Cichy jęk frustracji opuścił usta Teda, gdy prawa kieszeń jego kurtki okazała się być pusta. Podobnie zresztą jak i lewa. Mężczyzna przeklął w myślach, w pośpiechu przeszukując kieszenie jeansów i bluzy, w czym jednak zdecydowanie przeszkadzał mu przyklejony do ust blondyn. Barney był zdecydowanie zbyt blisko, a jego ramiona zdecydowanie zbyt mocno oplatały szyję Teda, aby ten mógł spokojnie poszukać kluczy od mieszkania. W końcu wściekły znalazł je w wewnętrznej kieszeni swojej kurtki. Zdołał delikatnie odciągnąć nieprzerwanie całującego go Stinsona od drzwi, aby w końcu otworzyć wszystkie zamki i przygwoździć blondyna do drewnianej powierzchni z drugiej strony, przy okazji zamykając wejście z niemałym hukiem.
Mieszkanie było ciche i opustoszałe. Marshall i Lily dobre kilka godzin wcześniej opuścili je, aby udać się do Minnesoty na urodziny najstarszego z braci Eriksen, Marcusa. Zważywszy na te okoliczności, Ted nie mógł powstrzymać się, aby nie zaprosić Barneya do siebie.
Barney jęknął, gdy usta Teda przeniosły się z jego warg na szyję, a zwinne dłonie pozbyły się szybko wąskiego krawatu. Zdołał odepchnąć się lekko od twardych drzwi, z czego od razu skorzystał jego kochanek, ściągając z niego garnitur, który z cichym szmerem spadł na ziemię. Całując się zachłannie i sukcesywnie pozbawiając ubrania, mężczyźni ruszyli w stronę sypialni Teda, przy okazji potykając się chyba o wszystkie sprzęty, jakie znajdowały się w salonie.
Barney opadł bezwładnie na materac, pozwalając Tedowi do końca rozpiąć swoją koszulę. Mosby z zaskakującą szybkością uporał się z malutkimi guziczkami jedwabnej koszuli przyjaciela, a potem jednym ruchem ściągnął przez głowę własny T-Shirt. Jego ręce powoli przesunęły się po szczupłych bokach blondyna, zbliżając do błękitnych bokserek, a usta dotknęły jego brzucha, kiedy Barney jęknął cicho. Ted zmarszczył lekko brwi. Dźwięk, który wydał z siebie Stinson jakoś nie przypominał mu tych uroczych, wysokich tonów, w jakie zazwyczaj wpadał w podobnych sytuacjach. Mosby postanowił to zignorować, stwierdzając, że może się przesłyszał. Gdy jego usta zbliżyły się jednak do gumki bokserek, niby-jękniecie ponownie opuściło usta drugiego mężczyzny.
Ted uniósł lekko głowę, spoglądając na blondyna. Barney nadal leżał grzecznie na poduszkach, z konsternacją przygryzając dolną wargę i niepewnie patrząc na, znajdującego się między jego nogami, kochanka. Zauważając, że brązowe oczy Teda również go obserwują, Stinson skrzywił się lekko, robiąc minę, która w zamierzeniu miała być przepraszająca i zaczął nerwowo skubać znajdującą się pod nim pościel.
- Co? – warknął Ted, czując jak uczucie irytacji zaczyna całkowicie wybijać go z nastroju.
Barney znów mruknął dziwnie, kręcąc się nieporadnie na materacu i spoglądając nerwowo to na drzwi, to na przyjaciela.
Ted mrugnął, prostując ramiona i przyglądając mu się z niedowierzaniem.
- No ty chyba sobie żartujesz – stwierdził, po czym prychnął lekko, jakby próbując się roześmiać.
Barney tylko przechylił głowę i pomrugał swoimi jasnymi, niebieskimi oczami.
- Barney, zapomnij!
- Proszę…
- Nie ma mowy.
- Prooooszę…
- Nie! – zirytował się w końcu Ted, ledwie powstrzymując chęć uderzenia pięścią o materac.
Barney jęknął cicho, siadając i nadal wpatrując się błagalnie w kochanka, po czym zaczął delikatnie wodzić palcem po jego ramieniu.
Ted przewrócił oczami.
- Dobra, już – warknął w końcu, zsuwając się z łóżka i mamrocząc pod nosem przekleństwa, wyszedł z pomieszczenia. Po chwili wrócił, trzymając w ręku porzucony pod drzwiami, ciemny garnitur Barneya i ze złością powiesił go na drzwiach szafy. – Zadowolony?
Barney przekręcił lekko głowę, przyglądając się swojemu garniturowi, po czym również zsunął się z łóżka i podszedł do szafy. Wyjął z niej jeden drewniany wieszak, na którym zawiesił równo swoje cenne ubranie, zapinając guziki i delikatnie poprawiając rękawy. Gdy skończył, odwiesił go ostrożnie do jej wnętrza i spojrzał zadowolony na siedzącego na łóżku z pochmurną miną, wkurzonego Teda.
- No co? – odezwał się, zerkając z miłością w stronę szafy. – To Armani…
