Prolog
Bella
Oto właśnie nadchodzi koniec, rozstrzygnięcie… Tylko jeden jest zwycięzca. I obym to była ja. Mimo iż czułam się silniejsza, nie byłam pewna co do swoich umiejętności.
Z każdą sekundą zbliżała się w moją stronę. Jej czerwone oczy przyprawiały o gęsią skórkę, ale nie mnie. Byłam taka sama: dziewczyna o nienaturalnej urodzie, bladym odcieniu skóry oraz szkarłatnym kolorze oczu. Było coś jeszcze, co nas łączyło: obie bardzo pragnęłyśmy krwi. Krwi naszego wroga…
Przykucnęłam gotowa do ataku. Moja przeciwniczka zrobiła to samo. Na jej twarzy wymalował się dziwny grymas, coś na miarę skupienia. Pewnie znów próbowała na mnie swych sztuczek. Ale nie tym razem, bo teraz jestem o wiele silniejsza niż kiedykolwiek.
Moje kończyny rwały się do przodu, by w końcu zakończyć ten pojedynek. Jeszcze chwila i będę mogła cieszyć się zwycięstwem lub odejść z przegraną. Choć w tym przypadku nie byłabym w stanie tego zrobić…
Zrobiłam krok. Ona również. Wyglądało to, jakby naśladowała każdy mój ruch. Czekała, aż pierwsza zaatakuje. Ale była w błędzie. To ja byłam skłonna poczekać, aż zbliży się wystarczająco i będę mogła wbić się w jej gardło….
Nagle jej głowa obróciła się w innym kierunku. Zupełnie, jakby zobaczyła kogoś, kto znalazł się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie. I wtem usłyszałam jego głos. Należał on do najcudowniejszego mężczyzny na ziemi. Do faceta, który kochał mnie i tylko mnie. Nawet wtedy, gdy byłam tylko kruchym człowieczkiem. Należał on do Edwarda:
- Bello, proszę, zastanów się jeszcze. To nie jest konieczne. Znajdziemy inne rozwiązanie. Proszę, zrób to dla mnie…
Świetnie. Zastosował chwyt, który był w stanie mnie przekonać. Ale nie teraz. Tym razem poradzę sobie sama.
Moja przeciwniczka obserwowała naszą wymianę zdań.
- Nie Edwardzie. Teraz jestem w stanie radzić sobie sama. Nie możesz wiecznie mnie ratować. To nie jest Twoim obowiązkiem. Zrozum.
- Bello…
- Nie, już podjęłam decyzję.
Edward stał na krańcu lasu, z lekko uniesionymi w górze rękoma, jakby chciał obie nas pogodzić. Wiedziałam, że to nie jest możliwe. Wampirzyca uśmiechnęła się przebiegle w moją stronę, a ja przewidziałam, że zwiastuje to coś niedobrego. I znów miałam rację. W jednej sekundzie Edward leżał na ziemi i wił się z bólu, mając nieobecny wzrok. Ciężko dyszał. Chciała zadać mu ból, który odczuję również ja. I udało jej się. Osiągnęła swój cel…
Sama się prosiłaś, pomyślałam.
Nie czekając na nic rzuciłam się na nią. Ogromny huk rozległ się po lesie.
- To za Edwarda – wysyczałam i za pierwszym podejściem ugodziłam ją w gardło…
