Harry przechadzał się po cmentarzu w strugach deszczu. Wokół paliło się mnóstwo świateł, aw powietrzu mimo wilgoci unosił się zapach kwiatów złożonych na świeżych grobach. Wiedział, że połowa czarodziejskiego świata zapewne go teraz szuka, ale nie mógł zdobyć się na to by wrócić do zgiełku panującego na ulicach. Gdziekolwiek by nie poszedł wszędzie świętowano, choć często przez łzy. Wojna kosztowała ich o wiele więcej niż ktokolwiek mógł przypuszczać. Prawie ⅓ magicznej społeczności zginęła lub została ranna. Na samo wspomnienie bitwy potarł prawe ramię i mocniej wsparł się na lasce. I jego ta wojna nie oszczędziła. Choć gdyby ktoś go o to zapytał wolałby leżeć tutaj na tym cmentarzu, obok najlepszej przyjaciółki i dziewczyny. Hermiona zginęła, gdy walczyli we dwoje przeciwko Voldemortowi, a Ginny zmarła w szpitalu od ran, którymi nie zajęto się wystarczająco szybko. Potoczył zamglonym wzrokiem po otaczających go grobach i w oddali przy mogile najdzielniejszej kobiety jaką kiedykolwiek znał zobaczył czarną zakapturzoną postać. Kilka sekund wystarczyło by rozpoznał w niej swojego Profesora Eliksirów. W jego oczach mimowolnie zagościły łzy. Kilka dni przed bitwą Hermiona powiedziała, mu o tym z kim się spotyka. Jemu i Ronowi. Okropnie się wtedy pokłócili i to spowodowało, że Ron walczył u boku rodziny, a nie ich. Może gdyby byli we trójkę Hermiona by nie zginęła? Opadł na kolana przed grobem własnej dziewczyny, próbując zachować resztki dumy i ponownie się nie rozpłakać, jednak, gdy jego uszu dobiegł niesiony wiatrem szloch i zdławione słowa najsilniejszego mężczyzny jakiego znał, nie był w stanie.
- Hermiono… Hermiona... to nie tak miało być... to ja miałem zginąć!
Długie minuty zajęło mu złapanie oddechu, jednak zdołał wstać. W oddali wciąż widział samotną skuloną postać i podjął decyzję ostatni raz tego dnia zerkając na grób Ginny.
Podszedł do mężczyzny i ostatecznie zakopując topór wojenny zabrał go do swojego mieszkania. Ani Ginny ani Hermiona nie chciałyby widzieć ich w takim stanie.
Żaden z nich nie zasługiwał na samotność.
Wiedział, że żaden z nich nigdy nie dojdzie do siebie, ale nie mogli zawieść kobiet, które dla nich walczyły i tak po prostu się poddać.
Musieli dalej walczyć. Musieli dalej żyć.
