Fallen:
Nietykalna
Rozdzial I
Kontrola
Miała dość. Po prostu dość. Wszystkiego: tego żałosnego życia jakie była zmuszona prowadzić, tych słodkich słówek które słyszała i które sama musiała wypowiadać. Regół, etykiet, norm i zasad do których przestrzegania była zmuszana. W końcu powiedziała sobie: dość. Koniec z tym narzucanym dobrem i miłosierdziem. Czas pozwolić Fallen przejąć kontrolę. Tej dawnej Fallen, którą kiedyś była w głębi, którą ceniła, z której była dumna. Jej zła strona w końcu uzyskała pełny dostęp do zmysłów, za zgodą Pauli. Wiedziała, że kiedyś to nastąpi. Wystarczył maleńki bodziec. I wszystko straciło dawne znaczenie. Wszystko straciło jakiekolwiek znaczenie...
Wiedziała od czego chce zacząć. Oj, jak dobrze to wiedziała...
Nie wysilając się na taktowne otworzenie drzwi weszła z trzaskiem do pokoju swoich rodziców gdzie znajdował się właśnie jej ojciec. Matka była w pracy, a on miał po nią pojechać za kilka minut. Zastała go siedzącego przy kominku z papierosem.
- Czemu trzaskasz? - popatrzył na nią z pretensją. Ona nic nie odpowiadając wzięła do ręki najdłuższą z katan służących tu głównie za ozdobę i obruciła nią kilka razy w podchodząc do czterdziesto dwu latka, który otworzył szerzej oczy. - Co ty robisz? Wiesz, że twoja matka nie lubi jak rusza się-
Urwał gdy końcówka miecza została wymierzona mu prosto między oczy. Jednak nadal brał to za żart.
- Wiesz, że czymś takim nic byś nie zdziałała? - zaśmiał się.
- A wiesz, że przebijanie kogoś tępym ostrzem boli najbardziej? - spytała zniżając katanę do jego gardła. - Jednak masz rację... - rzuciła broń na podłogę. - Dla ciebie potrzeba czegoś specjalnego - z tymi słowami wyszła.
Otworzyła szufladę na śtućce w kuchni i musnęła dłonią po rączkach noży tam będących, następnie wyjęła sporej wielkości tasak i przejechała opuszkiem palca po jego ostrzu. Z zadowoleniem stwierdziła, że z opuszka spłynęły dwie krople krwi. Z tą zdobyczą wróciła do pokoju, gdzie jej ojciec jakby nigdy nic kończył zaczętego poprzednio papierosa.
- Po co ci to? - spytał widząc tasak.
- Śmieci nie mają głosu - szybkim ruchem ręki podcięła mu gardło, jednak jedynie na tyle, by krew zaczęła wolno spływać w dół jego szyi.
- C-co? - mężczyzna najpierw złapał się za gardło jednak w następnej chwili sięgnął by odebrać córce przedmiot. Dla niego niefortunnie chwycił za ostrze, co dziewczyna bez zastanowienia wykorzystała i energicznym pociągnięciem pozostawiła dość głęboką ranę na wewnętrznej stronie dłoni ojca, który po tym wstał i ze ślepą wściekłością próbował odebrać jej tasak.
Szybko jednak szpic ostrza znalazł się tuż przy jego klatce piersiowej.
- Nie jesteś wart pożegnalnej przemowy - wyszeptała jadowicie czternastolatka po czym bez dłuższej zabawy z ofiarą wbiła tasak między rzebrami celując w serce. Było to dość głębokie, jednak nie koniecznie śmiertelne zranienie. Wystarczyło jednak by mężczyzna upadł na ziemię i chwycił się za krawiące mocno miejsce. Z koncika ust zaczeła spływać mu krew, a oczy zacisnęły się w potwornym bólu. - Jeszcze żyjesz, śmieciu? - dziewczyna podeszła bliżej i nogą odrzuciła tamujące krew dłonie. Stanęła okrakiem nad sylwetką ojca i nachyliła się jednocześnie podciągając go do góry za koszulkę. - Powiedz 'pa pa' - upuściła go spowrotem na panele i wbiła tasak mocniej, tym razem przebijając się aż do podłogi pomiędzy kośćmi.
Wtedy zadzwonił telefon. Dziewczyna podniosła na niego spojrzenie i odebrała jednak nic nie mówiąc.
- Halo? Kiedy przyjedziesz? Korzonki tu zapuszczę!...
- ...Haloo? Spóźniasz się!
Dźwięk po drugiej stronie słuchawki zakomunikował, że rozmówca się rozłączył. Czarnowłosa kobieta spojrzała z przekąsem na wyświetlacz.
- A temu co? Ehh, no nic, trzeba sobie radzić inaczej - spojrzała na zegarek. - Zaraz powinien być autobus...
Usiadła na przystanku i przez chwilę obserwowała kręcących się po okolicy ludzi. Po trzech minutach podjechał autobus, a po kolejnych dziesięciu kobieta otwierała już zamek w drzwiach do domu. Gdy tylko weszła wciągnęła powietrze do płuc.
- Co tu tak śmierdzi? - skrzywiła się. Weszła do kuchni i odstawiła torbę, a następnie idąc za węchem podążała wonią krwi, która zaprowadziła ją pod drzwi jej sypialni.
Chciała nacisnąć na klamkę gdy drzwi otworzyły się, a ze środka wyszła jej córka. Na żółtej bluzie miała kilka plam krwi, zaś na dłoniach miała jej już znacznie więcej. Ze spokojem zlizywała ją z lewej dłoni, co na myśl mogło przywieźć kotkę czyszczącą swoje futerko. Podniosła krótkie spojrzenie na rodzicielkę, a następnie bez większego zainteresowania wyminęła ją i poszła do swojego pokoju.
Kobieta była zbyt zszkowana by się odezwać. Niepewnie uchyliła drzwi i od razu zatkała usta na widok jaki jej się ukazał. Ciało jej męża leżało bezwładnie na panelach w kałuży własnej krwi. Brzuch był rozpruty a jelita związane dookoła nóg martwego mężczyzny. W gałki oczne, choć może raczej to co po nich pozostało, wbite były dwa długopisy, zaś dłonie i stopy przybito do podłogi tak jak ukrzyżowanemu Jezusowi, tyle, że użyto tasaków i noży kuchennych. Jama ustna była wyżarta sokami trawiennymi wyciśniętymi z żołątka, który lerzał obok.
Czternastolatka stała obok szafy wyrzucając za siebie wszystkie rzeczy z niej, poza czarnymi, które ustawiała starannie w podręcznej, również czarnej torbie. Gdy do pokoju weszła blada i trzęsąca się Amy.
- Paula... - powiedziała, choć jej głos brzmiał omalże jak szept. - Jak do tego doszło...?
W odpowiedzi nie uzyskała nawet słowa. Nawet spojrzenia. Sama też milczała obserwując córkę. Brunetka po przejrzeniu zawartości ostatniej szafy wstała i schowała do kieszeni mp4. W między czasie zdążyła się przebrać, brakowało jej tylko dwuch rzeczy. Razem z torbą wyszła z pokoju i z korytarza zabrała glany oraz płaszcz swojej matki.
- To moje...! - powiedziała nie zdolna do kłucenia się w takiej błachej sprawie w tym momęcie. - Co ty robisz...? Gdzie idziesz...? Odezwij się do mnie! Powiedz coś do cholery! - były to słowa wypowiedziane na pogranicziu błagania i rozkazu, jednak jedyną odpowiedzią na nie był dźwięk otwieranych drzwi i oddalających się kroków.
To było oficjalne. Fallen przejęła kontrolę.
