Oryginalny tytuł serii: Two Coffees One Black One with Sugar Please

Autor: Linpatootie

Link do oryginalnego opowiadania w profilu.

Otrzymano zgodę na tłumaczenie.

Tłumaczenie z języka angielskiego: kottkvarn

Korekta: majowka

Oryginalny tytuł opowiadania: To Sleep, Perchase to Smother Your Flatmate with a Pillow

1. Aby zasnąć, uduś współlokatora poduszką

- Nie będziesz ze mną spał.

- Dlaczego nie? Chcę tylko wypróbować moją hipotezę, a to zupełnie racjonalne życzenie. Poza tym i tak już ze mną mieszkasz.

- NIE BĘDZIESZ. Spał. Ze mną.

- Ale John – jęczy Sherlock i chodzi za nim po kuchni jak nieszczęśliwy brzdąc w zbyt kosztowym, czerwonym szlafroku.

John ma ochotę go walnąć. Znajome uczucie.

- Naukowo udowodniono, że spanie z drugą osobą wpływa dodatnio na jakość snu. Naprawdę nie rozumiem, dlaczego na rzecz eksperymentu nie możesz spać ze mną przez jakiś czas. To wspaniały sposób na uzyskanie nieprawdopodobnie przydatnych informacji na temat sprawy.

Sprawa, o której mówił, była dla Johna najbardziej niedorzecznym powodem na świecie, by wpuścić go do łóżka. Otóż pewna kobieta z Brentford znalazła swojego męża martwego w salonie. Z powodu jego okropnej tendencji do chrapania sypiali oddzielnie. Gdyby nie to, noc spędzaliby razem. Zdaniem kobiety spanie osobno było tak szkodliwe dla jego zdrowia, że równie dobrze mógł paść martwy w każdej chwili. Sherlock z łatwością wydedukował w niecałe dwie godziny, że mężczyzna został zamordowany przez sąsiada, który był tak zły za ciągłe parkowanie samochodu przed jego domem, że wkradł się przez okno i udusił mężczyznę poduszką. W każdym razie, dziwaczna teoria kobiety wzbudziła ciekawość Sherlocka. Mimo że znalazł w niej więcej niż jeden błąd, przeczytał kilka artykułów i dwie książki o typowych zachowaniach podczas snu. Teraz własnoręcznie postanowił poszukać empirycznych dowodów.

- Fakt, że nie widzisz w tym nic złego, jest wystarczającym powodem, żeby ci odmówić. Nie możesz uznać cudzych wyników za pewnik?

Sherlock jest tak zdumiony tymi słowami, jakby John zasugerował rytualne zarzynanie kosza młodych króliczków. Przypuszczał, że dla człowieka nauki takiego jak Sherlock wyniki cudzych eksperymentów powinny być równie wartościowe, co jego własne. I właściwie miał też okropne wrażenie, że Sherlock nie byłby aż tak zaskoczony, gdyby mieli wspólnie zarzynać koszyk małych króliczków.

- Dlaczego masz coś przeciwko spaniu z kimś? Boisz się, że ludzie zaczną gadać? Ściany mojej sypialni nie są zrobione ze szkła, John. Londyn nie będzie w stanie nas zobaczyć i nikt się nie dowie.

- Problem w tym, że ludzie już gadają – mówi John szorstko, z przesadnym zdecydowaniem wycierając kuchenny blat. Rzadko bywa tak niezagracony, by móc go dokładnie wyszorować, więc korzysta z okazji i robi to, jak najlepiej potrafi.

- Och. Boisz się, że coś rzeczywiście mogłoby się wydarzyć? Fascynujące.

- Nie boję się, Sherlocku. Nie. Po prostu uważam, że żyjąc z tobą pozbawiam się zbyt dużej części mojej prywatności. Tak więc proszę, czy nie mam prawa do tych kilku godzin w nocy dla siebie?

Twarz Sherlocka wyraziła niezadowolenie. Odwraca się naburmuszony, dramatycznie szeleszcząc szlafrokiem. Zdaniem Johna jest to jedyny powód, dla którego nosi te cholerne wdzianka. Dodają tyle dramatyczności jego ruchom.

- Tylko na tydzień lub dwa – odzywa się Sherlock kilka godzin później, kiedy wezwani przez Lestrade'a jadą taksówką na miejsce zbrodni. – Co najwyżej czternaście dni.

- Nie – odpowiada John.

- Spalibyśmy kilka godzin każdej nocy, prawdopodobnie statystyczne osiem. Po prostu sprawdzilibyśmy, czy istnieje różnica w naszym zachowaniu w trakcie spania osobno a spaniem z partnerem – Sherlock mówi to, kiedy oboje nachylają się nad bezgłowym ciałem czegoś, co - sądząc po niecodziennym ubiorze - wygląda na podstarzałego clowna.

- Nie.

- Jestem pewien, że to ma związek z naturalnym instynktem. W końcu śpiąc w cudzej obecności, wiesz, że jest was dwoje, co zwiększa szansę zauważenia potencjalnych drapieżników. Dzięki temu podświadomie jeden może spać bezpieczniej i tym samym głębiej – Sherlock mówi to, kiedy skradają się po polu niemal opuszczonego cyrku, a zapach trocin i waty cukrowej łaskocze Johna w nos.

- Nie – odpowiada John.

- Przypuszczam, że pójście spać każdego wieczora i spanie do ósmej rano byłoby dobre. I wcale nie tak trudne do wykonania. Na pewno nie dla tak doświadczonego chirurga, jak ty - Sherlock mówi to, kiedy chowają się za śmietnikiem w alarmującym odcieniu żółci, podczas gdy bardzo zły, podstarzały akrobata celuje pistoletem prosto w Lestrade'a.

- Na miłość boską! – nie wytrzymuje John.

- Jeżeli hipoteza okaże się prawdziwa, ty też będziesz miał z tego korzyści – próbuje wieczorem Sherlock.

John zdrapuje z butów czerwoną farbę. Żeby nabrudzić jak najmniej, robi to nad starą gazetą.

– Będziesz bardziej wypoczęty. Poprawi się twoja koncentracja.

- Błagam, nawet nie udawaj, że robisz to przez wzgląd na mnie jak jakiś wspaniałomyślny dobroczyńca – odpowiada przez zaciśnięte zęby John.

Zawzięcie dłubie śrubokrętem w rowkach podeszwy, czując jednocześnie, że zaczyna mięknąć. Boi się, że Sherlock może dopiąć swego tylko dzięki byciu marudnym, upartym idiotą.

- Chodzi o naukę, John – mówi Sherlock, jakby to było jedyne, oczekiwane przez wszystkich wytłumaczenie.

John odkłada swój but i śrubokręt. Czuje się jak łatwowierny idiota.

- Dobrze. Twoja sypialnia, nie moja. Czternaście nocy. Dzieje się coś dziwnego i ja wychodzę.

- Jak to coś dziwnego?

- Po prostu dziwnego.

Sherlock dalej nie naciska, po prostu siedzi w fotelu i nie kryje swojego zadowolenia. John ma nadzieję, że uda mu się nie udusić go poduszką, zanim eksperyment dobiegnie końca.

Noc 1

Pierwsza noc jest tak spokojna, że John czuje się głupio, przypominając sobie jak żarliwie wzbraniał się przed tym pomysłem. Mówiąc szczerze nie wie, czego oczekiwał. Wyczerpany popołudniowymi ucieczkami przed akrobatą-mordercą śpi jak zabity. Przypuszcza, że Sherlock również, ponieważ kiedy budzi się rano, przyjaciel śpi przerażająco spokojnie. Zachował przy tym odpowiednią odległość prześcieradła i materaca między nimi. Wychodząc z łazienki, zastaje go rozbudzonego, siedzącego z prześcieradłem między kościstymi nogami. Jak szalony bazgrze coś w swoim notatniku, jednak John nie pyta, czy wyniki pierwszej nocy są satysfakcjonujące.

Noc 2

W ciągu drugiej nocy John odkrywa, że Sherlock mówi przez sen. Sylaby okazują się odruchowym, chaotycznym monologiem na temat herbaty. John słucha zafascynowany, z lekką irytacją zastanawiając się, czy Sherlock nie zamyka się również wtedy, kiedy śpi, do jasnej cholery.

John odkrywa także, że Sherlock lubi spać w pozycji przypominającej dramatyczny skok do wody. Niejednokrotnie jest popychany i poszturchiwany przez długie kończyny prześlizgujące się po materacu. Oczywiście detektyw nie budzi się, kiedy John bezceremonialnie go szturcha albo spycha. W każdym razie doktor zaczyna rozumieć, że Sherlock potrafi być niewiarygodnie irytujący również w ciągu nocy i rozważa uduszenie go poduszką.

Noc 3

W ciągu trzeciej nocy John dowiaduje się, że Sherlock nie tylko mówi przez sen, lecz także odpowiada na pytania. To może być najbardziej rozrywkowa noc w jego życiu. Jest tak niewiarygodnie rozbawiony, że w końcu obrywa przypadkowym, acz zamaszystym strzałem ręki Sherlocka.

Noc 7

John nie może uwierzyć, że spał z Sherlockiem przez cały cholerny tydzień. Niechętnie przyznaje, że przez cały ten czas spał jak dziecko. Sherlock w końcu przyzwyczaił się do spania z drugą osobą i przestał młócić kończynami jakby miał atak. Nawet jeżeli wciąż każdej nocy opowiada fascynujące historie, John i tak sypia bez problemu. Sherlock zapytał go, czy czuje się wypoczęty, a on dochodzi do wniosku, że tak, owszem (uwaga z entuzjazmem została odnotowana – to dla nauki!). Mógłby przypuszczać, że podobnie jest z Sherlockiem. Absolutnie fascynujące, ponieważ nigdy nie widział tego mężczyzny śpiącego przez całe, nudne osiem godzin na raz. Nie mówiąc już o regularnym śnie przez siedem dni. Chciałby powiedzieć, że cieszy się, iż Sherlock jest należycie wypoczęty, ale mówiąc szczerze, nie był. Z drugiej strony, Sherlock nie mógł dłużej tłumaczyć się, że regularny sen spowalnia jego proces myślenia. Jeżeli teraz John znalazłby podobny sposób, by przymusić go do jedzenia jak każdą inną normalną istotę, cały eksperyment uznałby za miażdżący sukces.

Noc 9

Tej nocy John ma surrealistyczny sen, w którym Sherlock jest pozaziemskim insektem, przebranym za cudacznie wyglądającego londyńczyka. Zaatakował go czymś w rodzaju pasożytów, które powolnie wyjadały go od środka. Budzi się i przez kilka godzin zachowuje jak paranoik. Słucha Sherlocka, bezsensownie mruczącego przez sen o tym, w jaki sposób ogrodnik ukradł wiadro dyni, proszę nie mów służącej.

Noc 11

John układa się w łóżku, podciąga kołdrę aż do szyi i szczelnie się nią owija. Sherlock wciąż siedzi po turecku, wypisując coś na laptopie. Jest już późno, ale John wie, że kiedy wybije północ, detektyw porzuci komputer i pójdzie spać. To niemal godne podziwu, że ze względu na eksperyment potrafi odmówić sobie pracy przez całą noc.

- Śpisz znacznie więcej, niż zwykle. Czy jesteś gotowy przyznać, że czerpiesz z tego takie same korzyści, co każda normalna osoba? – pyta go John, z przyjemnością wtulając się w poduszkę.

- Nie czerpię – odpowiada Sherlock nieobecnie, a słowa z ekranu komputera odbijają się w jego oczach.

- Musisz. Każdej nocy śpisz jak niemowlę.

-Tak, śpię. Z powodu eksperymentu, a nie dlatego, że tego potrzebuję.

- Tak. Okej. Nie, czekaj – John podnosi się, wbijając łokieć w materac. – Czy ty właśnie próbujesz mi powiedzieć, że nastawiasz się na tryb spania, tylko po to, żeby skuteczniej przeprowadzić eksperyment? Pomimo, że w rzeczywistości nie jesteś zmęczony?

- Taaak – Sherlock odpowiada powoli, jakby zwracał się do zacofanego czterolatka.

- To fizycznie niemożliwe.

Kilka szybkich muśnięć touchpada wyłącza komputer. Kiedy ekran staje się czarny, Sherlock odwraca się do Johna.

- Potrafię kontrolować swoje ciało. Chcę, żeby wyniki tego eksperymentu były tak wiarygodne, jak tylko jest to możliwe. Zgodnie z moją propozycją zmuszam się do spania przez osiem godzin każdej nocy.

John gapi się na niego przez chwilę. Siedzi tak, wysoki i szczupły, z koszulką z jakichś powodów wywróconą na lewą stronę.

- Nienawidzę cię – mówi bez emocji i odwraca się, zmuszając do zaśnięcia.

Zajmuje mu to trochę więcej niż godzinę, podczas gdy Sherlock zasypia w dziesięć minut. Rozważa uduszenie go poduszką, jednak rezygnuje w momencie, gdy detektyw zaczyna opowiadać zaskakująco spójną bajkę o krowie na Trafalgar Square.

Noc 12

- Jak długo zamierzamy to robić?

- Minimalnie czternaście nocy. Więcej, jeżeli wynik nie będzie jasny.

- A czy wygląda tak, jakby zamierzał taki być?

- Zapytaj mnie za dwie noce.

Noc 13

Sherlock śni. John uświadamia to sobie, gdy detektyw ma koszmar. Gadanie przez sen o czymś zabawnym i uroczym zamienia się w coś, co kraje serce. Niespodziewanie pyta się o matkę, następnie o Mycrofta, co sugeruje Johnowi, że śni o jakimś zdarzeniu z przeszłości. Obserwuje go przez chwilę, słuchając jego mruczenia, przeradzającego się w krzyk rozpaczy. Zastanawia się, czy go obudzić. Dociera do niego jednak, że nie wiedziałby, jak go pocieszyć i postanawia po cichu ześlizgnąć się z łóżka. Idzie do łazienki i siada na brzegu wanny, dopóki dźwięki dochodzące z sypialni nie cichną a sen Sherlocka się kończy. Rano nie wspomina o tym ani słowem, a przyjaciel nie wydaje się być inny, niż zazwyczaj. John zastanawia się, czy największy geniusz Londynu pamięta swój sen i jak często w dzieciństwie wołał w ten sposób, czekając w ciemności na kogoś, kto się nie pojawi.

Noc 14

Po czternastej wspólnej nocy, Sherlock siedzi rano w łóżku z laptopem, a otacza go tuzin kartek papieru. Widnieje na nich niezliczona liczba notatek, wykresów i kompleksowe diagramy, wirujące dookoła własnej osi także na ekranie komputera. John bierze do ręki jedną z nich i usiłuje zinterpretować dane czerwono-czarnego wykresu, ale poddaje się, gubiąc w przedstawieniu uczuć za pomocą liczb.

- Czy wyniki ci odpowiadają?

- Hm. John, czy możesz powiedzieć, że twoja jakość snu się poprawiła?

- Nie jestem pewien. Wysypiam się niezależnie od warunków. Wiesz, byłem żołnierzem, więc mogę spać na stojąco, jeśli muszę.

Marszcząc brwi, Sherlock spogląda na kartki. Bawi się długopisem, aż kropla atramentu spada na jedną z nich i John wie, do czego to zmierza.

- Wyniki niczego nie rozstrzygają. Proponuję wydłużyć eksperyment do miesiąca. Dodatkowe informacje mogłyby się okazać pomocne.

- Dobrze – zgadza się John.

Noc 16

W głębokim śnie po wyjątkowo męczącej operacji, John przypadkowo kopie Sherlocka. Obudził go tym, więc Sherlock potrząsa nim mocno i informuje o zaistniałej sytuacji. Niezdolny zasnąć, John leży przez kolejne trzy godziny, w głębi duszy gotując się ze złości i rozpatrując uduszenie smacznie śpiącego Sherlocka poduszką.

Noc 17

John budzi się koło 7:30 i odkrywa, że Sherlock go filmuje. Jego pierwszą myślą jest Nie wiedziałem, że mamy kamerę, a potem budzi się zdrowy rozsądek. Zrywa się z łóżka, okręcony prześcieradłem jak biedne, znieważone dziewczę.

- Co ty do cholery wyprawiasz?!

- Zbieram materiał filmowy. Do eksperymentu.

- Ponieważ filmowanie kogoś podczas snu wcale nie jest przerażające?

- Przecież się zgodziłeś.

- Zgodziłem się spać z tobą w jednym łóżku. I o ile wiem, poświęciłem wystarczająco wiele.

Sherlock nie odpowiada i z jakiegoś dziwnego powodu nadal filmuje.

- Sherlock, przestań. Ja nie śpię. Boże, czy wcześniej też mnie nagrywałeś?

- Tak – odpowiada z prostotą Sherlock i nareszcie wyłącza kamerę.

To mały przedmiot, dopasowany do jego dłoni tak, jakby był dla niej specjalnie zaprojektowany. Elegancka i cyfrowa kamera, niewątpliwie od wielu godzin nagrywająca śliniącego się w poduszkę Johna.

- Proszę… Nie rób tego więcej. Mówię poważnie, kiedy mam na myśli, że coś jest przerażające. Zapisuj, co chcesz, ale nie nagrywaj mnie bez mojej wiedzy – mówi John cicho, wpatrując się w kamerę.

- Czy mogę zatrzymać materiał, który zebrałem do tej pory?

- Jeśli znajdę to w Internecie, przyłożę ci w gębę.

- Zgoda.

Noc 20

Dwudziesta noc zakrzywia wyniki testu Sherlocka. Detektyw jest tego świadomy i wścieka się w ciszy, kiedy imponująco wielka, jesienna burza przechodzi przez Londyn. Deszcz uderza w szyby, a rytmiczne strzały piorunów tańczą na dachu. Rozbłyski rozświetlają pokój i John ledwie jest w stanie doliczyć do trzech, zanim kolejne uderzenie pioruna wstrząsa Baker Street. Gdzieś na ulicy ujada pies, zachłystując się strugami deszczu.

- Niedorzeczne – narzeka Sherlock i krzyżuje ręce na prześcieradle okrywającym jego klatkę piersiową.

- To pogoda, co niby miałbyś z nią zrobić? – odzywa się John. – Czy twoja wspaniała zdolność do kontroli własnego ciała nie działa w maleńką burzę?

- Zamknij się – mamrocze Sherlock, rozkopując kołdrę i drapiąc się w nos. – Jakoś nie widzę, żebyś ty spał.

- Zwykle burza mi nie przeszkadza, ale nie kiedy rozbija się dokładnie na moim dachu – odcina się John, wpatrując się we wzory na suficie. Jego ogłupiony od braku snu mózg tworzy wzory na doskonale białej powierzchni.

Sherlock siedzi cicho przez kolejne dwa uderzenia piorunów, wciąż uporczywie trąc swój nos. John chwilami przysypia, jednak budzi go każdy rozbłysk wdzierający się pod jego zamknięte powieki.

- Mógłbym zrzec się tych nocy pełnych wypoczynku – zaczyna zdanie Sherlock, leżąc obok niego. John słyszy myśl formułującą się pod warstwą słów. Wie, że Sherlock nie mówi w tej chwili do siebie, tak jak zwykle, gdy próbuje się skupić. – Ale ta noc także będzie przydatna do badania. Nie spać w nocy jest znacznie lepiej, kiedy ma się towarzystwo.

John odwraca się do niego. Nawet w pozycji horyzontalnej Sherlock składa palce w wieżyczkę, lekko dotykając nimi swojej brody. John wyławia w przyćmionym świetle zarys jego postaci. Łokcie odcinają się od reszty ciała w rozbłysku błękitnej błyskawicy. Próbuje odpowiedzieć, ale przerywa mu wyjątkowo głośny grzmot.

- Nigdy nie spałeś z nikim podczas burzy? – pyta, kiedy przestaje dzwonić mu w uszach, lecz odpowiedź wydaje mu się oczywista.

- Nie – odpowiedź Sherlocka jest taka, jaką podejrzewał.

Kolejne pytanie nurtuje go samego początku.

- W ogóle nigdy nie miałeś nikogo w swoim łóżku, prawda?

- Nie – Sherlock odpowiada wprost, jakby zapytał go, czy lubi marchewki.

John opiera się na łokciu i gdy kolejny grzmot cichnie, drąży dalej.

- A więc czy kiedykolwiek ty byłeś w czyimś łóżku?

- To bardzo okrężny sposób na wypytywanie mnie o moje doświadczenia seksualne, John – Sherlock spogląda na niego, a mimo ciemności panującej w pokoju, jego oczy jasno błyszczą.

John wybucha śmiechem i nakrywa ramiona prześcieradłem. Wiatr naciska na ściany 221B, ale nie udaje mu się przecisnąć przez stare cegły.

- No dobrze. Karty na stół. Jesteś prawiczkiem?

Kąciki ust Sherlocka unoszą się do góry. Czuje dziwną przyjemność, kiedy słyszy jak John usiłuje być bezpośredni.

- Technicznie rzecz biorąc, tak. To zaskakujące?

- Nie. Podejrzewałem… To znaczy, no wiesz. Nawet nie potrafię sobie sobie wyobrazić ciebie… Nie, żebym próbował…. Ekhem. Cóż, po prostu, mówiąc ogólnie, to trochę dziwne. Dla kogoś w twoim wieku. Czy ty w ogóle kiedykolwiek chciałeś?

Sherlock odwraca się w jego stronę, wspierając na ramieniu. John czuje się jak podczas pidżama-party dwóch dwudziestoletnich dziewczyn.

- Byłem ciekaw, ale nigdy nie próbowałem tego zmienić. Brzmi jak zawracanie głowy. Mogę cię zapewnić, że moja wiedza teoretyczna na ten temat jest wyczerpująca.

- Tyle to ja wiem. Po prostu to dziwne, że masz problem z zaakceptowaniem cudzych wyników odnośnie nawyków spania, ale wszystko jest w porządku, jeśli chodzi o informacje z drugiej ręki na temat seksu.

John nie zdaje sobie sprawy z tego, co powiedział, zanim nie usłyszał swoich słów. Na dodatek żałośnie wspiera je grzmot pioruna w tle. Sherlock obrzuca go dziwnym spojrzeniem z nad ostro zarysowanej szczęki. John nie jest pewien, czy mu ubliża, czy dopiero ma bardzo, bardzo zły zamiar to zrobić.

- Nieważne – wycofuje się. – Jesteś wolnym człowiekiem… Wolno ci robić to, na co masz ochotę. Albo nie robić. Nieważne. Jestem zadowolony, że się tym ze mną podzieliłeś. Nie chciałbym, żeby to zabrzmiało dziwnie, ale byłem ciekaw.

- Mogłeś przyjść i zapytać wcześniej, John. To nie jest coś, czego nie jestem świadomy.

- Tak. Okej. No, w porządku – John przewraca się z powrotem na swoją stronę, próbując zakryć zażenowanie prześcieradłem.

Burza powoli cichnie i John zamyka oczy, próbując złapać chociaż odrobinę snu. Wyraźnie czuje na sobie wzrok Sherlocka, ale stara się o tym za wiele nie myśleć.

Noc 22

John ma koszmar. Nic nowego: pustynia, piaszczyste drogi, krzyki bólu żołnierzy krwawiących na jego rękach i przeszywający płacz umierających dzieci. Budzi się tak samo jak zawsze: walcząc z prześcieradłami, oddychając szybko i chrapliwie, z zimnym potem między łopatkami i łzami w oczach.

Sherlock obserwuje go z pewnej odległości, wpierając się na łokciach. John czuje się jak przyłapany na gorącym uczynku. Po chwili wychodzi do łazienki. Przez dobre dziesięć minut płacze po cichu nad umywalką. Wreszcie przestaje czuć zapach zwęglonych ciał i uświadamia sobie rzeczywistość, którą wypełnia przytulna biel ich wspólnej łazienki.

Wytacza się z niej i ledwie rozróżniając kształty w ciemności, wpełza do łóżka. Sherlock wciąż go obserwuje. John marzy o tym, żeby się nie odezwał.

- Wszystko w porządku?

Cholera.

- Tak, w porządku – odwraca się od niego. Ubija poduszkę i kładzie na niej, mocno zaciskając oczy.

- John, ja… Czy jest coś, co mógłbym dla ciebie zrobić?

To najprawdopodobniej najbardziej szczere pytanie, jakie Sherlock mu zadał i uderza go to dokładnie tam, gdzie boli najbardziej. Chciałby się przed nim otworzyć, wszystko wytłumaczyć. Jednak zdaje sobie sprawę, że Sherlock już zdobył się na swoje maksimum i nie ma sensu go bardziej ranić.

- W porządku, Sherlocku. Idź spać – mówi bezbarwnie i czuje jak materac ugina się lekko, kiedy Sherlock z powrotem układa się do snu.

Gdy John zasypia, czuje delikatny uścisk na swoim ramieniu. Niepewny dotyk palców, który nigdy się nie umacnia. Rano John o tym nie pamięta.

Noc 24

John wstaje do toalety o 4:30. Kiedy wraca, zastaje Sherlocka po swojej stronie łóżka. Szczelnie zawinięty w prześcieradło wygląda jak bardzo długie, rozciągnięte na części łóżka Johna buritto. Nieco zbity z tropu stoi przez chwilę, aż w końcu kładzie się po stronie Sherlocka. Wydaje przy tym cichy, rozdrażniony jęk. Musi szarpnąć kilka razy, żeby odzyskać kawałek prześcieradła. Ostatecznie zasypia, usilnie ignorując ciepłe miejsce po Sherlocku i zapach drogiego szamponu, którym pachnie jego poduszka.

Rano Sherlock jest więcej, niż trochę zaskoczony. Mimo to nic nie mówi, tylko z podnieceniem notuje coś na laptopie.

Noc 27

Chwilę przed zaśnięciem do Johna dociera, że eksperyment Sherlocka kończy się za trzy dni i nie jest pewien, czy mu się to podoba. Później nie wie, co myśleć o tym, że nie wie, czy mu się to podoba. Za to Sherlock nadal bełkocze przez sen o gęsi w Kent i John łapie się na oszałamiającym braku zdecydowania między płaczem a śmianiem się z tej absurdalnej sytuacji.

Noc 29

W przedostatnią wspólną noc prawie nie śpią. Wyskakuje im sprawa, kończąca się pościgiem chudego chłopaka na deskorolce i oskarżeniem go o zabójstwo siedemnastolatki, której śmierć kilka miesięcy temu uznano za samobójstwo. Idą do łóżka długo po piątej nad ranem, a John nawet nie kłopocze się zmianą ubrań na pidżamę.

Sherlock budzi go o ósmej, niepokojąco wypoczęty jak na człowieka, który spał nie więcej, niż trzy godziny. Pogodnie relacjonuje Johnowi, że głośno chrapie, kiedy śpi w ubraniu i czy to nie jest fascynujące, że zasnęli tak szybko, mimo że adrenalina wciąż krążyła w ich żyłach, gdy wrócili do mieszkania?

John znów rozważa uduszenie go poduszką.

Noc 30

Ich ostatnia wspólna noc jest niewiarygodnie nudna i banalna. Sherlock przed spaniem siedzi w fotelu i krzyczy na telewizor. Potem mówią sobie dobranoc i od razu zasypiają. John śpi całą noc, nie budzi się ani razu. Nawet wtedy, kiedy Sherlock gada przez sen na jego temat (to jedyny raz w ciągu tych trzydziestu nocy, a John to przegapił). Obaj budzą się dziesięć minut przed budzikiem. Kiedy alarm wybrzmiewa, John już myje zęby w łazience i to Sherlock celnym walnięciem wyłącza zegar.

Gdy John wraca po południu z operacji, znajduje na kuchennym stole raport z eksperymentu.

- Czy to są wyniki? – krzyczy w kierunku salonu, skąd dochodzi go mrukliwe tak Sherlocka. – Czy mogę je przeczytać?

- A jak myślisz? – odpowiada detektyw, przechodząc przez drzwi i wiążąc szalik dookoła szyi.

- Wychodzisz gdzieś?

- Kostnica. Molly ma dla mnie kogoś, kto rzucił się z budynku prosto na szopę w swoim ogrodzie. Podobno to coś dla mnie.

John nie dopytuje się dalej. Robi sobie herbatę i rozsiada w fotelu z raportem na kolanach. Jest przepisany na komputerze, urozmaicony wieloma wykresami, diagramami i niekończącymi się przypisami dolnymi. Prawdopodobnie połowy z tego nie zrozumie. Dobrze wie, że nawet wiele lat praktyki lekarskiej nie jest w stanie przygotować człowieka na to, w jaki sposób pracuje umysł Sherlocka Holmesa.

STUDIUM SPANIA

6.10-5.12.2010,

S. Holmes, Dr J. H. Watson

Bawi go, że mimo iż ten raport zobaczą tylko oni dwaj, Sherlock używa oficjalnych formuł. John nie czyta całości, raczej prześlizguje się po nieoczekiwanie kolorowych wykresach i tabelkach. Te liczby wyglądają wymyślnie i w rzeczywistości nic nie odzwierciedlają. Okazuje się, że większość notatek zawiera bardzo zwięzły opis każdej wspólnej nocy. Większość z nich jest strasznie nudna, wypełniona detalami z godzin, kiedy on śpi i o tym, jak dobrze czuł się w ciągu dnia. Mimo to, John z zaskoczeniem odnajduje kilka fragmentów z perspektywy Sherlocka.

Dzień 1.

Zapadłem w sen około 0:15. I ja i J. spaliśmy spokojnie, prawdopodobnie przez wyczerpującą aktywność fizyczną w ciągu dnia. J. jest bardzo cichy, kiedy śpi. W ciągu nocy czterokrotnie sprawdzałem, czy oddycha, zastanawiając się, czy przypadkiem nie umarł.

Dzień 6.

Zapadłem w sen około 23:55. J. preferuje spać na lewym boku w pozycji płodowej (tyłem do mnie). Kiedy śpi lekko, leży na plecach, jedną rękę opierając o czoło. Ja preferuję spanie na brzuchu, przyciągając nogę do góry. Nie wiem, w jakiej pozycji leżę, kiedy mam lekki sen. Prawdopodobnie powinienem zapytać J. Częściej niż zwykle sypia w pozycji płodowej, co mogłoby sugerować iż rzeczywiście śpi głębiej i bardziej efektywnie, kiedy jest z kimś w łóżku.

Dzień 10.

Zapadłem w sen ok. 0:06. W ciągu dnia nastawiłem kamerę, żeby sfilmować jak J. śpi. To fascynujące, że fazy REM są wyraźnie widoczne. Postanowiłem policzyć jak długo trwa jego pojedyncza faza REM, ale zasnąłem podczas liczenia, więc efektów brak. Prawdopodobnie powinienem zostawić kamerę włączoną przez całą noc i dopiero później zebrać te dane.

Dzień 13.

Zapadłem w sen ok. 11:58. Miałem koszmar. Wydaje mi się, że J. tego nie zauważył. Interesujące, że mimo uspokajającej obecności przyjaciela tuż obok koszmary wciąż występują.

Dzień 14.

Zapadłem w sen ok. 0:35. Spałem b. dobrze. To samo J. Wyniki wciąż nie przynoszą rezultatów. Zaproponowałem przedłużenie eksperymentu do 30 dni zamiast 14. J. zgodził się, to zaskakujące. Czuję się b. wypoczęty i dziwacznie pokojowo nastawiony do świata. Brak pewności, czy to mi odpowiada.

Dzień 17.

Zapadłem w sen ok. 0:05. Spałem b. dobrze. To samo J. J. nie zgadza się na filmowanie. Szkoda, ponieważ jego ruchy i mimika twarzy podczas snu są niewiarygodnie pomocne. Mimo to pozwolił mi zatrzymać dotąd uzyskany materiał, a to wciąż coś.

Dzień 20.

Z powodu burzy wyniki z tej nocy są bezużyteczne. W każdym razie dowiedziałem się, że brzydka pogoda pomaga rozwinąć dziwną więź pomiędzy dwojgiem ludzi. J. czuł się zobligowany, by porozmawiać o błahych sprawach. Czułem się z tym b. dobrze. Fascynujące.

Wpis z 22-giej nocy zbija Johna z tropu. Jest pusty. Tylko tytuł Dzień 22, ale nic poza tym. Żadnych danych, obserwacji, nic. Jedynie biała kartka w samym środku grubego raportu. John wraca pamięcią do tej nocy i zachłystuje się powietrzem, kiedy dociera do niego, że to wtedy miał koszmar. Zdaje sobie sprawę, że Sherlock zrobił to dla jego dobra. Wolał tego nie komentować, niż wypełnić wpis suchymi faktami jakby nic się nie stało. Fala wdzięczności do Sherlocka zwala Johna z nóg.

Odkłada raport z powrotem na kuchenny stół i siedząc na sofie, stara się wypełnić czas przed powrotem Sherlocka. Kiedy detektyw wraca, z przerażającym entuzjazmem opowiada historie o wątrobie nadzianej na narzędzia ogrodnicze, ale John uśmiecha się i słucha uważnie.

#

Noc 1

John źle śpi. Przez całą noc słyszy włóczącego się piętro niżej Sherlocka.

Noc 3

John źle śpi. Sherlock zaczyna grać na skrzypcach dokładnie o 3:42 nad ranem. John rozważa uduszenie go poduszką, ale detektyw jest aż w salonie i musiałby specjalnie wstać, więc ostatecznie zostaje w łóżku.

Noc 7

John nie wyspał się dobrze przez cały tydzień. W salonie zastaje w salonie rozciągniętego na biurku Sherlocka. Detektyw ma na czole dwie samoprzylepne karteczki i otwarcie przyznaje, że sam ledwie zasnął.

Kwadrans po północy John wyłącza telewizor w środku programu, który oglądał i wstaje.

- Chodźmy spać – mówi nieco za głośno jak na propozycję czegoś zwyczajnego.

Sherlock wgapia się w niego, siedząc przy biurku ze swoim laptopem. Po chwili dociera do niego, o co chodzi. Uśmiecha się lekko, kącik jego ust delikatnie podnosi się do góry. Palce wykonują rytualny pokaz wyłączania komputera.

John przebiera się w pidżamę i myje zęby. Gdy wchodzi do sypialni, Sherlock jest już zawinięty w białe prześcieradło po swojej stronie łóżka tak, że wystają tylko końcówki jego loków. John wyłącza światło i wchodzi pod kołdrę.

Do snu układa go najbardziej chaotyczna i bezsensowna senna historia Sherlocka. Opowiada mu na wpół po francusku, wpół angielsku o pszczołach. John śpi jak małe dziecko.