Człowiek jest skomplikowanym stworzeniem. Słyszeliście kiedyś o kategoryzacji potrzeb? Niedawno natknąłem się na to gdy zaszyłem się na noc w starej bibliotece. Są trzy kategorie potrzeb. Pierwsze to potrzeby biologiczne. Potrzeby pierwotne. Oddychanie, jedzenie, sen, picie. W książce było napisane, że są to potrzeby niezbędne do realizacji potrzeb wyższego rzędu. Potrzeb psychicznych i społecznych. Poczucia bezpieczeństwa, miłości, akceptacji, przynależności do grupy. Ale dlaczego właściwie o tym piszę? Książkę tę przeczytałem w najgorszym, najcięższym dla mnie okresie. Przynajmniej wtedy wydawało mi się, że gorzej już nie będzie. Uciekłem z Obozu Herosów. Bianka, ostatnia osoba, która mnie kochała, która opiekowała się mną po śmierci matki, najpierw mnie zostawiła, a później umarła, przez co straciłem ją na zawsze. Percy, heros, którego adorowałem, kochałem, nie dotrzymał swojej obietnicy. Pozwolił jej umrzeć. Dowiedziałem się o swoim dziedzictwie. Na początku czułem iskrę nadziei. Miałem ojca. Nie byłem całkiem sam. Naiwnie wyobrażałem sobie, że po zejściu do Podziemia, Władca Umarłych przyjmie mnie jak dawno zaginionego syna. Jakże się myliłem. Była zima. Ojciec nie pozwolił mi nawet przekroczyć bram Królestwa. Przez godziny siedziałem pod bramami Hadesu, nie wiedząc co ze sobą zrobić, gdzie pójść. Mój jedyny cel, jedyna nadzieja, zostały mi odebrane. W takim stanie znalazł mnie Minos. Kolejna katastrofa. Ale to wszystko przeszłość. Nie żeby cokolwiek zmieniło się na lepsze. Nadal nie mam rodziny. Nie pamiętam swojej przeszłości. Ojciec wpuścił mnie do zamku i powiedział, że wolałby żebym to ja zginął zamiast niej. Jakbym sam tego nie pragnął. Obóz Herosów uważał mnie za zdrajcę. Percy mnie nienawidził. Nie pamiętałem swojego dzieciństwa. Wracając do sedna, moje życie raczej mocno ssało, byłem bezdomnym nastolatkiem i zamknąłem się w księgarni.Byłem zmęczony. Przeczytanie tego fragmentu obudziło we mnie nadzieję, tą samą naiwność, jaką czułem przed pałacem ojca. To mogłoby rozwiązać wszystkie moje problemy. Bez jedzenia nie czułbym bólu po stracie rodziny, bez snu, nie przejmowałbym się tym, że ludzie boją się nawet na mnie spojrzeć. Bez tlenu nie czułbym już nic. Nie. Na to nie byłem jeszcze gotowy. Przynajmniej nie na razie. Nadal była we mnie ta dziecięca naiwność, która kazała mi żyć dalej, nie ważne jak bardzo było źle. Bo przecież gorzej być nie może. Sama realizacja mojego planu nie była trudna. Wiedziałem, że muszę jeść i spać, inaczej umrę. Wystarczy to tylko ograniczać, aż będę szczęśliwy. Z jedzeniem i tak było ciężko. Nie jadłem zbyt często, raz dziennie, czasami rzadziej. Zwykle udawało mi się znaleźć w śmieciach coś, co nadawało się do skonsumowania. Jeżeli nie, zabierałem komuś portfel. Nie lubiłem jednak kraść, dlatego robiłem to tylko w ostateczności i podbierałem pieniądze tylko tym, których faktycznie stać na kupienie mi obiadu. Ze snem też nie było prosto. Po pierwsze, nie jest łatwo znaleźć miejsca na tyle odosobnionego żeby nie natknąć się na policję albo na pracowników socjalnych i jednocześnie żeby było w nim ciepło. Musiałem przenosić się bardzo często. Poza tym, nie lubiłem sypiać w nocy. Po zmroku kręci się najwięcej potworów, więc spanie całkowicie odpadało jeżeli nie chciałem zostać potrawką dla cyklopów. Jednak wieczory były chłodne. Ten, w którym znalazłem książkę, spędziłem w bibliotece uniwersyteckiej w Nowym Jorku. Była zima, a kilka poprzednich dni i nocy spędziłem na mrozie. Moją jedyną osłoną przed zimnem była moja kurtka i możecie mi wierzyć, to nie było przyjemne. Dzisiaj udało mi się dotrzeć do Nowego Jorku. Cieniami przeniosłem się do biblioteki i usiadłem pod jedną z półek z zamiarem przeczytania wczesniejwcześniej wybranej książki. Lubiłem czytać. Była to jedyna rozrywka oprócz walki na miecze ze zmarłymi jakiej mogłem się teraz oddawać. Gdy przeczytałem już książkę i odetchnąłem trochę po naiwnej fali nadziei, zacząłem zastanawiać się czy to nie jest głupie. I tak byłem już cieniem tego, kim byłem wcześniej. Czy chcę się doprowadzić do stanu, w którym ledwo mogę funkcjonować? Ale z drugiej strony, czy mam się czym przejmować? Robię to, żeby poprawić sobie samopoczucie. To nie tak, że kogokolwiek obchodzi ci się ze mną dzieje. Nie pasowałem do świata śmiertelników, nie pasowałem do świata półbogów. Nie pasowałem nawet do Podziemia. Może, tylko może, przestając odczuwać wyższe potrzeby, nagle zacznę gdzieś pasować. Chociażby do Podziemia. Bo przecież tam prowadził mój plan.
