Gdy wstaje się rano oczekuje się, że ptaki będą już śpiewały. Słońce powinno wpadać przez okno, promieniami łaskocząc skórę, gwar dochodzący z ulicy wkrada się przez ścianę, sprawiając, że człowiek w naturalny sposób wyłania się z krainy snów.

Jednak nie tym razem! Louis Tomlinson z wściekłością zakładał skarpetki myśląc tylko o czekającej go podróży. Podróży, której wcale się nie domagał. Nie do końca przytomny przeczesał palcami włosy.

-Boo Bear! Spóźnisz się! Jak zawsze!- dało się słyszeć głos jego równie niezadowolonej mamy. A to przecież ona wysyła go na ten nikomu niepotrzebny obóz. Tylko dlatego, że nie wierzą w jego umiejętności wokalne. On uważał, że jego głos nie wymaga tak specjalistycznego treningu. Do diabła, sam potrafił się podszkolić! Dodatkowo denerwował go fakt, że jego siostry same wybrały obozy, na które się wybierają, gdy jemu został narzucony ten konkretny.

Wszedł do kuchni i usiadł przy stole, zaczynając jeść śniadanie przygotowane przez jego mamę. Po zjedzeniu połowy, zauważył, że są to naleśniki z jagodami. Zrozumiał też, że nigdy nie uwielbiał jagód, więc pozostawił posiłek nieskończony i szybko wypił kawę.

Już wkrótce siedział w samochodzie z mamą, jadąc w kierunku zbiórki. Zdenerwowany spojrzał na zegarek. Zagryzł dolną wargę, bo byli już spóźnieni. Nie żeby zależało mu na tym wyjeździe, ale wiedział, że jest to jego wina. Nie chciał mieć na sobie poczucia winy. Na szczęście pociąg stał jeszcze na stacji. Odetchnął z ulgą, która pojawiła się także na twarzy.

-Mówiłem ci mamo, nie musiałaś się tak przejmować- uśmiechnął się i momentalnie oboje się rozluźnili.

-Louis, wiesz, że to jest dla ciebie szansa. Chcę, żebyś osiągnął to, o czym marzysz- Jay spojrzała na syna. Niestety czasu na rozmowę było niewiele.

-Wiem mamo- powiedział, wysiadając z samochodu. Wyjął swoją walizkę z bagażami i razem z mamą ruszył w stronę osoby, która musiała być opiekunem. Była to kobieta w średnim wieku, o jasnych, falujących włosach. Spojrzała z dezaprobatą na Louisa i cmoknęła.

-Louis Tomlinson? Jesteś spóźniony- powiedziała niezadowolona. Zaznaczyła coś na liście obecności i machnęła ręką w stronę pociągu, dając mu znać, żeby wsiadł- Przedziały naszej grupy są tam, gdzie jest masa głośnych dzieciaków. Znajdziesz sobie miejsce.

-Trzymaj się kochanie!- mama złapała go w żelaznym uścisku, co było bardzo miłe, bo zdał sobie sprawę z tego, że resztę wakacji spędzi z tą nieprzyjemną kobietą.

-Będę dzwonił- obiecał, przytulając mamę i puszczając po chwili. Westchnął, wiedząc, że musi iść. Wchodząc do pociągu, jeszcze raz spojrzał na Jay.

Rzeczywiście, z łatwością trafił do wagonu pełnego młodzieży. Szedł, zaglądając do każdego przedziału, szukając takiego, w którym nie byłoby zbyt wiele osób. W końcu znalazł taki, w którym siedziało tylko dwóch nastolatków, mniej więcej w jego wieku. Rozsunął szklane drzwi i zajrzał do środka.

-Zajęte?- zapytał wskazując na miejsce obok jednego z chłopców, z niezwykle gęstymi, kręconymi włosami o ciemnym odcieniu brązu. Nieznajomy podniósł na niego wzrok znad telefonu.

-Jasne- uśmiechnął się szeroko ukazując swoje białe zęby i wpatrując się w niego swoimi intensywnie zielonymi oczami. Louis poczuł się speszony, gdy dotarł do niego sens tej krótkiej wymiany zdań. Na to wkroczył drugi okupant przedziału.

-Daj spokój Harry- powiedział głębokim basem-Właź!- rzucił, a że siedział blisko drzwi, pociągnął Louisa za bluzę, sprawiając, że ten wpadł do środka. Na szczęście złapał równowagę, więc zaśmiał się lekko poirytowany.

-Dzięki- nie mówiąc nic więcej podszedł do okna i otworzył je, wystawił przez nie głowę i zaczął machać do swojej mamy. W tym czasie ten cały Harry wpatrywał się ze złością w towarzysza.

-Liam, psujesz mi całą zabawę-mruknął niezadowolony. Chciał kontynuować swój wywód, jednak zamilkł, gdy Louis krzyknął do mamy słowa pożegnania.

-Pamiętaj, żeby ucałować siostry!- zawołał, machając energicznie, z szerokim uśmiechem na twarzy.

-Dobrze Boo Bear!- wszyscy w przedziale usłyszeli odpowiedź, co sprawiło, że na twarz Louisa wpłynął rumieniec zakłopotania. Nie upomniał jednak mamy, ponieważ w tym samym momencie pociąg ruszył i musiał zamknąć okno. Liam i Harry wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Niezrażony Louis odłożył bagaż na półkę, siadając koło młodzieńca z lokami.

-Boo Bear-zapiszczał Harry przytulając się do niego jak do pluszowego misia- Och, jakie to słodkie!- zielonooki wybuchł śmiechem. Na twarzy Louisa pojawiła się konsternacja. Z agresją odepchnął od siebie napastnika, który wciąż chichotał.

-Jeszcze raz mnie tak nazwiesz, a tak ci dokopię, że te twoje loczki się wyprostują!- warknął Louis, wywołując tym gromki śmiech.

-Nie, żebym stawał po stronie Harrego, ale nie znamy twojego imienia, więc pozostaje nam tylko Boo Bear- powiedział rozbawiony Liam- A poza tym spędzisz z nami całe 4 godziny drogi. Więc albo idziesz na kompromis, albo szukaj sobie innego przedziału.- Liam uniósł brwi do góry wyczekująco patrząc na Louisa.

Niebieskooki wstał bez słowa zdejmując swój bagaż, po czym pozostawił zdziwionych nastolatków w przedziale. Przecież nikt nie będzie mu mówił, co ma robić! Chyba jeszcze ma swoją godność, prawda? A na pewno znajdzie sobie lepszą kompanię. Z tą myślą ruszył na poszukiwania nowego miejsca. Jak się okazało, był w błędzie. Większość przedziałów była pełna, a jeśli już w jakimś było miejsce, to ludzie tam zdawali się być jeszcze gorsi niż Liam i Harry.