Beta: Cloudy
Voldemort siedział w swoim gabinecie w Domu Riddle'ów, jego obecnym miejscu zamieszkania. Właśnie najzwyczajniej w świecie przeglądał swoje plany na przyszłość, gdy sowa śnieżna nagle wleciała przez okno po jego prawej stronie i wylądowała na stercie pergaminów leżącej przed nim na biurku. W dziobie miała list.
Voldemort wpatrywał się w nią. Sowa odwzajemniła jego spojrzenie z taką samą intensywnością. To było... niepokojące.
Natychmiast wyciągnął różdżkę i sprawdził list na obecność każdego uroku, klątwy czy pułapki, jak zrobiłby to każdy dobry Czarny Pan, po czym, gdy był już pewien, że jest bezpieczny i czysty, wziął go od sowy.
Spodziewając się, że ptak odleci natychmiast po dostarczeniu listu, tak jak robiła to większość z nich, kiedy znalazła się w jego obecności, był naprawdę zaskoczony, gdy pozostała tam, gdzie była. Być może oczekiwano szybkiej odpowiedzi.
Ponieważ sowa nie mogła mu odpowiedzieć, otworzył list. Był bardzo krótki, miał zaledwie trzy zdania. Mimo to zaczął go czytać...
Voldemorcie!
Jestem znudzony. To twoja wina. Rozbaw mnie.
Harry Potter
Dziwne, urywane drżenie przebiegło przez ciało Czarnego Pana,
– Ten chłopak sam prosi się o śmierć – warknął do siebie.
I ku jego zaskoczeniu, sowa przed nim zahuczała w czymś, co dziwnym trafem zabrzmiało jak zgoda.
– Pff, bezczelny bachor.
