Ostrzeżenie: Autorka tego ff jest stworzeniem dziwnym i nieobliczalnym. To, co będzie się tu wyprawiało, może przerosnąć ludzkie pojęcie.
Kanon: Zatruł się muchomorem na grzybobraniu.
Ważne: Śmierć postaci, wskrzeszenie martwych postaci, David, Layla i Remus wydostali Syriusza z Azkabanu po trzech latach, szary Harry, szara Hermiona, dziwne zabiegi, etc. Akcja przeniesiona w czasie.
Sherlock Holmes był raczej spokojnym dzieckiem. Rzadko unosił się gniewem czy dawał się ponieść emocjom. Zawsze najpierw myślał, potem robił i analizował wszelkie możliwości. Nie żeby miał specjalnie jakieś wyjście. Nosząc takie imię i nazwisko, wszyscy (poza rodzicami) niejako od niego tego oczekiwali. Początkowo był obiektem kpin. ,,Te, Holmes, gdzie zgubiłeś Watsona?" czy ,,Sherlock, Baker Street jest w Londynie, nie pomyliły ci się miejsca?" rzucane dzieciaki, to były najsłabsze i najmniej szkodliwe z obelg rzucanych w jego kierunku. Zdarzały się nieszkodliwe żarty czy chowanie jego butów i przyczepianie karteczek "wydedukuj, gdzie są, Holmes", jednak dawał sobie z tym radę sam. Do momentu, w którym kilku zbirów ze starszych klas nie postanowiło zaatakować jego znajomego i zostawić karteczkę z poleceniem o dedukcji. Wciąż pamiętał połączone krzyki jego rodziców, kiedy wściekali się na dyrekcję, że nie zareagowali na to, co dzieje się w ich szkole. Następny dzień Sherlock spędził w domu z rodzicami, którzy przepraszali go za to, że nic nie zauważyli i zapytali, czy mogą zrobić coś, co by mu to wynagrodziło. Tydzień później Holmesowie przeprowadzili się, ku uciesze Gilraeny i Faramira oraz samego Sherlocka, na Baker Street. Co prawda nie zamieszkali pod numerem 221b, ale 222 było wystarczająco zadowalające. W Londynie szybko znalazł swojego, jak to określił ze śmiechem jego ojciec, Watsona. W Alfredzie, gdzie posłali go rodzice, trafił do jednej klasy z niewysoką dziewczynką o niesfornych brązowych włosach, która zdawała się wiedzieć wszystko. Mimo początkowej niechęci w przeciągu kilku miesięcy stali się przyjaciółmi na śmierć i życie. Nie było żadnej siły, która mogłaby rozdzielić Sherlocka Holmesa i Hermionę Granger.
Kiedy siedemnastego lipca 2009 roku Sherlock znalazł na progu drzwi list opatrzony dziwacznym godłem z lwem, wężem, orłem i borsukiem i przeczytał jego treść był wyjątkowo zły. Nie dlatego, że uznał, iż ktoś sobie z niego stroi żarty. Co prawda w pierwszym momencie przyszło mu na myśl, że bliźnięta postanowiły jakimś cudem przekonać rodziców do spłatania mu figla, jednak szybko odrzucił tę myśl. Nikt z jego rodziny nie byłby na tyle podły, by zrobić coś... takiego. List bowiem nie był zaadresowany do niego. Miał trafić do Harry'ego Jamesa Pottera. Był tylko jeden mały problem. Harry Potter nie istniał od siedmiu lat. A nawet jeśli wciąż żył, to on, Sherlock Hadrian David James Holmes nie chciał mieć z nim nic wspólnego.
Nie chciał pamiętać o tym, co było, zanim jego rodzice go odnaleźli i wyrwali z rąk potworów. Mimo upływu czasu i tego, że większość wspomnień się zatarło, wciąż był w stanie przypomnieć sobie pełne pogardy i nienawiści oczy Vernona... Wziął głęboki oddech, chwycił pozostałe listy i wrócił do mieszkania. Skierował swe kroki po jadalni, a po drodze wyrzucił list z Hogwartu do palącego się kominka (Holmesowie mieli dziwny zwyczaj palenia w nim nawet latem). Przykuł tym samym uwagę swego ojca, Davida Holmesa, który spojrzał znacząco na swą żonę. Layla przewróciła oczami, po czym podała mu ich najmłodsze dziecko, Mycrofta i podeszła do najstarszego syna.
— Co się dzieje, Sherlocku? — spytała miękko.
— List z Hogwartu — mruknął cicho — zaadresowany do Harry'ego Pottera — dodał jeszcze ciszej.
Layla przymknęła oczy, przytulając chłopca. David, który zdążył usadzić Mycrofta w specjalnym krześle, podszedł do nich i objął oboje.
— Jeżeli Hogwart chce, żebyś do niego uczęszczał, będą musieli wysłać ci właściwe zaproszenie, Lock — oznajmił stanowczo, czochrając mu włosy. — A teraz głowa do góry, Młody. Łapa i Lunatyk stwierdzili, że przyda nam się wizyta w zoo, więc wpadną dzisiaj — dodał wesoło.
— Jak znam życie, to możemy się ich spodziewać za kilka minut — westchnęła pani Holmes, kręcąc głową. — Łapa nigdy by nie przegapił śniadania. Trzeba będzie zrobić więcej pancakesów — mruknęła do samej siebie, po czym spojrzała z uśmiechem na Sherlocka. — Wszystko będzie dobrze, skarbie, nie martw się.
Jedenastolatek w odpowiedzi uśmiechnął się do niej. Skoro jego rodzice twierdzą, że będzie dobrze, to dlaczego miałoby nie być?
Zmiana czasu:
Sherlock (Harry) urodził się 31.07.1998 r.
Hermiona urodziła się 19.09.1997 r.
Gilraena i Faramir są z 17.07.2003 r. i 18.07.2003 r. (Gilraena jest starsza o sześć godzin)
Mycroft jest 31.12.2005 r.
Remus, Layla i David są z 1978 r., zaś Syriusz z 1977 r.
Voldemort zaatakował Potterów 31.10.1999 r.
Potterowie ocknęli się 31.10.2002 r., 7.11.2002 r. odebrali Harry'ego i zmienili tożsamość.
8.11.2002 r. skontaktowali się z Remusem zaś 11.11.2002 r. wyciągnęli Syriusza z Azkabanu.
