Prolog

Z pamiętnika Albusa Dumbledore'a:

Wszystko poszło źle. Nie rozumiem tego. Co się stało?

Mój plan był tak starannie dopracowany, pomyślałem dosłownie o wszystkim, w najdrobniejszych szczegółach. Istnieje pięć horkruksów. Harry zniszczył już dziennik, nie wiedząc nawet, czym on był, a ja byłem w stanie unieszkodliwić pierścień, okaleczając jednak tym samym moją rękę. Harry musi zniszczyć medalion Slytherina i przedmioty należące do Hufflepuff i Ravenclaw. Jest odważnym chłopcem, a to, że ma u swojego boku oddanego pana Weasley'a i nadzwyczaj inteligentną pannę Granger sprawia, że będzie w stanie zniszczyć resztę horkruksów. Czuję, że moje życie powoli uchodzi ze mnie, to wina klątwy pierścienia, ale to, że to właśnie Severus mnie zabije mnie, aby tym samym zdobyć zaufanie Voldemorta, ratując tym samym Draco od stania się mordercą w końcu powstrzyma ten ból. To pomysłowe, jeśli sam mogę to przyznać. I wtedy właśnie Harry i jego przyjaciele będą musieli zabić Nagini. W tym czasie, Harry będzie musiał zdać sobie sprawę, że sam jest ostatnim horkruksem i zdecyduje się poświęcić po to, aby wreszcie zniszczyć Voldemorta. To będzie dla niego trudna chwila, nie mam wątpliwości, kiedy zda sobie sprawę, że będzie musiał umrzeć, ale znam Harry'ego. Zrobi to, poświęci się, by ratować innych. I wtedy panowanie Voldemorta dobiegnie końca.

Przynajmniej ja tak to zaplanowałem. Ale wszystko zaczyna się rozpadać. Severus zdradził mi, że Harry dowiedział się prawdy o wiele za wcześnie, coś dziwnego zaszło pomiedzy nim, a Ronem i Hermioną... Cóż, okazało się, że jest ona o wiele mniej rozsądna niż na to liczyłem. A Harry? Moja odważne dziecko, wybraniec, który miał odkupić świat... Wybraniec podjął w ostatnich dniach własne decyzje, których nie mogę pojąć.

Mój plan był bez zarzutu. Ale ludzie byli w nim dziwnie wadliwi, a ich serca zbyt nieprzewidywalne. Nauczyłem się wielu rzeczy na przestrzeni lat. Wiem więcej o magii i nauce, znam więcej zaklęć i przeczytałem więcej książek niż większość żyjących ludzi. Ale ostatnio zacząłem zdawać sobie sprawę, że wiem bardzo mało, bardzo mało w ogóle, o sercu człowieka i o jego irracjonalnych tęsknotach...


Historia Snape'a

Mówią, że Merlin był największym czarodziejem wszechczasów, że jego moc, jego intelekt i jego erudycja były niezrównane. Był mistrzem wszelkiej magii, a przynajmniej tak myślał. Ale pod koniec jego życia, napotkał formę magii tak potężną, że ta należąca do niego rozkruszyła się przed nią. Był doradcą królów, mógł dowodzić armiami. Mógł przyjąć dowolną formę, jaką tylko chciał. Latał w powietrzu jako orzeł i pływał w morzu jako ryba. Demony i duchy słuchały jego rozkazów, znał więcej zaklęć, niż jakikolwiek człowiek, który żył przed nim, jak i więcej od tych, którzy dopiero się narodzą. Ale nawet, jeśli był tak potężny, to skończył na kolanach w kurzu, jako zniszczony żebrak błagając o litość tego, który posiadał magię o wiele silniejszą niż kiedykolwiek mógłby marzyć.

Poznał dziewczynę.

Nazywają ją Nimue lub Vivienne, Pani Jeziora. Niektórzy mówią, że była wróżką lub czarownicą, ale być może była po prostu zwykłą dziewczyną. Była młoda, a on był stary i nikt nie ma tak ogromnej władzy nad sercem starego człowieka niż młoda dziewczyna, która mówi, że go kocha. Mówią, że Merlin stracił rozum, że podążał za nią jak szaleniec. Jego moc przestała istnieć, a jedynym, co mu zostało był zachwyt nad jej alabastrową skórą i światłem jej oczu.

Mówią, że uwięziła go w drzewie, i że wielki czarodziej żyje nadal w swoim zielonym więzieniu. Ale czasami lituje się nad nim i całuje go, zanim na nowo wróci do miejsca swojego odosobnienia.

Zastanawiałam się kiedyś nad tą opowieścią, nad głupotą wielkiego czarodzieja, który był tak wodzony za nos przez młodą kobietę. Ale to właśnie dziś, po raz pierwszy, zrozumiałem, jak coś takiego mogło się zdarzyć. I jestem oczarowany, zupełnie tak jak Merlin, i życzę sobie z całego serca, abym nigdy nie uwolnił się spod tego zaklęcia...

Odkąd byłem małym chłopcem, myślałem, że wiem , czym jest miłość. Kochałem dziewczynę z szmaragdowych oczach, która nigdy nie kochała mnie. Moja miłość do niej była czysta i słodka i pełne bólu i tęsknoty. Ale dziś, po raz pierwszy w moim życiu, zdałem sobie sprawę, że moja miłość do Lily była nierealna, jak marzenia... To była miłość składająca się z fantazji i wyobraźni, melancholijna tęsknota za czymś, czego tak naprawdę nigdy nie było. Marzyłem o Lily przez całe moje życie, ale nigdy nie trzymałem jej w ramionach, nigdy nie czułem jej ust na moich ustach, czy ciepła i jej ciała.

Chciałam umrzeć, gdy Lily umarła. Ale dziś, chcę żyć ...

Po południu rozległo się pukanie do moich drzwi. Nie oczekiwałem, że ktoś zapuka, przecież nikt do mnie nie przychodził. Żyłem samotnie, swoim życiem, moje serce było pełne wspomnień. Ale dziś zapukała do moich drzwi. Weszła nieśmiało, jak gdyby z wahaniem mijając drzwi. Po pierwsze, nie rozumiałem, co chciała ode mnie. Poprosiłem ją, by weszła, pozwoliłem jej usiąść i zastanawiałem się rumieńcowi płonącemu na jej policzkach. Siedziała w milczeniu i widziałem, że jej ręce drżały w kolanach. Zrozumiałem wtedy, że nie przyszła tylko by porozmawiać ze mną o swoim eseju, jak najpierw założyłem. Czy zdawałem sobie sprawę, w tamtej chwili, co miała zamiar powiedzieć? Nie mogę powiedzieć, ale moje serce zaczęło bić jakoś inaczej w mojej klatce piersiowej, kiedy patrzyłem na dziewczynę siedzącą przede mną, której spojrzenie unikało mojego.

Dlaczego nie spojrzała na mnie? Jej oczy zawsze spotykały moje, gdy inni panicznie się mnie bali. Nie lubiłem jej za to. Zdecydowanie wolałem, gdy wszyscy uczniowie spuszczali wzrok ze strachem, kiedy rozglądałem się po pracowni szukając kolejnego Gryfona nie znającego odpowiedzi. Wszyscy, ale nie Hermiona. Ona zawsze patrzyła mi prosto w oczy i odpowiadała poprawnie na każde pytanie, jakie zadałem. Podziwiałem ją za to. Nie żebym kiedykolwiek myślał o powiedzeniu jej o tym. Tylko ona jedna zawsze była warta mojego wysiłku. I nawet wtedy, kiedy moje słowa były ironiczne i okrutne, Hermiona nie przestawała patrzeć mi w oczy. Nawet wtedy, gdy to, co mówiłem, było krzywdzące, wciąż patrzyła na mnie swoimi pięknymi brązowymi oczami, jakby wiedziała, że moje słowa były ścianami, zbudowanymi, aby inni uczniowie...

Spojrzałem na nią, siedząc w moim wysokim fotelu i zastanawiałem się, co się w końcu musiało stać, że nie patrzy mi prosto w oczy, co wywołało ten piękny rumieniec oblewający jej twarz...

– Hermiono?

Spojrzała w górę, zaskoczony. Zbyt późno uświadomiłem sobie, że użyłem jej imienia. Nie miałem zamiaru tego robić.

Szybko poprawiłem się.

– Co mogę dla pani zrobić, panno Granger?

– Ja... Chcę... – Wydawało się, że ciężko jej to powiedzieć. Spojrzała w dół na swoje dłonie kurczowo zaciśnięte na eseju. – Jest coś, co chcę panu powiedzieć, profesorze Snape. Coś, o czym myślałam przez jakiś czas...

– O co chodzi? – Byłem tak zaskoczony tym, w jak lękliwy sposób na mnie spojrzała, że mój głos się bardziej miękki, niż zamierzałem.

Jej ciemne oczy spotkały moje na chwilę, zanim odwróciła się na nowo.

– Ja... Nie wiem jak to panu powiedzieć... – Jej głos drżał.

Dlaczego moje serce biło tak mocno, jakby w jakimś absurdalnym oczekiwaniu? Nie, to nie mogło oznaczać... Mogło?

– Ja... Och, Boże.

Nie była w stanie mówić. Ale kolor na policzkach mówił za nią. Och, jakim cudem to się stało? Zdałem sobie sprawę, że prawie dotknąłem jej dłoni moją ręką. Hermiona odetchnęła głośno. Wciąż nie patrzyła mi w oczy, ale jej dłoń znajdowała się w mojej, jak gdyby to było od zawsze jej miejsce. Jak niewielka była, jak delikatna w porównaniu z chropowatością mojej skóry! Wtedy jej ręka poruszyła się. Myślałam, że będzie tam gdzie była, ale nie. Zamiast tego, jej palce zaczęły pieścić moją szorstką, w kilku miejscach zrogowaciałą rękę. I wydawało mi się, że zapomniałem, jak się oddycha.

– Severusie. – Jej głos, mówiący moje imię, wysłał przyjemny impuls przechodzący przez moje ciało. A potem powiedziała coś niemożliwego:

– Severusie, kocham cię.

A potem spojrzała w górę, a jej oczy spotkały moje. Spojrzała na mnie tak, jak Lily na mnie patrzyła w najbardziej szalonych wizjach mojej wyobraźni. Miłość, jaką czułem do Lily nigdy nie była prawdziwa. To... A to było prawdziwe i nieskończenie słodsze niż moich marzeń.

Wstała i rzuciła mi się na szyję, czułem jej serce bijące wściekle na mojej klatce piersiowej. Trzymałem ją delikatnie, jeszcze na pół niewierzący w to, co powiedziała i schowałem moje usta w jej miękkich włosach

– Hermiono. – Wyszeptałem. – Jeśli jest to sen, proszę, nie budź mnie z niego.

Spojrzała na mnie, a jej oczy błyszczały. Wciąż nie chcąc w pełni zaufać swoim zmysłom trzymałem ją mocniej, obawiając się, że i ona może się w końcu być tylko złudzeniem. Ale była tam, ciepła i prawdziwa w moich ramionach. I gładziłem jej zwróconą ku mnie twarz ze zdumieniem. Jaka ona była piękna! Jak mogło się stać coś takiego?

Nagle straszna myśl przyszła mi do głowy.

– Hermiono, czy wypiłaś jakiś eliksir?

Roześmiała się i pokręciła głową.

– Nie, Severus. To nie eliksir miłości. To ty. Tylko ty. Jestem w tobie zakochana od dawna.

– Ale. – Mój racjonalny umysł nie mógł jeszcze tego zrozumieć. – Ale dlaczego? Jesteś taka piękna, taka słodka, tak strasznie młoda...

Spojrzała na mnie z powagą.

– Mam siedemnaście lat.

–... a ja jestem stary, brzydki, nieprzyjemny...

Przerwała mi ognistym pocałunkiem. Och, miękkość jej ust naprzeciwko moich! Moje ciało wierzyło w jej miłość, nawet, jeśli mój umysł nie potrafił jej pojąć.

– Jesteś piękny, Severusie... – Jej dłoń delikatnie pogłaskała mnie po twarzy.

– Ty szalona dziewczyno... – Mój głos z zachrypnięty. Pocałowałem ją w odpowiedzi, bardziej szorstko, niż zamierzałem, z pasją koncentrującą się przez tak długie i nędzne w uczucia życie jak moje. I Boże, jak ona mi odpowiedziała! Jęknęła w moich ustach, rozdzierając palcami moją kamizelkę. Czy to naprawdę się ze mną dzieje?

– Drzwi... Zamknij drzwi, Severusie.

Zatrzymałem się na chwilę, zdając sobie sprawę, rozumiejąc to, co ona chciała ze mną zrobić. Ona? Ze mną? Patrzyłem z podziwem na jej piękną twarz, zaczerwienioną teraz z pożądania, do mnie?

Posłuchałem jej polecenia szepcząc zaklęcie i pozwalając jej ściągnąć ze mnie koszulę, zanim ściągnąłem ją za sobą na dywan, czując jak bardzo drżą moje ręce. Czułem się niezdarny, moje doznania związane z miłością były ograniczone do tych, które można kupić za pieniądze. Ale jej gorączkowe pocałunki szybko starły ze mnie moją niewygodną samoświadomość. Jak gładka była jej skóra w miejscach, które skrywała pod ubraniem! Pozwoliłem moim rękom prześledzić krzywiznę jej piersi i bioder, które lekko zadrżały. Spodziewałem się, że będzie unikać mojego dotyku, ale nie zrobiła tego. W zamian, znalazłem się w miękkim uścisku.

Na początku wolałem nie pokazywać mojego niedoskonałego, poznaczonego bliznami ciała przy jej delikatnym, młodym ciele, czułem się przy tym jak odrażający potwór gwałcący anioła. Ale mój Anioł pocałował moje blizny w ekstazie i tak długo szeptała, że jestem piękny, aż poczułem, że ma rację. To ona rozpięła moje spodnie i uwolniła skrywające się w nich wybrzuszenie mojej erekcji. Jej miękkie usta dotknęły mojego nabrzmiałego członka, a jej umiejętnie pieszczący mnie język powiedział mi, że mogła nie być tak niewinna, jak się obawiałem.

Przyciągnąłem ją blisko mnie umieściwszy delikatnie dłoń pomiędzy jej nogami. Jak bardzo była wilgotna - byłem gotowy wejść w nią już w tej chwili, ale coś mnie powstrzymywało.

– Hermiono, czy kiedykolwiek...

Skinęła głową i poczułem buzującą w moich żyłach w stosunku do tego, który ją posiadł.

– Weasley? Albo Potter?

– Nie, żaden z nich. Wiktor. Wiktor Krum. Ale to między nami już od dawna skończone.

– To dobrze... – Byłem zadowolony, że okazał się być kimś mieszkającym daleko, w innym kraju.

Ułożyłem się nad nią i delikatnie otarłem się o nią. O Boże, muszę ją posiąść! Jeszcze nigdy nikogo tak bardzo nie pragnąłem...

– Severusie!

Jej potrzeby było równie pilne jak moje. Jej ciało przywarło do mnie, a jej ręce przytrzymały moje biodra na miejscu. Starałem się wejść w nią delikatnie, ale pociągnęła mnie ku sobie tak gwałtownie, że w końcu straciłem umiar i zacząłem zaspokajać nasze pragnienia, z których moje całkowicie wtopiło się w jej. Kochałem się z nią szaleńczo, czując jej ciało odpowiadające na moje szybkie pchnięcia, rozpaczliwie opóźnić moment kulminacyjny. Ale w tej chwili jej ciało wygięło się pod mną, nie mogłem się już powstrzymać. Wszedłem głęboko w jej wnętrze, próbując stłumić mój krzyk przyciskając usta do jej ramienia. To był środek popołudnia, mimo wszystko, a ludzie od czasu do czasu przychodzą do mojego biura. Ale później pomyślałem, że być może nikomu nie przeszkadzałoby aż tak bardzo, jeśli ktoś dowiedziałby się, że tak piękna i inteligentna dziewczyna niespodziewanie zakochała się we mnie.

Następnie schowawszy głowę w jej dzikich brązowych włosach bałem się na nią spojrzeć. Być może teraz nasyciwszy ciekawość nie będzie już mnie chciała. Ale ona pocałowała mnie, a jej pocałunki były słodsze niż kiedykolwiek.

Trzymałem ją tak mocno, że aż jęknęła cicho.

– Proszę, Hermiono - proszę nie odchodź.

Uśmiechnęła się do mnie. Jak niemożliwie pięknie rumieni się jej twarz.

– Nigdzie nie pójdę, Severusie. Jestem teraz twoja.

Szepnąłem jej do ucha słowa, których nigdy wcześniej nie wypowiedziałem. Czułem się dziwnie i wspaniale zarazem, a jednak jakimś cudem usłyszałem ciche

– Kocham cię.


Jak dziwnie wszystko się zmieniło! Jak człowiek może zmienić swoją duszę w jedno popołudnie? I już nigdy nie będę takim samym człowiekiem jak wtedy, zanim zapukała do moich drzwi. Żyłem w cieniu przeszłości, z pamięcią o zmarłych... Ale teraz wszedłem do ziemi żyjących.

Pamięć o Lily... Byłem wolny. I nie byłem już w niewoli pamięci szmaragdowych oczu. Wszystko było inaczej... Nawet to, co czułem Harry'ego.

Już dawno to zrozumiałem, ale nigdy tak naprawdę mnie nie obchodziło to, że Dumbledore trzymał się mojej miłości do Lily dla własnych celów. Chciałbym chronił Harry'ego przed niebezpieczeństwem, aż nadejdzie chwila, kiedy chłopak będzie musiał wybrać się na pewną śmierć. I Dumbledore znał mnie na tyle dobrze, by wiedzieć, że moja miłość do Lily i moja dzika rozpacz nad jej śmiercią posłuży mu, bym chronił życie jej syna, teraz zaś, nienawiść, którą zawsze czułem się na Jamesa Pottera pozwoli mi być w stanie w końcu poświęcić Harry'ego. Zwłaszcza po tym, jak dowiedziałem się, że dusza mordercy Lily mieszka w jej synu... Nigdy nie wiedziałem, czy nienawidzić czy kochać Harry'ego, dziwny chłopiec, które przeżył, piękny chłopiec z oczami Lily, z twarzą jej ukochanego i kawałkiem duszy jej mordercy wewnątrz. Dumbledore wiedział, że moja miłość i nienawiść do niego były w doskonałej równowadze, ale, być może nienawiść przeważy na tyle, bym pozwolił mu się w końcu mu się poświęcić.

Ale teraz... Zdałem sobie teraz sprawę, że nigdy nie spojrzałem na Harry'ego, jak siebie samego. Nigdy nie widziałem chłopca, tylko przypomnienie o Lily i o jej śmierci. Ale nieoczekiwana miłość Hermiony podziałała niczym egzorcyzmy na poltergeista oddzielając jego samego, od tego, co czułem do jego rodziców. A teraz, kiedy już nie widzą świata przez pryzmat pamięci Lily, rozumiem z nagłym przerażeniem, co powinienem widzieć przez cały czas: że Harry nie jest ani Jamesem ani Voldemortem, on jest tylko chłopcem, a Dumbledore zamierza poświęcić go do większego dobra. Nie, jeszcze gorzej: On zamierza manipulować chłopcem tak, aby się poświęcił. Harry nie wie, że jest horkruksem. Dumbledore czuje, że musi odkryć prawdę dla siebie, po tym jak zniszczył inne horkruksy, żeby być gotowy do ostatecznego poświęcenia. Co za wspaniały i bezwzględny plan dyrektorze! I niechętnie będę działał sam, ale teraz ...

Teraz wszystko jest inaczej. I nagle uświadamiam sobie, że czuję coś dla Harry'ego, coś, co nie jest ani nienawiścią, ani miłością: czuję żal. Dyrektor zamierza poświęcić niewinnego chłopca. Być może Harry musi wiedzieć, co jego ukochany Dumbledore ma dla niego... Być może będzie on mógł mieć coś do powiedzenia w tej sprawie, zanim nie jest za późno. Już nie jestem ślepy pionkiem w wielkiej grze Dumbledore'a, może Harry też nie powinien nim być.

Zawsze myślałem, że mi ufasz, dyrektorze. Nigdy nie zachwiałeś się w wierze we mnie. Ale być może okaże się, że choć raz miałeś rację, co do mnie, mimo wszystko...