Historia należy do starszych, napisanych kilka lat temu - właśnie zdałam sobie sprawę, że jej tu nie publikowałam. Standardowo u mnie, synowie Elronda, Glorfindel, do tego mały Aragorn. Tekst na podstawie informacji z Dodatków do Władcy Pierścieni dotyczących dzieciństwa Aragorna.


Droga do Rivendell

Część pierwsza

Szczęk broni i świst strzał otaczały go zewsząd. Orkowie napadli na nich znienacka, ale nie było ich aż tak dużo. Skupiony na walce Elrohir kątem oka dostrzegł brata po swojej lewej stronie, ale był od niego oddzielony wieloma przeciwnikami. O wiele bliżej znajdował się Arathorn. Otoczony ze wszystkich stron, z pewnością potrzebował pomocy. Elrohir zaczął sobie torować drogę, podświadomie wiedząc, co się zaraz stanie. Rzucił się do przodu, ale jak zawsze był zbyt wolny. Po raz kolejny w zwolnionym tempie oglądał, jak Arathorn pada, przeszyty kilkoma strzałami.

Obudził go jego własny krzyk, a pulsujący ból w nodze nieco go otrzeźwił. Elrohir usiadł i odetchnął głęboko, chcąc się pozbyć resztek koszmaru. Rozejrzał się. Obozowisko tonęło w mroku, ale przy dogasającym ognisku dostrzegł śpiących towarzyszy i sylwetkę brata, który akurat pełnił wartę. Słysząc ruch, Elladan odwrócił się, a zobaczywszy, że to tylko Elrohir, podszedł do niego.

– Znów to samo – bardziej stwierdził niż zapytał i usiadł obok.

Elrohir nie odpowiedział, wciąż starając się uspokoić oddech. Czego Elladan by nie powiedział, to była jego wina, że Arathorn zginął.

– Spójrz na mnie – polecił łagodnie starszy bliźniak.

Elrohir niechętnie podniósł głowę, doskonale wiedząc, co brat zamierza mu powiedzieć. Wałkowali już ten temat przez ostatnie dwie noce.

– Nie mogłeś zapobiec temu, co się stało – odezwał się Elladan po chwili milczenia.

– Powinienem był – syknął Elrohir. – Nie byłem aż tak daleko. Gdybym był szybszy, może zdołałbym go ocalić – dodał ciszej. – Zawiodłem.

– Ocaliłeś jego godność – powiedział poważnie Elladan.

To prawda, pomyślał Elrohir, ale raczej marne pocieszenie. Gdy zobaczył, że Arathorn pada na ziemię, rzucił się w jego stronę, gotów bronić ciała przed zbezczeszczeniem; nie łudził się nawet, że Strażnik przeżyje, widząc strzałę wbitą głęboko w czaszkę. To wtedy, gdy z furią odpierał ataki orków, jedno z ostrzy dosięgło go i zraniło dotkliwie w nogę. Elrohir wprawdzie zdołał utrzymać równowagę, ale nie był już tak szybki i zwrotny, dlatego Elladan pospieszył mu z pomocą. Razem oczyścili nieco przestrzeń wokół siebie. Nieco dalej Glorfindel i Lindir skutecznie wyeliminowali resztę. Niedobitki rozpierzchły się na wszystkie strony. Nie ścigali ich, nie było na to czasu.

Tak jak przypuszczali, dla Arathorna nie było nadziei. Nie żył już, gdy bliźniacy przypadli do niego, chcąc się chociaż pożegnać. To, co stało się potem, Elrohir pamiętał jak przez mgłę. Gdy tylko Glorfindel opatrzył mu ranę, załadowali zwłoki Strażnika na konia i ruszyli w drogę. Wracali do domu Arathorna, w którym została jego żona i dziecko.

Stąd też wzięło się ognisko i obóz. Mijała trzecia noc, odkąd wyruszyli. Przy tak szybkim tempie spodziewali się osiągnąć cel następnego dnia popołudniu. Wydawało się, że wokół było spokojnie, ale mając na uwadze niedobitki orków, które mogły za nimi podążać, elfowie zdecydowali się wystawić wartę.

Elrohir otrząsnął się ze wspomnień. Tego tylko brakowało, żeby znowu zaczął je roztrząsać, nie tylko we śnie, ale i na jawie.

– Idź spać – powiedział do Elladana. – Przejmę wartę.

– Potrzebujesz odpoczynku – zaprotestował brat. – Twoja noga nie wygląda tak dobrze, jak moglibyśmy sobie życzyć.

– I tak teraz nie zasnę – odparł Elrohir. – Za pół godziny zbudzę Lindira.

– Posiedzimy razem – zaproponował Elladan.

Cisza zapadła między nimi. Nie chcieli wracać do rozmowy o ostatnich wydarzeniach, bo to do niczego nie prowadziło. Elrohir bardzo przeżywał śmierć Arathorna i być może osłabienie organizmu sprawiło, że było to po nim widać bardziej niż po bracie. Elladan też będzie potrzebował sporo czasu, by przywyknąć do myśli, że Arathorn nie żyje. Możliwe, że Elrohir rzeczywiście bardziej to wszystko odczuł, bo widział sam moment śmierci. Elladan nie był przy tym bezpośrednio, gdyż w tym czasie jego uwagę zaabsorbowali orkowie po drugiej stronie.

Tak, to chyba jest to, o czym nieraz mówił Glorfindel, pomyślał Elladan. Teraz rozumiał nieco oschłe czasem podejście Glorfindela, który nie chciał wiązać się emocjonalnie z żadnym człowiekiem, by uniknąć późniejszego cierpienia. Bliźniacy, a zwłaszcza Elrohir, byli na to zbyt bezpośredni. Przyjaźnili się z wieloma Strażnikami, co niestety wiązało się również z tym, że bardziej uczuciowo podchodzili do rozstań. Arathorn od ładnych paru lat był ich bliskim przyjacielem, nic więc dziwnego, że wstrząsnęła nimi jego śmierć.

Noc była wyjątkowo cicha. Nic nie zakłóciło spokoju podczas warty, którą pełnił z Elrohirem. Lindir, gdy go zbudzili, spojrzał na nich nieco zdziwiony, ale o nic nie pytał. Elladan miał nadzieję, że uda mu się jeszcze trochę przespać, nim wyruszą. Tego samego życzył bratu, któremu odpoczynek był bardziej potrzebny. Obawiał się, że długo nie zasną, ale obaj byli bardziej zmęczeni, niż podejrzewali. Usnęli niemal natychmiast. Sami dziwili się sobie rankiem, gdy zostali zbudzeni, że spali tak dobrze.

Zjedli lekkie śniadanie i niezwłocznie ruszyli w dalszą drogę. Jak poprzedniego dnia, dzisiaj również jechali szybko, by jak najprędzej osiągnąć cel.

Wczesnym popołudniem ich oczom ukazała się niewielka osada położona przy zboczu łagodnego pagórka, który górował nad okolicą. Składała się z zaledwie paru domów, ale prezentowała się nader malowniczo. Zabudowania były schludne, a ogrody wokół nich zadbane. Lato było już w pełni, więc po nielicznych płotach pięły się bogato ukwiecone powojniki, a rosnące w wielu miejscach krzaki róż momentami wręcz odurzały intensywnością zapachu. Wszędzie wydawało się być cicho i spokojnie, tym bardziej ciężko było elfom wjeżdżać, gdyż wiedzieli, że nie niosą pomyślnych wiadomości. Parę osób wyjrzało z domów, słysząc konie, lecz, rozpoznawszy znajome sylwetki elfów, wracali do swoich zajęć.

Gilraena również wyszła przed dom, gdy usłyszała tętent koni i dostrzegła przez okno jadących na czele bliźniaków. Nie dalej jak tydzień temu byli tu i pojechali dalej wraz z Arathornem, dlatego zdziwiła się, widząc ich tak szybko z powrotem. Zwykle znikali przynajmniej na miesiąc. Czyżby coś się stało? Mały Aragorn, nie zwracając uwagi na matkę, rozsypał na podwórku część swoich zabawek i usiadł wśród nich. Gilraena tymczasem, kątem oka mając baczenie na syna, próbowała rozszyfrować niejasne przeczucie, które podpowiadało jej, że coś było nie tak. Dopiero po chwili dostrzegła, że na koniu, którego dosiadał zwykle jej mąż, brakuje jeźdźca, gdyż jego miejsce zajął długi, owinięty w derkę pakunek przerzucony w poprzek siodła. Arathorn…

Panowała martwa cisza, gdy jeźdźcy zatrzymali się przed domem i w milczeniu zsiedli z koni. Gilraena nie była w stanie wykrztusić słowa. Obronnym gestem przygarnęła do siebie dziecko, jak gdyby bała się, że i ono zostanie jej odebrane. Stała jak skamieniała, niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. Minęła dłuższa chwila, nim jak w półśnie zaczęła iść w stronę konia, na którym spoczywało ciało jej męża.

– Nie idź tam z Aragornem – ostrzegł cicho Elladan, przerywając milczenie. – To nie widok dla niego.

Gilraena skinęła głową automatycznie i postawiła Aragorna na ziemi. Podeszła do konia i zatrzymała się, niepewna, co zrobić. Położyła rękę na derce okrywającej ciało i trwała tak, niezdecydowana.

Elladan i Elrohir spojrzeli po sobie. Który z nich ma wziąć na siebie ciężar wyjaśnienia Gilraenie, co się stało? Wprawdzie Glorfindel z pewnością lepiej by sobie poradził, ale to bliźniacy znali żonę Arathorna. Bracia patrzyli sobie przez chwilę w oczy, po czym Elladan skinął nieznacznie głową, biorąc na siebie to zadanie. Elrohir tymczasem skupił się na chłopcu, który bawił się nieopodal. Był wdzięczny bratu, że to nie on musi wszystko wyjaśniać. Postanowił zająć uwagę małego Aragorna, żeby ten przypadkiem nie zobaczył ciała ojca. To stanowczo nie był widok dla takiego dziecka, chociaż możliwe, że Aragorn nie zrozumiałby nawet, co widzi.

Elrohir zacisnął zęby i utykając podszedł do dziecka. Szybka jazda dała mu się mocno we znaki i zraniona noga pulsowała ostrym bólem, tak że z trudnością na niej stawał. Obawiał się, że rana może się otworzyć i zacząć znowu krwawić, ale miał nadzieję, że nie dojdzie do tego. W końcu jak zawsze zabrali z Rivendell wszystkie potrzebne zioła, a Glorfindel opatrzył go starannie.

– Lo! – zawołał radośnie chłopiec, gdy Elrohir pochylił się nad nim. Wciąż nie mógł wyjść z podziwu, że Aragorn, choć taki mały, potrafił rozróżniać jego i Elladana. Większość ludzi miała z tym problem, a nawet i niektórzy elfowie mylili się czasem.

– Co tam masz? – spytał Elrohir widząc, że Aragorn ściska coś w ręku. Chłopiec podał mu figurkę, w której Elrohir rozpoznał konika przywiezionego niedawno z Rivendell. Elf obejrzał ją i zwrócił z uśmiechem. Dziecko patrzyło na niego zniecierpliwione, najwyraźniej oczekując, że Elrohir usiądzie i będzie się bawić. Jak ma mu wytłumaczyć, że to niemożliwe? Wolał nie ryzykować, że uszkodzi świeże jeszcze szwy. Tymczasem Aragorn zauważył chyba nieobecność Gilraeny, bo zapytał:

– Mama? – Przeczucie mówiło Elrohirowi, że tego typu pytania, jeśli pozostawić je bez odpowiedzi, zwykle kończą się płaczem, dlatego odparł szybko:

– Mama teraz rozmawia – powiedział.

Aragorn chciał się wychylić, żeby ją zobaczyć, ale Elrohir zręcznie przesunął się, zasłaniając sobą widok. Jednocześnie sięgnął po inną kolorową figurkę i podał ją chłopcu, mając nadzieję, że to skutecznie przyciągnie jego uwagę. Aragorn natychmiast zainteresował się zabawką, co dało Elrohirowi sposobność do zerknięcia, jak wyglądała sytuacja za jego plecami. Odwrócił się i dostrzegł Gilraenę w objęciach Elladana. Ciałem kobiety wstrząsał bezgłośny szloch. Elrohir poczuł ukłucie bólu w piersiach, gdy tak na nią patrzył. Zginął ich przyjaciel, ale ona utraciła męża.

Glorfindel i Lindir, nie chcąc przeszkadzać, chwycili konie i szli właśnie w stronę Elrohira i Aragorna, by zaprowadzić zwierzęta do stajni. To podsunęło mu pomysł, jak może skutecznie odwrócić uwagę chłopca.

– Chcesz zobaczyć, jak będziemy czyścić i karmić konie? – spytał w chwili, gdy Glorfindel i Lindir znaleźli się tuż obok. Radosny okrzyk dziecka utwierdził go w przekonaniu, że dobrze zrobił. Aragorn zerwał się z ziemi i pobiegł za elfami. Elrohir chciał już krzyknąć, żeby zaczekał, ale Glorfindel dostrzegł chłopca i złapał go, nim ten podszedł zbyt blisko. Aragorn chciał mu się wyrwać, ale elf szepnął mu coś na ucho, co wywołało kolejny radosny okrzyk. Glorfindel puścił cugle wierzchowca Elladana i posadziwszy chłopca na swoim koniu sam wskoczył lekko na grzbiet, po czym ruszył stępa przed siebie. Skoro Glorfindel wziął na siebie opiekę nad Aragornem, Elrohir chwycił wierzchowca swojego brata i poprowadził go do stajni. Była ona dość przestronna, by spokojnie pomieścić cztery, a nawet i więcej koni. Wraz z Lindirem złożyli swoje rzeczy w jednym miejscu i napoili konie. Kończyli już, gdy do stajni weszła Gilraena. Nie płakała już, ale na jej twarzy widniały ślady łez. Elrohir zauważył, że wyglądała starzej, jakby samo spojrzenie na ciało męża dodało jej lat.

– Przepraszam was – powiedziała cicho drżącym jeszcze głosem. – Chodźcie do domu, musicie być zmęczeni.

– Nie masz nas za co przepraszać – odparł łagodnie Elrohir, kładąc jej rękę na ramieniu. – Nie bój się. Zrobimy wszystko, żeby zapewnić tobie i Aragornowi bezpieczeństwo.

– Wiem – szepnęła Gilraena i rozejrzała się uważnie. – Gdzie jest Aragorn? – spytała zaniepokojona, dostrzegłszy nieobecność dziecka.

– Tutaj, ze mną – usłyszeli za sobą.

Glorfindel wszedł do stajni, prowadząc swojego konia. Na rękach trzymał chłopca, który na widok matki zaczął się wiercić, żeby elf postawił go na ziemi, co też ten niezwłocznie uczynił, nie chcąc prowokować dziecka do płaczu. Aragorn podbiegł do Gilraeny i z zaaferowaniem wskazał na elfa. Zaczął szczebiotać szybko i dziecinnie, tak, że Elrohir zrozumiał może połowę, ale zorientował się, że chłopiec jest bardzo podniecony jazdą. Gilraena zdobyła się na uśmiech po czym powtórzyła:

– Chodźcie do domu – powiedziała i chwyciła Aragorna za rękę, gestem zapraszając gości, by podążyli za nią. Glorfindel krzątał się jeszcze przy swoim koniu, ale Elrohir i Lindir wyszli wraz z kobietą. W milczeniu minęli Elladana, który dyskretnie wprowadził do stajni konia, do którego przytroczone było ciało Arathorna. Nie chciał, by Gilraena ponownie musiała na nie patrzyć.

Dom, podobnie jak kilka innych w osadzie, zbudowany był w większości z drewna. Z niewielkiej sieni wchodziło się do dosyć przestronnej kuchni. Zdobiona z gładko oheblowanych desek podłoga była równa i czysta, a wszystkie sprzęty domowego użytku wykonane zostały z niezwykłą starannością i precyzją. Przy ścianie, która jako jedyna była murowana, stał duży kominek z miejscem przystosowanym do gotowania. Oprócz tego w pomieszczeniu znajdowało się kilka szafek oraz duży stół z kilkoma krzesłami i ława pod ścianą. Drzwi naprzeciw wejścia prowadziły do części sypialnianej.

– Proszę, rozgośćcie się – powiedziała Gilraena. – Zaraz coś przygotuję, tylko położę Aragorna spać. Będziemy mieli chwilę.

– Nie kłopocz się tym – odparł Elrohir. – Na razie niczego nam nie trzeba.

Gilraena zniknęła za drzwiami. Lindir wyszedł, prawdopodobnie chcąc coś przynieść z juków, natomiast Elrohir z ulgą usiadł na ławie, pozwalając w końcu odpocząć zranionej nodze. Ciszę panującą w domu przerwał cichy śpiew dobiegający z sypialni. Melodia była bardzo piękna, lecz przepełniona bólem i smutkiem, co elf natychmiast wychwycił. Zasłuchany, trwał w milczeniu, dopóki nie przebrzmiały ostatnie słowa pieśni. Dopiero wtedy zorientował się, że jego towarzysze zdążyli już wrócić, a on sam siedział z półprzymkniętymi oczami. Otworzył je szerzej i dostrzegł niepokój na twarzy brata. Jednocześnie zobaczył, jak Glorfindel wiesza łuk na najwyższym z możliwych haków. Nie mógł się nie uśmiechnąć, domyśliwszy się, że przezorność starszego elfa wynika prawdopodobnie z doświadczenia nabytego w czasie, kiedy to Elrohir wraz z bratem namiętnie dobierali się do każdej broni, jaka tylko wpadła im w małe rączki.

– Nie sądzę, żeby to była odpowiednia zabawka dla Aragorna – powiedział Glorfindel, jak gdyby odpowiadając na myśli Elrohira. – Poza tym przed nami jeszcze spory kawał drogi i nie chciałbym, żeby któryś z nas został pozbawiony broni.

– Mam nadzieję, że Aragorn jest jeszcze na to za mały – odparł Elladan, również odkładając wysoko swoją broń.

– Wasze obawy są w pełni uzasadnione – powiedziała Gilraena, wychodząc z sypialni. – Nie bez powodu te haki znajdują się tak wysoko.

– Nieczęsto mamy do czynienia z dziećmi, ale coś jeszcze pamiętamy – stwierdził Glorfindel. – Przynajmniej Lindir i ja – dodał, spoglądając znacząco na bliźniaków.

– Czy czegoś wam potrzeba? – zapytała ponownie Gilraena, zmierzając w stronę kominka. – Nie mam nic gorącego w tej chwili, ale zaraz coś wymyślę.

– Jedzenie może poczekać, na razie będę potrzebować tylko trochę wrzątku – odparł Elladan. – Mój brat jest ranny, muszę zmienić opatrunki – wyjaśnił. Gilraena spojrzała z niepokojem na Elrohira.

– Czy rana jest poważna? – spytała.

– Nie ma powodu do obaw – zapewnił ją Elrohir i zmusił się do uśmiechu. – Nic mi nie jest, naprawdę – dodał, starając się brzmieć przekonująco, co chyba mu się udało, bo Gilraena uspokoiła się trochę.

Glorfindel i Lindir wymienili zrezygnowane spojrzenia. Jak zwykle Elrohir, tak samo zresztą jak jego brat, bagatelizował sprawę. Nie zamierzali jednak nic mówić, nie chcąc martwić ich gospodyni.

– W szafce po lewej stronie na dole są czyste bandaże – powiedziała GIlraena nastawiając wodę. – Gdybyście potrzebowali czegoś jeszcze, prawdopodobnie też tam znajdziecie.

– Dziękuję, świeże bandaże z pewnością się przydadzą – stwierdził zadowolony Elladan. Te, których musiał użyć do zrobienia opatrunku, z pewnością nie były już najczystsze. Elrond nie byłby zachwycony, gdyby je zobaczył, stwierdził Elladan, odwijając nasiąknięte krwią bandaże. Starał się robić to jak najdelikatniej, ale i tak jego uwadze nie umknął grymas bólu na twarzy brata. Rana wyglądała paskudnie; głębokie cięcie przebiegało przez udo. Nie wdało się zakażenie, ale kilka szwów puściło i krew sączyła się drobnymi strużkami. Niedobrze. Najwyraźniej jechali zbyt szybko.

Elrohir zacisnął zęby, gdy brat zaczął przemywać ranę gorącym naparem z ziół sporządzonym przez Lindira. Z wdzięcznością przyjął przygotowany przez niego napój, który złagodził nieco ból. Elladan stwierdził jednak, że nowe szwy nie będą konieczne i zabandażował na nowo ranę, po czym usiadł obok brata. W tym czasie Gilraena zakrzątnęła się przy kuchni i po chwili na stole znalazł się świeży chleb, owoce i wino, a nad kominkiem gotowała się ciepła strawa. Kobieta usiadła i gestem zachęciła gości, by się częstowali.

– I co teraz? – spytała cicho, wodząc wzrokiem po twarzach elfów. Szukała w nich oparcia i pomocy.

– Obiecałem ci, że będziemy was chronić – odezwał się Elrohir. – Zrobimy wszystko co w naszej mocy, aby nie spotkało was żadne nieszczęście.

– Tak, to prawda – przytaknął Glorfindel. – Ale nawet my nie jesteśmy w stanie chronić was tutaj. Orkowie robią się coraz zuchwalsi. Kto wie, czy za jakiś czas nie namnożą się na tyle, by odważyć się na zaatakowanie wioski, a wtedy nie wystarczy naszej siły.

– Moim zadaniem jest teraz dopilnowanie, by Aragorn przeżył i dorósł – powiedziała Gilraena. – Zdam się na wasz osąd. Wiem, że cokolwiek postanowicie, będzie dla niego najlepsze. Czy macie już jakieś plany?

– Dla nas istnieje tylko jedno dobre wyjście – odparł Elrohir. – Gilraeno, chcemy zabrać ciebie i dziecko do Rivendell, pod opiekę naszego ojca. Tylko tam, ukryci przed światem, będziecie bezpieczni, o ile obecnie gdziekolwiek można czuć się bezpiecznie.

– Zważ jednak, na co masz się zgodzić – wtrącił Elladan. – Nikt nie może wiedzieć, dokąd się udajesz, bo niosłoby to za sobą ogromne zagrożenie. Cenię bardzo wszystkich Dúnedainów i nawet przez myśl mi nie przeszło, że ktoś mógłby was zdradzić, ale mimo wszystko wolę zachować najwyższą ostrożność. Wiele złego mogłoby wyniknąć z powodu nieszczęśliwego wypadku.

– Wiem, na co się decyduję – powiedziała stanowczo Gilraena, a elfowie zdziwili się, widząc w niej taką siłę. – Nie przeczę, że to będzie ciężkie, ale nie zawaham się, bo wiem, że to jedyne słuszne wyjście. Kiedy chcecie ruszać? – spytała, od razu przechodząc do konkretów. Elrohir przyjrzał jej się uważnie. Kobieta była naprawdę zdecydowana i gotowa do drogi. Być może to jej sposób radzenia sobie z trudną sytuacją, pomyślał.

– Możemy jechać, gdy tylko będziesz gotowa – odparł Elladan. – Nawet jutro. Nie obciążaj się zbyt wieloma bagażami. W Rivendell nie będzie wam niczego brakowało.

– Dla siebie nie potrzebuję dużo, ale muszę wziąć trochę rzeczy dla Aragorna.

– To oczywiste – przytaknął Glorfindel. – Możemy zabrać ze sobą luźnego konia w razie potrzeby. Nie spowolni jazdy, bo nie będziemy się spieszyć. To byłoby zbyt męczące dla dziecka – powiedział. I nie tylko dla niego, dodał w myślach, patrząc na bladego Elrohira. Całe szczęście, że będą mieli inny powód zwalniania tempa, bo inaczej znów musiałby się z nim kłócić.

Elrohir podniósł głowę i ich spojrzenia skrzyżowały się. Oczy młodszego elfa mówiły: „nic mi nie jest". Glorfindel miał ochotę prychnąć z irytacją. Taaak, jasne. Lindir jak dotąd pozostał w milczeniu, ale Glorfindel wiedział, że w razie czego może liczyć na trzeźwy osąd i pomoc w utemperowaniu jednego z niereformowalnych bliźniaków. Elladan, chociaż obecnie zaniepokojony nieco stanem brata, podchodził do tego dużo swobodniej i nie przejmował się tak bardzo. I pomyśleć, że obaj są synami największego uzdrowiciela w Śródziemiu, skonstatował z lekkim rozbawieniem Glorfindel. Pod tym względem Elrond odniósł wychowawczą porażkę.

–… a poza tym kobiety Dúnedainów nie potrzebują czasu na spakowanie się – usłyszał Glorfindel, zwróciwszy swą uwagę ku rozmowie. – O świcie możemy ruszać – powiedziała Gilraena.

Bliźniacy wymienili spojrzenia. Obawiali się, że zareaguje gwałtowniej na śmierć męża, lub, że nie będzie chciała zgodzić się na podróż. Tymczasem mieli przed sobą silną kobietę nastawioną na konkretne działanie. I to im się podobało.

– Dobrze. W takim razie pozostała jeszcze tylko jedna rzecz. – Elladan zawahał się na moment. – Trzeba pochować Arathorna. Zajmiemy się tym, jeśli sobie tego życzysz. Wskaż nam tylko miejsce – poprosił.

Gilraena skinęła tylko głową, nagle niezdolna do wypowiedzenia słowa. Potrzebowała dłuższej chwili, by móc się opanować.

– Najlepiej po prostu za domem – powiedziała w końcu drżącym głosem. – Miejsca jest dość. Tylko proszę, zawołajcie mnie, nim wszystko skończycie. Chciałabym… być przy tym.

– Oczywiście – zgodził się Elladan, choć osobiście wolałby, żeby Gilraena nie oglądała już więcej męża. Lepiej by było, gdyby zapamiętała go takim, jakim był za życia, ale nie zamierzał niczego jej zabraniać. Porozumiał się wzrokiem z Glorfindelem i Lindirem. W milczeniu skończyli lekki posiłek, podczas gdy Gilraena zniknęła w sypialni, prawdopodobnie by zacząć się szykować do podróży.

Po jedzeniu stół szybko został uprzątnięty, a naczynia zmyte. Elrohir chciał pomóc bratu, ale został przyszpilony spojrzeniem nieco zirytowanego już Glorfindela. Naprawdę, po ziołach i zjedzeniu czegoś nie czuł się już tak kiepsko i spokojnie mógłby posprzątać po sobie, ale nie chciało mu się kłócić z Glorfindelem, który zapewne i tak wyrzucał sobie zbyt szybkie tempo podróży. Może i Elrohir rzeczywiście nieco przeceniał swoje siły, ale z drugiej strony Glorfindel naprawdę przesadzał. I pomyśleć, że od tysiąca lat wraz z bratem próbują go uświadomić, że nie są już dziećmi i nie trzeba ich pilnować non stop.

– Chodźcie, trzeba znaleźć jakieś łopaty – powiedział Elladan, gdy wszystko zostało już odstawione na miejsce.

– Są w stajni – odparł Lindir. – Stały oparte o ścianę zaraz obok wejścia.

– Świetnie, to nam oszczędzi czasu – zauważył Glorfindel. Cała trójka skierowała się do wyjścia, a Elrohir podążył za nimi, nie zważając na pełne dezaprobaty spojrzenia dwóch starszych elfów. Elladan nie zareagował. W przeciwieństwie do Glorfindela ufał bratu i wiedział, że ten zna granicę rozsądku i nie będzie za bardzo przesadzał. To samo Elrohir mógłby powiedzieć o Elladanie. Ich relacje opierały się przede wszystkim na wzajemnym, bezgranicznym zaufaniu, które sprawiało, że stanowili jak gdyby dwie połówki jednego organizmu. Gdy byli razem, mało co mogło ich pokonać. Oczywiście tak silna więź miała i wady. Bliźniacy bardzo źle znosili jakąkolwiek rozłąkę. Gdy byli mali, ich rodzice stosowali separację w ramach najwyższej kary. Do czasu, gdy się przekonali, że to tylko pogarsza sprawę i ich zachowanie. Elrohir uśmiechnął się do swoich myśli, a napotkawszy pytające spojrzenie brata dogonił go i wyjaśnił, co go rozbawiło. Lindir, będąc bliżej, usłyszał ich krótką wymianę zdań i westchnął tylko. Okres dzieciństwa bliźniaków wspominał jako najgorszą plagę w Imladris. Jeden biegający dzieciak, czemu nie. Ale dwójka małych elfów rozbiegających się w przeciwne strony to stanowczo za dużo na jeden dom.

– Chyba nie byliśmy aż tak okropni, prawda? – spytał rozweselony Elladan widząc minę Lindira.

– Nie, skądże – zaprzeczył. – Ale poczekajcie z opinią, aż Aragorn zacznie roznosić Rivendell. I potem pomnóżcie to sobie razy dwa. Z tego, co zdążyłem zaobserwować, to nie ustępuje wam pokładami energii.

– O to się nie martw, już my go dobrze wychowamy – zapewnił go Elrohir.

– I tego się właśnie obawiam – jęknął Glorfindel za jego plecami. – Ale na razie nie jesteśmy jeszcze w domu, przed nami podróż. I albo mi się zdaje, albo mamy coś do zrobienia. – Bracia natychmiast spoważnieli.

Lindir przyniósł łopaty ze stajni i razem przeszli na tyły domu, by rozejrzeć się za dogodnym miejscem na grób. Elladan skierował się w stronę rozłożystego drzewa, które rosło na jego skraju. Wokół niego nie rosły żadne kwiaty, jedynie trawa, a nieco dalej znajdowało się dość kamieni, by mogli usypać kurhan.

– Tu chyba będzie dobrze – stwierdził Lindir, wskazując na przestrzeń na lewo od drzewa.

Pozostali w milczeniu zgodzili się z nim. Elladan wziął od Lindira łopatę i razem zabrali się za kopanie, natomiast Glorfindel skierował się w stronę stajni, by przygotować ciało do pogrzebu. Wiedząc, że nie ma dość siły, by pomóc bratu, Elrohir poszedł wraz z nim. Wchodząc do środka zostawił drzwi otwarte, żeby światło mogło się przedostać do wnętrza. Glorfindel odchylał właśnie derkę okrywającą ciało, które przestawiało opłakany widok. Nie za wiele mogli zrobić. Nie było sposobu, by zatuszować zniszczenia, jakie wyrządziła strzała, która wbiła się w oko. Mogli jedynie zmyć te resztki krwi, których nie usunęli wcześniej.

Patrząc, jak Glorfindel czyści zastygłą twarz przyjaciela, Elrohir po raz kolejny pomyślał, że może źle zrobili, że nie pochowali go od razu, choć z drugiej strony uniemożliwiliby tym samym Gilraenie pożegnanie się z mężem. Elrohir przygładził Arathornowi splątane włosy i nagle nogi się pod nim ugięły, a stajnia zawirowała mu przed oczami. Glorfindel zauważył to i zdołał go podtrzymać. Elrohir osunął się ciężko na ziemię i przymknął oczy. Spróbował odetchnąć głębiej, ale mdlący zapach ciała tylko pogorszył sprawę. Poczuł, jak silne ramiona Glorfindela podnoszą go do góry. Zszokowany niespodziewaną reakcją własnego organizmu, Elrohir pozwolił się wyprowadzić na świeże powietrze i posadzić się pod ścianą. Nie mógł zrozumieć, co się stało. Przecież nie pierwszy raz widział trupa i nie pierwszy już raz patrzył na ciało Arathorna.

– Odczekaj chwilę, nie wstawaj – powiedział łagodnie Glorfindel. Miał ochotę zrugać młodszego elfa za nieodpowiedzialność, ale zaniechał tego, widząc jego minę.

– Co to miało być? – spytał Elrohir, wciąż zdziwiony. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się coś takiego.

– Przedobrzyłeś. Musisz trochę odpocząć, czy tego chcesz, czy nie. I nie próbuj się ze mną kłócić, wiesz, że mam rację – dodał ostrzegawczym tonem, widząc, że Elrohir chce się wtrącić. W końcu zrezygnował i po prostu siedział spokojnie. Glorfindel kucnął obok i przyglądał mu się badawczo. Odetchnął w duchu na myśl, że Elrohir posłuchał głosu rozsądku i nie wykłócał się, tak jak poprzedniego dnia, gdy Glorfindel kategorycznie zabronił mu pełnienia straży po tym, jak Elrohir omal nie spadł z konia. Młodszy elf odczekał chwilę i ostrożnie wstał.

– Idź do domu, zajmę się tym – powiedział Glorfindel. Ku jego zdziwieniu Elrohir skinął głową. Nie zamierzał ryzykować kolejnych sensacji. Zostawił Glorfindela i powolnym krokiem poszedł w stronę budynku. Nie wiedział, dlaczego nagle znowu był taki osłabiony. Dzisiaj jechali krócej niż wczoraj, poza tym zioła przywróciły mu część sił, a mimo to czuł się, jakby spędził w siodle cały dzień. Musiał przyznać Glorfindelowi rację.

Elrohir wszedł cicho do domu. Gilraena krzątała się po kuchni. Na ławie pod ścianą leżały rzeczy najwyraźniej naszykowane już przez nią do zabrania. Gdy stanął w progu, męczyła się właśnie z jukami, których nie mogła zdjąć z szafy.

– Pozwól, że ci pomogę – zaoferował.

Kobieta odwróciła się gwałtownie, najwyraźniej zaskoczona jego obecnością. Wyraz jej twarzy zmienił się, gdy spojrzała mu w oczy.

– Wszystko w porządku? – spytała. – Dobrze się czujesz?

Elrohir westchnął w duchu. Naprawdę aż tak źle wyglądał? Zdobył się na uśmiech i skinął lekko głową. Nie mógł przecież wyjawić jej powodów złego samopoczucia. Zamiast tego sięgnął i podał jej torby podróżne. Przy okazji zrzucił jakiś pakunek, który z brzękiem uderzył o podłogę.

– Przepraszam – powiedział zakłopotany i schylił się, żeby go podnieść. Gilraena prawdopodobnie zauważyłaby, że zacisnął zęby, gdyby nie to, że w tym samym momencie z pomieszczenia obok dobiegł płacz; hałas zbudził Aragorna. Podczas gdy Elrohir starał się odłożyć paczkę na miejsce, Gilraena pospieszyła do dziecka. Słyszał, jak próbuje coś śpiewać, ale jej głos nagle się załamał. Elrohir stał chwilę niezdecydowany, po czym zajrzał ostrożnie do sypialni. Mały Aragorn siedział na środku łóżka i krzyczał, a Gilraena za wszelką cenę starała się zapanować nad sobą, by móc uciszyć synka, ale długo tłumione emocje znalazły wreszcie ujście i Elrohir uznał, że potrzebna będzie jego pomoc. Wygrzebał z pamięci jedną z dziecinnych piosenek i zaczął śpiewać czystym głosem. Nieco niepewnie wziął Aragorna na ręce, obawiając się sprzeciwu z jego strony, ale chłopiec nie zaprotestował. Wręcz przeciwnie, wtulił się w niego mocno. Elrohir był nieco zaskoczony tą ufnością. Przeniósł ciężar ciała na zdrową nogę i kontynuował śpiew, dopóki chłopiec nie usnął. Jednocześnie prosił w duchu, żeby Gilraena nie znała tej piosenki. Miał nadzieję, że nie widzi jego twarzy. Choć głos pozostał czysty, w jego oczach również błysnęły łzy. To była ulubiona kołysanka Arathorna z czasów dzieciństwa. Miał do niej sentyment i nucił ją czasem wieczorem przy ognisku.

Aragorn momentalnie usnął mu na rękach. Gilraena uspokoiła się i podeszła, chcąc wziąć synka, ale chłopiec spał z rączkami kurczowo oplecionymi wokół szyi Elrohira. Elf, jedną ręką trzymając Aragorna, drugą objął Gilraenę. Ona również potrzebowała chwili poczucia bezpieczeństwa. Tak zastał ich Elladan, który wszedł niepostrzeżenie do domu. Jeśli zdziwił go widok Aragorna w ramionach brata, nie dał tego po sobie poznać.

– Wszystko jest gotowe – szepnął, nie chcąc zbudzić dziecka. Gilraena skinęła głową w podziękowaniu. Elladan podał jej ramię, jak gdyby obawiał się, że pogrzeb będzie dla niej zbyt ciężkim przeżyciem. Zerknął na brata, któremu najwyraźniej trudno było iść dzieckiem na rękach.

– Poradzę sobie – szepnął Elrohir, widząc jego spojrzenie. Co prawda noszenie Aragorna nie było najlepszym pomysłem, lecz nie miał serca położyć go z powrotem do łóżka. Nie zamierzał również zostać i nie uczestniczyć w pogrzebie. Elladan martwił się nieco, to było widać, ale nic nie powiedział.

Gilraena nie zwróciła na to uwagi. Pozwoliła się poprowadzić, jakby chciała zdać się zupełnie na Elladana. Nie tak dawno zdecydowana i silna, teraz zmalała, skurczyła się w sobie. W milczeniu wyszli na dwór. W ogrodzie zgromadziło się już trochę ludzi. Wieść o śmierci Arathorna zdołała obiec osadę i Dúnedainowie przyszli pożegnać się ze swoim dowódcą.

Pogrzeb był cichy i zwyczajny. Obyło się bez płomiennych mów. Jeden z przyjaciół Arathorna pożegnał go w prostych, lecz szczerych słowach. Glorfindel i Lindir trzymali się na uboczu, czując się nieco niezręcznie. Prawie nie znali Arathorna. W przeciwieństwie do nich Elladan i Elrohir podeszli blisko wraz z Gilraeną, nie zabrali jednak głosu. Ich ból był jeszcze zbyt świeży. Dopiero później przyjdzie czas na pieśni i opowieści. Teraz nie umieli znaleźć w swych sercach odpowiednich słów. Nim zasypano płytki grób i ułożono kurhan z kamieni, Gilraena wyswobodziła się z opiekuńczego ramienia Elladana i podeszła, by ostatni raz spojrzeć na ciało Arathorna. Sięgnęła po jego miecz, który leżał nieopodal, naszykowany, i po chwili wahania ułożyła go równo na piersi męża. Nie zdobyła się, by powiedzieć cokolwiek, ale jej milczenie było aż nadto wymowne.

Uroczystość trwała krótko. Gdy grób został zamknięty, Gilraena wdała się w rozmowę z innymi mieszkańcami osady. Tak jak wcześniej ustalili, poinformowała ich, że oddaje się pod opiekę elfów, którzy zabiorą ją w bezpieczne miejsce. Niektórzy dziwili się trochę, ale nikt nie podważał jej decyzji. Dúnedainowie dobrze znali synów Elronda i mieli do nich pełne zaufanie.

Elrohir, zmęczony trzymaniem Aragorna na rękach, usiadł na progu domu, natomiast Elladan usunął się nieco na bok i przyglądał się sytuacji. Życzliwość, z jaką ci ludzie odnosili się do siebie nawzajem, podnosiła na duchu. Przez moment miał wrażenie, że może popełniają błąd, zabierając stąd Gilraenę, że może lepiej by było, gdyby mogła zostać wśród swoich i wychować tu swoje dziecko. Choć nie powiedziała ani słowa, Elladan domyślał się, jak trudno będzie jej zostawić ludzi, z którymi żyła od lat. Mimo to wiedział, że mieli rację, mówiąc, iż nie są w stanie ich tutaj obronić. A najważniejsze było teraz bezpieczeństwo.

Ruch obok niego wyrwał go z zadumy. Aragorn obudził się i zaczął się wiercić w ramionach Elrohira. Elladan kucnął obok brata i uśmiechnął się do chłopca.

– Dobrze się spało? – spytał pogodnie. Aragorn rozejrzał się uważnie dookoła.

– Mama? – Padło pierwsze pytanie. Bliźniacy wymienili na pół rozbawione spojrzenia.

– Mama jest tam – powiedział Elrohir i wskazał ręką kierunek.

Postawił Aragorna na ziemi, który natychmiast pobiegł do mamy. Gilraena podniosła go i przytuliła, nie przerywając rozmowy z jakąś starszą kobietą. Aragorn zaczął coś szczebiotać, z czego bliźniacy wyłowili jedynie jego domaganie się obiadu. Słysząc to, nie mogli powstrzymać uśmiechu. Jak to dobrze, że Aragorn jest zbyt mały, by zrozumieć, co się stało, pomyślał Elladan. Oby jeszcze przez długi czas zaspokajanie potrzeb było jego największym problemem.

Dúnedainowie zaczęli się rozchodzić. Słońce miało się już ku zachodowi i wszyscy szykowali się do wieczornego posiłku. Niektórzy podchodzili jeszcze do Gilraeny, by zamienić z nią parę słów lub pożegnać się. Elfowie pozostali wraz z nią na dworze, dopóki wszyscy sobie nie poszli. Dopiero wtedy weszli do domu. Sądząc po zapachu, zupa była już gotowa. Lindir i Elladan przełożyli ze stołu na ławę naszykowane przez Gilraenę rzeczy, a Elrohir zapalił kilka świec, bo zaczynało robić się ciemno. W połączeniu ze światłem bijącym od kominka nadały pomieszczeniu ciepłej pomarańczowej barwy.

Do posiłku zasiedli w milczeniu, każdy pogrążony we własnych myślach. Ciszę przerywała tylko dziecinna mowa Aragorna i zdawkowe odpowiedzi Gilraeny, która grzebała niemrawo w swoim talerzu, najwyraźniej bez apetytu. Karmiła dziecko, ale sama ledwie tknęła swoją porcję. Elrohir przyglądał się jej ukradkiem i wcale się jej nie dziwił. On również, mimo najszczerszych chęci, z trudem zmuszał się do jedzenia. Czuł się syty po poprzednim posiłku, a jednocześnie był bardzo zmęczony. Na domiar złego obrazy z walki znów zaczęły powracać. Przez cały dzień konsekwentnie zajmował swoje myśli czym tylko się dało, byle odsunąć od siebie widoki, które męczyły go w snach. Teraz jednak, gdy przez chwilę pozostał w całkowitej bezczynności, wspomnienia ożyły i koszmar senny przyszedł na jawie. Być może wpłynął na to pogrzeb i to, że znów spojrzał na Arathorna. Dość, że nie mógł pozbyć się widoku jego twarzy, nieruchomej, zmasakrowanej strzałą. Wątpił, czy kiedykolwiek mu się to uda.

Głośny śmiech był ostatnią rzeczą, której by się spodziewał. Elrohir ocknął się z ponurej zadumy i zorientował się, że Aragorn zaczepia jego brata. Elladan przechylił się nad stołem i połaskotał chłopca, co wywołało kolejny chichot. Elrohir był mu wdzięczny za oderwanie go od własnych myśli. Z uwagą zaczął się przyglądać bratu pochłoniętemu zabawą. Czyli nie tylko on czuł, że Aragorn staje mu się coraz bliższy…

– Dan, daj! – zawołał radośnie chłopiec wyciągając ręce. Elladan z uśmiechem podał mu małe lusterko, które wziął chwilę wcześniej z parapetu. Aragorn uznał to za zaproszenie do zabawy. Nie zdołał usiedzieć w miejscu i już po chwili biegał od Elladana do Gilraeny, która karmiła go przy okazji. Elrohir zauważył, że kobieta rozpogodziła się nieco, widząc uśmiech na twarzy synka. Jest silna, da sobie radę, pomyślał nagle. Aragorn da jej tę siłę. Przysunął się bliżej do brata i sprawił tym samym, że chłopiec zauważył go i postanowił wciągnąć do zabawy. Następny bieg zakończył w jego ramionach. Nieco zaskoczony tym „atakiem", Elrohir w ostatniej chwili osłonił ręką stół, by Aragorn nie wyrżnął głową w kant blatu. Chłopiec nie został przy nim długo. Już po chwili siedział cicho obok Gilraeny, całkowicie zatracony w zabawkach, którymi go zainteresowała.

Elladan, korzystając z przerwy w zabawie, zabrał się za skończenie jedzenia. Elrohir obserwował go, byle tylko czymś się zająć. Sam nie zamierzał kończyć swojej porcji, nie miał najmniejszej ochoty. Ponadto odniósł wrażenie, że zrobiło się chłodno. Dziwne, zważywszy na to, że dzień był bardzo ciepły. Elrohir wzdrygnął się i odruchowo obejrzał się, czy przypadkiem ktoś nie otworzył okna i czy nie ma przeciągu, ale wszystko było pozamykane. No nie, czyżby…?

– Chyba znów zaczynasz mieć gorączkę – szepnął do niego Elladan, zauważywszy jego ruch. – Niewielką, ale masz – dodał, przesunąwszy mu ręką po czole.

Świetnie, pomyślał Elrohir, ale głośno odparł:

– Też mi się tak zdaje – przytaknął. – Chyba się zaraz położę, ale wyszedłbym na chwilę na dwór. Trochę tu duszno.

– Nie sposób się nie zgodzić – przyznał Elladan. – Chodź, pójdziemy razem – zaproponował. Miał opory przed puszczeniem brata samego. Skoro wróciła gorączka, skutecznie zbita poprzedniego wieczoru, to znaczyło, że Elrohir był w kiepskiej formie. Na razie jednak nie za wiele mogli zrobić. Mieli zadanie do wykonania i zwłoka nie wchodziła w grę. Gdyby chcieli czekać, aż rana zagoi się w pełni, straciliby dwa, może nawet i trzy tygodnie. Im później wyruszą, tym będzie chłodniej, a co za tym idzie, podróż będzie uciążliwsza dla Gilraeny, a przede wszystkim dla Aragorna. Gdyby jechali sami, droga zajęłaby im tydzień, ale trzeba było liczyć się z tym, że będą podróżować wolniej. Przypuszczał, że dotrą do Rivendell w jakieś dziesięć dni.

Elladan pomógł bratu wstać i podtrzymał go widząc, że z trudem utrzymuje równowagę. Widać rana znów zaczęła mu dokuczać.

Elrohir zdziwił się, że jest taki słaby. Zdecydowanie mu się to nie podobało. W zasadzie najchętniej zwinąłby się gdzieś w kącie i poszedł spać, gdyby nie obawa, że koszmar powróci i zbudzi wszystkich krzykiem, a co gorsza, również Gilraenę. Jeśli znów będzie musiał oglądać to we śnie… Nie, stop, powiedział sobie stanowczo w myślach. Jeśli będzie do tego wracać, nigdy nie da sobie z tym rady.

Na dworze było już ciemno; długi letni dzień dobiegł końca. Bracia usiedli na progu, z przyjemnością wdychając rześkie wieczorne powietrze. Elrohir miał nadzieję, że otrząśnie się trochę z ponurych myśli.

– Znów to samo, wiesz? – odezwał się cicho. Elladan spojrzał na brata z ciekawością. – Ledwo co pożegnaliśmy Arathorna, powinno mi to dać do myślenia. A tymczasem robię dokładnie to samo. Ledwie znam Aragorna, a czuję, że już stał mi się bliski.

– Wiem, co masz na myśli – odparł Elladan. – Bo ja czuję dokładnie to samo. Rozsądek podpowiada, żeby nie zbliżać się za bardzo, ale nie umiem. Powinniśmy zachować dystans, żeby oszczędzić sobie później bólu. A mimo to nie mogę powiedzieć, że popełniamy błąd.

– Nie, bo to nie jest błąd – zgodził się Elrohir. – Nie umiałbym tak nazwać więzi, która łączyła nas z Arathornem. I która, jak widzę, zaczyna nas łączyć z jego synkiem.

– Bo cóż poradzić na to, że Aragorn się tak do nas garnie? – spytał Elladan. – Przecież nie możemy go odtrącić, nie?

– Nic nie poradzisz – przyznał Elrohir. – Chociaż czasami myślę, że nasze życie byłoby dużo łatwiejsze, gdybyśmy żyli tylko wśród elfów i nie utrzymywali żadnych kontaktów z ludźmi.

– A mimo to nie zmieniłbyś sposobu życia – dokończył starszy z braci. – Ja też nie. Nie potrafiłbym żałować decyzji, którą podjęliśmy dawno temu, wiążąc się ze Strażnikami. Życie bywa czasem okrutne, ale takie już jest, czy tego chcemy, czy nie. I nie da się go w pełni przeżyć, zamykając się na to, co się dzieje dookoła – zauważył sentencjonalnie. Na chwilę zamilkli obaj, wpatrując się w pierwsze gwiazdy na wieczornym niebie.

– Wiesz co? – odezwał się nagle Elrohir. – Myślę, że ta więź z Aragornem wyjdzie nam tylko na dobre. I jemu też. Będzie nas potrzebował.

– Nie zastąpimy mu ojca – zauważył trzeźwo Elladan. Jemu również odpowiadała rola niejako opiekuna Aragorna, ale nie chciał, by brat za bardzo zapalił się do tego pomysłu. – Nikt tego nie zrobi.

– Nie, nie o to mi chodziło – zaprzeczył młodszy z bliźniaków. – Chyba nie umiałbym być mu ojcem. Ja go po prostu zaczynam traktować jak młodszego brata.

– Tak, to rzeczywiście niegłupi pomysł – zgodził się Elladan. – Nie możemy pozwolić, żeby czuł się samotny, a nie znajdzie raczej wielu towarzyszy do zabaw. Poza tym trzeba będzie trochę rozruszać Rivendell, nie sądzisz? – dodał wesoło. Nie zdołał powstrzymać się od śmiechu, przypomniawszy sobie wcześniejszą rozmowę i obawy Lindira.

– Niewątpliwie – uśmiechnął się Elrohir. – Mimo wszystko zapowiadają się ciekawe czasy.

– Już zaczynacie spiskować? – spytał Lindir nad nimi. Bracia unieśli głowy identycznym ruchem. Starszy elf stał w drzwiach, najwyraźniej usiłując przejść. – Ktoś tu chyba miał się iść położyć – rzucił, patrząc znacząco na Elrohira, który przez moment odniósł wrażenie, jakby przyszpilił go czujny wzrok ojca.

– My? Spiskować? – Elladan zrobił niewinną minę. – Nie, my się tylko zastanawialiśmy, jak będzie wyglądało wychowanie Aragorna.

– Mam nadzieję, że Gilraena nadal będzie miała coś do powiedzenia w tej kwestii, gdy dojedziemy do domu – mruknął do siebie Lindir, jednak na tyle głośno, by bliźniacy go usłyszeli. Bracia wymienili rozbawione spojrzenia.

– Dlaczego od razu podejrzewasz, że coś knujemy? – spytał Elrohir.

– Bo was znam. – Padła odpowiedź.

– Zamierzacie tu siedzieć do rana? – usłyszeli głos Glorfindela, który najwyraźniej również chciał wyjść na dwór. – Elladanie, gdybyś mógł zaprowadzić brata do domu…

Bliźniacy spojrzeli po sobie z rezygnacją. Glorfindel chyba nigdy nie zauważy, że nie są dziećmi już od dłuższego czasu. Od dawna zwykle podróżowali sami, ale ilekroć wyruszali razem na wyprawy, Glorfindel automatycznie wcielał się w rolę opiekuna, którą Elrond przydzielił mu w czasie, gdy byli mali. Od tamtej pory minęło już naprawdę wiele lat, ale Glorfindel nadal zachowywał się jak ich osobisty strażnik. Czasem po prostu nie mogli się powstrzymać, żeby nie działać mu na nerwy.

Tym razem jednak wstali posłusznie, nie chcąc wywoływać kłótni. Doprawdy, jeszcze chwila, a gotów uwierzyć, że udało mu się nad nami zapanować, skonstatował rozbawiony Elladan, zauważywszy błysk zadowolenia w oczach Glorfindela. Omal nie parsknął śmiechem, gdy uśmiech zniknął z twarzy starszego elfa, po tym, jak zobaczył minę Elrohira. Niedoczekanie, żeby mieli ułatwiać Glorfindelowi zadanie, które wypełniał nie wiadomo po co.

– Na stole stoi wywar. – Glorfindel zwrócił się do Elrohira, ignorując zaczepkę. – Wypij go w całości i najlepiej idź spać.

– W porządku, dziękuję – odparł Elrohir zupełnie poważnie. Elladan podtrzymał go dyskretnie i razem weszli do środka. – A wy dokąd się wybieracie? – spytał widząc, że Glorfindel i Lindir nie idą z nimi.

– Do stajni, zajrzeć do koni – wyjaśnił Lindir. – I po nasze rzeczy, jeśli nie chcecie spać na gołej podłodze – dodał.

Bliźniacy nie odpowiedzieli. Wbrew groźbom Lindira w kuchni czekały na nich cztery wygodne posłania. Elrohir sięgnął po kubek z lekarstwem i usiadł na najbliższym. Nie zdążył przechylić naczynia, by się napić, bo Aragorn z impetem wylądował tuż obok niego. Elf syknął, gdy chłopiec oparł się ręką o zranioną nogę, żeby wstać. Aragorn przechylił się i z ciekawością zajrzał do kubka. Elrohir uśmiechnął się i upił trochę.

– Daj – zażądało dziecko wyciągając rączki po kubek. – Piiiii.

– Chcesz pić? – upewnił się Elrohir. – Poczekaj, zaraz ci coś znajdziemy.

– Nie – zaprotestował chłopiec. – To – wskazał z uporem na kubek.

– Tego nie można. – Elrohir odsunął się nieco i szybko dopił wywar w obawie, że jeszcze rozleje.

Aragorn spojrzał na niego z ogromnym wyrzutem, a buzia wygięła się w podkówkę. Następnym etapem był już głośny płacz. No pięknie, jęknął w duchu Elrohir i spojrzał bezradnie na brata, który odwrócił się gwałtownie.

– Ciiicho, nie płacz – spróbował uciszyć chłopca. Odpowiedzią był tylko głośniejszy wrzask.

– Hej, spokojnie – powiedział Elladan, klękając. – Co się stało? – spytał.

Chłopiec ucichł nieco.

– Daaaaj! Toooo. – Aragorn wskazał na pusty kubek. Nim zdążył nabrać powietrza i rozpłakać się na nowo, Elladan wtrącił:

– Tego nie można. To było lekarstwo dla Elrohira – wyjaśnił, jednak w rzeczywistości nie miał zielonego pojęcia, czy chłopiec go zrozumie.

– Lekalo? – powtórzył niezdarnie Aragorn pytającym tonem.

– Tak – przytaknął elf. – Żeby Ro odzyskał siły i mógł się z tobą bawić. Chodź, znajdziemy ci coś do picia – zaproponował w nadziei, że już nie będzie musiał niczego tłumaczyć. Zakrzątnął się przy kuchni, odprowadzony spojrzeniem przez Elrohira, którego niezmiernie rozbawił fakt, że Elladan użył skrótu stosowanego przez Aragorna. Więzi się zacieśniają…

– Proszę. – Elladan znalazł małą szklankę i nalał do niej trochę wody. Podał ją Aragornowi ostrożnie, nie będąc do końca pewnym, czy nie skończy się to małą powodzią. Na szczęście obyło się bez katastrofy. Woda została wypita, a szklaneczka bezpiecznie odstawiona na wysoki blat, poza zasięgiem małych rączek. Elladan odwrócił się w stronę brata, chcąc coś powiedzieć, ale zaniechał tego widząc, że Elrohir położył się już. Niech śpi, pomyślał.

– Aragornie, chodź tu do mnie – zawołała Gilraena z sypialni. – Pora już spać.

– Nie cce – zaprotestował chłopiec. Elladan schylił się i szepnął do niego:

– Idź, jutro czeka nas dużo przygód – powiedział zachęcająco. – Musisz się wyspać, będziemy jechać konno. Popatrz, Elrohir już śpi.

– Dan?

– Tak, ja też już idę spać – przytaknął Elladan domyślając się, że o to chodziło. – No, biegnij – popchnął lekko chłopca.

Aragorn śmignął obok niego o pobiegł do mamy. Nasza podróż zapowiada się całkiem ciekawie, stwierdził elf, patrząc na drzwi, za którymi zniknął chłopiec. Elrohir miał rację mówiąc, że zaczynają go traktować jak brata. Nie sposób go było nie lubić, zwłaszcza że Aragorn wprost kleił się do nich. Elladan dziwił się trochę, że ani razu nie spytał o ojca, ale pewnie był zbyt mały, by zrozumieć, co się stało. Może to i lepiej…

Ktoś zaszurał cicho drzwiami. Elladan, pewny, że to Glorfindel czy Lindir, odwrócił się swobodnie, lecz zamiast elfów dostrzegł na progu starszą kobietę. W milczeniu skłonił głowę na powitanie.

– Szukam Gilraeny – odezwała się, gestem odpowiadając na pozdrowienie. – Chciałam się pożegnać.

– Gilraena jest tam. – Elladan wskazał ręką na drzwi. – Chyba usypia Aragorna.

– Dziękuję, panie – powiedziała z respektem. – W takim razie zaczekam, jeśli nie będę przeszkadzać – dodała z wahaniem.

– Oczywiście, że nie – zapewnił ją elf. Czuł się dziwnie w roli gospodarza w domu, w którym sam przebywał zaledwie od paru godzin. – Mam na imię Elladan – przedstawił się.

– Finrena – odparła kobieta. Na chwilę zapadła cisza. Elladan nie chciał się z niczym narzucać, a Finrena zdawała się być onieśmielona jego obecnością. Dlatego zdziwił się, gdy nagle przerwała milczenie.

– Opiekujcie się nimi, proszę – powiedziała cicho. – Gilraena została sama, będzie potrzebowała wsparcia.

– Możesz być spokojna, z nami będzie bezpieczna – zapewnił ją Elladan. Tak bezpieczna, jak to tylko możliwe, pomyślał. – Zrobimy wszystko, żeby ją chronić i żeby jej pomóc.

– Nie zrozum mnie źle, panie. Nie chciałam cię urazić. – Finrena zaczęła się tłumaczyć. Elladan pokręcił głową, dając jej do zrozumienia, że nie ma go za co przepraszać. – Po prostu martwię się o nią. Znamy się od bardzo dawna, a to wszystko stało się tak nagle…

– To zrozumiałe – odparł pogodnie Elladan, nie chcąc, by się tłumaczyła. – Być może za bardzo się spieszymy, ale żaden z nas nie odetchnie spokojnie, dopóki Gilraena i Aragorn nie znajdą się w bezpiecznym miejscu.

– Możesz być spokojna, jestem w dobrych rękach – odezwała się Gilraena stając w progu sypialni. – Chodź tu do mnie, tylko cicho – poprosiła. – Aragorn już śpi. – Obie kobiety zniknęły za drzwiami, za co Elladan był im bardzo wdzięczny. Czułby się niezręcznie, gdyby miał być świadkiem ich rozmowy.

Drzwi wejściowe zaskrzypiały ponownie, ale tym razem byli to Glorfindel i Lindir. Tak jak powiedzieli, przynieśli juki, w razie gdyby czegoś potrzebowali.

– Rozmawiałem z Hamnothem – powiedział Glorfindel, odkładając rzeczy pod ścianę. – Patrole, które wróciły dzisiaj wieczorem donoszą, że wokół jest czysto. Najprawdopodobniej w okolicy nie było więcej orków i te niedobitki, które nam umknęły, nie zdołały jeszcze zebrać sił do ponownego ataku.

– Oby rzeczywiście tak było – odparł Elladan. – W takim razie musimy jechać jak najszybciej, nim będziemy mieć na głowie kolejną hałastrę. Nie chciałbym już żadnych więcej niespodzianek w trakcie tej podróży.

– Zdecydowanie – zgodził się Lindir. – Jak na razie wszystko w porządku? – spytał, przenosząc wzrok na śpiącego Elrohira. Nikomu nie umknęły koszmary, które męczyły rannego.

– Tak. Gdyby coś się działo, zdołam go obudzić – powiedział Elladan i zaczął się szykować do spania tuż obok brata. Ku jego zadowoleniu Elrohir zdawał się spać głęboko. Delikatnie położył rękę na jego czole; gorączka spadła.

Elladan położył się, ale nie był śpiący. Zatopiony we własnych myślach, przestał zwracać uwagę na Glorfindela i Lindira, którzy omawiali jeszcze szczegóły podróży. Zastanawiał się, jak ojciec zareaguje na ich widok. Będzie zaskoczony? A może nie, może zobaczył, co się stało. W zasadzie nie powinni byli podejmować decyzji bez zgody Elronda, ale Elladan wiedział, że robią dobrze. Nie sądził, by ojciec miał mieć jakieś obiekcje. Zbyt głębokie pokładał w nich zaufanie, by nie zgodzić się z ich osądem.

Z zadumy wyrwał go cichy głos Finreny, która wychodząc życzyła im dobrej nocy i bezpiecznej podróży. Elladan odpowiedział i podniósł się, by zamknąć za nią drzwi. Kładąc się, ponownie zerknął na brata, ale Elrohir nawet się nie poruszył. Elladan owinął się kocem, ale po chwili odłożył go, bo w izbie było za ciepło. Miał wrażenie, że nie zmruży oka, bojąc się, że brat znów będzie miał koszmary, ale wbrew obawom sen nadszedł szybko.