Dedykowane nayakri!

Wybacz, że Sasori jeszcze się nie pojawia. Obiecuję, że to zmieni się wkrótce.

Ostrzegam też wszystkich, którzy zechcą czytać, że rzecz dojdzie najprawdopodobniej do kilkudziesięciu rozdziałów i nikt sobie nie będzie tu od razu wskakiwał do łóżka. Z wielu mniej lub bardziej oczywistych przyczyn (takich jak hej, Naruto ma trzynaście lat, a Sasori jest w 90% z drewna).

I jeszcze jedno. „Naruto" nie należy do mnie.


Naruto miał na twarzy wyraz skrajnego skupienia, który dla postronnych obserwatorów mógł wyglądać cokolwiek śmiesznie. Marszczył się z przesadą i zaciskał usta, oblizując je od czasu do czasu, oczu nie odrywając od spokojnej tafli jeziora. Stał po kolana w wodzie z podciągniętymi nogawkami przemoczonymi kompletnie i rękami rozcapierzonymi tuż nad linią wody.

Nagle na granicy jego pola widzenia pojawił się wyczekiwany obiekt. Ryba, długa i pobłyskująca srebrem, zamachała nieśmiało jedną płetwą, poprawiła drugą i zaczęła kiwać pyszczkiem, jakby szukając właściwej drogi. Do czego?

Jakikolwiek był jej dawny cel, został zapomniany na rzecz cudownego dziwa, które jej wielkie oczy wyodrębniły natychmiast z zielono-żółto-niebieskiej rzeczywistości. Jej mózg skupił się całkowicie na dwóch osobliwych, bliźniaczych istotach, które kiwały się z góry na dół, z góry na dół i z powrotem.

Nie zastanawiała się, dlaczego lub po co. Nie dostrzegała, że przyczyna ruchu wypływała z faktu, że jaskrawi przybysze nie byli odrębni, a przytwierdzeni do długich, bladych drągów, zagrzebanych w mule. Jej myśl nie sięgała tak daleko. Zresztą dla niej coś o takiej barwie nie miało prawa wyrastać z mułu. Nie była głupią rybą. I właściwie miała rację.

Dlaczego jednak ta osobliwość przyciągała ją tak bardzo? Znowu, pytania takie jak dlaczego lub po co nie istniały w miękkim mózgu ukrytym pod jej czaszką. Srebrnobrzuchą rybą owładnęła czysta ciekawość badacza, tak niebezpieczna i nieposkromiona, jak zazwyczaj bywają podobne popędy. Płynęła więc, gnana tą niezwyciężoną siłą, na spotkanie swojego końca, na tyle beztroska, na ile ryba czwarty rok żyjąca w tak dużym jeziorze może być.

Naruto obserwował tę powolną podróż z rosnącym napięciem. Ofiara zbliżała się w stronę zastawionej pułapki. Już tylko parę centymetrów.

– Jak ci idzie?

– Gaaah! – Drobne przemieszczenie wagi sprawiło, że ześlizgnął się z kamienia i runął do wody. Nim wynurzył się, kaszląc, ryba zniknęła w głębiach jeziora. – Ero-sannin! – obrócił się. – Przez ciebie uciekła!

– Trzeba się było przyczepić czakrą do tego kamienia, idioto – odpowiedział spokojnie Jiraiya. Wyskoczył zza drzew i udało mu się wylądować na tafli jeziora tak, że jego uczeń niczego nie zauważył. Czekało ich jeszcze wiele pracy.

– Ej, nie mów tak do mnie! To nie ja wymyślam głupie zadania, by nie musieć płacić za obiad! – wrzasnął, za nic mając zasady, którym hołdowały pokolenia shinobi, takie jak na przykład zachowanie ciszy.

– Twoje podejrzenia ranią moje serce – odparł, łapiąc się za pierś.

– A co! Ty biegasz po łaźniach, a ja ryby łowię. Nie mów, że nie! – Wymierzył w niego oskarżycielski palec.

– Właściwie miałem zamiar coś ci dać, ale po takim przywitaniu…

Naruto zastrzygł uszami.

– Ooo? Co przyniosłeś, ero-sanninie?

– Nie nazywaj mnie ero-sanninem!

– Pokaż, pokaż!

– Widzisz, Naruto… – zaczął z powagą. – Twój bohaterski sensei przemierzył całą wioskę i…

– Pokaż, pokaż!

Westchnął. Żadnego wyczucia dramatyzmu. Wyciągnął z torby spory pakunek i rzucił nim bezceremonialnie w głowę swojego najgłupszego ucznia.

Naruto łapał go ze znacznie większym zaangażowaniem niż wcześniej jakąkolwiek rybę (Jiraiya wiedział o tym niejedno. Wbrew przekonaniom ucznia nie zawsze znikał, by podglądać kobiety. Przez większość czasu, owszem. Nie zamierzał w tej kwestii kłamać. Ale czasem zostawał, by poobserwować samodzielne treningi podopiecznego, syna Czwartego Hokage i nosiciela najpotężniejszego z demonów, który kiedykolwiek stąpał po ziemi. Dotychczasowe wnioski: Naruto naprawdę był idiotą). Rozdarł opakowanie jak wygłodniałe zwierzę. Gdy zobaczył, co jest w środku, jego twarz pokryła się cieniem zawodu.

– Cooo? Zupa jarzynowa?!


Naruto zwykle spał jak kamień. Nierozsądne, jak na shinobi. Jak na człowieka, w którym mieszka Kyūbi, gotowy przejąć kontrolę, gdy nasunie się okazja, niebezpieczne tylko dla wrogów, jeśli wpadnie im do głów zadźgać go skrytobójczo w środku nocy.

Dzisiaj jednak coś go obudziło. Nie bardzo wiedział, co dokładnie, ale gdy już otworzył oczy, zobaczył, że posłanie obok jest puste. Szybkie zerknięcie na zegarek potwierdziło to, co już podejrzewał. Była trzecia w nocy. Gdzie ero-sannin mógł się podziać?

Głupie pytanie. A jednak… Co za osobliwość. Ero-sannin nie ślinił się dzisiaj jakoś specjalnie, nie śmiał do samego siebie i wykonał rutynową rundkę po okolicznych łaźniach. Wszystko wskazywało, że nie miał tego dnia szczęścia.

Rzucił się z powrotem na poduszkę, przykrył kocem aż po czubek głowy i zacisnął oczy. Ale sen jakoś wyjątkowo nie chciał przybyć.

Naruto musiał w końcu sam przed sobą przyznać, że jest ciekawy. Wystawił jedną nogę spod koca i wymacał nią podłogę. Potem powoli dołączył do niej drugą, obiecując sobie, że rozejrzy się tylko trochę, a potem wróci do łóżka.

Wstał i wciągnął na siebie pomarańczowy dres. Podłoga pod jego gołymi stopami nie skrzypiała ani trochę. Nacisnął powoli klamkę i otworzył drzwi. Wyjrzał. Korytarz wydawał się pusty.

Wziął sandały z dywanika i założył je szybko, po czym zatrzasnął za sobą drzwi i ruszył w stronę wyjścia.

– Co ty wyprawiasz?

Podskoczył i obrócił się.

– Ero-sannin! Dlaczego ukrywasz się za naszymi drzwiami? – spytał, urażony, że tak szybko go odkryto.

Jiraiya zmarszczył brwi.

– Pilnuję, żebyś nie wychodził z pokoju.

– Eee?

– Załatwiam coś istotnego. Wracaj do łóżka. Pogadamy rano.


Jiraiya był wykończony. Miał za sobą pracowity dzień i poważny problem organizacyjny na głowie. Gdy jego klon, umieszczony przy drzwiach, powiedział, że na dodatek Naruto próbował wymknąć się jakąś godzinę wcześniej, tylko westchnął.

Zdecydowanie zbyt głośne:

– Gdzie byłeś? – Zaatakowało go już na progu.

Naruto siedział w piżamie, z założonymi rękami i wpatrywał się w niego z wielką determinacją, która wskazywała na to, że nie odczepi się, o ile nie zostaną zastosowane drastyczne środki.

– Jeśli porzucisz ten temat, kupię ci jutro ramen.

– Jasne! Ta sztuczka przestała na mnie działać po trzecim razie!

– Po piątym. I zawsze można mieć nadzieję.

– Ale poważnie. Gdzie byłeś? Seeenseeei?

– Naruto. Spać. Jutro – wycedził, sunąc w stronę łazienki.

Gdy zamykał drzwi, dobiegło go jeszcze:

– Jutro mogę spać. Informacji chcę dzisiaj!


– Nie – odparł, nim jego uczeń zdążył się w ogóle odezwać i rzucił się na posłanie.

Słyszał szelest koca. Dobrze. Chwilę leżeli, za jedyny dźwięk mając swoje niemal bezgłośne oddechy.

Potem nagle dobiegło go chrapliwe:

– Sensei… Jeśli byłeś z jakimiś super seksownymi kobietami, wystarczy powiedzieć.

Prychnął, rozbawiony, porzucając żelazne postanowienie, jakie powziął jeszcze w łazience, że nie zareaguje na cokolwiek, co jego uczeń powie.

– Wybacz, jeśli nie mam zamiaru dzielić się z tobą tą informacją – odparł.

– Nie, dobra, źle to ująłem. Chodzi o to, że… Jeśli coś by się działo, to byś mi powiedział, prawda?

– Co masz na myśli? – odparł, odwracając się, by na niego spojrzeć.

Naruto leżał, zwinięty pod kocem i wpatrywał się w niego wielkimi oczami, w których odbijał się blask księżyca. Prawie się wzdrygnął. W tym oświetleniu niejasne było czy patrzy na niego chłopiec, czy demon i choć wiedział, że rozmawia ze swoim uczniem, gdzieś w tyle głowy ukrywało się nieprzyjemne wspomnienie.

– Gdybyśmy byli w niebezpieczeństwie, powiedziałbyś mi wszystko, prawda? – spytał Naruto z pełnym spokojem.

Jiraiya znieruchomiał.

– Skąd coś podobnego przyszło ci do głowy?

– Po prostu… – zrobił nieokreślony ruch ręką. – Wolałbym wiedzieć.

Westchnął.

– Jeśli uznam, że jesteśmy zagrożeni, powiem ci. Możemy się tak umówić?

– Nie wiem. Po prostu chciałbym wiedzieć. Ale w porządku. Ufam ci, ero-sanninie – odparł sennie i przymknął oczy.

Obrócił się na drugi bok i wkrótce Jiraiya usłyszał od jego strony ciche pochrapywanie. On natomiast nie mógł zasnąć. Dlaczego był taki zdziwiony? Naruto przetrwał bez niego trzynaście lat. Gdzieś w głębi wiedział, że tak naprawdę chłopak nie jest głupi. Ale że musiał objawić się ten jego intelekt w tak delikatnej kwestii?

Prawda była taka, że Jiraiya czuł niepokój. I teraz zaczynał się zastanawiać, czy przypadkiem jego uczeń nie miał racji.