All I need

druga część trylogii


~1 ~

Veracruz, Meksyk – rok 2008

Słońce było w zenicie. Obecne tereny stanu Veracruz były skąpane w jego promieniach. Ekipa archeologów siedziała w namiocie, korzystając z chwili przerwy. Tylko jedna osoba wciąż niestrudzenie pozostawała na terenie wykopalisk. Temeprance Brennan pochylała się nad szczątkami. Gorące słońce parzyło jej kark, ale to jej nie przeszkadzało. Uwielbiała to, co robiła. Teraz brała udział w wykopaliskach, które miały na celu znalezienie szkieletów ludzi, którzy zamieszkiwali dawniej tereny Veracruz, a także okolice Hidalgo, Puebli, San Luis Patosi i Tamaulipas – Huasteków. Była w Meksyku, nie okłamała zatem Bootha mówiąc gdzie się wybiera na wakacje.

Bones wyjęła fragment szkieletu z ziemi i dokładnie się mu przyjrzała.
- Necesito un pequeño cepillo/ Potrzebuję małej szczoteczki. – Tempe zwróciła się do stojącego niedaleko niej członka wyprawy.

- Por favor / Proszę.

- Gracias / Dziękuję – opowiedziała i wzięła przedmiot. Delikatnie oczyściła czaszkę z grudek ziemi. Mimo długiego okresu przebywania pod ziemią, struktura kości pozostała nienaruszona. Przerwa dla innych się skończyła i pozostali archeologowie dołączyli do Temperance.

- I co odkryłaś? - Do antropolog podszedł młody mężczyzna o włosach czarnych jak węgiel i oczach tak przenikliwych, że Bones miała wrażenie że jego wzrok przeszywa ją na wylot.

- Czaszkę, Marc – odpowiedziała. – Skończyliście już przerwę?

- Tak, przepraszam, że tak długo ale jako Włoch...

- Sjesta rzecz święta – uśmiechnęła się.

- Dokładnie. Ale wracając do znaleziska, wysnułaś już jakieś wnioski?

- To nie miejsce zbrodni, by snuć domysły. Zresztą tym na co dzień zajmuje się Booth...

- Twój partner?

Brennan przytaknęła i wróciła do przerwanego monologu.

- Czaszka, którą trzymam to najprawdopodobniej fragment szkieletu kobiety. Więcej będę wiedziała po dokładniejszych badaniach, ale biorąc pod uwagę przedmioty jakie znalazłam przy szczątkach...

- Chodzi ci o te naczynia i, chyba jakąś biżuterię? - zapytał Marc.

- Tak. Przypuszczam, że to była kobieta – zakończyła Brennan.

- Wiesz, że jesteś niesamowita?

Bones spojrzała na niego, a w głowie już słyszała głos Angeli, która mówiła: Bierz się za niego! Uśmiechnęła się.

- Śmiejesz się z tego co powiedziałem?

- Nie, po prostu coś mi się przypomniało. Wybacz, ale wrócę do pracy, jest tyle rzeczy do zrobienia – odpowiedziała.

- Rozumiem. Nie przeszkadzam w takim razie. Ja też wrócę do swoich obowiązków. Do zobaczenia później. – Marc odszedł w stronę swojego miejsca pracy a Temperance ponownie pochyliła się nad szczątkami.

###

Kolejne dni pracy przyniosły wykopanie niezwykłych dzieł sztuki. Stylizowane rzeźby z piaskowca i reliefy wprawiły w zachwyt nie jedną osobę. Wyroby artystyczne, grawerowane muszle, naczynia, figurki – to wszystko było pasjonujące, ale powoli zaczynało już nudzić doktor Brennan. Ona chciała kości. Dlatego nikogo nie zdziwiło, kiedy przy kolejnych odkrytych szczątkach znalazła sie jako pierwsza i osobiście postanowiła się zająć znaleziskiem.

Pochłonięta pracą, tylko wydawała polecenia i starannie oglądała każdy fragment szkieletu.
- Zasłaniasz światło – powiedziała nie podnosząc wzroku, gdy cień padł na nią oraz kości. Nie dość, że żar lał się z nieba i na plecach wystąpiły siódme poty, to jeszcze jakiś kretyn utrudniał jej pracę.

- A więc to tak wyglądają twoje wakacje – odpowiedział jej dobrze znany głos.

Podniosła głowę i spojrzała prosto w twarz Bootha. Jej partner wyglądał tak, jakby żaden upał go nie dotyczył. Starannie ułożone włosy sprawiające wrażenie nieładu. Okulary pilotki, w których wyglądał jak gwiazdor. Spodnie khaki, podkoszulek i koszula niedbale narzucona na ramiona. Żadnych oznak zmęczenia.
- Co ty tu robisz?

- Mi też miło cię widzieć – odparł z uśmiechem.

Bones nie wiedziała co powiedzieć. Co on tu robił? A Booth stał w całej swojej okazałości uśmiechając się do niej.

- Jak mnie znalazłeś? - zapytała w końcu i podniosła się z ziemi. Kolana lekko zaprotestowały na tak gwałtowną zmianę pozycji.

- Nie zapominaj, że pracuję dla FBI, a poza tym nie trudno znaleźć jedyną, pracującą kobietę w takim upale, kiedy inni korzystają z przerwy – odpowiedział.

- Byłam zajęta pracą...

- Właśnie.

- Co „właśnie"?

- Byłaś znów zajęta Pracą. Myślałem, że pojechałaś odpoczywać, a nie badać kolejne szczątki. Mało ci tej makabry w instytucie?

Brennan zdjęła okulary przeciwsłoneczne, Seeley uczynił to samo. Ich oczy się spotkały.
- Przypomnę, że to ty dostarczasz mi tej makabry.

- Taka praca. Gdybym chciał podziwiać dzieła sztuki poszedłbym na historię sztuki a nie do Quantico.

- Ale czy ja coś mówię? - zapytała antropolog.

- No przecież... - Booth przewrócił oczami. – Zostawmy ten temat. Skończyłaś już na dzisiaj?

- Nie...

- To świetnie. Chodź. – Seeley wziął Tempe za rękę i pociągnął za sobą. Bones chciała zaprotestować, lecz wiedziała że agent i tak nie zwrócił by na to najmniejszej uwagi.

- Booth! Nie zachowuj się jak jaskiniowiec! - powiedziała kiedy dotarli do samochodu zaparkowanego poza strefą badawczą.

- Czy ja wyglądam jak Fred Flinstone?

- Kto?

- Bones, tylko mi nie mów, że nie wiesz kto to jest Fred Flinstone. Wilma, Barney, Dino... - Booth wymieniał z rezygnacją.

- To twoi znajomi? - zapytała, a agent wzniósł oczy ku niebu.

- Mało ważne. Wracamy do hotelu. Zameldowałem się tam gdzie ty, więc...

- Co więc?

- Co powiesz na kolację przyjaciół? - zaproponował posyłając przy tym jeden ze swoich zniewalających uśmiechów.

- Chcesz mnie teraz udobruchać kolacją?

- Dokładnie tak. To jak?

Bones popatrzyła na niego.

- Ewentualnie mogę przystać na tę propozycję – odpowiedziała i oboje wsiedli do samochodu.

###

Wieczorem Booth zapukał do drzwi pokoju Temperance. Po chwili zamek w drzwiach szczęknął i jego oczom ukazała się Bones. Mimo niezobowiązującego charakteru spotkania, Seeley musiał przyznać, że jego partnerka wyglądała zjawiskowo. Etniczna tunika ze zwiewnego materiału doskonale nadawała się na gorące, meksykańskie noce, a ciemne jeansy stanowiły doskonałe dopełnienie.

- O w mordę! - wyrwało się agentowi.

- Wiedziałam, że coś jest nie tak. Gdy nie ma Angeli...

- Spokojnie, Bones. Chodziło mi o to, że jest dobrze... nawet bardzo dobrze – powiedział Seeley wchodząc do pokoju.

Brennan spojrzała na niego.

- Mówisz poważnie? - zapytała.

- Słowo skauta.

- Nie byłeś skautem – odpowiedziała, ale widząc minę agenta dodała – Tak się tylko mówi?

- Dokładnie.

Booth uśmiechnął się i usiadł na jednym z foteli.

- A tak w ogóle, to co cię sprowadza do Meksyku? - zapytała Temperance zakładając w międzyczasie kolczyki.

- Rekreacja.

- I myślisz, że ci uwierzę?

- Tak.

- No to jesteś w błędzie – skomentowała Tempe.

- A gdybym ci powiedział, że przybyłem do Meksyku bo usychałem z miłości do ciebie? Uwierzyłabyś? - Jedna brew agenta powędrowała do gór, nadając jego twarzy zagadkowy wyraz.

- Bardzo śmieszne. Nie drocz się ze mną, tylko mów.

- No dobra. Jestem tu na swego rodzaju wymianie policyjnej. – Brennan spojrzała na niego z zaskoczeniem. – Jakiś gość z tutejszej policji, teraz prawdopodobnie zgłębia tajniki pracy w FBI. A ja...

- A ty zamiast zgłębiać tajniki meksykańskiej policji idziesz ze mną na kolację – dokończyła za niego antropolog.

- Trzeba łączyć przyjemne z pożytecznym. A zresztą jesteś moją partnerką, więc jak trochę się doszkolisz to ci nie zaszkodzi.

- Ale ja tu jestem na wakacjach...

- Ty to nazywasz wakacjami? Kochana, wakacje dopiero się zaczynają...

Wieczór był ciepły, a nawet gorący. Tłumy ludzi przechadzały się uliczkami Meksyku. Booth i Bones siedzieli na patio w jednej z tamtejszych restauracji oczekując na kolację. Nie widzieli się prawie dwa tygodnie. Nadszedł czas nadrobić zaległości.

- Naprawdę, Bones, nie możesz tak ciągle pracować – powiedział Seeley.

- To co tu robię to relaks. Nikogo nie ścigam, nikt nie dybie na moje życie... Tylko kości i ja – odparła.

- No to cudowny relaks, nie ma co. Sweets by się załamał, widząc co robisz w wolnym czasie.

- Ale Słodkiego tu nie ma... Marc? - Do stolika podszedł jej współpracownik z wykopalisk.
- Witaj, Tempe. Zauważyłem cię i postanowiłem, że podejdę i się przywitam – odparł.

- To miło. Booth, poznaj Marca Dunottiego. – Mężczyzna wyciągnął rękę, by sie przywitać.
- Agent specjalny Seeley Booth – odparł partner Bones i uścisnął dłoń archeologa trochę za mocno. – Jesteś...

- Włochem? Tak, moje nazwisko mówi samo za siebie. Ale ja już chyba nie będę przeszkadzał. Miło było poznać, agencie Booth, do zobaczenia Tempe. – Marc pożegnał się i odszedł od stolika pozostawiając partnerów samych.

- Co to za facet? - zapytał natychmiast Seeley.

- Gracias. – Na stoliku kelnerka postawiła zamówione dania. – Booth, przecież przedstawiłam ci go.

- Taaa... A skąd go znasz? Jak go poznałaś? Czym się zajmuje na co dzień?

- Booth! Czy to jest przesłuchanie? - Bones zastopowała swojego partnera.

- Nie, skądże. Tak tylko zapytałem.

- Zapytałeś. A teraz jedzmy bo kolacja stygnie – powiedziała Brennan i zaczęła konsumpcję.

- Nie odpowiedziałaś na moje...

- I nie odpowiem. Jedz. – Bones postanowiła trochę podręczyć Bootha.

Po kolacji, partnerzy postanowili pospacerować po uliczkach najbardziej zielonego ze stanów Meksyku, słynącego z wielu atrakcji: najwyższy szczyt, najlepsze muzea, a teraz także z odkryć dawnych cywilizacji.

- Nie sądziłem, że tak tu spokojnie – powiedział agent.

- Teraz tak, jednak w dzień są tutaj tłumy. A może chciałbyś zobaczyć port? - zaproponowała Bones.

Seeley przytaknął, skoro już był tutaj postanowił wynieść z tej wyprawy ile tylko jest możliwe.

Po kilkunastu minutach byli w porcie i podziwiali cumujące statki.

- Dziś z tego portu wypływa „czarne złoto" – powiedziała Bones.

- Masz na myśli ropę?

- Tak. Jest ona dostarczana do meksykańskich rafinerii na północy i południu. A teraz trwa załadunek. – Temperance wskazała na podnośniki przenoszące nie tylko ropę, ale również ekwipunek dla załogi. – Ale ropa to i tak nie jest najważniejsza rzecz jaką zajmuje się tutejsza ludność. Żyją oni głównie z roli. Produkcja trzciny cukrowej, wanilii, kawy. To z tego utrzymują się mieszkańcy.

- Nie wiedziałem, że interesujesz się takimi rzeczami.

- Jeszcze wiele rzeczy o mnie nie wiesz. – Antropolog uśmiechnęła się. – Chodź, podejdziemy bliżej.

Partnerzy zeszli na pomost, nad ich głowami śmigały paczki przenoszone na statki. Stali tak podziwiając spokojne morze i piękno transportowców, kiedy błogą chwilę przerwały nerwowe pokrzykiwania:

- ¡Atención! líneas son demasiado débiles! / Uwaga! Liny są za słabe!

- Todo sólo gotas! / Wszystko zaraz spadnie!

- Cuerdas! / Liny!

Booth niczego nie rozumiał, ale szybko zorientował się w sytuacji. Liny nad ich głowami niebezpiecznie trzeszczały. Zaczęli się wycofywać, kiedy...

- Bones, uważaj! - Booth złapał Brennan za ramiona i razem z nią upadł na pomost. Parę sekund później w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stała antropolog, z wielkim hukiem spadła drewniana skrzynia. Roztrzaskała się, a ze środka oprócz ziaren kawy wypadło coś jeszcze...

- No to na tym kończą się nasze spokojne wakacje – powiedział Booth i spojrzał na Bones, która leżała pod nim.

Niedaleko nich, pustymi oczodołami patrzyła na nich czaszka.