OBOJE...
Lady Violetta stała przed magicznym lustrem i przymierzała czarną jedwabną suknię. Chciała... Musiała wyglądać olśniewająco! Tak długo ćwiczyła, że nie miała obaw o swój pierwszy występ – na pewno wypadnie wspaniale, ale kwestię prezencji odrobinkę zaniedbała. Teraz widziała jasno, że popełniła błąd. Suknia była za luźna!
No, cóż, skoro i tak została już zdemaskowana przez ałtoruf i ałtorki niezliczonych fanficków, w których pisano o niej i tym nieznośnym smarkaczu Harrym Potterze „OBOJE" – postanowiła wreszcie skończyć z kamuflowaniem się jako Lord Voldemort i wystąpić w swojej własnej, prawdziwej postaci. Dotychczas ukrywała swoją wspaniałą kobiecą figurę pod luźnymi szatami i mówiła niskim głosem, chociaż przecież naprawdę dysponowała cudownym koloraturowym sopranem! Co prawda w żadnej z arii ani pieśni, które przygotowała na swój pierwszy występ nie było partii syczanych, ale to nic, na pewno jakiś kompozytor napisze specjalnie dla niej wężową pieśń. Sięgnęła po różdżkę i zwęziła strój. Teraz było dobrze. Suknia uwypuklała obfity biust i krągłe biodra, oraz odsłaniała białe jak marmur plecy. Lady Violetta obróciła się, sprawdzając, czy wszystko w porządku. Uśmiechnęła się do swego odbicia, które uniosło kciuk do góry w geście zwycięstwa. Taak... Wszyscy Śmierciożercy siedzieli na widowni. Na ich aplauz mogła liczyć, tego była pewna. Ale czy Harry Potter, z którym tak uparcie ją kojarzą odrzuci swoją niechęć i obiektywnie oceni jej śpiew? No, cóż, za chwilę się przekona. Chociaż w gruncie rzeczy była pewna, że jej śpiew wzbudzi zachwyt nawet jej najzagorzalszych wrogów. Wielka Sztuka wszak broni się sama!
Lady Violetta usłyszała, jak konferansjer zapowiada jej występ.
- Oto przed państwem... Łysa Śpiewaczka!
Weszła na scenę z wdziękiem kołysząc bujnymi biodrami. Powitała ją burza oklasków.
