A/N: Tak dla jasności - poniższa pisanina z baletem niewiele ma wspólnego. Bazowałam na animowanej „Księżniczce łabędzi" (kto nie zna, niech się wstydzi!).

Kategorie: trochę crack (no jakżeby…), trochę romans (no serio?) i trochę smutek. Zobaczym, co z tego wyjdzie po dłuższej przerwie w pisaniu.

…i jakie to śmieszne, że Kuro-mama nie ma kanonicznego imienia, a ja imion nie potrafię wymyślać, haha ha…

Byłam zmuszona pójść z Ashurą w OOC, bo enigmatyczny, łagodny i oderwany od wszystkiego władca po prostu… by nie podołał :')

Btw, strona pożarła wielokropek w tytule fika, ech ._.

Enjoy your trauma.


Dawno, dawno temu – to zawsze jest dobry początek – w odległym królestwie panował dobry król Ashura.

Wreszcie, po wielu większych i mniejszych troskach trapiących władcę przez lata, nadszedł czas wielkiej radości – król doczekał się pierworodnego syna, dziecka o jasnych włosach i niezwykłych oczach.

Chłopcu dano na imię Fai.


Czas mijał, mały książę rósł otoczony miłością króla i całego dworu. Z biegiem lat królowi Ashurze udało się nawiązać bliską więź ze świeżo owdowiałą władczynią sąsiedniego, równie niewielkiego państewka. Bo choć oba kraje od dawien dawna żyły w pokoju, dopiero śmierć bliskich osób i narodziny pierworodnych rozbudziły we władcy Celes i w królowej Suwy zalążki pewnego pomysłu. Pewnego… korzystnego przedsięwzięcia. Nie chodziło o ponowne królewskie zaślubiny, nie, nie. Niezupełnie o nie…

Sam Ashura zresztą był pewien, że władczyni po śmierci ukochanego męża nie życzyłaby u swego boku towarzystwa innego mężczyzny niźli jej syna, więc ani mu się śniło wysnuwać podobne propozycje.

Jednego oboje byli pewni, jedna kwestia nieustannie przewijała się w listach krążących od pewnego czasu pomiędzy Celes a Suwą: mali książęta, obaj cierpiący z braku przyjaciół w podobnym wieku, muszą się w końcu spotkać i koniecznie zaprzyjaźnić, i w ten zupełnie naturalny sposób kontynuować wspaniałą (oraz korzystną pod względem ekonomicznym i militarnym) tradycję zapoczątkowaną przez swych nobliwych pradziadów.

A kiedy w szacownej, zaprzyjaźnionej z Jego Wysokością Ashurą rodzinie szlacheckiej narodziły się (i to równocześnie!) dwie córki, kiełkujące przedsięwzięcie poczęło nabierać prawdziwie realnych kształtów.

Dwa wspaniale prosperujące królestwa spojone w nierozerwalną jedność.

Dwaj królowie złączeni silną, nierozerwalną braterską więzią i jakby tego było mało, dwie młodziutkie, darzące się bezwarunkową miłością królowe u ich boku.

To się po prostu nie mogło nie udać!


A że od czegoś trzeba zacząć, listownie podjęto następującą decyzję: następne, piąte w ich życiu lato królewicze spędzą razem.


Pierwsze chwile pierwszego książęcego spotkania zapowiadały obiecujące rozwinięcie znajomości.

Fai, podekscytowany świeżo odbytą, najdłuższą w swym życiu podróżą do królestwa Suwy, niemal całkowicie zapomniał o onieśmieleniu, które zazwyczaj ujawniało się u niego przy nieznajomych ludziach oraz sytuacjach i ciekawie rozglądał się po zamkowych wnętrzach. Królowała z radością przywitała swych dwóch znamienitych gości i towarzyszącą im niewielką świtę, mały książę wyglądał zza jej nóg z tym nieśmiałym, zdumionym uśmiechem kilkulatka, który właśnie dostrzegł nieznajome stworzenie w swoim wieku.

Pełne przejęcia powitania, wymiana grzeczności, nieporadne pokłony. Pierwsze lody zostały skruszone.

Książęta zdumiewającą prędko odnaleźli wspólny język i zajęli się wszystkimi tymi sprawami, które mali ludzie uznają za interesujące.

Początkowo Ashura, kierowany nieokreślonym niepokojem, nie chciał spuszczać bawiących się chłopców z oczu, jednak królowa szybko przywołała go do porządku:

„W zamku dzieciom nic nie grozi, bez obaw, wszak i tobie, Wasza Wysokość, należy się chwila spokoju i beztroski" – powiedziała.

I były to mądre słowa niewątpliwie mądrej kobiety.

Bo przecież nie było powodów do obaw, czyż nie? Cóż takiego mogły uczynić dwa pięciolatki? Słodkie i dobrze wychowane pięciolatki dodajmy.

Wkrótce zapomniał o swym irracjonalnym zmartwieniu. Królowa była nie tylko wspaniałą towarzyszką do rozmów na tematy mniej lub bardziej zobowiązujące. Pić też potrafiła!

Kobieta samodzielnie zarządzająca całym państwem musi mieć dobrą głowę do picia – doszedł do mocno zagadkowego wniosku król Ashura, tuż przed tym, jak kolejny kieliszek znakomitego czerwonego wina zatrzymał się w połowie drogi do jego ust.

…może tylko się przesłyszał?

O nie, tym razem na pewno się nie przesłyszał. Zduszone, krótkie okrzyki. I nikły pisk. I kolejny pisk, głośniejszy od poprzedniego.

Królewska intuicja nigdy się nie myli!

Truchtem wybiegł z komnaty, ruszył w dół po szerokich schodach, prosto ku małemu zbiegowisku na parterze.

Kilkoro służących – w tym i strwożona piastunka – zdążyło stworzyć zdumiony wianuszek wokół głównych prowodyrów zamieszania. A gdy Ashura dotarł na miejsce (a tuż za nim i królowa) sam szambelan wycierał właśnie dwie zaryczane buzie z łez i smarków.

Sprawozdanie szambelana było krótkie i o lakonicznym tonie. Przywołały go wrzaski kłótni, zastał widok następujący: królewicz Fai siedział na królewiczu Kurogane i okładał go piąstkami na chybił trafił, bez wprawy, za to z wielką determinacją, przypartemu do muru Kurogane nie pozostało nic innego, jak wczepić się z całych sił paluchami w blond włosy (pierwszy pisk księcia Celes), na co zdesperowany Fai wgryzł się w łapy czyniące mu rzecz tak okrutną (drugi pisk, tym razem w wykonaniu księcia Suwy). Tuż po tym zostali rozdzieleni, uspokojeni i wstępnie przez służbę wypytani. Żaden nie chciał się przyznać, kto zaczął i o co tak właściwie poszło.

Zdezorientowany król wziął wciąż pociągającego nosem Faia na ręce i rzucił prędkie spojrzenie władczyni Suwy. Nie wyglądała na szczególnie poruszoną. Skomentowała całą sytuacją zwięzłym „dzieci są tylko dziećmi", machnęła na odchodnym wachlarzem (wówczas Ashura jeszcze nie wiedział, że w ciągu najbliższych lat ten bagatelizujący gest zobaczy nie tuziny, a setki razy) i już pięła się z powrotem po schodach ciągnąc nachmurzonego syna za łapkę.

Jeszcze tego samego wieczoru Jego Wysokość zrozumiał, że zaplanowany na przeszło dwadzieścia dni pobyt w królestwie Suwy to o dwadzieścia dni za długo. Królowa miała odrębne zdanie na ten temat i nie chciała nawet słyszeć o przedwczesnym powrocie króla i królewicza do celesjańskiej ziemi ojczystej.

W ciągu kolejnych dni książęta podtrzymywali zdumiewające tempo rozwoju ich relacji. Zdumiewająco prędko się dogadali, zdumiewająco prędko wpadali z konflikt, zdumiewająco prędko zapominali o scysji na rzecz wspólnej – zupełnie szczerej i radosnej, należy to podkreślić – zabawy, tylko po to, by zdumiewająco prędko popaść w kolejną ostrą sprzeczkę. Oczywiście z użyciem całego arsenału, jakim dysponowali, to jest: rozpaczliwego boksowania, drapania, celnych kopniaków i paskudnych ugryzień.

Król Ashura nie dowierzał. Do tej pory był przekonany, że Fai nie potrafi się nawet porządnie pokłócić, czy – jak to mają niekiedy dzieci w zwyczaju – zafundować postronnym znakomity popis histerii. Rozwiązania siłowe były czymś zupełnie nowym i przykro zaskakującym.

Przyszłość miała w zanadrzu jeszcze wiele niespodzianek, którymi zamierzała już wkrótce uraczyć biednego, zagubionego w nowej rzeczywistości władcę.


Pierwsze lato spędzone z narzeczonymi. Wciąż niezupełnie-oficjalnymi narzeczonymi, gdyż wszyscy – i rodzice wspomnianych i dwoje starszych przedstawicieli unii Celes-Suwa – zgodnie twierdzili, że dziewczynki są zbyt małe, że wciąż jest za wcześnie, by straszyć je nieuchronnymi planami matrymonialnymi. Królowa wyznawała zasadę, iż każde małżeństwo powinno się przede wszystkim lubić, a król ochoczo się z nią zgadzał. Przyjaźń to znakomity fundament prawdziwej miłości.

Ale i oto nadarzała się Okazja. Okazja, aby poczynić Obserwację.

Król Ashura opuścił królową Suwy i parę szlachciców popijających herbatę na rozległej zamkowej werandzie i postawił sam sobie kilka pytań wielkiej wagi:

Czy towarzystwo maleńkich hrabianek coś zmieni? Czy szanowni królewicze nadal będą się kłócić, by koniec końców – bo finał niemal zawsze wyglądał tak samo – wziąć się za fraki? Czy będzie im wszystkim dane zakosztować choćby jednego dnia spokoju, dnia wolnego od wszelkiego rodzaju utarczek?

Mężczyzna z trudem powstrzymywał rozczulenie patrząc na hrabianki (lat pięć i pół) okupujące obrus rozciągnięty na trawie ogrodu. Jeszcze do niedawna Fai też miał takie krótkie, pulchne stópki i paluszki i… Ale do wracając do rzeczy: nikt nie spodziewał się, że wyrosną one na kropka w kropkę identyczne dziewczynki. Jednojajowe bliźnięta, szczególnie te wysoko urodzone, były wielkim wydarzeniem. Oczywiście ich identyczny wygląd bynajmniej nie burzył Wielkich Planów Unijnych. Wręcz przeciwnie, dzięki nim Plany nabrały swoistego kolorytu.

A jednak, pomimo takich samych krągłych buziek i pulchnych stópek (ach, te stópki) już teraz znać było niemałe różnice w charakterach obu panienek. Freya, ta starsza, była poważniejsza i bardziej stonowana od swej siostry. Elda, choć bardziej żywiołowa i promienna, łatwiej wybuchała płaczem.

Cóż, król już teraz mógł zakładać w jaki sposób rozłożą się plany małżeńskie między szlachciankami a królewiczami.

Choć sami książęta myśleli o ślubie tyle co nic. Król wnioskował po swoim synu – Fai fantazjował o wielu rzeczach, ale na pewno nie o byciu władcą kraju i mężem – który właśnie wkroczył w dumny wiek lat dziewięciu. I ku żalowi Ashury stracił już całą dziecięcą pucułowatość. Jak nic, już za rok, dwa zacznie mierzyć się ze swymi nieproporcjonalnymi, zbyt długimi kończynami.

Póki co Fai nie wyglądał na wyrostka, który nie radzi sobie ze zmianami we własnym ciele. Już teraz był czarujący. Czarujący w każdej, najbanalniejszej chwili swego żywota. Nawet w tej chwili dziewczyna dwukrotnie od niego starsza, pełniąca rolę opiekunki małych hrabianek, która towarzyszyła im w udawanej herbatce na trawie słuchała Faia z zachwyconym uśmiechem wymalowanym na twarzy. Dziewczynki też były Faiem oczarowane. Zresztą, nic dziwnego, skoro zezwalał im niemal na wszystko, łącznie z pleceniem licznych, koślawych warkoczyków na Faiowej głowie i ozdabianiem jej wszelkimi - niekoniecznie kwiatowymi - częściami roślin, jakie znalazły. Tak jak to czyniły na przykład właśnie teraz.

Fai czarował i to niemal dosłownie. Czarowanie przychodziło mu z przerażającą naturalnością. Jego Wysokość podejrzewał, że w dorosłym życiu będzie to jeden z najmocniejszych, jeśli nie najmocniejszy atut jasnowłosego księcia, a później króla.

Cóż, szkoda, że owy czar zupełnie nie działał na jedną osobę.

O wilku mowa.

Ashura schował się dyskretnie za krzewem, gdyż oto od strony zamku nadchodził nonszalanckim, mam-głęboko-gdzieś-wasze-udawane-herbatki krokiem Kurogane.

Łaskawie zatrzymał się przy obrusie, otaksował towarzystwo spojrzeniem (czy skomentował radosny chaos na blond głowie tego Ashura nie dosłyszał) i ku umiarkowanemu zdumieniu obserwującego wszystko króla, dosiadł się do tej – na niby – celebracji z ciasteczkami, kompotem truskawkowym i wesołą pogawędką w rolach głównych.

Jak na razie nic nie zapowiadało katastrofy.

…która prędzej, czy później i tak zapewne nastąpi…

Królowa powiedziała kiedyś (a może napisała w liście?): „Ich różnice charakterów wkrótce nabiorą szlachetnego szlifu, staną się dobrodziejstwem, nie przyczyną konfliktów!".

Ashura miał szczerą nadzieję, że to „wkrótce" nastąpi jak najszybciej.

A jednak, mimo wszystko… to nie tak, że książę Fai i Kurogane nie znosili się ze szczerą pasją.

Nie znosili… Hm, to znaczy... I tak i nie.

Bo owszem, już nie raz okazywało się, że te rzeczone różnice, nie zawsze drobne niuanse w temperamentach mogły zadziałać na korzyść obu chłopców. Otworzyć nowe perspektywy. Stać się motorem wielu nowych doświadczeń i miłych wspomnień.

Kiedy się nie sprzeczali i próbowali nawzajem powybijać sobie zęby, Fai z Kurogane zachowywali się jak na prawdziwych przyjaciół przystało. Król wyraźnie pamiętał ich wspólne, wypełnione śmiechem bujanie się na huśtawce. Albo to szczere zaciekawienie rozjaśniające buźkę Kurogane, gdy Fai z zapałem opowiadał mu o swoim nowym obszarze zainteresować, jakim stała się astronomia. Albo ten wypad na ryby, kiedy to ciemnowłosy książę miał nauczyć co nieco swojego przyjaciela i… eech. Król niestety mógł przywołać z pamięci mniej szczęśliwy powrót z tego wypadu. Towarzyszący królewiczom chłopak ze służby wyglądał jak sto nieszczęść, książęta dzielnie powstrzymywali łzy. A łzy chciały się przelać ze zgoła różnych powodów, a dokładniej: Fai został wrzucony w kępę pokrzyw wyższych, niż on sam, Kurogane mógł pochwalić się przeciętym – dzięki wystruganej własnoręcznie przez blondyna wędce – czołem. Jak zwykle odkrycie, kto był podżegaczem całej tej nieszczęsnej sytuacji pozostało tajemnicą, pechowy służący tylko kręcił głową zrezygnowany.

Tak samo było ze wzajemnym wrzucaniem wszelkiej maści owadów za części odzieży, opowiadaniem sobie strasznych historii o duchach i budzeniem się z przeraźliwym płaczem po nocach dzięki wspomnianym i… Ashura mógłby tak w nieskończoność.

Ano właśnie.

Wystarczyła chwila zamyślenia z jego strony, by herbatka zamieniła się w regularną ofensywę z obrzucaniem się ciastkami. Na nic nie zdały się rozpaczliwe prośby piastunki. Tyle dobrze, że hrabianki nie przystąpiły do wojny, tylko obserwowały wszystko z przykrym niezrozumieniem (Elda) i umiarkowanym zainteresowaniem (Freya).

Ashura doskonale znał przebieg kolejnej rundki, która już, już za chwilę będzie miała miejsce, dlatego czym prędzej wybiegł ze swej tymczasowej kryjówki.

- Fai, natychmiast przestań! – Zagrzmiał, nim kolejny etap sprzeczki, czyli stare, dobre wzięcie się za fraki raczył nastąpić.

I podziałało. Fai odskoczył od swego przeciwnika natychmiast. Stanął na równe nogi, przygładził ubranie, zdmuchnął z oczu jeden z warkoczykopodobnych tworów i rzekł uprzejmie:

- Bardzo was przepraszam, panienki. – Pokłonił się rzeczonym, a następnie przeniósł poważny wzrok na króla. – Wybacz mi, ojcze. Poniosę odpowiednią karę, jeśli takie będzie twoje życzenie.

I po tych słowach puścił bogatą wiązankę pod adresem Kurogane. Na tyle bogatą, że przez długie sekundy nikt nie ośmielił się odezwać, ani w żaden inny sposób zareagować. Tylko Elda zachichotała nieśmiało.

To było to. Cały czar prysł. Letni demon Faia przebudził się i ujawnił w pełnej krasie.

Wreszcie, ciszę przerwał wściekły wrzask Kurogane, rzeczony demon zaczął uciekać już wcześniej i obecnie dawał popis wyjątkowo wrednego rechotu.

Ashura odetchnął głęboko.

Spokojne. Tylko spokojnie.

…głębokie oddychanie od lat już nie pomagało.

Teraz wrzeszczał też i Fai, widząc, że Kurogane, który najwyraźniej od zeszłego roku poprawił tempo swojego sprintu, zaczyna go doganiać.

Król wypuścił ze świstem powietrze. Niech bogowie dadzą mu cierpliwość i niech strzegą go od natychmiastowego dzieciobójstwa…!

Wkrótce cały przyzamkowy ogród mógł podziwiać dwóch wrzeszczących chłopców oraz galopującego (i wrzeszczącego) za nimi szanownego władcę, który wygrażał wszystkim wstrętnym chłopaczyskom i obiecywał liczne przetrzepywania zadków.

Udawana herbatka zaiste przybrała nieoczekiwany obrót.


Lata płynęły, Jego Wysokość Ashura zaczął zauważać u siebie pewien spadek formy. Dzikie sprinty odeszły w niepamięć. Bale z całym mnóstwem ludzi też nie sprawiały tyle przyjemności, co kiedyś, z chęcią zamieniłby je na porządną drzemkę.

Ale ten bal tutaj był szczególny, dlatego drzemka byłaby raczej niewskazana. Poza tym nie wypada spać na balu, którego jest się gospodarzem. Ashurowe włości przyjęły w przeszłości niejeden wspaniały bal, ten był jedyny w swoim rodzaju, gdyż był balem okolicznościowym i bardzo oficjalnym. Tak, był to bal, który wyprawiono, by uczcić oficjalne ogłoszenie podwójnych książęcych zaręczyn. A ogłoszenie nastąpi za jakieś… trzy godziny. Hurra.

Szesnaście lat to wystarczająco dużo, by porzucić całą swą dziecinną krnąbrność i zacząć zachowywać się jak młoda dorosła osoba. Szesnaście lat i młodziutka oficjalna narzeczona to wystarczający powód, by królewski rodzic mógł dyskretnie posyłać na zwiady przyzwoitki.

Szesnaście lat nie przeszkadza wcale w spędzeniu większości balu na podkładaniu nóg, „przypadkowym" przydeptywaniu bardzo drogiego i bardzo wytwornego płaszcza oraz na kopaniu pod stołem nóg innego szesnastolatka.

Bogu dzięki, że nie było na balu Soraty. Sorata pojawił się na scenie we wczesnym nastolęctwie Faia jako pomocnik kucharza. Prędko wskoczył na wolne miejsce Tego Najulubieńszego Kumpla Którego Się Nie Bije. I pozostał na nim aż po dziś. Sorata, chłopię zgodne, serdeczne i niekonfliktowe w chwilach wyższej potrzeby wspomagał Faia duchem i ciałem, a pięścią w szczególności. A widoczna z roku na rok coraz większa dysproporcja w warunkach fizycznych pomiędzy Faiem, a Kurogane bynajmniej nie demotywowała ani jednego, ani drugiego. Soratę tym bardziej.

Hrabianki mogły czuć się za to zupełnie – i to bez przyzwoitek – bezpieczne. Obie dostawały od swych narzeczonych taką ilość troski i czułej uwagi na jaką każda z nich zasługiwała. Fai posyłał Freyi swe najpiękniejsze uśmiechy i traktował ją iście po królewsku, Kurogane, przygotowany na każde, najmniejsze skinienie Eldy, strzegł jej jak oka w głowie.

I wszystko byłoby pięknie. I wszystko byłoby cudownie, gdyby nie to, że przyszli królowie w chwilach wolnych od tańców i rozmów usiłowali pozabijać się widelcami do ryb.

- To się nigdy nie uda… – Westchnął Jego Wysokość Ashura nie po raz pierwszy tego wieczoru.

Królowa, zajmująca krzesło tuż obok władcy – specjalne miejsce przygotowane dla specjalnego gościa – usłyszała tę żałosną skargę. I także nie po raz pierwszy tego wieczoru zapewniła z wielką mocą:

- Bzdura! – Po chwili podjęła marną próbę pocieszenia mężczyzny: – Nikt tak nie motywuje do działań Kurogane, jak książę Fai!

- Och? – Wyraził uprzejme zdumienie jej rozmówca.

- Tak, tak. W pełni docenia i szanuje umiejętności Faia!

- …?

- Gdyby nie syn Waszej Wysokości, wątpię, by tak intensywnie trenował potyczki z użyciem wszelkiej broni białej!

Och, Pani, to nie brzmi zupełnie właściwie…

- Osiąga wspaniałe wyniki. Ma szansę być najlepszym szermierzem w kraju! – Kontynuowała królowa Suwy.

- To doprawdy wspaniałe... – Przyznał Ashura, który także poczuł się zobowiązany do pochwalenia swego syna: – Fai zaś ostatnio zainteresował się bronią prochową. Lubi podążać za wynalazkami. Muszę w dodatku przyznać, że ma naprawdę niezłe oko…

Tutaj Ashura zauważył, że popełnił pewien nietakt. Mina królowej wskazywała, że z dużym prawdopodobieństwem przypomniała ona sobie to zamierzchłe lato, kiedy Fai odkrył procę, a Kurogane omal oka nie stracił.

- Przecież mówiłem, że to się nigdy nie uda… – Mruknął ciszej, niż poprzednio.


Siedemnaste lato Faia było… naprawdę spokojne i wspaniałe z perspektywy jego ojca. Siedemnaste lato królewicz spędził tylko w towarzystwie Soraty, swojej narzeczonej oraz jej siostry.

Coroczną wizytę na linii Suwa-Celes odwołano przez wzgląd na paskudne choróbsko atakujące płuca, która szalało w najlepsze na ziemiach na wschód od Suwy. Uznano, że najrozsądniej będzie ograniczyć wszelkie podróże, dopóki najgorsze nie minie.

Już na jesień Ashura z ulgą powitał list od zaprzyjaźnionej władczyni, która pisemnie zapewniała, że wszyscy na zamku cieszą się doskonałym zdrowiem.

Wraz z listem od królowej przyszedł też inny list, zaadresowany do Faia. Ashura nie znał tego charakteru pisma, ale prędko odgadł do kogo należał.

Reakcja królewicza na tę niespodziewaną korespondencję była absolutnie neutralna, więc Ashura, jako wyrozumiały i postępowy ojciec postanowił nie drążyć tematu.

Tak, to był spokojny i na swój sposób przyjemny okres.

Cisza przed burzą.


Osiemnasta wio- to znaczy, lato w życiu królewicza Faia.

Tradycja spotkań powróciła. I to z niemałym przytupem.

Owszem, Fai z Kurogane nie widzieli się przez dwa lata. Ale to jeszcze nie powód, by gapić się na siebie z niedowierzaniem, jak gdyby jednemu, czy drugiemu królewiczowi z nagła wyrosły płetwy. Doprawdy, chyba brak było tylko zakłopotanych pochrząkiwań.

Jedno się nie zmieniło: Kurogane (standardowo wypchnięty w mało subtelny sposób przez swą matkę) jak zwykle z ogrooomnym ociąganiem podał Faiowi rękę.

Powiadają, że cudze dzieci szybko rosną. Owszem, Ashura widział w Kurogane może nie tyle mężczyznę, ale młodzieńca, który zdążył przez te dwa lata urosnąć co najmniej o głowę. I zmężnieć w sposób… cóż, okazały.

Co królowa widziała w Faiu, tego Ashura nie wiedział. Mógł tylko wnioskować po jej zachwyconych okrzykach i licznych komplementach pod adresem jasnowłosego księcia, że zmiana zaskoczyła ją bardzo pozytywnie. A Fai był wyraźnie zaambarasowany tym nagłym zalewem pochwał.

Mało tego! Jeszcze tego samego wieczoru Jego Wysokość przyłapał królewiczów. Przyłapał ich na normalnej rozmowie. Co prawda kąśliwej nieco, ale była to kąśliwość umiarkowana i przyjazna, gdzie tam jej było do regularnej wojny z obrzucaniem się wyzwiskami… Ba, książęta nie wyglądali nawet na wyjątkowo speszonych tym przyłapaniem!

Coś drgnęło. Nareszcie coś zaczynało się stabilizować.

Kurogane sprawiedliwie podzielił swą uwagę równo na dwie części, nie spuszczał teraz z oczu i Eldę i Faia. A te specjalne, serdeczne i ciepłe uśmiechy drugiego z królewiczów przestały być zarezerwowane wyłącznie dla Freyi.

Król czuł ulgę i dumę. Ale czuł też niepokój, że „to się nigdy nie uda" nadal pozostaje jak najbardziej aktualne, a wszystko zmierza w kierunku, którego nikt nie przewidział.

Wkrótce te drobne królewskie niepokoje odeszły na dalszy plan. Odeszły z chwilą, gdy króla poczęły nawiedzać koszmary. Powtarzały się noc w noc i zawsze przedstawiały to samo: na przemian widział w nich swego jedynego syna rozciągniętego na ziemi, bez czucia i z ciemną plamą krwi rozlaną na brzuchu, lub też uwięzionego w miejscu, którego Ashura nie potrafiłby opisać, ani rozpoznać; skulonego i z ramionami trzęsącymi się w niemym szlochu. Jego Wysokość bardzo chciał wierzyć, że to zwykłe, głupie omamy zrodzone z takich, czy innych trapiących go lęków. Z uporem odpychał przerażające, irracjonalne przypuszczenie, że to, co widział przed sobą to dwa wybory, dwa scenariusze, które nigdy nie powinny mieć miejsca. Dwa scenariusze, od których nie było ucieczki.

A niski, ochrypły głos, który uparcie odbijał się echem w pamięci, gdy Ashura leżał bezsennie w te dziwne, rozmyte godziny między nocą, a świtem tylko potęgował narastającą trwogę.

„Kiedyś powrócę, a wtedy wszystko, co kochasz obróci się wniwecz."