Prolog
Ceremonia przydziału dobiegła końca - świeżo przydzieleni do poszczególnych domów uczniowie, wciąż pod wielkim wrażeniem odbytej uczty i wyglądu zamku Hogwart, wstali z miejsc, posłusznie ustawiając się w parach. Przy każdym stole stało dwoje prefektów, nawołujących ich i próbujących zaprowadzić porządek, podczas gdy pozostali, starsi uczniowie opuszczali Wielką Salę. No.. prawie przy każdym.
- Pierwszoroczni! - wśród hałasów dał się słyszeć głos Pansy Parkinson, nasączony wyższością. Jej ręka uniesiona była wysoko do góry, by pomóc nowym odnaleźć ją w tym całym tłumie.
- Do mnie!
Czarne, hematytowe, lekko skośne oczy lodowato spoglądały w dół, na mniejszych szkolnych kolegów, którzy patrzyli na nią uważnie. Niektórzy lękliwie, inni z pewną rezerwą, a jeszcze inni z zupełną śmiałością.
Pansy rozejrzała się, tym razem odrobinę opuszczając maskę obojętności - wyglądała na zniecierpliwioną i zatroskaną jednocześnie.
- Draco, gdzie jesteś do cholery.. - mruknęła cicho pod nosem do samej siebie.
- Draco? Draco Malfoy? TEN Malfoy? - jakiś chłopczyk z burzą brązowych włosów wytrzeszczył oczy, wychodząc na przód rzędu małych Ślizgonów. - Jest tam! - i wskazał krótkim, pulchnym palcem w stronę wyjścia z sali.
Istotnie, Dracon Lucjusz Malfoy opierał się niedbale o kamienną ścianę, z rękoma w kieszeniach drogiej, luksusowej szaty. Łatwo można było go poznać po tych jasnych, tlenionych włosach i nonszalanckiej postawie. Był wysoki i szczupły, niewątpliwie przystojny. Stał tam rozmawiając z pewną zgrabną dziewczyną, zdającą się po prostu przyciągać spojrzenia. Miała kasztanowe, długie włosy opadające falami na ramiona, bladą, naprawdę nieskazitelną cerę, na której tle wyróżniały się ładnie wykrojone usta barwy malinowej oraz duże oczy o ametystowej tęczówce, otoczone gęstymi rzęsami. W jej postawie, ruchu, gdy wykonywała drobne gesty, było coś magnetyzującego, niewątpliwie zmysłowego, aczkolwiek niewymuszonego. To była..
- Elly Hunter! - pisnęła jakaś dziewczynka, podchodząc do Pansy i wyglądając przez nią. Kilku uczniów wstrzymało oddechy, ale owy chłopczyk, który pierwszy się odezwał, ten z pulchnymi palcami, wydawał się być zdezorientowany.
- Kto to..
- Nie znasz jej? Człowieku! - jedenastolatka przewróciła oczyma, oburzona możliwością nieznajomości panny Hunter. - To Elly Nerissa Hunter, córka Nicholasa i Florence, członków rodziny jednego z najbardziej szanowanych, pradawnych rodów czarodziejów czystej krwi. Matka dziewczyny zaginęła kiedy ta miała jakieś 6/7 lat. Okoliczności wciąż są niejasne. Jej ciało znaleziono w jednej z rzek w pewnym mugolskim mieście. Nicholas, choć to tylko plotki, nie wiem czy prawdziwe, jest oddanym Śmierciożercą, który szukał Sami-Wiecie-Kogo po jego upadku. Ponoć rodzina pana Huntera od wieków interesuje się czarną magią. Istnieją pogłoski, że Elly także ma zostać jedną z nich, no, wyznawców Czarnego Pana. - wzięła oddech.
- Kiedyś jedna czarownica opowiadała, że na jakimś balu widziała u dziewczyny Mroczny Znak, ale to chyba bujda, zwłaszcza, że Elly miała wtedy 14 lat. W każdym bądź razie panna Hunter ma ostry charakterek. Niejednego dorosłego czarodzieja jest w stanie upokorzyć za pomocą swojej wiedzy, czy umiejętności magicznych. No i złośliwości. To typowa Ślizgonka, nawet gorsza.. Tak mówią. Wiem też, że prawdopodobnie nienawidzi swojego ojca, a on jej, i ciężko im wytrzymać razem pod jednym dachem. Sąsiadka Hunterów powiedziała, że..
- Skąd ty to wszystko wiesz?! - Pansy przerwała wreszcie, otrząsając się z monologu dziewczynki.
- Moja mama pracuje w Proroku Codziennym. Jest dobrą reporterką i..
- Dosyć! - Parkinson najwyraźniej straciła już cierpliwość. Ta mała działała jej na nerwy. Poza tym.. Draco powinien stać u jej boku, jako prefekt i jej ukochany! A nie z tą przeklętą Hunter. - Idziemy do dormitorium!
- ..stąd mam różne wieści. Wiedzieliście, że pracownica Depart..
- Powiedziałam DOSYĆ! - warknęła pani prefekt, rzucając surowe spojrzenie, jakim nie powstydziłby się Bazyliszek, owej wygadanej pierwszorocznej. - Jesteś spokrewniona z Granger?
- Granger? Hermioną Granger?- odpowiedziała mała, zupełnie nie przejmując się podniesionym tonem głosu przewodniczki Ślizgonów.
- Litości.. - jęknęła Parkinson, obracając się na pięcie i kierując w stronę lochów, by wreszcie wyprowadzić te karzełki z Wielkiej Sali. Miała ochotę wrzeszczeć z irytacji. Przechodząc koło Dracona, posłała mu chłodny uśmiech.
- Zechciałbyś pomóc?
- Za chwilę dojdę. - rzucił niedbale, ignorując zarówno ją, Pansy, jak i niziutkie dziewczynki, wpatrujące się w niego jak w obrazek.
Parkinson skinęła ochoczo głową, ale gdy tylko wyszła z Sali, zacisnęła zęby.
- Parkinson chyba nie jest zbytnio zadowolona z Twojej odpowiedzi. - zauważyła Elly, uśmiechając się odrobinę złośliwie.
- Nie powinno Cię to obchodzić. Na czym skończyliśmy? - Dracon chłodno lustrował swą rozmówczynię, która spojrzała wymownie na zaczarowane sklepienie.
- Na Twoich żałosnych próbach wyciągnięcia ze mnie, gdzie wyruszył mój ojciec.
- Hunter, cholera. Powiedz mi. Przecież Czarny Pan jest w Anglii, dlaczego więc Twój stary musiał wyjechać za granicę? Po co?
Dziewczyna roześmiała się perliście.
- Jaki miałabym w tym interes, by informować Cię o planach, zadaniach i obowiązkach mojego ojca, co? No właśnie. ŻADEN. Odpuść Malfoy, nie widzę powodu, żeby to miałoby Cię tak przejmować. Szkoda Twojej tlenionej główki. - i uniosła brew zaczepnie.
Westchnął.
- Po prostu chcę wiedzieć.. Ale okej, znajdę inny sposób.
- Powodzenia. - zakpiła, odwracając się do wyjścia, ale złapał ją za ramię.
- Jeśli Malfoy czegoś chce, zawsze to osiąga. Pamiętaj. - syknął wprost do jej ucha. Reakcja była natychmiastowa : Elly odepchnęła go na ścianę, w mgnieniu oka dobywając różdżki i przykładając ją do jego gardła.
- Jeśli Hunter ktoś podpadnie, zawsze kończy na dnie. Pamiętaj. - odwarknęła i opuściła Wielką Salę, pozostawiając go z dziwnie zadowolonym uśmiechem na twarzy.
Pora zacząć grę. - pomyślał Draco, poprawiając krawat i ruszając w stronę lochów.
