A/N: Aisha, raz jeszcze dziękuję za zainteresowanie moimi historiami. Cieszy mnie, że nadal są osoby, które chcą czytać o moich ulubionych bohaterach.
Mam nadzieję, że to opowiadanie równiez zyska Twoją akceptację i zapewni Ci miłe chwile relaksu.
Pozdrawiam i życzę miłej lektury.
Asia
1.
- Levi, co cię dzisiaj ugryzło?- zwróciła się do psa, który przez ostatnie parę minut niemiłosiernie szarpał się na smyczy.
Od pół godziny Sue Thomas spacerowała ze swoim asystującym psem po miejscowym parku i wszystko było dobrze, dopóki ona i jej pupil nie znaleźli się w jego dość odosobnionej części. Wtedy golden retriever jakby oszalał.
- Naprawdę aż tak bardzo chcesz, żeby cię puścić? Pewnie znowu zauważyłeś jakąś wiewiórkę, albo królika…- westchnęła, spuszczając czworonoga z uprzęży i obserwując, jak w tempie błyskawicy pędzi w oddalone o kilkanaście metrów krzaki. Pomyślała sobie wtedy, że póki pies załatwia swoje sprawy, ona przycupnie sobie na ławeczce i odpocznie, bo te nowe buty okazały się nie tak wygodne, jak na to liczyła. Niestety, zanim jej pupa dotknęła siedziska, kudłacz wrócił, ujadając dziko.
- Co?- ponownie zwróciła się do czworonożnego kompana, który desperacko próbował ją skłonić, by poszła za nim. Kiedy jednak te próby zdały się na nic, bo zwyczajnie go nie zrozumiała, postawił wszystko na jedną kartę i zatopiwszy zęby w rękawie marynarki jej marynarki, siłą pociągnął panią za sobą.
To, co odkryła w kępie lilaków, dosłownie ją zaszokowało…
Dziewczynka miała nie więcej niż trzy, góra cztery lata. Była brudna, zaniedbana, ewidentnie niedożywiona i wystraszona. Osłabienie jednak nie pozwoliło jej uciekać, a poza tym, zadbany pies Sue zdawał się mieć na nią kojący wpływ.
Początkowe zdumienie blondynki szybko zastąpiła determinacja, by dowiedzieć się, kim jest ta dziecinka, skąd się tutaj wzięła i jak jej pomóc.
- Hej, kochanie…- uśmiechnęła się więc ciepło i ostrożnie kucając obok cennego znaleziska, przedstawiła się.- Jestem Sue, a to mój piesek, Levi. A jak tobie na imię?- zapytała, lecz dziewuszka spojrzała na nią tępo, jakby nie miała pojęcia, co się dzieje.
Panna Thomas spróbowała raz jeszcze, lecz reakcja dziewczynki się powtórzyła, więc po chwili zastanowienia, spróbowała inaczej. W końcu, co miała do stracenia?
- JESTEM S-U-E. TO L-E-V-I, MÓJ PIES. KIM JESTEŚ?- zamigała i ku swemu zdziwieniu, ale też niezwykłej uldze, nareszcie otrzymała odpowiedź:
- U-M-A.- powoli przeliterowało dziecko, które najwyraźniej dopiero uczyło się tej formy komunikacji.- MAMA?- dorzuciła jeszcze dziewczynka, patrząc na nią błagalnie.
- ZGUBIŁAŚ MAMĘ?- spytała blondynka, ale dziewuszka zaprzeczyła słabo.
- U-M-A SAMA. DŁUGO. MAMA ODEJŚĆ, NIE WRÓCIĆ.- dodała z wysiłkiem i się rozpłakała.
Widząc rozpacz tej kruszynki, Sue nie zastanawiała się długo, tylko delikatnie wziąwszy ją w ramiona, przytuliła do siebie, pozwalając jej wypłakać ból i strach. Siedziała więc z nią na trawniku, dopóki zmęczona dziewczynka nie zasnęła z wyczerpania. Wtedy ostrożnie poprawiła drobne ciałko tak, by maleńkiej było wygodnie, po czym sięgnęła do torebki i wyjęła Blackberry. Wiedziała, że musi zadzwonić i wiedziała, do kogo…
- No hej, Sue! Czym mogę ci służyć w to piękne, sobotnie popołudnie?- powiedział Jack Hudson, gdy tylko odebrał połączenie od swojej ulubionej partnerki.
Znał pannę Thomas już blisko cztery lata i prawdę mówiąc, myślał o niej znacznie cieplej, niż partner z pracy myśleć powinien. W końcu FBI zdecydowanie sprzeciwiało się podobnym sytuacjom. Niestety, nawet rygorystyczne przepisy nie zdołały przekonać jego serca, by się odkochało, bo przecież, gdy już raz się na dobre zakochasz, to już nic na to nie poradzisz. Tak było właśnie w jego przypadku… Wpadł po uszy. Może nie była to miłość od pierwszego wejrzenia, ale zdecydowanie od pierwszego „ciasteczka na drogę" i tak mu już zostało. Szkoda tylko, że nie umiał jej tego powiedzieć, no i oczywiście, że nie mógł zawalczyć o to uczucie. Prawdziwa szkoda…
- Jack? Masz chwilę? Potrzebuję twojej pomocy!- odpowiedziała szybko, jak tylko na wyświetlaczu przeczytała ciepłe powitanie.
- Dla ciebie, zawsze. Co mogę zrobić?- spytał bez zastanowienia. Nigdy się nie wahał, jeśli chodziło o nią. Czegokolwiek by od niego nie oczekiwała, zawsze był gotów ją wesprzeć. Zresztą, to działało w obie strony…
- Jestem w Parku Benjamina Bannekera, Jack. Północna część, ścieżka po lewej. Jack… Tu jest mała dziewczynka. Ma nie więcej niż trzy- cztery latka i nie mówi. Znalazłam ją samą, porzuconą i wygłodzoną…- streściła pokrótce.
- Nie mów nic więcej! Zaraz będę!- zapewnił natychmiast ciemnowłosy agent specjalny, praktycznie w biegu zbierając klucze, broń, odznakę i co tam jeszcze mogło się przydać w tej sytuacji.
- Pośpiesz się, Jack. Proszę!- wymamrotała tylko i po chwili połączenie zostało przerwane.
Kiedy jakieś dwadzieścia minut później Hudson dotarł na miejsce i ujrzał, w jakim stanie jest to dziecko, wyszeptał tylko:
- Chryste!
- Pomyślałam dokładnie to samo.- powiedziała dziewczyna.- Dzięki Bogu, że już jesteś!
TBC
