Wcześniej wstawiałam już to opowiadanie, ale cóż miało dużo błedów, ale moja przyjaciółka Licentia mi pomogła i bardzo jej za to dziękuje :*

Uwaga:
W tym opowiadaniu nie ma na razie nocnych łowców, ale inne istoty nad naturalne są :]
Wszystko się wyjaśni, ale później

Postacie nie należą do mnie tylko do Cassandry Clary

Rozdział 1

"Wielka Impreza"

Dzisiejszego dnia nie mogłem się skoncentrować na żadnej lekcji. Kiedy matematyka się skoczyła mogłem się skupić na czymś bardziej interesującym…

Szedłem w stronę Brooklin'u - miałem się tam spotkać z Izabell. Nie widziałem, co znowu jej strzeliło do głowy, pewnie kolejna impreza, na którą mama nie chciała jej puścić beze mnie. Był piątek wieczór więc to była idealna pora na melanż, problem w tym, że ja nigdy za nimi nie przepadałem. Nie czułem się dobrze w takich miejscach. Dużo ludzi, alkohol i oczywiście głośna, nie do zniesienia muzyka. Szukałem miejsca, w którym miałem się spotkać z moją siostrą. Naglę na kogoś wpadłem, już miałem przepraszać, gdy otworzyłem oczy ujrzałem wysokiego, czarnowłosego chłopaka o niezwykłych zielonych, kocich oczach. Był niesamowicie przystojny, wygląda na młodego Azjatę. Jego ubiór był bardzo niezwykły, ale w dwudziestym pierwszym wieku można się spotkać chyba ze wszystkim. Miał na sobie czarną podkoszulkę i do tego bardzo obcisłe zielonkawe rurki, oczywiście to by było normalne gdyby nie to, że był posypany toną brokatu miał go we włosach, ubraniu, powiekach i ustach…

Przełknąłem głośno ślinę. Chłopak wpatrywał się we mnie z zainteresowaniem, przez to zacząłem się rumienić.

-Przepraszam- powiedziałem nieśmiało

Zielonooki nadal nie spuszczał ze mnie wzroku

-Aleksander?- Zdziwiłem się skąd on mnie zna, jego głos był znajomy…

-Tak… Znamy się?- Stałem lekko skrępowany

Chłopak wyglądał, jakbym sprawił mu przykrość i to sporą. Jego oczy – nie wiedzieć czemu - pociemniały.

-Najwidoczniej nie…- odpowiedział smutno.

Staliśmy sami. Dookoła nas nie było żywej duszy. Nie miałem innego wyjścia, jak spytać się go gdzie odbywa się impreza, na którą Izzy chciała mnie zaciągnąć.

-Przepraszam, ale czy mógłbyś mi powiedzieć, jak mogę się dostać na imprezę u Magnusa Bena?

Jego oczy zalśniły. Widziałem w nich interesujący blask, który był nawet pociągający. Zaraz od razu się skarciłem. Nie mogę teraz rozmyślać o jakimś obcym chłopaku, którego nie znam. Nawet jeżeli jest przystojny. Znowu to zrobiłem! Głupek..

-Oczywiście też tam się wybieram- jego głos stał się weselszy.

Nasza przechadzka nie trwała długo. Kiedy byliśmy już blisko domu Magnusa, pierwsze co usłyszałem to głośna muzyka. Potem dziewczęcy krzyk, który mnie zawołał - to była Izabell. Podbiegła do mnie. Jej czarne, długie włosy były rozpuszczone. Miała na sobie krótką, czarną, obcisła sukienkę i ostry makijaż.

-Alex, gdzieś Ty sie podziewał!? - natychmiast przerwała, gdy zobaczyła mojego towarzysza. Uśmiechnęła szatańsko - to był zły znak. Nigdy nie lubiłem tego uśmiechu.

-Niech panienka się nie martwi, nic mu się nie stało tylko trochę zboczył z drogi.

Oczywiście po tych słowach, kruczowłosy wcale jej nie uspokoił. Pewnie znowu weźmie mnie na jakieś swoje przesłuchiwania. Jedyna wiedziała, że wolę płeć męską.

-Alex, przez ciebie znowu musimy stać w kolejce! Nie dostaniemy się na najlepszą imprezę w całym mieście! - powiedziała, lekko spoglądając na kociookiego chłopaka. Izabell znowu coś kombinowała..

-Z chęcią was wpuszczę bez kolejki. - wtrącił się Magnus, szeroko się uśmiechając.
-Dziękujemy, nie potrzebujemy pomocy. Poza tym, gdy gospodarz się dowie, może być zły. - odparłem.
-Nie wydaje mi się, bym miałbym na siebie być zły, na wpuszczenie was na własną zabawę.

To znaczy, że to on był Magnusem Benem, ale ze mnie idiota..

Szliśmy przez tłum nastolatków, którzy czekali aż dostaną się na domówkę. Magnus bez problemy wpuścił nas do środka. Jego dom był ogromny. Przed moim oczami przeleciała niebiesko włosa dziewczyna ze skrzydłami - "Czy to jest bal przebierańców do cholery?!" - pomyślałem. Przetarłem dynamicznie oczy.. Może byłem już tak przemęczony nauką że miałem zwidy?

Muzyka była bardzo głośna. Izzy od razu zniknęła w tłumie tańczących ludzi. Zostawiła mnie samego z Magnusem. Poczułem jego dłoń na moim ramieniu.

-Widzę że nie lubisz za bardzo imprez. Chodź. - splótł swoją dłoń z moją. Czułem jak się rumienię.

Sam nie wiedziałem dlaczego on tak na mnie działał. Czułem się, jakbym go znał. Czułem, że mogę mu ufać. Człowiek brokat zaprowadził mnie w cichsze miejsce. Był bardzo miły i czarujący. Nie wmuszał we mnie żadnych kolorowych drinków, które piły nastolatki o dziwnym wyglądzie. Spojrzałem kontem oka na Magnusa, wpatrywał się we mnie swoimi złotymi, boskimi oczami. Było w nich widać tęsknotę.

-Przepraszam Magnus, nie znam cię.. i może...- zatrzymałem wypowiedz. Przez jego oczy nie wiedziałem, co mam mówić.

-Och... Nie odchodź, z chęcią opowiem Ci coś o sobie - zanim wstałem, złapał mnie za dłoń. Poczułem dziwne mrowienie w ręku - "to pewnie z nerwów" - pomyślałem. Jego dłoń była delikatna i przyjemna w dotyku. Brokatnik zaczął opowiadać. Mówił bardzo ciekawie, aż chciało się słuchać. Czas płynął szybko. Nie zorientowałem się, kiedy minęły dwie godziny. W jego towarzystwie, czas się zatrzymywał. Niestety musiałem iść.

-Przepraszam cię Magnus, ale muszę być przed pierwszą w domu. - powiedziałem.

-Dobrze, ale mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. - uśmiechnął się uroczo.

-Również mam taką nadzieję.- wydukałem i poszedłem szukać Izzy.

Znalazłem ją w tumie chłopców o anielskiej kolorowej skórze i skrzydłami. Musiałem wyrwać siłą! Powrót do domu minął mi szybko. Całą drogę rozmyślałem o czarującym, kruczowłosym Magnusie Bane.