Chloe otworzyła leniwie oczy i rozejrzała się po swoim małym, brudnym pokoiku na poddaszu. Ziewnęła przeciągle, czując, jak ogarnia ją sen. Nie miała zegarka, a małe okienko było zabite deskami. Zazwyczaj jednak budziła się o siódmej, a więc tym razem też tak było. Wstała z łóżka i od razu je pościeliła, wiedząc, ze pani McFlair nie będzie zadowolona, że nie zostawia po sobie porządku. Dziewczynka otworzyła malutką szafkę w kącie pokoiku i wybrała brzydką, ciasną sukienkę, którą pani McFlair kupiła jej jako prezent urodzinowy na dziesiąte urodziny. Chloe oczywiście bardzo się ucieszyła - bardzo rzadko McFlairowie pamiętali o jej urodzinach - jeśli już, dostawała wykałaczki. Dziesięciolatka nauczyła się już nawet układać ładne obrazki z wykałaczek - na każdy rok dostawała ich pięć i miała już tyle, żeby zrobić z nich domek. Od córki państwa McFlair, Astrid, dostawała zawsze śmierdzące, stare skarpetki. Astrid uważała to za bardzo śmieszne. Raz zapakowała w ładne opakowanie pudełko z robakami, a zaciekawiona Chloe wsadziła do niego rękę - Astrid wypominała jej to aż do dzisiaj. Chloe nie lubiła Astrid, ale była bardzo miła dla państwa McFlair, ponieważ to oni zechcieli zaadoptować ją z sierocińca. Trafiła do niego tuż po urodzeniu i nikt nie wiedział, kim byli jej rodzice, ani dlaczego ją opuścili. Chloe różnie wyobrażała sobie rodzinę - zawsze chciała mieć łaciatego psa. Nie miała kredek ani kartek do rysowania, więc układała swoją rodzinę z wykałaczek. Jej mama powinna być bardzo piękna - mieć długie, blond włosy i mieć takie piękne, fiołkowe oczy... tata musi być bardzo mądry, ale też przystojny. W wyobrażeniach Chloe zawsze nosił piękny, czarny garnitur i szeroko się uśmiechał. Czasami Chloe wyobrażała sobie, że wygląda inaczej - nie podobała się sobie. Jej włosy były bardzo krótkie, i w ogóle nie chciały rosnąć. Chloe miała płytkie, zielone oczy, i też ich nie lubiła. Zawsze chciała mieć niebieskie, tak jak jej fikcyjna matka. Chloe zazdrościła Astrid, która wyglądała dużo lepiej - dziewczynka była od niej rok starsza, miała bardzo długie, blond włosy, takie, jakie chciała mieć Chloe. I chociaż nie miała niebieskich oczu, miała piwne, które też były bardzo ładne. Astrid bardzo dokuczała Chloe i śmiała się z jej pokoiku - same łóżko Astrid było większe niż pokoik Chloe. Czarnowłosa dziewczynka nie wiedziała oczywiście, kim jest, nawet sobie tego nie wyobrażała. Nie wiedziała, że na drugim końcu ma brata bliźniaka, z tą samą blizną na czole, bliźniaka, który nazywał się Harry Potter.
- Chloe, proszę cię, abyś nakryła do stołu. - zarządziła pani McFlair, kiedy ubrana Chloe pojawiła się na parterze. Na policzkach ciemnowłosej dziewczynki wykwitły rumieńce, kiedy zobaczyła, że Astrid ubrana jest w bardzo ładną, lekką białą sukienkę, podczas gdy ona jest w mizernej, brudnoszarej sukienczynie. Chloe nakryła duży stół kuchni McFlairów równie dużym co stół białym obrusem. Blond włosy Astrid zawieszone były na oparciu fotela, podczas gdy ona sama siedziała w nim i oglądała swój ulubiony program telewizyjny, "Szkoła supermodelek". Chloe nigdy nie mogła oglądać telewizji. Czasami tylko ukradkiem patrzyła na wiadomości albo kreskówki, które oglądała Astrid.
- Nalej nam soku do szklanek, Chloe. - powiedziała pani McFlair, zasiadając przy stole. Czarnowłosa posłusznie wzięła karton soku jabłkowego i drżącą ręką nalała po trochu do każdej z trzech szklanek. Dla Chloe nie było szklanki. Ręka Chloe zadrżała i sok rozlał się na całej długości stołu. Pani McFlair wrzasnęła, kiedy zobaczyła, jak jej piękny obrus zalewa się zieloną plamą.
- POTTER! - ryknęła na czarnowłosą, która skuliła się z zażenowania i strachu przed wychowanką. - Natychmiast mi to wytrzyj! Dwu leworęczne beztalencie! - mamrotała do siebie McFlair, patrząc, jak Chloe usiłuje zmyć plamę papierem toaletowym. Astrid ryknęła tylko śmiechem, oglądając to wydarzenie z dużo większym zainteresowaniem niż program w telewizji. Uwielbiała znęcać się nad Chloe, a teraz nawet nie musiała nic robić, żeby pooglądać sobie wspaniałe widowisko. Chloe nareszcie udało się zmyć sok, ale na obrusie wciąż pozostawała wielka, mokra plama.
- Astrid, chodź, weźmiesz trochę kurczaka. - powiedziała przymilnie pani McFlair do córki, a następnie warknęła do Chloe: - Masz iść do swojego pokoiku, przyniosę ci później trochę resztek z obiadu.
I wygoniła Chloe z pokoju.
