жжж 22:07 жжж
John spojrzał na zegarek, podniósł na chwilę wzrok na plecy stojącego przed nim mężczyzny i znów sprawdził godzinę. Gdyby ten koleś się pośpieszył i przestał modlić do bankomatu, John miałby szansę zdążyć na ostatni autobus i spędzić wieczór w pubie z Lestrade'm i kilkoma innymi funkcjonariuszami Scotland Yardu. Jeżeli nie zdąży, będzie zmuszony wrócić na Baker Street i użerać się z Sherlockiem (od trzech dni nie mieli żadnej porządnej sprawy i detektyw stawał się nie do zniesienia).
John rozejrzał się wokół siebie. Ta uliczka nie należała do mocno uczęszczanych i w tym momencie była zupełnie pusta. Nic na czym warto by zawiesić spojrzenie, wiec doktor ponownie rozgromił wzrokiem jegomościa, który w ślimaczym tempie zgłębiał tajniki wypłacania pieniędzy.
Mężczyzna wreszcie wyciągnął kartę z maszyny i odszedł, niezdarnie wciskając gotówkę do portfela. John pokręcił głową z niedowierzaniem. Jak na złość, bankomat wyjątkowo długo międlił jego kartę. Do cholery, teraz już na pewno nie zdąży! Stać go było na taksówkę tylko w jedna stronę i wołał to wykorzystać na powrót. A wiec dzisiaj czekał go wieczór ze znudzonym dzieciuchem-konsultantem - cudnie!
John właśnie chował portfel do wewnętrznej kieszeni kurtki, gdy znikąd coś twardego uderzyło do w głowę. Fala ogłuszającego bólu zdała się przeszyć każdy nerw jego ciała. Upadł ciężko na ziemię. "Pechowiec, mam tylko trzy dychy" zdążył jeszcze pomyśleć, zanim jego świadomość zalała błoga ciemność.
жжж 3,4 godziny później жжж
Sherlock otworzył oczy, kierując swoje spojrzenie na zegar. Było wpół do drugiej. John powinien był już wrócić, nie miał w zwyczaju przekraczać granicy godziny pierwszej, gdy wychodził w środku tygodnia. To było niepokojące, a niepokojące było jak najbardziej na miejscu. Niepokojące, to prawie jak interesujące, a Sherlock był tak bardzo bardzo znudzony!
A więc, czemu Johna wciąż nie było? Złapanie taksówki w czwartek nie powinno być problemem, czyli to odpada. Zasiedział się? Nie, John miał swoje zasady. Miał też dyżur w przychodni i spore pokłady samodyscypliny - jak przystało na absolwenta medycyny i eks-żołnierza. Ta opcja więc też odpada. Może spotkał kogoś, z kim postanowił spędzić noc? Sprawa z Sarah była już przegrana, więc... Sherlock odrzucił tę możliwość z dziwnym zdenerwowaniem.
Zainteresowanie trochę przygasło, a gdzieś we wnętrzu detektywa zaczął budzić się niepokój. Czemu John nie wracał?
Sherlock cmoknął na samego siebie z poirytowaniem. John był dorosłym i odpowiedzialnym mężczyzną. Był na wojnie! To, że został trochę dłużej z kolegami w pubie nie powinno zajmować cennego miejsca w umyśle detektywa.
Zwlekł się z kanapy. Już przy drugiej próbie trafił na właściwą półkę w kuchni - tabletki nasenne, które terapeutka przepisała Johnowi. Miały mu pomoc w sprawie koszmarów, ale on prawie nigdy ich nie brał. Sherlock połknął jedną, popijając wodą z kranu. Szurając nogami po podłodze, wrócił na kanapę.
Jego umysł szalał w agonalnej stagnacji. Potrzebował się rozproszyć, odwrócić uwagę. Ale świat był tak dobitnie nudny od przeklętych trzech dni! Czyżby już nie było nic wartego uwagi genialnego detektywa?
Sherlock zazwyczaj gardził snem, ale teraz awansował on do kategorii „wybawienie". Zapewniał chociaż te kilka godzin odcięcia od świata – detektyw czuł, że jego mózg eksploduje, jeżeli go teraz nie zamknie w ciemnych czeluściach nieświadomości. A jutro wróci John, na pewno uda mu się cos wymyślić żeby się rozproszyć za jego pomocą. Chociaż najlepsza byłaby jakaś sprawa… Sherlock Holmes nie wierzył w żadnego boga, ale teraz byłby gotów pomodlić się o jakieś zabójstwo. Najlepiej seryjne. Oj tak, seryjny morderca. Zawsze im się wydaje, że są tacy sprytni...
Zaczął morzyć go sen. Nareszcie. Owinął się mocniej szlafrokiem. Rozszyfrował jeszcze płeć i czas przeznaczony na upojenie alkoholowe kilku przechodniów, aż wreszcie wpadł w objęcia Morfeusza.
жжж 0,1 godziny później жжж
Zmysły wracały do niego powoli. Wpierw John poczuł, że leży na czymś twardym i chropowatym. Potem doszło głuche huczenie w uszach. Wreszcie ból w tylnej części czaszki. Ręce miał w niewygodnej pozycji, lecz gdy próbował się ruszyć, odkrył kajdanki na nadgarstkach. Po chwili wyczuł, że jest czymś skrepowany również na prawej nodze, wokół kostki. Odważył się otworzyć oczy. Wciąż było ciemno, więc nie był nieprzytomny zbyt długo. Pokój był słabo rozświetlony żółtym światłem jednej żarówki.
-Obudził się! -krzyknął ktoś po lewej. John leżał na brzuchu na gołym betonie, ze swojej pozycji nie widział nawet butów właściciela głosu.
Gdzieś za nim otworzyły się drzwi. Weszły kolejne dwie osoby. Zastukały obcasy - jest pośród nich kobieta.
-Jak się spało, doktorze? -miała przyjemny, melodyjny glos. John nie odpowiedział, wciąż huczało mu w głowie.
-Posadźcie go, nie będę rozmawiała z plecami.
Dwie pary ciężkich butów zbliżyły się do Johna. Złapali go za ramiona i przesunęli lekko w prawo, sadzając plecami do ściany. John podniósł wzrok na kobietę. To ona wydawała się tu dowodzić.
Była wysoka, o smukłej figurze. Oliwkowa cera idealnie komponowała się z ciemnymi włosami i wielkimi zielono-szarymi oczami. Wydawała mu się dziwnie znajoma.
-Powiedz mi, doktorze... Dobrze się pan bawi pisząc swojego bloga, prawda? Opisując te wszystkie historie. One wszystkie spotkały prawdziwych ludzi, pamięta pan czasem o tym?
John zmarszczył brwi, nie potrafił się skupić. O co jej chodziło, chyba nie porwali go żeby dyskutować o jego blogu?
-A ci ludzie, "czytelnicy", oni nic nie rozumieją. Umieją tylko potępiać. Wszyscy na około biadolą o miłości, a nikt jej nie rozumie.
John zmrużył oczy. Ten zadarty nos i unikatowy pieprzyk pod lewym kącikiem ust… Nagle w jego umyśle zapaliła się lampka. A wiec to ona...
-Nadal nie rozumiem czego pani chce ode mnie, panno Karhen.
Jej usta wygięły się w nieprzyjemnym uśmiechu.
-To tak naprawdę nic osobistego, proszę nie brać sobie tego do serca, doktorze Watson. Tutaj chodzi o pana... –zrobiła teatralną pauzę, podnosząc znacząco brwi -…przyjaciela.
Cóż, witam potencjalnych czytelników! Moje angielskie fanfiction zdobyło tutaj trochę serc, więc postanowiłam nie być dłużna rodzimemu fandomowi. Mam nadzieję, że historia przypadnie Wam do gustu. Dajcie znać, czy ktokolwiek czeka na update, czy dać sobie spokój ;) Jestem jak najbardziej otwarta na reviews (wszelkiego rodzaju, jestem łasa na pochwały jak każdy autor, ale jak najbardziej przyjmuję i krytykę).
(PS: Chciałabym Wam zaoferować pisaninę jak najlepszej "jakości", lecz niestety nie mogę powiedzieć bym była w swojej najlepszej formie. Od kiedy studiuję podwójną filologię, mam problem z wysławianiem się po polsku i muszę przyznać, że ten fanfiction z zamysłu jest moją "terapią" by powrócić do poziomu języka/pisania/literackości jaki miałam gdy regularnie pisałam :P Tak więc mam nadzieję, że z każdą częścią będzie coraz lepiej :)
Pozdrawiam!
