Stał patrząc jak kolejne warstwy ziemi pokrywają czarne, lśniące trumny. Teraz jego i ich dzieliło kilka metrów ziemi i lśniące drewno, ale tak naprawdę wie, że to coś więcej, że dzieli ich życie i śmierć.

Nie płakał. Do tego potrzeba sił. Potrzeba żalu, a jego wszystkie uczucia ukryły się pod skorupą otępienia.

Nie wiedział jak długo już tak stał, nie zorientował się kiedy deszcz zaczął padać i przemoczył go do suchej nitki. Trząsł się z zimna, ale wciąż z uporem wpatrywał się w miejsce gdzie zniknęli jego rodzice.

Dopiero po chwili dotarło do niego, że czyjaś drobna, ciepła dłoń oplata jego własną i z niezwykłym zdecydowaniem próbuje odciągnąć go od grobu. Pozwolił na to. Nie wiedział dlaczego, ale ciepło bijące od tej osoby go uspokajało. Przeniósł mętny wzrok na chłopaka idącego przed nim, tylko on ma takie gorące ręce. Takao całą drogę nie poluźnił uścisku, czy to z chęci dodania mu otuchy czy też w obawie przed jego ucieczką.

Doszli do mieszkania, nie zareagował gdy chłopak posadził go na kanapie, ściągnął z niego mokre ubrania i zawinął w gruby koc. Naprzeciw siebie zauważył ramkę ze zdjęciem, niski chłopak obejmowany przez blond piękność i mężczyznę o lekko surowym wyglądzie. Więc to jest pokój Takao.

-…. Shin-chan, słyszysz mnie, hej Shin-chan – ciemne, wypełnione strachem oczy zasłoniły mu zdjęcie. Dlaczego się boi? Dlaczego jego głos drży? Nie zdołał wydusić z siebie słów, więc kiwną tylko potwierdzająco.

- Wszystko będzie w porządku... - wiedział, że to kłamstwo, ale mimo wszystko znów przytaknął – … zostaniesz tu na jakiś czas – kolejne kiwnięcie – a teraz połóż się spać.