Tekst napisany na akcję Walę-Tynki na forum Mirriel. Początek nie jest ani zbyt wartki, ani nie wywołuje dzikich napadów śmiechu (jakoś nie mogłam wpaść w odpowiedni klimat), potem robi się bardziej głupkowato i pojawia się więcej romansu w romansie (oczywiście w harlequinowym i kiczowatym stylu, bo takie było założenie akcji). Cytat poniżej to streszczenie na podstawie którego trzeba było stworzyć opowiadanie.
Czego się spodziewać: AU, pairingu Karkarow/Sinistra i Karkarow/Fleur, Igora-nieszczęśliwie-zakochanego-romantycznego-idi oty, trochę cracku, harlequinowych rozwiązań fabularnych, sporej liczby nawiązań.
Podziękowania dla Merryloon za beta-reading.
Aktorskie akrobacje
"... Widzisz, kochanie, istnieją dwa rodzaje kobiet. Pierwsze uszlachetniają mężczyzn, podnoszą ich ku sobie, drugie spychają ich w błoto. Tak stało się z Igorem; popełnił szaleństwo, które musiał okupić całą swą przyszłością...".
Szaleństwo Igora Karkarowa to związek z aktorką, dla której zerwał z rodziną, a przez którą potem znalazł się o krok od samobójstwa. Los jednak zrządził, że Igor został spadkobiercą majoratu w Falkenau, którym zarządzała po śmierci ojca jego kuzynka Aurora Sinistra. Igor zakochał się z wzajemnością w Aurorze, ale nim zdążył jej wyznać, że jest żonaty, w Falkenau zjawiła się Fleur zwabiona jego majątkiem i pozycją społeczną. Wszystko wydaje się być stracone, Aurora wyjeżdża za granicę.
Prolog
Czarne, deszczowe chmury przez cały dzień zbierały się na niebie nad posiadłością Karkarowów. W oddali słychać było ponury pomruk nadciągającej od strony gór burzy. Pod wieczór upalnego, dusznego dnia niespodziewanie zerwał się wiatr, który rychło przerodził się w wichurę. Konary wiekowych drzew w dębowej alei uginały się z jękiem pod jej naporem. Wreszcie pierwsze ciężkie krople uderzyły o szyby w oknach dworku i po chwili dało się słyszeć jednostajne bębnienie deszczu.
Wiktor Aleksandrowicz Karkarow leżał na łożu śmierci. Myliłby się jednak ten, kto sądziłby, że swoje ostatnie chwile na ziemskim padole poświęcał na dokonywanie rachunku sumienia. Miast tego uparcie trapiła go myśl o niezakończonych sprawach i to zapewne sprawiało, że wciąż kurczowo trzymał się życia.
Karkarowowie byli jednym z najznamienitszych rosyjskich rodów czystej krwi. Jednak wieki temu opuścili ojczyznę i przenieśli się do zachodniej Europy. Protoplasta rodziny nabył skrawek ziemi w Saksonii i zaczął na nim gospodarzyć. Wzniósł dwór i stajnie, i umyślił sobie założyć hodowlę hipogryfów. Jak postanowił, tak zrobił i wkrótce hipogryfy pochodzące ze stajen Karkarowów stały się jednymi z najbardziej cenionych w kraju. Jego następcy, kontynuujący dzieło przodka, nie zaniedbali sprawy i stopniowo zyskali uznanie na całym starym kontynencie, od Andaluzji aż po Ural, a wreszcie i w świecie. W tak zwanym międzyczasie przez Europę przetaczały się kolejne mugolskie wojny, a skrawek saksońskiej ziemi, niewykrywalny dzięki najlepszym zaklęciom niewykrywalności, niezmiennie trwał, nienaruszony. Saksonia, niegdyś będąca niepodległym państwem, stała się kolejno Księstwem, później terytorium zależnym od obcych wpływów, a wreszcie częścią Cesarstwa Niemieckiego. To wszystko nie dotyczyło Karkarowów, którzy, jak na arystokrację przystało, nie poświęcali uwagi błahym sprawom mugolskiego plebsu i ich nieistotnym konfliktom. Majątek Falkenau, zwany tak od sokoła znajdującego się w rodzinnym herbie, od pokoleń przechodził z ojca na najstarszego syna. Tradycję tę podtrzymywano przez pokolenia, aż do czasu Wiktora, który, tak się nieszczęśliwie złożyło, z wyznaczeniem następcy miał pewien drobny problem.
Jakieś złe fatum zawisło nad rodziną Karkarowów. Zaczęło się od tego, że najstarszy syn Wiktora, chluba rodziny, Jewgienij, z którym wiązano wielkie nadzieje, zginął tragicznie w kwiecie wieku będąc, nieszczęśliwie spadając z grzbietu hipogryfa. Ta tragedia wstrząsnęła rodziną do głębi, zwłaszcza, że Jewgienij wkrótce miał się ożenić. Nieszczęsna dziewczyna, z którą był zaręczony, nigdy nie otrząsnęła się z żalu i wkrótce popełniła samobójstwo. Ledwie Karkarowowie zdołali przyjść nieco do siebie, gdy padł kolejny cios. Najmłodszy syn, Aleksandr, został śmiertelnie raniony w pojedynku. Honor Karkarowów został ocalony, ale kosztem kolejnego potomka. Był jeszcze średni syn, Igor, ale i tu kwestia ewentualnego dziedzictwa daleka była od oczywistej oczywistości.
Trzeba było prawdziwego pecha, że jedyny pozostały przy życiu męski potomek Wiktora, jego syn idiota, koszmarnie podpadł rodzinie, czynem niegodnym nazwisko Karkarowów plamiąc. Mianowicie w chwili szaleństwa wziął za żonę jakąś francuską aktoreczkę, za nic sobie mając zdanie familii w tej kwestii. Wiktor, doprowadzony do ostateczności, a trzeba przyznać, że niewiele trzeba było, by tak zapalczywego człowieka do owej ostateczności doprowadzić, w porywie gniewu wydziedziczył Igora, zapowiadając, że ma się więcej w rodzinnym domu nie pokazywać na oczy.
I w ten oto sposób Karkarowowi w roli potencjalnej spadkobierczyni pozostała tylko córka Anna, najmłodsza z całego rodzeństwa. Niestety, Anna parę lat temu wyszła za mąż. Wiktor swojego zięcia serdecznie nie znosił. Był on co prawda człowiekiem uczciwym, ale niezaradnym. Jasne było, że jeżeli powierzy mu się pieczę nad majątkiem, prędko go zaniedba albo roztrwoni, nawet nie ze złej woli, a po prostu przez cechującą go nieudolność. Do bani taki zięć, co nie potrafi odróżnić klaczy od ogiera, a ogiera od wałacha. I on miałby objąć Falkenau? Dobre sobie! Na coś takiego nie można było pozwolić. Absolutny brak innej bliskiej rodziny dodatkowo utrudniał sprawę. Karkarow nie miał już rodzeństwa. Jeden z jego braci zmarł parę lat temu bezdzietnie, drugi dawno temu przepadł gdzieś w świecie. Daleka rodzina była, jak na potrzeby Wiktora, niestety zbyt daleka. Kwestia przyszłości jego ukochanego heimatu prezentowała się doprawdy beznadziejnie.
Wiktor, wbrew sobie, wrócił do rozmyślania o Igorze, który w przeciwieństwie do reszty rodziny był przynajmniej żywy. Chociaż oficjalnie zerwał wszelkie kontakty z wyrodnym synem, z głupim, wyrodnym synem, poprawił się w myślach, po cichu śledził jego poczynania. Aktoreczka oczywiście puściła go w trąbę, kiedy tylko rozeznała się w sytuacji. Karkarow wiedział, że tak będzie, ale jego syn, jego głupi syn, jego beznadziejnie zakochany głupi syn, nie był w stanie tego pojąć. Miał teraz za swoje. Wiktor, niestety, nie mógł pozbawić go zupełnie majątku, bo już wcześniej, zapewne w przypływie zaćmienia umysłowego, scedował na niego swoje udziały w spółce żeglarskiej, która także należała do Karkarowów, a którą zarządzał szwagier Wiktora. Po przejściu szwagra na emeryturę Igor przejął pieczę nad spółką i szło mu całkiem nieźle. Oszałamiających pieniędzy na tym nie zrobił, ale mógł żyć na całkiem przyzwoitym poziomie.
Wiktora wciąż trafiał straszny szlag na samą myśl o postępku Igora, ale kto wie, może jednak, z braku lepszych opcji, należało wybaczyć synowi? Przez długą chwilę bił się z myślami. Wreszcie doszedł do wniosku, że w jego sytuacji nie było co zwlekać. Trudno, dla dobra rodziny... I przede wszystkim dla dobra Falkenau. Polecił małżonce, wiernie trwającej przy jego boku, wezwać notariusza i zmienić zapis w testamencie, tym samym czyniąc Igora jedynym spadkobiercą, czym wprawił w osłupienie nie tylko notariusza, ale również małżonkę i długoletniego sługę, którzy pełnili funkcję świadków.
Zarządzanie całością trzeba było powierzyć osobie odpowiedzialnej. Żona, niestety, odpadała, nie miała głowy do interesów. Podobnie jak Anna, która, pomimo swoich licznych zalet, była zbyt roztargnioną osobą, by powierzyć jej zarządzanie czymkolwiek. Zięć odpadał w przebiegach. Ze szwagrem był skłócony. Któż więc pozostawał? Oczywiście, Aurora Sinistra. Wiktor aż sam się zdziwił, że od razu na to nie wpadł. Aurora była krewną, jego siostrzenicą, zwaną tak tylko przez uproszczenie. Praprababcia Aurory i pradziadek Wiktora byli rodzeństwem. Tak się złożyło, że Aurora była, nawiasem mówiąc, jedyną przytomną osobą z tamtej gałęzi rodziny, na szczęście dość odległej.
Uporządkowawszy wreszcie sprawy przyszłości rodziny, Wiktor poczuł dziwny spokój. Sinistra , jako osoba uczciwa i zaradna, na pewno sobie poradzi. Zresztą, niebawem wróci Igor i obejmie majątek, tak jak miało być. Wiktor miał nadzieję, że pozostało mu chociaż na tyle rozsądku w tej pustej głowie, by rozeznać się w priorytetach i dojść do jedynego słusznego wniosku, że przyszłość rodzinnej hodowli hipogryfów jest rzeczą daleko ważniejszą niż zabawa stateczkami. Jednak czy na pewno wróci? Wiktora na powrót ogarnęły wątpliwości. A co będzie, jeżeli ten idiota uniesie się honorem i nie przyjmie majątku? A co, jeżeli, uchowaj Merlinie, wprowadzi się tutaj z tą swoją aktoreczką? Tej możliwości Wiktor jakoś nie wziął pod uwagę. Zaraz, spokojnie, przecież Igor się z nią rozwiódł? Wiktor był święcie przekonany, że ślub został unieważniony. A może nie? Właściwie to prawie na pewno nie, nie otrzymał o tym żadnej informacji. Wiktor poczuł przypływ niepokoju, ale było już za późno, by zmienić testament.
Burza ucichła, tuż przed świtem niebo zaróżowiło się na horyzoncie. Wiatr rozegnał chmury. Do pokoju wkradły się pierwsze promienie słońca.
Wiktor Aleksandrowicz Karkarow odszedł nad ranem, wciąż niepewny czy dobrze zrobił.
c.d.n.
