Rozdział 1

Kończył mu się czas.

Głównie ta myśl kołatała się w głowie Lokiego, kiedy jego kryjówka zatrzęsła się od kolejnego rąbnięcia w główne wejście. Z oczami swędzącymi od opadającego z sufitu kurzu znowu spróbował otworzyć jedną z tajemnych ścieżek prowadzących na zewnątrz, nie udało mu się jednak. To było oczywiście bezcelowe i wiedział o tym. Dopilnował, żeby otwarcie jego 'wyjść awaryjnych' było niemożliwe dla zwykłego śmiertelnika, co miało zapewnić, że nikt nie będzie go śledził, jeśli jego sanktuarium kiedykolwiek zostanie odkryte. Ale w jego obecnym stanie nie mogło się to zdać na wiele.

Z czystej frustracji jeszcze raz spróbował dosięgnąć swojej magii, żeby otworzyć przejście, ale nic się nie stało.

Zmusił się do powstrzymania grożącego mu ataku paniki, kiedy budynek znów zatrząsł się od potężnego uderzenia. To już długo nie potrwa. Zaraz znajdą się w środku, a on był uwięziony – mógł tylko biegać z kąta w kąt, jak jakiś mały gryzoń desperacko i bezsensownie próbujący uciec. Wejdą do środka, bo niewiele teraz pozostało z tego, co mogłoby ich powstrzymać. Wszystkie jego zaklęcia, tak ostrożnie i metodycznie wplecione w kamienne mury kryjówki, mające na celu uczynić je kompletnie nieprzenikalnymi, zniknęły. Rozpadły się na kawałki jak zwykłe szkło. Niedługo po tym nadeszli oni. Jego brat wraz ze swoimi śmiertelnymi przyjaciółmi.

Usłyszał, jak następne uderzenie trafia w główne wejście, które wreszcie zostaje trochę naruszone. Kończył mu się czas. Rozpaczliwie rozejrzał się wkoło w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby mu pomóc, czegokolwiek. Jego wzrok padł na całe stosy magicznych ksiąg, które były dla niego w tej chwili równie przydatne, jak te tajne drogi ucieczki. Reszta przedmiotów praktycznie tak samo. Misy i zioła potrzebne do rzucania bardziej skomplikowanych zaklęć walały się na najbliższym stole... Nagle jednak natrafił spojrzeniem na błysk metalu pomiędzy wyschniętymi roślinami. Wyciągnął dłoń i zacisnął palce na niewielkim ostrzu bardziej przydatnym do siekania składników niż bronienia się, ale w tym momencie wykorzystałby wszystko, co wpadłoby mu w ręce. Wszystkie jego bardziej efektowne bronie znajdowały się poza jego zasięgiem. Bezmyślnie sprawdzał kciukiem ostrość metalu i zastanawiał się nad użytecznością tego narzędzia. To byłby raczej barbarzyński sposób na zakończenie przynajmniej jednej z części składowych jego obecnej sytuacji. We wszystkich poprzednich przypadkach miał przynajmniej czas – czas, żeby uwarzyć miksturę, która to zakończy.

Na chwilę wrócił pamięcią do wspomnień o smaku śmierci w ustach, obezwładniającym bólu skręcającym wnętrzności i na wpół sformowanych kościach leżących między jego nogami w kałuży krwi, niewyraźnych za zasłoną pełnych goryczy łez.

Trzaśnięcie przypominające huk pioruna zwróciło jego uwagę ponownie na teraźniejszość. Sygnalizowało wtargnięcie Avengersów. Przyszło mu do głowy, że mógłby się schować, nie miał już przecież nic do stracenia. Ale ostatecznie postanowił stawić im czoła z gołymi rękami, bo swą żałosną broń ukrył w rękawie. Nie trwało długo, zanim go znaleźli.

Pierwszy do pomieszczenia wszedł Thor, który od progu ostrożnie mierzył wzrokiem nieruchomą postać w środku. Za nim wmaszerowała reszta, z bronią w dłoniach i nerwowymi wyrazami twarzy. Dobrze. Przynajmniej tyle mu się udało. Wszyscy na moment zamarli – każda ze stron czekała, aż druga wykona pierwszy ruch – i pomimo paniki, która w każdej chwili mogła nim zawładnąć, Loki uznał ich głupio zaskoczone miny za zabawne.

Ostatecznie jako pierwszy odezwał się dzierżący tarczę kapitan, który stwierdził, że Loki jest aresztowany. Wspomniał też coś o niestawianiu oporu. Jakby miał jakiś wybór w tej kwestii... Ale prawie całą swoją uwagę skupił na Thorze.

Jego brat zauważył to zainteresowanie i podejrzliwie zmarszczył brwi.

- Co planujesz, bracie? - spytał nagle.

- Obawiam się, że nie rozumiem, o co ci chodzi – stwierdził Loki. Był dumny, że jego głos nie zdradza targających nim emocji. Brzmiał jak zawsze.

Ale Thor pokręcił tylko głową i dał krok do przodu. Loki nie ruszył się z miejsca, choć każdy jego instynkt żądał, żeby uciekał. Nieważne dokąd, liczyło się tylko, żeby to nie było tutaj, z nim.

- Zachowujesz się niezwykle. Nawet jak na ciebie.

- Cóż, nie zniósłbym, gdybym stał się przewidywalny – odparł Loki.

Thor tymczasem podszedł jeszcze bliżej, a jego towarzysze uważnie obserwowali wymianę zdań i nie opuszczali broni.

- Jest w tobie coś innego – uznał Thor.

Oczywiste, że mógł to zauważyć. Pomimo pogardy żywionej do magii, Thor był Asgardczykiem, i jak reszta jego gatunku posiadał wrodzoną zdolność wyczuwania drastycznych zmian w tej niewidzialnej mocy. Nie znaczyło to, naturalnie, że wiedział, o co chodzi, po prostu zdawał sobie sprawę, że coś w Lokim było teraz całkowicie inne.

Poczuł, jak momentalnie narasta w nim panika, i pozwolił sobie cofnąć się o krok, ale zamarł, kiedy usłyszał ostre „Nie ruszaj się!" z ust jedynej kobiety w drużynie. Trzymała go na muszce pistoletu, broni, która normalnie byłaby przeciwko niemu kompletnie nieprzydatna, ale teraz... teraz jego umysł uznał ją za niebezpieczną, a ciało zareagowało tak, jak podpowiadał mu instynkt, choć w głowie huczała mu myśl, że się w ten sposób zdradza. Lewa ręka Lokiego uniosła się automatycznie i zakryła brzuch, osłaniając go przed dostrzeżonym właśnie zagrożeniem – i wszyscy zauważyli ten ruch. Ale tylko jedna osoba poza nim samym wiedziała, co to oznacza. Thor szeroko otworzył oczy i zaraz potem posmutniał.

- Znowu, bracie?

Loki poczuł, jak jego puls przyśpiesza, kiedy Thor odkrył prawdę. Poczuł się osaczony, zupełnie bezradny i wiedział, że teraz już nie umknie swemu losowi.

Thor mówił teraz do swoich towarzyszy, ale Loki nie słyszał jego słów, bo zagłuszał je szum w jego uszach. Widział go jednak – widział, jak jego brat odwraca się do niego plecami, żeby spojrzeć na pozostałych. Kierowany paniką, instynktem i wiedzą, że Thor może na niego sprowadzić większy ból niż cała reszta, pozwolił ukrytemu w rękawie nożykowi opaść, zacisnął na nim palce i zamierzył się nim w szyję Thora. Zapomniał o innych, w jego umyśle jedynym istniejącym zagrożeniem był jego brat. Kiedy więc w ramię coś mu się wbiło, zastygł w szoku. Nóż wypadł mu z nagle zdrętwiałych palców i z brzękiem spadł na podłogę. Chwilę później Loki zobaczył, jak świat w jego oczach ciemnieje, i również znalazł się na ziemi.

...

Tony przyjrzał się leżącemu na posadzce mężczyźnie. Wszystkie czujniki zapewniały go, że Loki jest nieprzytomny, ale doświadczenie nauczyło go, że przy tym konkretnym wrogu trzeba być szczególnie ostrożnym.

- Zdefiniuj słowo zniknęła – powiedział Clint.

- No – zgodził się. - Raczej podoba mi się fakt, że możemy go zdjąć jednym pociskiem usypiającym.

Thor patrzył na swojego brata z miną pełną litości, ale nie próbował go jeszcze ruszyć.

- Jego magia całkowicie zniknęła, on jest w tej chwili śmiertelnikiem. Zapewne właśnie dzięki temu nagle byliśmy w stanie go znaleźć.

- W tej chwili? - powtórzyła Natasza, nie spuszczając z leżącego na ziemi ciała ostrożnego spojrzenia. - To ona wróci?

Thor skinął głową.

- Kiedy urodzi się dziecko.

Pochodzący z Ziemi Avengersi popatrzyli po sobie w milczeniu pytając się nawzajem, kto ma zareagować na te słowa. W końcu Tony przeniósł wzrok z nieprzytomnego wroga na Thora i spytał:

- Jakie dziecko?

Jasnowłosy wojownik skrzywił się.

- To, które nosi mój brat, jakkolwiek podejrzewam, że 'dziecko' to zbyt łagodne określenie.

- On jest... Thorze, chcesz nam powiedzieć, że twój brat, brat płci męskiej, jest w ciąży?

- Tak.

Zapadła wywołana wstrząsem cisza, a potem Clint podniósł rękę, jakby się zgłaszał do odpowiedzi.

- Uch, nie żebym ci nie wierzył, ale skąd o tym wiesz?

- To nie pierwszy raz, kiedy mój brat zrobił coś takiego, choć nadal nie potrafię sobie wyobrazić, dlaczego wciąż to robi. W każdym razie nie może używać żadnej magii, dopóki nie urodzi. Właściwie z tego, co pamiętam po ostatnim takim przypadku, minął prawie miesiąc po narodzinach Heli, zanim Loki był w stanie rzucić jakiekolwiek zaklęcie.

Tony drgnął, zaskoczony.

- Heli? Chcesz powiedzieć, że wszystkie te opowieści są prawdziwe? Nawet ta z koniem?

Thor skrzywił się, ale przytaknął.

- Huh. Niezły perwers – uznał Tony.

- Z jakim koniem? - zdziwił się Steve.

- Potem ci powiem – obiecał Tony, bo Natasza posłała mu jedno z tych swoich karcących spojrzeń. - Dobra, nigdy tak naprawdę nie przeczytałem podręcznika dla Avengersów, więc właściwie jaki jest protokół postępowania z nieprzytomnymi nordyckimi facetami?

- Taki jak zawsze, zabieramy go ze sobą – odparła bez ociągania.

Tony po części spodziewał się, że Thor zaprotestuje, ale Asgardczyk był wyjątkowo milczący i po prostu bez słowa podniósł swojego brata z podłogi. Kiedy wracali na lotniskopter, Tony'ego dopadło przeczucie, że to dopiero początek.