?
— Gdzie i kiedy? — odpowiedział mu spokojnie, co jeszcze bardziej zdenerwowało Uzumaki'ego.
— Ty…! — Rzucił się w jego stronę, ale niespodziewanie Kakashi pojawił się tuż obok niego i złapał go za kołnierz, unosząc kilka milimetrów nad podłogą.
— Powalczyć możecie kiedy indziej, teraz zaś wysłuchacie czcigodnej.
— Ale… — Naruto chciał zaprotestować, ale mężczyzna mu to uniemożliwił.
— Zrozumiano? — Zmierzył go ostrym spojrzeniem, przez które chłopak oklapł.
— Tak — mruknął nieszczęśliwy, a Sasuke tylko kiwnął głową, choć wciąż jego oczy były skierowane na Uzumaki'ego, którego Kakashi postawił na ziemię.
— Może czcigodna kontynuować — zwrócił się tym razem do Tsunade.
— To nie taka misja jak sądzisz, Naruto — powiedziała do chłopaka.
— Eeeee… Tylko nie znowu ganianie jakiegoś kota. — Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale Sakura zatkała mu usta dłonią.
— Milcz i pozwól, Hokage-sama dokończyć — wysyczała mu w ucho. Sai stojąc koło niej tylko się przyglądał tej scenie z lekkim uśmiechem na ustach. Tsunade, nie zwracając uwagi na ten przerywnik, mówiła dalej:
— Sakura dalej będzie chodziła na misje wraz z drużyną siódmą, ale większość swego czasu poświęci pracy w szpitalu. Będziesz pracowała nad technikami leczniczymi i zajmowała się nowymi uczniami.
— Tak jest! — ucieszyła się dziewczyna.
— Sai na pewien czas dołączy na stałe do drużyny siódmej i będzie uczestniczył w waszych misjach i treningach.
— Będzie mi miło — odpowiedział uprzejmie Sai, patrząc się na Sakurę.
Hokage czasami się zastanawiała, czy dziewczyna porzuci swoje marzenia na temat Uchihy i spojrzy na kogoś innego łaskawym spojrzeniem. Tylko czy Sai nadawał się do tego? Okaże się z czasem.
— A ja? A ja? — Naruto już uwolnił się z uścisku Haruno i aż podskakiwał w miejscu.
— Ty będziesz się uczył pod moim okiem.
— Iiiiii… — jęknął zawiedziony. — To będę się uczył technik leczniczych? — Wyglądał jak pięciolatek, któremu zabrano lizaka. — Ała! — krzyknął, gdy Sakura w końcu nie wytrzymała i przywaliła mu w głowę.
— Są bardzo ważne! — Założyła ręce na biodra, patrząc się na niego groźnie.
— One są dla bab! — Potarł swoją bolącą potylice.
— Naruto, czy mam cię nauczyć dobrych manier?
Tym razem to Tsunade zbliżyła się do chłopaka, który pisnął i schował się za Sakurę, która tylko prychnęła. Widząc taką reakcję, Hokage nie mogła dłużej się na niego gniewać. Ten chłopak miał w sobie coś takiego, że wszyscy już od pierwszego spojrzenia go kochali.
— Będziesz się uczyć niektórych technik leczniczych, bo się przydają w walce, nie tylko kobietom, ale oprócz nich będziesz się też uczył innych technik, a także czegoś innego.
— Babciu nauczysz mnie jakiś śmiercionośnych ciosów? — Wychylił się za Sakury i wyszczerzył do niej swoje śnieżnobiałe ząbki. Kobieta nie mogła się nie roześmiać, ten dzieciak był zbyt rozkoszny.
— To zależy od tego jak będziesz się zachowywać.
— Obiecuję, że będę pilnym uczniem! Nie zawiedziesz się na mnie.
— Tak, tak, to jeszcze się okaże.
— Hokage… — Zwrócił na siebie uwagę Sasuke. — Na czym będzie polegało moje zadanie?
— Dla ciebie mam coś specjalnego. Zauważyłam, że ostatnimi czasy nie dogadujesz się z Naruto. — Sasuke szybko zerknął na Uzumaki'ego, który w tym momencie również na niego spojrzał. — Dlatego postanowiłam wysłać cię do innej wioski, jako reprezentanta Konohy. Będziesz w naszym imieniu wykonywać ich rozkazy.
— Jak długo?
— Przez rok. — Miała wrażenie, że przez chwilę w oczach Sasuke pojawiła się czerwień.
— Przez ile?! – wrzasnął Naruto, podbiegając do niej. — Przecież to za długo! — Jego czysty błękit oczu spochmurniał.
— Nie, to nie jest za długo, przez ten czas każdy z was dorośnie. O dziesiątej Sakura ma się pojawić w szpitalu, Sai wraz z Kakashi'm na polu treningowym, ty u mnie, a Sasuke przy bramie, skąd ktoś zabierze go do wioski ukrytej we mgle, a teraz rozejść się.
— Ale… To nie fair! Tak nie może być — protestował gwałtownie Uzumaki. Nie mógł znieść myśli, że Sasuke zniknie z jego życia na rok! Nie teraz, kiedy wreszcie go odzyskał.
— Naruto.
Uspokoił się, gdy usłyszał swoje imię z ust Uchihy, brzmiało ono tak lekko i miło jak nigdy.
— Wystarczy.
— Ale… — Jego oczy migotały jak woda w słoneczny dzień.
— Chodź. — Chwycił go delikatnie za dłoń i wyprowadził z biura. Za nimi poszedł Sai wraz z Sakurą. W pokoju została tylko Tsunade i Kakashi.
— Czcigodna, myślisz, że to dobry pomysł?
— Tak. Przez ten rok może zdadzą sobie sprawę z tego, co do siebie czują.
— Obaj wydawali się poruszeni tą wiadomością.
— Tak, ale to wyjdzie im na dobre, a teraz idź, ty także musisz się przygotować do jutrzejszego treningu. — Odpowiedziało jej ciche pyknięcie teleportacji. — Mam przynajmniej nadzieję, ze wyjdzie im to na dobre — dodała cicho, ale już nikt jej nie usłyszał. Została sama ze swoimi wątpliwościami, ale uważała, że wybrała najlepsze rozwiązanie.
