Diclaimer: Nie posiadam praw autorskich do X-Men Evolution ani do Bardocka Smitha, który jest OC, jednak nie moim. Fallen za to należy do mnie.

Wallbreakers

01. Przyszłość zaczyna się dziś

Była godzina 7 rano. Praktycznie wszyscy mieszkańcy Instytutu zgromadzili się we wszechstronnej kuchni i w swego rodzaju zgraniu szykowali śniadanie. W końcu w drzwiach pojawiła się nadal rozczochrana brunetka w za dużej koszulce i sennym spojrzeniem objęła otoczenie, po czym doczłapała się do najbliższego krzesła i ciężko na nie opadła. Spod wpół przymkniętych powiek obserwowała krzątających się dookoła nastolatków.

- Po jakiegiego diabła mieliśmy wstać o tak skandalicznej godzinie w weekend? - mruknęła do siebie.

- Xavier ma podobno dla nas "zadanie" czy coś w ten deseń - odpowiedziała Rogue nalewając sobie kawy. - Chcesz? - spytała mimochodem.

- Jasne, kawa to moja ostatnia nadzieja. Ok, zadanie, ale czemu o takiej piekielnej godzinie? Dzięki - dodała gdy biadolica podała jej kubek z życiodajnym napojem.

- Jakby nie patrzeć, to nauczyciel, a oni są od znęcania się - zaśmiał się Bobby siadając naprzeciwko. - Jednak ciekawe o co może chodzić tym razem...

Jak na wezwanie, do pomieszczenia wjechał profesor. Za nim wszedł Logan, jednak ten zatrzymał się przy futrynie i oparł się o nią krzyżując ręce.

- Dzieńdobry, studenci - starszy mężczyzna uśmiechnął się. Odpowiedziało mu kilka jęknięć, nieprzytomnych przywitań i niemała salwa marudzenia i uskarżania się to na godzinę, to na brak masła orzechowego w szafce. - Jeśli się na chwilę uspokoicie, to wyjaśnię dlaczego tu jesteście.

Za ten czas brunetka podniosła zaciekawione spojrzenie na Rosomaka. Nie było go już od ponad miesiąca i zastanawiała się czy w ogóle jeszcze wróci. Chociaż nie, on zawsze wraca... Jak bumerang!

- Po pierwsze, mamy nowego studenta i trzeba będzie po niego polecieć.

Gwar znowu rozbrzmiewał. Każdy chciał wiedzieć kto, co, jak i dlaczego.

- Jednak - profesor powiedział nieco głośniej. Gwar ucichł - ...nie wszyscy pojadą. X-Men'i pojadą ze mną, zaś Rekruci zostaną i będą mieć trening z Loganem, który jak już zapewne zdążyliście zauważyć, wrócił. X-Men'i, za 5 minut przy BlackBirdzie.

- A wy - tu wtrącił się Logan i skinął głową na grupkę rekrutów siedzących przy stole. - Za 2 minuty macie się stawić w Danger Rooma'ie. Z każdą spóźnioną osobą dostajecie dodatkową godzinę treningu. Wszyscy! - powiedział swoją kwestię z typowym dla siebie półuśmieszkiem na twarzy.

- 2 minuty? Nawet nie zdąrzymy dojść do pokoi!

- Jestem głodny, bez śniadania nie da się walczyć!

- Jak o takiej godzinie można kazać nam coś takiego?

- Nie marudzić, tylko jazda! - Logan uciszył ich rozmowy. Wszyscy jak jeden rzucili się do drzwi wyjściowych. Jedynie Rahne Sinclair zyskała niewielką przewagę pod postacią wilka przemierzając korytarze.

- Witaj w domu, Logan - Xavier uśmiechnął się wyraźnie rozbawiony sytuacją.

- Miło wrócić na stare śmiecie, Chuck. Poza tym te dzieciaki beze mnie zdrętwieją. To, co robi im 'Ro to nie trening, ale zabawa - uśmiechnął się zawadiacko po czym wyszedł i nieśpiesznie skierował się do DR.

Tymczasem także drużyna X-Ludzi pośpiesznie ubrała się w stroje bojowe i stawiła w hangarze, gdzie stał ogromny odrzutowiec. Również profesor dołączył do nich. Wszyscy wsiedli do środka. Obecni byli: Profesor X, Shadowcat, Fallen, Rogue, Nightcrawler, Storm, Jean oraz Cyclops.

- Więc, ile o nim wiemy? - po dłuższej chwili ciszy odezwał się jeden z obecnych.

- Całkiem sporo, Scott - odparł profesor jednocześnie nie odrywając wzroku od konsoli kontrolnej maszyny. - Nazywa się Bardok Smith, jest z Arizony. Nie wiem na czym polega jego moc, ale nie wydaje się być osobą, która sprawiałaby problemy, i na pewno nam powie. Mam jego dokładny adres, więc nie będzie potrzeby przeczesywania całego terenu.

Wszyscy obecni westchnęli z ulgą. Całą podróż spędzili snując domysły o tym jaki będzie. W końcu po bliżej nie określonym czasie lotu dotarli na miejsce. Profesor zarządził, że jedynie połowa "załogi" pójdzie po nowego. Całą grupą mogliby bardziej przwieść mu na myśl jakiś oddział specjalny mafii. Zatem z Xavierem poszedł Cyclops, Fallen, Nightcrawler i Storm, a pozostali, czyli Rogue, Jean i Shadowcat zostali w maszynie.

[Ding dong]

W domu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Bardok jedynie na chwilę podniósł wzrok znad podręcznika jednak słysząc kroki swojej matki idącej do drzwi wrócił do nauki. W poniedziałek miał mieć trudny sprawdzian z alegbry, który miał zaważyć na jego ocenie końcowej, więc nie miał czasu na przesiadywanie z gośćmi, których pewnie stanowiła kolejna ciotka. Nie trwało to nawet minuty, aż usłyszał głos swojej matki wołający go na dół.

Z westchnieniem odstawił ołówek i ruszył do schodów. Gdy tylko wszedł do salonu natychmiast zatrzymał się jak wryty.

- Ten pan przyleciał tu specjalnie z Nowego Jorku żeby porozmawiać o twoich... um...

- Mocach? - uzupełnił jeden z obecnych.

- T-tak, właśnie...

Siedemnastolatek popatrzył na grupkę ludzi. Pierwszym z nich był mężczyzna na wózku patrzący na niego ze spokojem i ciepłym uśmiechem, ubrany dość elegancko. Na pierwszy rzut oka chłopak mógł stwierdzić, że musi być to ktoś wysoko postawiony i wpływowy. Za nim opierając dłoń na jego ramieniu stała białowłosa, ciemnoskóra kobieta z matczynym wyrazem twarzy, ubrana w czarny strój i pelerynę. Trzecią osobą był chłopak o indygo włosach do ramion, ubrany tak, jak na codzień. Czwarty był wysoki brunet w dziwnych okularach i kostiumie. Ostatnia była również ubrana w czarny kosium brązowo włosa dziewczyna. Jako jedyna nie uśmiechała się, a jedynie patrzyła na niego z pewnego rodzaju wyczekiwaniem.

- Dzieńdobry, nazywam się Profesor Charles Francis Xavier, a to moi studenci - zaczą pokolei wskazywać odpowiednie osoby. - Scott Summers, alians Cyclops, Kurt Wagner, alians Nightcrawler, oraz Fallen. - dziewczyna nie drgnęła. - Oraz jedna z instruktorek, Ororo Monroe, alians Storm.

- Jestem... Bardock Smith... Po co-

- Mamy dla ciebie propozycję, jednak wiedz, że nikt cię do niczego nie zmusi.

- Jaką propozycję?

- Usiądź. Pani niech też usiądzie - te słowa Xavier skierował do jego matki. Oboje usiedli. - Czy ostatnio działo się coś dziwnego? Że tak powiem... ponadnaturalnego?

Brunet spóścił głowę i zacisnął dłonie.

- Możesz powiedzieć - miękkim tonem zasugerowała Storm.

- Nie pozwolę... - chłopak mówił przez zaciśniete zęby. - ...by ktoś zrobił sobie ze mnie królika doświadczalnego. A jeśli macie coś wspólnego z tym, co się stało, to-

- Spokojnie, chcemy ci tylko pomóc - odezwał się Kurt.

- Pomóc? Jak...? - chłopak rozluźnił uścisk dłoni i podniósł wzrok na obecnych.

- Cokolwiek się stało, wiemy dlaczego tak było... - dodał Scott.

- O czym wy-

- Jeśli dasz mi szansę, to wszystko ci wyjaśnię.

Po chwili wachania Bardock kiwnął głową na zgodę.

Profesor zaczął swoją tradycyjną przemowę dotyczącą tego jak założył szkołę dla ludzi posiadających Gen X w swoim DNA, o jego wizji pomocy ludziom i zjednoczonego świata, wieńcząc wypowiedź zaproszeniem do zamieszkania w jego szkole, profesjonalnie zwanej "Instytut Profesora Charles'a Francis'a Xavier'a dla Utalentowanej Młodzieży".

- J-ja... to wszystko brzmi obiecująco i w ogóle, ale nie wiem czy jestem gotowy na taką nagłą zmianę, poza tym nie mamy na to pieniędzy i zmiana szkoły mogłaby być problemem z takimi ocenami, więc-

- Nie będziesz musiał za nic płacić, moja szkoła została stworzona by uczyć młodych ludzi kontroli nad ich mocami, a nie by mnie wzbogacić. Koszty szkoły również pokryję, a przeniesieniem się nie martw. Blisko Instytutu jest bardzo dobre Liceum, a z papierami uporałbym się w jeden dzień - zapewnił profesor.

Na chwilę zapadło milczenie.

- Chcę pojechać z wami, ale... - tu posłał pytające spojrzenie swojej matce.

- Um... nie widzę przeszkód, ale... musimy jeszcze uzgodnić wszystko z twoim ojcem, w końcu to nie lada sprawa... Poczekamy aż wróci z pracy, przemyślimy to, obgadamy wszystkie za i przeciw, a potem... - przeniosła wzrok na profesora. - ...zobaczy się. Jutro.

- Dobrze, Fallen, możesz...?

Dziewczyna wzięła ze stołu jakąś kartkę i długopis i wypisała na niej telefony oraz inne dane kontaktowe do Instytutu, następnie wręczyła ją bez słowa czarnowłosej kobiecie.

- Zatem życzymy miłego dnia, dowidzenia, miejmy nadzieję.

Gdy tylko zamknęli za sobą drzwi kobieta odwróciła się chcąc powiedzieć coś swojemu synowi, jednak ten już wyszedł.

Bardock zamknął za sobą drzwi garażu i popatrzył na przecinającą pomieszczenie na ukos ścianę, która wyraźnie nie była zaplanowana w tym miejscu. Podszedł bliżej i dotknął jej powierzchni.

- Moc...?