Sny na jawie

Rozdział 1: Kim jest ten chłopak?

Draco Malfoy patrzył w lustro. Widział w nim nastoletniego chłopca, przerażonego jednak pewnego siebie. Wiedział co musi zrobić. Wiedział, że takie przeznaczenie wybrali dla niego rodzice. Mimo tego Draco nie zamierzał stać z boku. Postanowił wykorzystać swoją słabość przeciwko największemu czarnoksiężnikowi tych czasów. Chłopak założył kaptur czarnej szaty. Zszedł do salonu. Wymienił spojrzenia z rodzicami, pokazując im w ten sposób, iż jest gotowy. Teleportowali się przed obliczem samego Voldemorta. Trójka ludzi pochyliła głowy, akcentując swój szacunek i uległość.

-Witam cię Draco. Czekałem na ciebie od dłuższego czasu. – Głos Voldemorta był zimny, powodował, że człowiekowi przechodziły ciarki po plecach. Najmłodszy z Malfoyów nie potrafił tego ukryć. – Nie masz się czego obawiać. Póki jesteś po mojej stronie czeka cię tylko chwała i potęga. Jednak jeśli w jakiś sposób sprzeciwisz mi się nie zawaham się przed morderstwem. Rozumiesz to ? – Chłopak kiwnął głową – Chcę usłyszeć twój głos.

-Tak, mistrzu. - Mówiąc te słowa spojrzał prosto w oczy Czarnego Pana. I wtedy Voldemort wiedział, że ten chłopiec zrobi wszystko. Mimo ogromnego strachu stał przed nim, mówił pewnym głosem, a nawet odważył się spojrzeć mu w oczy.

-Właśnie to chciałem usłyszeć. W tej chwili stajesz się Śmierciożercą, jednak nie mogę cię naznaczyć. To byłoby zbyt niebezpieczne, gdyż będziesz przebywał zbyt blisko Dumbledore. Na razie będziesz się uczył. Tymczasowo zajmie się tobą Nott. Pokaże ci jak wygląda prawdziwa śmierć i rozpacz. Pokaże w jaki sposób ukoić swoją duszę, czym jest potęga i jak ją wykorzystać. – Po tych słowach zapadła śmiertelna cisza. – Spójrz na mnie. – Nikt nie potrafiłby się sprzeciwić tym słowo. Draco spojrzał na uśmiechniętego Voldemorta. Musiał być zadowolony. - Przy następnym spotkaniu zdradzę ci twoje zadanie. To wszystko na dziś.

Tego roku lato na Privet Drive 4 było wyjątkowo zimne i deszczowe, jednak nie przeszkadzało to właścicielom w utrzymania swojego trawnika w idealnym stanie. Sprawa z ich siostrzeńcem miała się całkiem inaczej. Gdy tylko wuj Vernon przyjechał odebrać Harry`ego Pottera z dworca po jego powrocie ze szkoły dla czubków jak sam ją nazywał zobaczył w nim dużą zmianę, choć nie potrafił jej zidentyfikować to wiedział, że to nie jest ten sam chłopiec, który opuścił ich dom po wakacjach. Oczywiście tak było zawsze, w końcu nie widzieli się cały rok. Jednak tym razem oprócz zmiany fizycznej, dało się zobaczyć w jego postawie niepewność i strach, oczy wskazywały smutek, aczkolwiek sam Vernon nie był w stanie tego zidentyfikować, ponieważ nigdy nie poświęcał siostrzeńcowi większej uwagi. Robił tylko to co musiał, zapewniał mu dach nad głową i w minimalnej ilości jedzenie. Postanowił o nic nie pytać Harry`ego w końcu to nie jego sprawa, a poza tym nie przejmował się na tyle, aby zaprzątać sobie tym głowę choć chwilę dłużej niż pierwsze wrażenie.

Mijały dni, a Harry Potter coraz bardziej odsuwał się z życia wujostwa. Gdy był w domu prawie nie opuszczał swojego pokoju, wychodził tylko aby zjeść, choć były to małe porcje, on i tak wydawał się zmuszać do ich zjedzenia. Prawie codziennie chłopak rano wychodził z domu, nawet w największy deszcz i wracał późnym wieczorem. Ani prośby, ani groźby nie potrafiły zagonić go do pracy. Stał się obojętny wobec wszystkiego. Co robił gdy wychodził z domu Vernon najprawdopodobniej nigdy się nie dowie. Noce stały się udręką, ponieważ prawie każdej Dursleyowie byli budzeni przez wrzaski dochodzące z pokoju na piętrze. Początkowo Potterowi udawało się uniknąć odpowiedzialności, gdyż uciekał zbyt wcześnie, a w nocy nie było czasu na karę, ponieważ Vernon był szanowanym pracownikiem firmy produkującej świdry i nie mógł sobie pozwolić na spóźnienia. Jednak gdy nadchodził weekend Vernon Dursley tylko czekał, aż Potter wstanie z łóżka i zaganiał go do całodziennej pracy. Wbrew oczekiwaniom Potter nie stawiał oporu, jednak wszystkie zadania wykonywał z fatalnym skutkiem i Dursley nie miał innego wyboru jak odpuścić, gdyż najlepszy trawnik w całej okolicy nie mógł zostać zniszczony.

Minął już prawie miesiąc od powrotu siostrzeńca ze szkoły, gdy do salonu Dursleyów wleciała wielka sowa, trzymająca dwie koperty, jedna zaadresowana do Harry`ego, druga dla Vernona, co niezmiernie go zaskoczyło i w pierwszej chwili chciał wyrzucić list, jednak jakaś nieodparta siła nie pozwoliła mu na to. Chciał wiedzieć co w niej jest. Miał nadzieje, że znajdzie wyjaśnienie tak ogromnej zmiany w zachowaniu Pottera. Otworzył kopertę drżącymi rękami i zaczął czytać urzędową kopertę.

Szanowny Panie Dursley

Departament Przestrzegania Prawa Czarodziejów informuje, iż Harry James Potter został wezwany na przesłuchanie do ministerstwa Magii w dniu 31 lipca 1995 roku w związku z wydarzeniami, które odbyły się w dniu 21 maja 1995 roku w trakcie III zadania Turnieju Trójmagicznego w Hogwarcie. Jako iż jest Pan prawnym opiekunem Harry`ego Pottera powiadomienie pana było naszym obowiązkiem.

Z wyrazami szacunku Amelia Bones

Departament Przestrzegania Prawa Czarodziejów

Ministerstwo Magii

Po przeczytaniu tego listu Vernon Dursley był sparaliżowany. Nie wiedział co o tym wszystkim myśleć. W końcu od zawsze mówił, że Harry`ego powinno się wysłać do szkoły dla recydywistów, ale nigdy przez myśl mu nie przeszło, że Harry Potter mógłby zrobić coś złego. Wbrew pozorom i temu co mówił i starał sobie wmówić wiedział, że tak naprawdę jego siostrzeniec nigdy nie chciał zrobić nic złego. Jego jedyną winą jest to, że jest czarodziejem i nieświadomie używał czarów utrudniając życie jego rodzinie. Nadal się nie ruszając podał list Petuni. Ona także nie potrafiła ukryć swojego zdziwienia, jednak w tym przypadku była stanowcza.

-Vernonie, musimy z nim porozmawiać. Tego już za wiele. Musimy się w końcu dowiedzieć co stało się w tej szkole - ostatnie słowa wymówiła z nieukrywanym obrzydzeniem. Vernon nie odpowiedział tylko ruszył na górę za swoją żoną prosto do pokoju Pottera.

Gdy weszli do jego pokoju przywitał ich mrok, światło dobiegało tylko spod okna na którego parapecie siedział Harry pogrążony w lekturze. W pierwszej chwili Vernon chciał zacząć krzyczeć o jakichś głupich księgach z zaklęciami, jednak nawet on ma trochę przyzwoitości i poczekał aż żona zacznie mówić.

-Chłopcze, możesz mi wyjaśnić o co w tym wszystkim chodzi! – prawie wykrzyknęła ciotka. Harry podniósł głowę tylko na chwilę, popatrzył na nią, i wtedy Vernon dostrzegł na jego twarzy jakieś nieodgadnione emocje, zanim ten odwrócił wzrok. Nigdy nie był dobry w odczytywaniu mowy ciała.

-Nie mam pojęcia o czym mówisz. – Harry patrzył w książkę, ale Vernon zauważył, że jego oczy nie poruszają się. Cały czas czekał na ich dalszą reakcję.

-Dobrze wiesz o czym mówię. Musisz nam powiedzieć co stało się w szkole. Dlaczego tak się zmieniłeś? Zamykasz się tylko w swoim pokoju, albo gdzieś znikasz. Sąsiedzi zaczynają się na nas dziwnie patrzeć! Podsłuchałam jak ta dziwaczka Figg rozmawiała z Sayerami i mówiła, że widziała jak wychodziłeś z tego domu w ulewę. Myślą, że się nad tobą znęcamy! – Petunia zaczęła wylewać z siebie swoje żale. Harry dalej na nią nie patrząc odpowiedział:

-Wasze zachowanie prawie nie różni się od znęcania się, więc nie mów teraz takich rzeczy. – głos Harry`ego mimo iż spokojny emanował jakąś nieznaną siłą. Oczy Vernona powiększyły się ze złości.

-Tego już za wiele chłopcze. Przyjęliśmy cie do tego domu. Dawaliśmy ci wszystko co potrzebowałeś, a ty tak się odwdzięczasz! Spójrz chociaż na nas jak do ciebie mówimy. – Chwilę potem Vernon pożałował swoich słów. Zobaczył coś czego się nie spodziewał. Szkliste oczy chłopaka, który walczył z samym sobą. Brunet nie chciał płakać w obecności wujostwa.

-Komórka pod schodami i ubrania po Dudleyu! Ty to nazywasz wszystkim czego potrzebowałem! – Harry krzyczał coraz głośniej. – Nie daliście mi nic! Nienawidzę tego domu! Dzień kiedy dowiedziałem się, że jestem czarodziejem był najszczęśliwszym w moim życiu!

Dursleyowie nie wiedzieli co zrobić. Nie potrafili wymówić żadnego słowa. Wtedy Harry wziął jakąś szmatę i wyszedł z pokoju. W końcu Vernon zdał sobie sprawę, że przez słowa siostrzeńca zapomniał o liście. Zbiegł po schodach i krzyknął:

-Chłopcze! Wracaj tu natychmiast! Mam dla ciebie list… - Jednak Harry już zdążył gdzieś zniknąć.

Mijały godziny, a Harry nadal nie wracał. Vernon zaczynał się denerwować. Przez całe życie nigdy by nie pomyślał, że może pożałować tego jak traktował jedynego syna zmarłej siostry Petuni. Popatrzył na swoją żonę, która wydawała się nie przejmować tym, że Harry nie wraca jednak zdradzało ją to, że przegapiła swój ulubiony serial. Trzeba iść spać. Jest już zbyt późno. Mam nadzieję, że chłopak jutro się znajdzie. Z tymi słowami w myślach Vernon zasnął. Pierwsze co zrobił po przebudzeniu to sprawdził dom, czy Harry przypadkiem nie wrócił. Gdy go nie znalazł wszedł do kuchni. Tym razem Petunia nawet nie próbowała udawać zdenerwowania.

-Nigdzie go nie ma. Sprawdziłem cały dom.

-Co teraz zrobimy?

-Nie wiem może powinienem pójść go poszukać? – Wtedy do pokoju wszedł Dudley.

-Nie przesadzacie trochę. To świr. Pewnie rzuca teraz zaklęcia na normalnych ludzi. – słowo normalnych zostało w wypowiedzi Dudleya szczególnie zaakcentowane. Po tych słowach zapanowała chwila ciszy. Petunia pierwsza zabrała głos.

-Dobrze wiesz, że nie może używać magii bo inaczej wyrzucą go ze szkoły.

-Nie wydaje mi się, żeby szczególnie za nią tęsknił. Od kiedy wrócił ciągle wrzeszczy i unika nas jak ognia. – Tak inteligentnej odpowiedzi nie spodziewali się nawet sami Dursleyowie. – Jest też inna możliwość. Możliwe, że postanowił uciec do swoich przyjaciół.

-Bez żadnych rzeczy? Nawet jeśli większość ubrań jest w spadku po tobie to i tak musiałby je zabrać, tak samo książki i tą przeklętą sowę. – Po tych słowach zapanowała chwila ciszy, którą przerwała Petunia.

-Nie pozostało nam nic innego jak czekać. W końcu musi wrócić. – Petunia powiedziała te słowa chociaż wcale nie czuła się tak spokojnie. Samą siebie zaskakiwała. Zawsze nienawidziła siostry, zazdrościła jej, że to ona ma moc, jednak teraz martwi się o jej syna, którego przez piętnaście lat wykorzystywała do pracy nie okazując mu najmniejszych dobrych uczuć. Uważasz, że to magia jest czymś złym, że zmieniłam się. Ale to nieprawda i w końcu to zrozumiesz. Mimo tego jak mnie traktujesz zawsze mi na tobie zależało. Petunia bardzo dobrze pamięta te słowa. To były ostatnie jakie wypowiedziała do niej Lily. Później dostała jeszcze list z informacją o narodzinach dziecka, jednak został on wyrzucony zaraz po przeczytaniu. Rok później pod drzwiami ich domu znajdowało się właśnie to dziecko z karteczką od Dumbledora. Przypominając sobie jego treść stwierdziła, że nie wypełniła ostatniej prośby swojej siostry. Poczuła wtedy ogromny ból w sercu, jednak czasu nie da się cofnąć.

Minęło może dziesięć minut, kiedy w drzwiach stanął Harry Potter. Na jego widok Vernon podniósł się z krzesła.

-Gdzieś ty był całą noc? Martw… - Vernon nie dokończył tego co chciał powiedzieć. Nie potrafił przyznać się przed tym chłopcem, że naprawdę się o niego martwił.

-Musiałem zaczerpnąć świeżego powietrza. – Petunia groźnie zmrużyła oczy jednak nic nie powiedziała. Gdy Harry chciał odejść Vernon złapał go za ramię.

-Wczoraj przyleciała sowa. Miała dwa listy, jeden z nich był do nas. – Tym razem Harry naprawdę się zainteresował.

-O czym był?

– Dowiesz się ze swojego – Powiedział Vernon dając mu kopertę. Tym razem nawet Vernon zdołał zobaczyć ogromne przerażenie jakie malowało się na twarzy Harry`ego. Chciał coś zrobić, jakoś pocieszyć siostrzeńca, ale nie potrafił wykrztusić z siebie słowa. Stwierdził jedynie w myślach, że ta bezsilność jest już denerwująca. Wtedy do rozmowy wtrąciła się Petunia.

-Harry, powiedz mi co stało się tamtego dnia? – Harry nie odpowiedział od razu.

-On wrócił. Voldemort wrócił. – Po tych słowach poszedł do swojego pokoju.

Szanowny Panie Potter

Departament przestrzegania prawa czarodziejów informuje, iż Pan Harry James Potter zostaje wezwany na przesłuchanie do ministerstwa Magii w dniu 31 lipca 1995 roku w celu złożenia wyjaśnień z dnia 21 maja 1995 roku w trakcie III zadania Turnieju Trójmagicznego. Przesłuchanie odbędzie się o godzinie 17:00 przed Ministrem Magii, oraz najwyższymi członkami Wizengamotu i Szefem Biura Aurorów w Sali nr 4 na poziomie II.

Z wyrazami szacunku Amelia Bones

Departament Przestrzegania Prawa Czarodziejów

Ministerstwo Magii

Wezwanie… wyjaśnienia… turniej trójmagiczny… Te słowa przebiegały przez głowę Harry`ego z ogromną prędkością. Osuną się po ścianie. Był przerażony jakby znowu miał wrócić na cmentarz. Przez całe wakacje próbował zapomnieć, ale nie mógł, koszmary męczyły go cały czas. W snach znów widział śmierć Cedrica, odrodzenie Voldemorta, swoich martwych rodziców. Nie potrafił sobie z tym poradzić, ale ostatnie sny były coraz gorsze, gdyż był zmuszony oglądać śmierć swoich przyjaciół, Syriusza, Weasleyów, widział w nich triumfującego Voldemorta. Nie chciał, aby jego sny stały się rzeczywistością, ale bał się tego coraz bardziej. Ból blizny był coraz częstszy, ale najgorsze było to, że zaczął się pojawiać w różnych momentach bez żadnego ostrzeżenia, także w chwilach gdy rozmawiał z wujem czy ciotką, przed oczami stawały mu morderstwa Voldemorta, ale także coś innego. Widział siebie. Siebie zabijającego jakiś nieznanych ludzi, a coraz częściej także Rona i Hermionę, a nawet Dursleyów. Właśnie dlatego codziennie uciekał z domu. Uciekał od ludzi. Miał pewność, że na ulicy nie spotka ich zbyt wielu. W końcu prawie cały czas padało. Harry chował się głównie na placu zabaw, znalazł tam idealne miejsce. Znajdowała się tam jedna ławka ukryta w drzewach, gdzie nawet największe krople deszczu nie miały szans się przedostać. W tym czasie rozmyślał. Właśnie wtedy zrozumiał, że koszmar, który sam spowodował skończy się dopiero, kiedy zginie Voldemort. Do tego czasu musi przebywać jak najmniej z ludźmi. Może zostać sam, ale nie może sobie pozwolić na oglądanie tych śmiertelnych obrazów, bo czuł że z każdym kolejnym jego serce zapominało co to jest miłość i szczęście, które było zastępowane przez mrok i obojętność.

Dzień przesłuchania zbliżał się nieuchronnie. Zostały już tylko dwa dni, a Harry nadal nie dostał żadnego listu od znajomych. Co prawda całe wakacje tak było, od Hermiony i Rona dostał po trzy listy. W każdym zadawali te same pytania: jak się czujesz, czy mugole dobrze cię traktują i że mają nadzieję, że niedługo się zobaczymy. Nic więcej nie napisali. Harry sam się zastanawiał czego od nich tak naprawdę oczekuje. Z jednej strony chce przebywać w samotności, a z drugiej chce wsparcia przyjaciół. Gdy minął kolejny dzień Harry zaczął czuć ogromny strach. W końcu w rzeczywistości nie wiedział jak dostać się do Ministerstwa. Miał nadzieję, że zaprowadzi go tam tata Rona. Wieczorem gdy nadzieja już go opuściła zobaczył dwie sowy. Jedna duża, o białym upierzeniu, której wygląd wskazywał, że należy do bogatej osoby, drugą była Świstoświnka, malutka i niezwykle głośna sowa Rona. Postanowił najpierw otworzyć list od Rona

Drogi Harry

Przepraszam, że dopiero teraz pisze, ale wszystkie rodzinne sowy zostały wysłane do moich braci, a tata nie chciał wysyłać Ministralnej sowy. Nie należą one do najtańszych. Ale do rzeczy. Rozmawiałem wczoraj z tatą i mówił, żebym przekazał ci, że nie masz najmniejszych powodów do niepokoju. Będziesz musiał jedynie opowiedzieć o tym co wydarzyło się tamtego dnia. Dzięki temu Knot będzie musiał uwierzyć w powrót Sam-Wiesz-Kogo. Wszyscy się tego boją, więc Ministerstwo mydli ludziom oczy opowiadając, że jesteś kłamcą i nie ma żadnych podstaw do ogłaszania powrotu Sam-Wiesz-Kogo. On też nie jest głupi i z tych szczątkowych informacji dowiedziałem się, że Śmierciożercy też nie wykonali żadnego ruchu. Żadnych śmierci i podejrzanych zniknięć. Trochę mnie to dziwi, ale chyba Sam-Wiesz-Kto uważa, że taka sytuacja działa na jego korzyść. Jutro powinien przybyć do ciebie ktoś z ministerstwa, mój tata się zgłaszał, ale odrzucili go, więc nie wiem kto to będzie, ale jedyne co zrobisz to teleportujesz się z nim na miejsce przesłuchania. Jak tylko wszystko się skończy to tata zabierze cię do Nory, Hermiona jest tu już od tygodnia, zajęła miejsce Percy`ego, który w końcu wyjechał.

Do zobaczenia, i pamiętaj że wszystko będzie dobrze Ron

Widok pisma Rona trochę ukoił serce Harry`ego, jednak jego słowa wcale go nie uspokoiły. Spojrzał w kierunku drugiej sowy zastanawiając się do kogo może należeć. Sowa miała wspaniałe i zadbane upierzenie, patrzyła na Harry`ego przeszywającym wzrokiem. Stwierdził, że jest nawet ładniejsza od Hedwigi. W końcu sowa zaczęła okazywać swoje zniecierpliwienie, więc odwiązał list i zabrał się za czytanie

Szanowny Harry Potterze

Mam zaszczyt poinformować ,iż zostałem wybrany na Pańskiego opiekuna w dniu jutrzejszym. Moim zadaniem miało być przyprowadzenie do Ministerstwa, niestety z powodów osobistych nie będę w stanie tego wykonać . Z tego powodu wyślę swojego syna, który doskonale wie jak się zachować i jak trafić do Ministerstwa. Przybędzie on do Pana o godzinie 16:00. Mam nadzieję, że zachowa się Pan odpowiednio i nie przyniesie wstydu Mnie i Mojemu synowi.

Lucjusz Malfoy

Harry Potter musiał przeczytać list kilka razy zanim naprawdę uwierzył, że Ministerstwo postanowiło wysłać Śmierciożercę, aby ten przyprowadził go na przesłuchanie. Jednak co było dla Harry`ego dziwniejsze to marnował on świetną sytuację na doprowadzenie go do Voldemorta. Wtedy nikt by mu już nie przeszkodził i Harry byłby skazany na pewną śmierć, jednak wtedy Lucjusz otwarcie przyznałby się do popierania Voldemorta, a do tego nie mógł dopuścić. Czyżby miał wątpliwości co do zwycięstwa Czarnego Pana? Harry nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie, jednak wiedział, że następny dzień będzie jednym z najtrudniejszych w jego życiu. Najpierw czeka go konfrontacja ze swoim szkolnym wrogiem, a potem powrót do koszmarnych wspomnień. Po wpływem tych myśli Harry nie mógł zasnąć. Gdy w końcu mu się udało, była późna noc.

-Chłopcze, wstawaj! – Harry szybko przetarł oczy i zobaczył nad sobą wuja Vernona. – Śniadanie czeka na ciebie od godziny. Musisz zjeść coś pożywnego, musisz mieć siłę aby stawić czoła temu przesłuchaniu – Vernon w myślach stwierdził, że nawet nie wie dlaczego jego siostrzeniec jest wzywany na przesłuchanie, więc podjął ostatnią próbę. – Harry, muszę cię o coś zapytać. – Chłopak tylko na chwilę przerwał ubieranie się i wykazał zainteresowanie, jednak zaraz przybrał zwykłą maskę obojętności. – Dlaczego wasze Ministerstwo cię wezwało? Zrobiłeś coś złego? Ma to jakiś związek z Voldemortem. – Harry zdziwił się, że jego wuj w ogóle zapamiętał imię jakiegoś czarodzieja, nawet jeśli był nim najniebezpieczniejszy czarnoksiężnik.

-Nie muszę odpowiadać na to pytanie. Myślę, że wiesz, że nigdy nie zrobiłbym nic złego. Tak mnie wychowałeś. – Wuj Vernon nie wiedział co na to odpowiedzieć, więc nie powiedział nic i wyszedł z pokoju.

Gdy Harry zszedł na dół poczuł zapach jajecznicy na bekonie. Pomyślał tylko, że kiedyś na pewno by go to ucieszyło jednak teraz nie mógł przełknąć nawet najmniejszego kęsa.

-Harry musisz coś zjeść. – Powiedziała Petunia gdy tylko spostrzegła, brak apetytu swojego podopiecznego.

-Nie mam ochoty.

-Jak chcesz, jednak później nie narzekaj, jak będziesz się skręcał z głodu. – Harry trochę zdziwił się tą spokojną odpowiedzią jednak nie dał tego po sobie poznać. Gdy wuj wernon wyszedł z kuchni Petunia zadała niespotykane pytanie. – Wiesz w jaki sposób dostać się do Ministerstwa? Mogę zapytać Vernona, czy zwolni się wcześniej z pracy i cię zawiezie? – Harry odpowiedział dopiero po chwili

-Nie ma takiej potrzeby. Jestem z rodziny mugoli, dlatego przybędzie po mnie ktoś z Ministerstwa – Czyli mój najgorszy wróg. – Powinien być o 16:30. Zawołajcie mnie jak przyjdzie. – Harry wstał z krzesła i skierował się do swojego pokoju. Położył się na łóżku i czekał.

W tym samym czasie do okna w kuchni zapukała sowa. Petunia szybko otworzyła okna i wpuściła sowę tak, aby żaden z sąsiadów nic nie zobaczył. Zaczęłą czytać kopertę

Droga Petunio

Nie masz się o co martwić. To przesłuchanie jest tylko standardową procedurą. Harry został wezwany w celu złożenia wyjaśnień. Krótko mówiąc będzie musiał opowiedzieć o tym co stało się w dniu którego dotyczy wezwanie. Nie mogę powiedzieć Ci co dokładnie się zdarzyło. Ta decyzja należy do Harry`ego. Jeśli nie chcę o tym mówić musicie uszanować jego decyzję. Od siebie powiem wam tylko, że był świadkiem śmierci jednego z uczniów. Jeśli chcecie poznać szczegóły to tak jak pisałem musicie zwrócić się do Harry`ego.

Mam też ważniejszą sprawę. Harry będzie musiał wrócić do was na dłużej, ponieważ moc zaklęcia jest coraz słabsza i aby zapewnić mu ochronę przed Voldemortem musi zostać u Was co najmniej tydzień dłużej. Mam nadzieję, że nie stanowi to dla was problemu, w końcu zawsze opuszczał was wcześniej niż wyznaczone dwa miesiące.

Z wyrazami szacunku

Albus Dumbledore

Po przeczytaniu tego listu Petunia po części była w stanie zrozumieć zachowanie swojego siostrzeńca. Widok czyjejś śmierci musi być straszny. Szczególnie jeśli tą osobą jest ktoś ważny, jednak Petunia nie miała pojęcia w jakich stosunkach znajdowali się Harry i ten nieznajomy uczeń. Kobieta zastanawiała się czy nie byli przyjaciółmi, ponieważ tylko wtedy potrafiła uwierzyć, że to wydarzenie tak bardzo go zmieniło. Ta śmierć sprawiła, że stał się obojętny wobec nich bardziej niż zawsze, zamykał się i budził z krzykiem. Petunia stwierdziła, że to na pewno nie jest normalne. Nic nie mogę zrobić. Po tym powróciła do swych normalnych zajęć.