Perry Hejter i Czarny Zamsz - Prolog

Życie Perrego Hejtera nie było proste. Gdy był niemowlakiem zabito mu rodziców, gdy był szczeniakiem jakiś wielki pies go obszczał a kiedy wreszcie nastąpiły go jego piąte urodziny to wujostwo pozwoliło mu zamieszkać w składziku zamiast budzie po Burku. To właśnie wtedy, aby uczcić to niesamowite zdarzenie, kuzyn wcisnął mu po raz pierwszy twarz do klozetu z czystą miłością w sercu!
Właściwie Perry zawsze był inny od swoich rówieśników. Miał niewidzialną brew nad swoimi dwoma brwiami, przechodzącą niemalże przez całe czoło. Chociaż chłopiec nie był tego świadomy, był to skutek uboczny czaru okrutnego czarnoksiężnika Czarnego Zamsza. Ten nieczuły mag chciał go zamordować światłem zielonego smrodu, zwanego "Amana Skarpetkawa" jak to też czynił wielu innych domach, doprowadzając do tragedii rodzinnych i skażenia środowiska. Niestety, Czarny Zamsz akurat dostał ataku alergii na swój zamsz i trafił tylko jego rodziców i... siebie, bo wystraszył się własnego odbicia w lustrze. Cóż. Peszek.
Niemniej Hejter nie zdawał sobie z tego sprawy. Myślał od zawsze, że jest zupełnie normalnym dzieciakiem który, nawet jeśli musiał walczyć z wilkami i innymi zwierzętami w lasach o pożywienie, po prostu przyciąga do siebie idiotyzmy rodem z jakiegoś serialu dla nastolatków. W końcu to zwyczajne, nie oglądaliście nigdy chińskich porno bajek?
Chociaż nawet latające spodki nie pobiją tych wszystkich gości z kablówki, poważnie. Dlatego poczuł prawdziwy szok kiedy dostał żółwią pocztę.
W liście, którego co prawda nie potrafił odczytać gdyż wujostwu żal było wydawać pieniążki na jego edukacje, było zaproszenie do szkoły dla normalnych inaczej.
Hulkwall zapraszał!
Szkoda, że Hejter nie mógł przekazu zrozumieć. Skoro nie mógł go zrozumieć to go zhejcił i olał.
Poprawił sobie swoje hipsterskie okularki i próbował łowić ryby na starego buta, bo właśnie to robił przed dostaniem listu. Niestety, łowienie w kanalizacji miejskiej nie było chyba najlepszym pomysłem, z drugiej strony... kto by pomyślał, że złote rybki po tych obrzydlistwach tak szybko rosną! I te ich ząbki, liczniejsze od pirani! Można by to opatentować i zbić fortunę.
Tylko pierw trzeba by nauczyć się pisać.

Z tą myślą, chłopak otrzepał swe nędzne odzienie składające się z przepaski i warstwy kurzu i postanowił wrócić do domu swojego wujka. Ciotka Margarett powinna chyba już wrócić do siebie z tą jej sforą psów myśliwskich. Cały dzień mu zajęło uciekanie przed nimi i ich hejtowanie. Spróbujcie sami, to nie tak łatwo unikać paszczy pełnych pił łańcuchowych i jeszcze im słać pociski tak elokwentne jak woda w sedesie. Bo co ma się wysilać, może i mają większe móżdżki od ciotki Margarett acz i tak dżdżownica więcej by skumała.
Tak więc postanowił wrócić do domu, gdzie czekała go bardzo dziwna niespodzianka...