Klik

Klik

Odbezpieczenie.

Wymierzenie.

Uśmiech.

- A więc znowu się spotykamy, Aominecchi. - Kise sztywno trzyma przed sobą pistolet. Mocno zaciska palce i podtrzymuje spust. - Nie sądziłem że to zajmie tak dużo czasu.

Aomine patrzy na niego poważnie i z napięciem. Zupełnie inaczej niż wtedy, gdy widzieli się po raz ostatni. - Nie powiem że się tego nie spodziewałem. To musiało nastąpić prędzej czy później, Kise. - celuje w głowę, nie ma szans by chybił. Nigdy nie chybiał.

- Ile to już lat? Dziesięć? Piętnaście? Wybacz dawno straciłem rachubę. - Kise śmieje się perliście.

- Dwanaście. - odpowiada Aomine. - Dwanaście i jak podejrzewam jedno z nas nie doczeka kolejnych dwunastu...

- Ach, jak ten czas leci! - wzdycha Kise, teatralnie klepiąc się w czoło. - Jesteśmy już starzy, co, Aominecchi? Trzydzieści dwa lat, trzydzieści dwa! A ja wciąż pamiętam moje dwudzieste urodziny, zupełnie jakby to było wczoraj!

Aomine uśmiecha się półgębkiem. - Taa..też je świetnie pamiętam. Przerżnąłem Cię wtedy jak nigdy.

- Aominecchi, bo się zarumienię! - Kise ponownie wybucha śmiechem.

Bieleją mu kłykcie, oczy poważnieją. - Byłem na twoim pogrzebie. Padało. A ja stałem tam jak debil i ryczałem jak ciota. Stałem tam tak długo, aż zostałem całkiem sam. Opłakiwałem dni, które już nie wrócą, Aominecchi. Już nigdy nie wrócą. I to z twojej winy, wiesz? - wargi drżą mu delikatnie po czym wykrzywiają w grymasie. Tylko na chwilę.

Z twarzy Aomine znikają wszelkie emocje. Przez krótki moment nie zauważa szklanych oczu, włosów w nieładzie i żałosnej parodii uśmiechu. Widzi tylko szczerzącego się radośnie gimnazjalistę łażącego za nim krok w krok, każdego dnia towarzyszącego mu jakkolwiek by się wobec niego nie zachowywał. Zakochanego szczeniaka, którego kochał tak cholernie mocno. Dłonie Aomine robią się mokre od potu, źrenice rozszerzają, pistolet drży. Mimowolnie zerka w bok.

- O co chodzi, Aominecchi? - Kise pyta cicho, mrużąc brudno żółte oczy. Kiedyś były złote i pogodne. - Sam do tego wszystkiego doprowadziłeś. Sam odszedłeś. Nie...nie odszedłeś. Uciekłeś. - przegryza wargę aż do krwi. Strużka spływa powoli po brodzie. - Potrzebowałem Cię wtedy. Gdy zmarli moi rodzice. Gdy zostałem sam. Gdy wszyscy przyjaciele się ode mnie odwrócili. - unosi broń nieco wyżej, mierzy celniej, prosto w serce. - Odwrócili się ode mnie bo zacząłem brać. Bo zacząłem chlać. Bo miałem depresję. A potem... potem „umarłeś". I wiesz co...chciałem do Ciebie iść. Towarzyszyć Ci, tak jak to zwykłem robić. - szybkim ruchem odsłania nadgarstek z jedną, podłużną blizną.

Aomine nie patrzy, tylko mocniej zaciska dłonie na pistolecie.

- Ale nie dałem rady, Aominecchi. Nie dałem rady. To śmieszne. Za bardzo się bałem czegoś, co zamiast przysporzyć mi więcej bólu zakończyłoby go na zawsze. - prycha pogardliwie i przybliża ledwie o krok, po czym staje w miejscu, niepewny. Na jego twarzy przewija się nienawiść. - A potem dowiedziałem się że żyjesz. Że jesteś gdzieś i całkiem nieźle sobie radzisz. W organizacji przestępczej!? Nie spodziewałem się tego, nikt nie mógł się spodziewać. Ty, Aomine Daiki, policjant poległy na służbie, pośmiertnie uhonorowany niezliczoną ilością orderów i medali. Ciągle zastanawiam się jak udało Ci się tak wszystkich oszukać.

- ...wystarczy nieco znajomości.

- Sadziłem że właśnie tak odpowiesz. Ale powiem Ci coś, Aominecchi. Nauczyłeś mnie czegoś. Nauczyłeś mnie, że nigdy nie będę w stanie pozbyć się bólu jeśli będę chciał pozbyć się tylko skutków. Muszę zacząć od źródła. Od przyczyny. Ty jesteś przyczyną, Aominecchi.

- ...szukanie mnie zajęło Ci sporo czasu. Gdybyś się naprawdę postarał znalazłbyś mnie dużo wcześniej.

- Nie doceniasz sam siebie, Aominecchi! Ganiałem za tobą po całym globie. Sam dołączyłem do Yakuzy. Ale i tak spotykam Cię dopiero teraz, po tak długim czasie. Teraz już nie uciekniesz, kochany.

- Nie mam zamiaru uciekać. - Aomine odzywa się ponuro. - Skończmy to Kise. Tu i teraz.

- Tak. Ale najpierw chcę żebyś odpowiedział mi na jedno pytanie. Dlaczego wtedy odszedłeś? Zrozumiałbym nawet gdybyś chciał spróbować ułożyć sobie to wszystko od nowa, na spokojnie. Nie wybaczyłbym. Ale zrozumiał. A tak? Z jednego gówna w kolejne. Gdzie tu sens, Aominecchi?

Aomine spogląda na niego z namysłem. W końcu odpowiada niewyraźnym głosem. - Nie chciałem patrzeć jak się staczasz. Jak się zatracasz. Mogłem Ci wtedy pomóc, doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Ale nie potrafiłem. Teraz też bym nie potrafił. Chciałem odejść. Zacząć od nowa. Ale nie wiedziałem jak. A potem zdarzył się wypadek. Chybiłem, ten jeden jedyny raz. Gwałciciel którego ścigałem dostał kulkę w łeb. Stałem nad nim i patrzyłem jak się wykrwawia. I podobało mi się to. Puste oczy. Krew i płyn mózgowy na chodniku. Cholernie mi się to podobało, Kise. I ciągle mi się podoba. - Aomine uśmiecha się szeroko nie spuszczając oczu z Kise. - Powiem Ci coś. Niczego nie żałuję. - Kise zgrzyta zębami. Po policzkach zaczynają spływać mu łzy. - Te dwanaście lat z dala od Ciebie było piękne.

- Kochałem Cię, Aominecchi. Ciągle Cię kocham.

- Nigdy nie powiedziałem że ja przestałem Cię kochać.

Uśmiech.

- Zakończmy to. Niech los zadecyduje.

- Heh, wtedy moje szanse spadają. Wolę postawić na umiejętności.

Wymierzenie.

- Żegnaj, Aominecchi.

- Żegnaj, Kise.

Strzał.

Cichy śmiech.

Szloch.

Nie ma sensu by się odwracał. Rozgląda się wokół i wdycha czyste powietrze którego nie znajdzie w żadnym mieście Japonii. - Nie mogłeś życzyć sobie lepszego miejsca na pogrzeb. - odzywa się, nie oczekując odpowiedzi. Zapala papierosa, zaciąga się i wypuszcza dym przez nos. Potem odchodzi w stronę samochodu.

- CIĘCIE! Scena do powtórzenia! - Aomine skrzywił się zirytowany na dźwięk głosu reżysera.

- Neee? Ale dlaczego, przecież tym razem dobrze poszło! - Kise wrzasnął zrozpaczonym głosem.

- Taaa... było by dobrze gdybyś się nie sparklił. To poważny film, nie komedyjka romantyczna! A ty przestań się bawić tą bronią, Aomine. Jest sztuczna ale i tak wolałbym nie widzieć Ciebie z nią w rękach...a, mam jeszcze jedną małą prośbę, gdy grasz nie odwracaj głowy w trakcie kwestii, wiem że mamy ładniutkie asystentki, ale...

- Aominecchi, patrzyłeś na nie!? Jak mogłeś!? - Do oczu Kise zaczęły napływać łzy.

- Oi, tylko przez chwilę... - mruknął Daiki, drapiąc się w tył głowy.

- Khh...jesteś dupkiem Aominecchi! I nie masz pojęcia kiedy się kłamie! - Kise zacisnął pięści i odwrócił się na pięcie. - Aika, chodź ze mną, musisz mi poprawić make-up...- wymamrotał cicho, gniewnym krokiem udając się do swojej garderoby. Aika pokręciła głową, ze znużeniem zakrywając twarz dłońmi, ruszyła jednak za Kise bez sprzeciwu, wypluwając tylko niechętnie sama do siebie - Cholerne gwiazdeczki...

- B...był pan wspaniały Panie Aomine! - nieco pulchna dziewczyna ze związanymi w koński ogon półdługimi, brązowymi włosami nachyliła się nad siedzącym przy lustrze Aomine podekscytowana i czerwona na twarzy z rozpierających ją emocji. Ze swojej pozycji mężczyzna mógł z łatwością spostrzec jej piersi, bujające się wesoło pod zbyt luźnym T-shirt'em. - Jak zawsze zresztą! Jest Pan naprawdę świetnym aktorem! - Aomine uśmiechnął się kpiąco, chwytając ją za nadgarstek i ciągnąc w swoją stronę. Ta niezdarnie wylądowała na kolanach, wydając z siebie cichy jęk bólu na który żadne z nich nie zwróciło uwagi. - Oczywiście że tak. Jestem przecież zajebisty. - Wymruczał, kciukiem przejeżdżając po jej policzku. - T...tak! Tak właśnie jest Panie Aomine! Nawet Pan udawał że kocha Pan Pana Kise z takim przekonaniem że...a to przecież niemożliwe, Pana talent aktorski jest niebywały!- Dziewczyna przerwała na chwilę by zaczerpnąć powietrza. Aomine przewrócił oczami, nagle znudzony jej towarzystwem. - Wyjdź. Sam sobie poradzę ze zdjęciem tej szpachli. - Dziewczyna spojrzała na niego z niedowierzaniem i przestrachem. - A...ale ja...! - Z jej oczu zaczęły cieknąć łzy. - Oi, jak chcesz ryczeć to na zewnątrz. - Aomine odwrócił się w stronę lustra chwytając płatek kosmetyczny. - Tej, a dłuta nie mają...- zapytał sam siebie w akompaniamencie oddalających się już żałosnych jęków.

- Kise, byłeś beznadziejny, wiesz? - Aika trzepnęła brata przez głowę mokrym ręcznikiem. Rozległ się donośny plask a zaraz po nim zrozpaczone wrzaski. - Moja fryzura! Aika, co żeś zrobiła! -Aika ponownie trzepnęła brata ręcznikiem. - Nie jęcz! Nie pyskuj! I ciesz się że nie ma tu Ryoko, ona by Ci dała popalić! - Dziewczyna związała złote, długie do pasa i skręcające się w końcówkach włosy w wysoko spleciony koński ogon, jednocześnie odwracając się plecami do poturbowanego już lekko brata. Po chwili jednak westchnęła ciężko i wtuliła w jego plecy. - Wybacz Ryouta, to ja jestem beznadziejna, ale...Nee-chan ma męża i dobrą pracę. Ty jesteś znanym aktorem. A ja? Ja jestem dziewczyną od make-up'u, mogą mnie wywalić na zbity pysk w każdej chwili, od tak! Dlatego jestem poddenerwowana i tak na Ciebie warczę. Przepraszam. - Kise uśmiechnął się delikatnie. - Już tak nie przepraszaj, dobrze wiesz że nie potrafię się na Ciebie gniewać. Tylko powiedz mi co mam zrobić z Aominecchim! - Aika prychnęła pod nosem. - Przestań histeryzować, egoisto! To ja tu mam problemy! - Aika ponownie trzepnęła brata mokrym ręcznikiem.

- Hej, Aominecchi. Tak całkowicie między nami, nie sądzisz że scenariusz tego filmu musiała pisać małpa? - Kise szepnął w stronę Aomine rozżalonym tonem. - Reżyser ciągle nas o coś obwinia a tak naprawdę to to jego film jest beznadziejny! - Aomine pokiwał niemrawo głową. - Oho? Jeśli mój film aż tak wam się nie podoba to proszę bardzo, możecie odejść w każdej chwili! - Głos reżysera był piskliwy ale jednocześnie nasączony taką dawką jadu i wściekłości że aktorzy mimowolnie się wzdrygnęli. Kise już otworzył usta by gwałtownie zaprzeczyć, lecz nie było mu to dane. - Albo nie, wiecie co!? Zwalniam was! Zwalniam! Jest tysiące chętnych osób który życie by oddały za wasze role! Nie potrzeba mi blond ciot i brudasów ze wsi! - Aomine zmrużył groźnie oczy. - Ja Ci dam blond ciotę i brudasa ze wsi...

- Aomine Daiki. Oskarżony o pobicie swego pracodawcy oraz trójki ochroniarzy. Kise Ryouta, współudział. Macie mi coś do powiedzenia chłopcy? - otyły policjant z pokaźną łysinką łypnął w ich stronę, rzucając groźne spojrzenie. Byli już w tym momencie aktorzy milczeli. - Rozumiem. Trochę tu sobie posiedzicie. Macie prawo do jednego telefonu. Chcecie je wykorzystać? - Ryouta pokiwał niemrawo głową.

- C...cześć Ryouko nee-chan. Czemu dzwonie o tej porze? W...wybacz, musiałem...posłuchaj, mam malutki problem. Nie, nikt mnie nie zgwałcił, o czym ty myślisz? No wiem że jest trzecia w nocy, ale to naprawdę ważne! Nee-chan...mogłabyś przyjechać do mnie na posterunek policyjny numer 18 w Tokio? Jak ktoś nie wpłaci kaucji to nas nie wypuszczą...aha...tak...rozumie...czekaj! Słuchaj, siostrzyczko, ze mną jest Aominecchi! Nie, wcale się nie szlajam z tym...nee-chan, jak ty się wyrażasz? Nee-chan? Nee-chan!?