Krótkie wyjaśnienie: Dary Anioła nie należą do mnie, a do Cassie Clare, tak samo jak manga Seven Days należy do Venio Tachibany i Rihito Takarai.
You can read English version on my profile by the name 'Seven Days od Malec'.
1. Poniedziałek
Większość chłopaków, kiedy po raz pierwszy spotyka jakąś dziewczynę, od razu zwraca uwagę na jej wygląd: twarz, piersi, nogi… Dla Aleca zawsze była to sprawa drugorzędna. Wręcz śmieszył go fakt, jak niektórym zależało tylko na ładnej buźce.
Sam nieraz spotkał się z taką sytuacją: dziewczyna koniecznie chciała się z nim umówić, bo w jej wyobrażeniu, piękny chłopiec o czarnych włosach i głęboko niebieskich oczach musiał być niczym książę z bajki. Niestety, przy bliższym poznaniu okazywało się, że to jednak nie to.
„One nie umawiają się ze mną" – mówił kiedyś swojemu przybranemu bratu, Jace'owi. – „One umawiają się ze swoim wyobrażeniem o mnie. I potem dziwią się, kiedy nie spełniam ich oczekiwań."
Siedział właśnie w klasie, oczekując aż dzwonek raczy wreszcie zadzwonić. Nie wiedzieć czemu, matematyka zawsze wydawała mu się ciągnąć w nieskończoność. Tak jakby czas chciał spłatać mu figla i wydłużyć akurat tę, jakże nudną lekcję. Alec zdecydowanie wolał angielski. Albo – rzecz jasna – swój klub łuczniczy. Tak, łucznictwo było zdecydowanie jego ulubioną formą spędzania wolnego czasu. Po latach treningu, łuk był w dłoni Aleca czymś tak naturalnym, że chłopak zupełnie zatracał się w rzeczywistości.
Alec spojrzał przez okno na grupkę dziewcząt przechadzających się po szkolnym placu. Wśród nich rozpoznał swoją młodszą siostrę, Isabelle, wraz z kilkoma koleżankami z klasy. Izzy musiała mieć ten wyjątkowy rodzaj siostrzanej intuicji, bo uniosła głowę i pomachała mu. Odmachał jej, uśmiechając się. W tym momencie zdał sobie sprawę, że otaczające ją dziewczyny chichoczą i spoglądają na niego z adoracją.
Westchnął. Naprawdę nikt nie dbał o wnętrze.
Oparł się głową o rękę, zatapiając w myślach, kiedy nagle poczuł, że coś kłuje go w ramię. Odwrócił się i zobaczył Clary – swoją rudowłosą przyjaciółkę – z jak zwykle perfekcyjnie zaostrzonym ołówkiem w dłoni.
- Auć! To bolało – rozmasował miejsce, gdzie ostrze ołówka wbiło mu się w skórę. – Czemu mnie dźgnęłaś?
- Wydawało mi się, że przysypiasz. Szkoła raczej do tego nie służy – wyjaśniła dziewczyna.
- Masz rację, ale to nie powód, by kłóć ludzi tymi wstrętnymi ołówkami – stwierdził Alec. Czasem miał wrażenie, że jego koleżanka po prostu lubiła to robić, pokazując wszystkim, jakie ma perfekcyjne kredki.
- To teraz już widzisz, dlaczego wszystkie twoje związki są tak krótkie. Wyglądasz jak anioł, ale zachowujesz się jak dzieciak. Powinieneś bardziej nad sobą panować.
- Tak, tak… - mruknął i położył głowę na ławce.
- Nawet mnie nie słuchasz! Jak nie przestaniesz, twoja dziewczyna wymieni cię na lepszy model! – powiedziała Clary. Alec wiedział, że chciała mu tylko pomóc, ale to nadal nie był dla niego miły temat.
- Spóźniłaś się. Wczoraj zerwaliśmy – wyjaśnił, starając się zachować spokój. Nie, żeby specjalnie zależało mu na Aline. Clary wydawała się zaskoczona. – Stwierdziła, że nie jestem taki, jakiego mnie sobie wyobrażała.
- A nie mówiłam? – westchnęła rudowłosa.
- To ona jest tutaj winna. One zawsze najpierw mówią, że mnie kochają, a potem dziwią się, że nie jestem ich wymarzonym księciem z bajki.
- Cóż, w tym miejscu nie powinieneś być zdziwiony. Akurat w twoim przypadku wygląd nie idzie w parze z charakterem.
Alec pochylił głowę, starając się schować rumieniec. Tak naprawdę zawsze był strasznie zawstydzony, gdy przychodziło co do czego. Zaczynał bełkotać i czuł, że to wszystko nie ma sensu. Tak jakby żadna dziewczyna nie była dla niego dobra. Oczywiście, były miłe i ładne, ale on po prostu nie czuł się komfortowo. Nigdy się nie całował, nawet jeśli był w życiu na kilku randkach.
- Więc… uważasz, że nie jestem z nimi szczery? Że je okłamuję?
- Nie o to mi chodziło – powiedziała, czując się trochę niepewnie. – Po prostu… Kiedy ćwiczysz strzelanie z łuku, wyglądasz jakby cały świat się zatrzymał i jakbyś był tylko ty i twoja strzała. To nie jest ich wina, że uważają cię za chłopaka z marzeń.
Brunet westchnął. Dziewczęta w jego szkole często pochodziły z bogatych rodzin i były wychowywane jak księżniczki, pod kloszem. Nie wiedziały nic o prawdziwym życiu. Jego rodzeństwo i on mogli zapłacić czesne tylko dzięki stypendium, jakie dostał w łucznictwie, a jego siostra i brat w gimnastyce i lekkoatletyce.
- Naczytały się romansideł i biorą mnie za jednego z bohaterów… - mruknął. – Szkoda, że nie ma tu więcej normalnych dziewczyn, jak ty. – Uśmiechnął się do Clary, która również uczęszczała do szkoły dzięki stypendium, ale w malarstwie. – Cieszę się, że Jace ma taką dziewczynę.
Alec nigdy by się do tego nie przyznał, ale na początku czuł się trochę zazdrosny. Nie dlatego, że chciał chodzić z Clary. Nie, chodziło o coś innego, ale błękitnooki chłopak nie chciał się do tego przyznać nawet przed samym sobą. Nie chciał się przyznać, że był zakochany we własnym przyrodnim bracie. Na szczęście, kiedy czas mijał, zobaczył, że związek Jace'a rozwijał się bardzo dobrze i blondyn był szczęśliwy ze swoją rudowłosą wybranką. Dzięki temu udało mu się pozbyć z głowy swoich dziwnych wyobrażeń.
Ojciec zawsze mówił mu, że bycie innym jest czymś bardzo złym. To właśnie dlatego chłopak był tak nieśmiały, kiedy przychodziło do kontaktów z innymi, zwłaszcza z chłopakami. Chciał udowodnić sobie, że znajdzie osobę, którą pokocha. Ale nawet, kiedy jego rodzice się rozwiedli, wciąż czuł, że musi pozostać „normalny", jak określał to jego tata. Alec nie wiedział, jak bardzo się wtedy mylił.
Stało się tak, że klasa Aleca miała dłuższą przerwę między lekcjami, gdyż ich biolożka zachorowała. Z tego też powodu Clary, Jace, Simon i Izzy, która już skończyła zajęcia, siedzieli razem na szkolnym podwórku, czekając na angielski.
- Głodny jestem – narzekał Simon, patrząc jak jakieś dziewczęta jedzą ciastka.
- Co powiedz na pizzę? Myślę, że mogliby dostarczyć ją do szkoły – zaproponowała Clary i wszyscy zgodzili się, że pomysł miał szansę wypalić. Jace zadzwonił do najbliższej pizzerii, zamawiając dwie duże pepperoni z pieczarkami.
Kiedy czekali, rodzeństwo Aleca zaczęło kłócić się o jakąś błahostkę, chyba o film, który mieli zamiar obejrzeć w sobotę. Czarnowłosy chłopak siedział na ławce obok Simona i jakichś dziewczyn z rocznika Izzy. Rozmawiały, cały czas chichocząc. Stało się to trochę denerwujące, więc chciał dowiedzieć się, co było dla nich aż tak ważne, że musiały mówić tak głośno. W tym momencie usłyszał, jak jedna z nich narzeka:
- On ciągle jeszcze nie przyszedł! Nie mogę uwierzyć, że musimy czekać tak długo…
- Może zachorował? – zaproponowała druga, wyglądając na szczerze zmartwioną.
- Oby wszystko było z nim w porządku… - powiedziała pierwsza. W tym momencie Simon wtrącił się, spoglądając na nie z politowaniem.
- Błagam, nie mówcie, że znowu czekacie na niego? Raz Bane nie przyszedł na czas i wszystkie dziewczyny w szkole wariują z niepokoju? – spytał. Dwie rówieśniczki Izzy spojrzały na niego przez moment, po czym wstały i odeszły, by usiąść na innej ławce. Alec nie był pewien, co właśnie się wydarzyło.
- Jaki Bane? – spytał. – Masz na myśli tego chłopaka, Magnusa, z pierwszej klasy?
- Tak, jest chyba z tobą w klubie łuczniczym, nie? Pewnie dobrze go znasz – stwierdził Simon. Ku jego zaskoczeniu, Alec pokręcił głową.
- Nie, nie pokazuje się często. Prawdę mówiąc, nie jestem nawet pewien czy bym go rozpoznał…
- Och, na pewno byś to zrobił, gdyby się pokazał – wtrąciła się Izzy. – Jest superciachem i prawie zawsze ma na sobie brokat. Mnóstwo brokatu.
Alec spojrzał na siostrę z podejrzliwością. Czyżby wiedziała więcej niż na to wyglądało?
- W każdym razie, jest poniedziałek, więc kolejna dziewczyna dostanie szansę – powiedział Simon, spoglądając na dwie dziewczyny siedzące na ławce niedaleko. – A potem on złamie jej serce…
- Tak… - Izzy wyglądała na naprawdę smutną. – W niedziele powie jej „Wybacz, nie zakochałem się w tobie. To koniec".
Alec i Simon popatrzyli na nią z zaskoczeniem.
- Izzy… Czy ty…
- Ja? Nie. Ale Clary chodziła z nim w maju – odparła, uśmiechając się szeroko. – I z tego, co wiem, to było naprawdę nieziemskie.
Alec rzucił zaskoczone spojrzenie w stronę rudowłosej, która była akurat zajęta bawieniem się włosami Jace'a i nie miała pojęcia, że właśnie jest tematem rozmowy.
- Ale ty… Ty z nim nie chodziłaś? Nie skrzywdził cię? – spytał, włączając swój nadopiekuńczy „tryb starszego brata". Kiedy Izzy pokręciła głową, dodał: - Ale Clary…
- Och, Alec, to jak wygrany los na loterii! – Jego siostra wyglądała niemalże tak, jakby zazdrościła przyjaciółce nieudanego związku. – Magnus zaczyna się umawiać z pierwszą dziewczyną, która poprosi go o to w poniedziałek i przez następny tydzień jest dla niej najlepszym chłopakiem, jakiego mogłaby sobie wyobrazić… To jak spełnienie marzeń!
Błękitnooki uczeń nie wiedział, co powiedzieć. Ten chłopak, Magnus, musiał być naprawdę wyjątkowy, skoro dziewczyny zachowywały się w ten sposób. Nawet jego mała siostrzyczka! Zdecydował, że było to dla niego zdecydowanie za dużo informacji jak na jeden raz.
- Pójdę na zewnątrz i poczekam na pizzę – oznajmił i rzucił swój plecak do Jace'a. – Nawet się nie waż odpisywać mojego zadania!
Alec siedział na schodach i rozmyślał o poprzedniej rozmowie. Nie mógł przestać myśleć o tym całym Magnusie. Nigdy nie zwracał na niego większej uwagi, ale słowa Simona go zaintrygowały. „Przynajmniej ja nie jestem dla dziewczyn takim dupkiem" – pomyślał. Nigdy nie umawiałby się z jakąś dziewczyną, wiedząc, że w najbliższej przyszłości i tak z nią zerwie. No dobrze… Może on nie był najlepszym przykładem, jeśli chodzi o chodzenie z dziewczynami. Ale Bane nadal go intrygował. Czy naprawdę umówiłby się z pierwszą osobą, która by go o to spytała? Brzmiało nieprawdopodobnie.
Nagle jakiś samochód zatrzymał się tuż przed nim. Wyglądał na zdecydowanie zbyt drogi jak na auto z pizzerii. Dostrzegł bardzo ładną, blondwłosą dziewczynę na siedzeniu kierowcy. Ktoś wysiadł z drugiej strony i Alec zobaczył błysk brokatu w czyichś perfekcyjnie wymodelowanych w kolce włosach. „No proszę… Magnus Bane?" – pomyślał i w tym momencie samochód odjechał, zostawiając pierwszoklasistę samego na chodniku.
Magnus stał tak przez chwilę, spoglądając za oddalającym się samochodem, aż nagle zdał sobie sprawę, że jest obserwowany. Spojrzał na Aleca z zaskoczeniem. Niebieskooki chłopak nie mógł się powstrzymać przed powiedzeniem:
- Brawo. Jesteś prawie na czas.
Zdziwienie na twarzy Magnusa wzrosło. Nie znali się zbyt dobrze.
- Cześć – przywitał starszego ucznia i podszedł nieco bliżej. Było coś w sposobie, w jaki się poruszał… albo w jego wyglądzie, co sprawiało, że Alec nie mógł przestać się na niego gapić.
Miał na sobie obcisłe, zielone jeansy i kolorową wzorzystą bluzkę. Nosił też mnóstwo akcesoriów, ot choćby okulary słoneczne we włosach, bransoletki i brokatowy pasek. Wspominając brokat – Magnus musiał ewidentnie wysypać na siebie wiadro błyszczącego pyłku. Nie było innej możliwości, by ktoś mógł świecić tak mocno. I malował się. Alec zawsze uważał, że makijaż był przeznaczony tylko dla dziewczyn i tylko one mogły wyglądać w nim dobrze. Jednak kiedy zobaczył Magnusa, w jednej chwili zmienił zdanie. Ten pierwszoroczniak wyglądał niesamowicie.
W tym momencie Alec zdał sobie sprawę, że oceniał Bane'a, tak jak Jace robił to z dziewczynami.
- To była twoja nowa dziewczyna na ten tydzień? – spytał, chcąc ukryć swoje nagłe zainteresowanie i lekki rumieniec. – Wyglądała na starszą od ciebie.
- Mylisz się w obu kwestiach. – Magnus uśmiechnął się i, na Anioła (Alec i jego rodzeństwo używali tego powiedzonka odkąd byli dziećmi. Nikt nie pamiętał nawet, dlaczego), ten uśmiech był nieziemski. Brunet mógł zrozumieć, dlaczego dziewczęta zakochiwały się w Magnusie tak szybko. – Tak właściwie, czemu tu siedzisz? Nie masz lekcji?
- Nie, mamy dłuższą przerwę i czekam właśnie na pizzę – wyjaśnił Alec.
Magnus oparł się o ścianę i westchnął.
- Nie chcę iść do szkoły… – mruknął i spojrzał w niebo.
„Nawet, jeśli jest znany jako łamacz serc, jego popularność nie maleje…" – zastanawiał się Alec. Przypomniało mu to słowa Izzy: jest najlepszym chłopakiem, jakiego można sobie wymarzyć. „Tamte dziewczyny na pewno wciąż na niego czekają… I to znaczy, że jeszcze z nikim się spotyka…"
- Więc… nikt jeszcze się z tobą nie umówił? – Bardziej stwierdził niż spytał, nie zwracając w sumie uwagi na to, co mówi. Magnus opuścił wzrok na siedzącego ucznia.
- Nie… Nikt jeszcze tego nie zrobił. – Wydawał się zaskoczony tym tematem.
- Więc… - Alec był tylko ciekawy, ale mógł wyczuć ciepło napływające do jego policzków. Co on wyrabiał? – Naprawdę spotykałbyś się z pierwszą osobą, która w poniedziałek się z tobą umówi? Nawet, gdyby nie była w twoim typie?
- Moim typie? – powtórzył Magnus i potarł brodę palcami. – Nie sądzę, bym miał swój typ… Staram się nie oceniać ludzi po wyglądzie… - przerwał na moment i uśmiechnął się. – No dobra, może i to robię. Ale, skoro już pytasz… ty mi się podobasz. Więc chyba możemy powiedzieć, że jesteś w moim typie.
W tym momencie Alec poczuł, jakby jego żołądek wykonał fikołka. To, co powiedział później, było definitywnie najbardziej szaloną rzeczą, jaką kiedykolwiek zrobił.
- To może zaczniemy ze sobą chodzić? – zaśmiał się, chcąc zobaczyć reakcję drugiego chłopaka. Magnus zamarł, spoglądając na ciemnowłosego chłopaka z niedowierzaniem.
I w tym momencie przyjechał facet z pizzą. Alec zerwał się z ziemi i zaczął szukać portfela po kieszeniach. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że zostawił go w plecaku. A plecak rzucił Jace'owi. Świetnie.
W tym samym czasie dostawca wręczył pudełka Magnusowi i odjechał, o nic nie pytając. Alec nie mógł uwierzyć, że nowy znajomy tak po prostu zapłacił za ich obiad.
- D-dzięki, Magnus… Uratowałeś mnie. Przypadkiem zostawiłem pieniądze w plecaku. Oddam ci po lekcjach! – zapewnił, ale Magnus tylko wręczył mu pudełka.
- To nic takiego – uśmiechnął się. – A teraz już leć, bo wystygnie.
Lightwood spojrzał na zapakowane pizze. Unosiła się z nich para, roztaczając dookoła przyjemny zapach. Wraz z Magnusem wszedł do szkoły. Kiedy jednak miał skręcić na podwórko, odezwał się Bane:
- Ja idę w tamtą stronę, także… - wskazał na korytarz prowadzący do sali matematycznej - do zobaczenia. – Pomachał do Aleca i odszedł. Drugoklasista jeszcze przez chwilę spoglądał na niego ze zdumieniem. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego Magnus tak po prostu za niego zapłacił, nie oczekując zwrotu. I co tak naprawdę zaszło między nimi przed przyjazdem dostawcy.
Zaledwie chwilę później praktycznie całkiem zapomniał o Magnusie. Jego przyjaciele, rodzeństwo – i oczywiście pizza – zajęli całą jego uwagę. Nie myślał o pierwszoroczniaku, dopóki nie skończyły się jego lekcje. Wtedy, kiedy wraz ze swoją grupą miał wracać do domu, zobaczył błysk brokatu, który przypomniał mu o długu, jaki zaciągnął parę godzin wcześniej.
Pobiegł w stronę Magnusa, wyciągając portfel z pieniędzmi.
- Jeszcze raz, bardzo przepraszam za kłopot – przeprosił i wręczył należną sumę Magnusowi. Młodszy chłopak uśmiechnął się, lecz jej nie przyjął.
- Powiedziałem ci już wcześniej, żebyś się tym nie przejmował. To naprawdę nic takiego.
Ciemnowłosy chłopak spojrzał na niego zmieszany. Nie chciał jałmużny.
- Masz już jakieś plany na dzisiaj? – spytał Magnus, zmieniając temat. Tym razem, Alec był naprawdę zdziwiony.
- Ja nie, ale… Ty chyba tak, pierwszoklasiści mają dzisiaj trening – przypomniał.
Magnus westchnął. To było oczywiste, że nie chciało mu się ćwiczyć. Na pewno miał lepsze sposoby na spędzenie wolnego czasu, ot choćby umawianie się z inną dziewczyną każdego nowego tygodnia. Jednak Alec wiedział, że Bane był dobrym zawodnikiem i mógł spokojnie zostać członkiem reprezentacji szkoły.
- Słyszałem, że masz talent. Nie powinieneś go marnować – powiedział.
- Mam talent w wielu dziedzinach, złotko – odparł młodszy chłopak, pokazując swoje białe zęby w szerokim uśmiechu. Alec poczuł, jak jego policzki znów zaczęły nabierać czerwonego koloru. – Mógłbym dostać twój numer? – spytał. Nie zauważył lub też skutecznie zignorował fakt, że to tylko pogorszyło sytuację dostatecznie zarumienionego Lightwooda.
- J-jasne. Zaraz ci go napiszę. – Wziął telefon Bane'a i stworzył nowy kontakt. Uczeń o kocich oczach spoglądał na niego z zainteresowaniem.
- Jak masz na imię, tak przy okazji? – spytał i zaśmiał się z niezręczności sytuacji. Alec odwrócił spojrzenie w stronę młodszego chłopaka.
- Alec. Alec Lightwood – odpowiedział. To wszystko z każdą chwilą stawało się coraz dziwniejsze.
- Alec? Skrót od Alexander? – Bane nie zaprzestał dociekliwości. Niebieskooki tylko skinął głową, czując, że powiedzenie choćby jednego słowa skończy się niewyraźnym bełkotaniem. – Mogę w takim razie nazywać cię Alexandrem? Uwielbiam brzmienie tego imienia. – Coś w głosie Magnusa sprawiło, że rumieniec Aleca przeszedł na wyższy poziom zaawansowania. Co się z nim działo?
- Nikt mnie tak nie nazywa… Jedynie czasem moi rodzice, kiedy są źli – wyjaśnił, ale postawa młodszego towarzysza raczej się nie zmieniła.
- To sprawia, że jest jeszcze bardziej wyjątkowe – powiedział i zabrał telefon Aleca, by wpisać tam swój własny numer. – Proszę bardzo – powiedział po chwili i oddał telefon właścicielowi. „Magnus Nieziemski Bane" głosiła nazwa kontaktu.
Nagle, usłyszeli głos Jace'a z drugiego końca korytarza.
- Alec! Jeśli nie idziesz z nami, to po prostu powiedz! Nie chcemy tracić czasu! Clary za dwie godziny ma swoje zajęcia z rysunku.
Czarnowłosy chłopak spojrzał na nowego znajomego z skruchą. Magnus tylko się uśmiechnął i wzruszył ramionami.
- Idź z przyjaciółmi, nie chcę wam przeszkadzać. – Zanim Alec mógł choćby cokolwiek na to odpowiedzieć, Magnus zdążył już zniknąć w którymś z korytarzy.
Z całym mnóstwem pytań w głowie, podbiegł do swojego rodzeństwa i przyjaciół. Tamci opowiadali sobie coś o szkole i nawet nie zwrócili większej uwagi na to, że przyszedł. To dało mu czas, by przemyśleć raz jeszcze ostatnie wydarzenia. Dlaczego Magnus nagle zaczął zachowywać się tak przyjaźnie? Bo przecież nie mógł pomyśleć, że naprawdę się spotykają… prawda?
I jak się podobało? To pierwsze opowiadanie o Malecu, które publikuję, dlatego byłabym bardzo wdzięczna za opinie :)
Będzie się składało przypuszczalnie z 7 części, po jednej na każdy dzień tygodnia.
Pozdrawiam i dziękuję za poświęcony czas, Yohao :)
