[NZ] Idąc za marzeniami [1/?]

Autor: Lena

Beta: chwilowo brak

Gatunek / Rodzaj: Non-canon, Yaoi

Rating: 15+

Parring: HP/DM

Rozdział I.

Harry Potter, prawie siedemnastoletni, zbawca magicznego świata, był raczej samotną osobą. Mimo iż pokonał swego odwiecznego wroga, Lorda Voldemorta, ponownie został wysłany na wakacje do swego wujostwa, przez Albusa Dumbledore, wybitnego i bardzo szanowanego maga.

Nie trzeba chyba mówić, że chłopak nie chciał wracać do rodziny, nigdy nie czuł się dobrze u Dursleyów. Był wykorzystywany, poniżany i nie kochany, nigdy nie doświadczył od nich czułości. Jedyna rzeczą, którą zawsze dostawał od rodziny, był ból. Zarówno psychiczny jak i fizyczny.

Był początek lipca. Prawie miesiąc dzielił Harry'ego od jego siedemnastych urodzin. Było jasnym iż nie mógł się doczekać owego radosnego wydarzenia, jako że z dniem swych siedemnastych urodzin stawał się on pełnoletni w świetle prawa panującego w czarodziejskim świecie. A to znaczyło, że będzie mógł bez żadnych przeszkód wyprowadzić się od wujostwa.

Lato tego roku było wyjątkowo ciepłe. Nie upalne jak zaledwie rok wcześniej, ale ciepłe. Temperatura dochodziła nawet do trzydziestu stopni w najgorętszym punkcie dnia. Tego dnia, Harry miał naprawdę zły humor. Zaledwie kilka dni wcześniej wrócił na wakacje na Privet Drive. Miał szczera nadzieję, że wujostwo da mu święty spokój. Rodzina chłopaka, miała jednak inne plany.

Rankiem, drugiego lipca, ciotka Petunia wyciągnęła chłopaka z łóżka i zagoniła do pracy w ogrodzie. Harry był skazany na pielenie, sadzenie, koszenie i grabienie w najgorszym upale. Potem nie było lepiej. Jego następnym zadaniem było wyszorowanie do połysku wszystkich akcesoriów ogrodowych. Uporawszy się z tym miał na dzieję na chwilę odpoczynku jednak kiedy tylko wszedł do domu, ciotka wręczyła mu szmatkę i wiadro po czym kazała mu dokładnie umyć podłogi w całym domu.

Jego ostatnim zadaniem tego dnia było przygotowanie kolacji. Ciotka miała tego dnia urodziny i rodzina zaprosiła kilkoro znajomych na 'skromną' kolacyjkę. Oczywiście gotowanie zostało zwalone na ramiona biednego Pottera. Zaczynając gotować, chłopak nie był świadom jakich kłopotów mu to przysporzy.

Po tym jak w kwietniu zgładził Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać, czuł się w dziwny sposób rozluźniony. Stres związany z ciągłym niebezpieczeństwem zniknął i Harry miał więcej czasu na rozmyślania. Głównym tematem była oczywiście jego przyszłość. Zamierzał skończyć Hogwart, to oczywiste. Ale co potem? Jednym z wniosków, do których doszedł było fakt iż Harry chce znaleźć miłość. Kto by nie chciał, prawda? Ale za tym wnioskiem pociągnęły się pytania. Dosyć ważne pytania. Podstawowym było gdzie szukać?; I przede wszystkim kogo szukać.

Nigdy wcześniej Harry nie zastanawiał się nad swoją seksualnością. Naturalnie, jak każdy zdrowy mężczyzna w jego wieku, wykonywał pewne czynności by zniżyć poziom frustracji seksualnej. Problem leżał w tym, że Potter nie myślał konkretnej płci kiedy to robił. Zapewne nie zaczął by również myśleć o swoich preferencjach seksualnych, gdyby nie pewna rozmowa w wierzy Gryffindoru, a dokładnie w dormitorium chłopców z szóstego roku, mająca miejsce pod koniec maja. Wtedy to jeden z jego lokatorów zadał to jakże nurtujące pytanie.

-Jakie ty masz w ogóle preferencje seksualne, Harry?-

Potter nie wiedział. Nigdy się nad tym nie zastanawiał. Nikim szczególnie się nie interesował. Kiedyś podobała mu się Cho Chang, ale to było na piątym roku i skończyło się szybciej niż w ogóle zaczęło. Ta rozmowa dała mu wiele do myślenia.

Nie musiał długo czekać na odpowiedź, gdyż nadeszła ona szybciej niż się spodziewał. A mianowicie stało się to pewnego czerwcowego wieczora kiedy to zobaczył Zabini'ego w samych tylko bokserkach. Można się domyślić, w którym kierunku pobiegły jego preferencje.

Owego felernego dnia, kiedy przygotowywał kolację na cześć ciotki Petunii odpłyną w swe myśli zbyt daleko. Przy nawale pracy związanej z gotowaniem, chłopak nawet nie zauważył, że czas trzymania pieczeni w piekarniku minął.

Kiedy w końcu się zorientował, było już za późno. Pieczeń całkowicie się wysuszyła. Najgorsze jednak było dopiero przed nim. Miał świadomość iż zostanie ukarany, zawsze się tak działo kiedy coś poszło nie tak jak powinno. Nie wiedział jednak co się stanie. Kiedy jako dziecko coś przypalił, ciotka biła go po dłoniach, lub wsadzała je pod gorącą wodę. Tym razem jednak, Harry nie wiedział czego ma się spodziewać.

Ciotka Petunia wpadła do kuchni zwabiona przykrym zapachem, przypalonego mięsa. Harry doskonale dostrzegł moment kiedy wściekłość zalała oczy kobiety.

-Vernon!- wrzasnęła, mierząc nic nie podejrzewającego Pottera wzrokiem. Chłopak słyszał kroki wuja kiedy ten schodził ciężko po schodach.

-Co się stało, Petunio?- spytał wchodząc do kuchni. Swoimi krótkimi, serdelkowatymi palcami zapinał guziki koszuli.

-Spójrz co ta pokraka narobiła!- pisnęła kobiet gniewnie, wskazując dłonią brytfankę z czymś co miało być pieczenią. –Na pewno zrobił to specjalnie, żeby zniszczyć naszą kolację i popsuć moje urodziny!-

Harry patrzył w ciszy jak twarz wuja czerwienieje ze złości. Przyglądał się jak Vernon zbliża się do niego.

-Ty głupi dzieciaku! Nauczę szacunku! Znaj swoje miejsce w tym domu!- krzyknął mężczyzna.

Nim Harry zdążył w jakikolwiek sposób zareagować, pięść wuja uderzyła jego szczękę z niesamowitą siłą. Potter ze swoją drobną posturą nie miał szans na utrzymanie się na nogach po takim uderzeniu. Jego kolana zderzyły się boleśnie z posadzką.

Harry ledwo uniósł głowę, ponownie poczuł na swej twarzy pięść opiekuna. Po tym nastąpiło jeszcze kilka ciosów w twarz i brzuch. Nawet kiedy Harry leżał już zwinięty w kłębek na kuchennej podłodze Vernon nie przestawał go bić. Kopał go po nogach, plecach, brzuchu, a i głowy nie ominął.

Ku nieszczęściu Harry'ego, Dudley zaalarmowany hałasami dochodzącymi z doły, zszedł szybko do kuchni i dołożył od siebie kilka ciosów. Harry mógł by przysiądź iż dosłyszał chrzęst łamanych kości.

Kiedy ostatecznie wuj Vernon i jego synalek zostawili Pottera w spokoju, ciotka kazała mu pójść do swojego pokoju i się ogarnąć. Sama była zaaferowana ścieraniem krwi z podłogi. Harry zaś ledwo doczłapał się do swojego pokoju.

Wyciągnął swoją różdżkę z pod luźnej deski w podłodze, schował ją do kieszeni. Wypuścił Hedwige i jakimś sposobem wymknął się z domu. Udał się na stary, opuszczony plac zabaw na obrzeżach osiedla. Było to raczej odludne miejsce, w pewnej odległości od domostw co gwarantowało Harry'emu święty spokój.

Chłopak był cały obolały. Mógł by przysiądź, że ma złamane kilka żeber. Z nosa ciekła mu krew, czuł, że oczy zaczynają mu puchnąć. Podciągnąwszy zakrwawioną koszulkę dostrzegł liczne siniaki pokrywające jego ciało.

Nie wiedział co ma teraz zrobić. Nie chciał wracać do wujostwa. Nie po tym co mu dziś zrobili. I to za co? Za spalenie pieczeni? Nie wiedział d kogo mógł by się zgłosić po pomoc. Hermiona była z rodzicami na zasłużonych wakacjach w Hiszpanii, Ron i reszta rodziny odwiedzał Charlie'ego w Rumunii, a nie wiedział gdzie mieszka reszta jego przyjaciół.

Mógł by udać się na Grimound Place, ale nie był jeszcze w stanie wejść do domu, w którym wszystko przypominało by mu o Syriuszu. Nie wiedział również gdzie mieszka Lupin. Cóż sytuacja była raczej nieciekawa.

Postanowił, że poczeka na placu do zmierzchu, a potem poszuka sobie jakiegoś miejsca do spania.

Noc robiła się chłodna. Harry był wyczerpany i obolały. Po dłuższym namyśle postanowił wrócić na Privet Drive 4, by zabrać swoje rzeczy i udać się do Dziurawego Kotła skąd mógł by wysłać wiadomość do Dumbledore'a.

Idąc przez opuszczoną ulicę, nie patrzył przed siebie. Ledwo słaniał się na nogach a i siły by podnieść głowę nie miał. Niemniej jednak, nie patrząc przed siebie, nie zauważył wysokiej , dostojnej persony stojącej przed domem Dursleyów. Wpadł na ową osobę, odbił się od twardej sylwetki przybysza i z głośnym jękiem bólu wylądował na chodniku. Ból rozlał się po jego ciele ze zdwojoną siłą.

-Potter? Coś ty na Merlina wyprawiał?-

Harry znał ten głos. Odrobinę arogancki i chłodny. Otworzył oczy by sprawdzić na kogo wpadł i aż sapną zaskoczony. Lucjusz Malfoy, we własnej osobie pochylał się nad nim ze zmarszczonymi brwiami.

-Dobry wieczór- jęknął Harry próbując się podnieść, jednak ten ruch wzmógł jedynie ból odczuwany przez złamane żebra. Chłopak opadł z powrotem na chodnik, zamykając oczy by opanować napływające łzy. –Co pan tu roby?- spytał walcząc z bólem.

Rodzina Malfoya przeszła na stronę światła rok temu. Od tamtej pory Lucjusz był drugim szpiegiem w progach Voldemorta. Przyczynił się również do śmierci Czarnego Pana.

-Dziś moja kolej na obserwowanie twojej osoby, chłopcze. Byłem przekonany, że jesteś w środku. Co ci się stało? Jesteś utytłany krwią i cały opuchnięty. Nie leż tak na tym chodniku- polecił wyciągając rękę ku Harry'emu by pomóc mu się podnieść. Chłopak skorzystał z niej z wdzięcznością.

Mimo pomocy ze strony Malfoya, Harry miął trudności ze wstaniem. Kiedy udało mu się podciągnąć na nogi, ledwo co się na nich trzymał. Zrobił krok w kierunku domu, zachwiał się i poleciał w dół. Lucjusz złapał go w ostatniej chwili.

-Potter?- szepnął potrząsając lekko chłopakiem, lecz ten nie odpowiadał. Zemdlał. Lucjusz klnąc pod nosem, przytrzymał Pottera mocniej i aportował się do swej posiadłości.

Wylądował na szerokiej żwirowanej drodze prowadzącej do głównej bramy Malfoy Manor. Wziął Pottera na ręce – uderzył w niego fakt iż chłopak jest strasznie lekki, pod dłońmi doskonale wyczuwał wystające kości – i poszedł w kierunku dworu. Brama otworzyła się sama wyczuwając magiczną sygnaturę właściciela.

Zobaczywszy przez okno swego małżonka niosącego kogoś w rękach, Narcyza wybiegła na schody przed domem. Minę miała raczej zmartwioną. Wyraz ten pogłębił się jeszcze bardziej kiedy rozpoznała zmizerniałe ciałko Harry'ego.

-Zawiadom Dumbledore'a i Severusa. Przyda się w tej chwili. Powiedz żeby Snape wziął swoje mikstury lecznicze- rzucił Lucjusz zanim kobieta zdążyła się odezwać. Skinąwszy głową, pobiegła do salonu gdzie było kominek. Lucjusz zaś szybkim krokiem wspiął się po schodach i kopniakiem otworzył drzwi ich najlepszego gościnnego pokoju i delikatnie położył Harry'ego na łóżku.

-Coś się stało ojcze? Miałeś być na pa…- wchodzący do pokoju Draco urwał w pół zdania, dostrzegłszy nieruchome ciało. –Kto to?- spytał opierając się o framugę.

Lucjusz rzucił mu szybkie spojrzenie, po czym wrócił wzrokiem do pobitego chłopaka.

-Potter.- powiedział krótko.

Oczy Draco otworzyły się szerzej.

-Co mu się stało?- szepnął podchodząc do ojca. Potter nie przedstawiał swoją osoba zbyt przyjemnego widoku. Jego za duże ubrania pobrudzone były zaschniętą krwią, twarz była sina i spuchnięta. W szczególności lewe oko. Okulary były połamane, ledwo co trzymały się na opuchniętym nosie.

-Ktoś go pobił, jak widać. Stałem przed domem tych mugoli, z którymi mieszka, świecie przekonany, że Potter jest w środku, a tu nagle Potter na mnie wpada w takim stanie. Nie miał siły podnieść się z chodnika, a kiedy już staną od razu zemdlał.- wyjaśnił Malfoy senior. –Krew nie jest świeża, musiał być pobity kilka godzin temu.- dodał. Lucjusz wyciągnął z rękawa różdżkę i jednym jej machnięciem usunął koszulkę Pottera.

Tak jak się spodziewał, dzieciak był niezdrowo chudy widać było lekki zarys mięśni brzucha, zarówno Draco jak i Lucjusz byli w stanie policzyć mu wystające żebra. A skoro już o żebrach mowa… Lewa storna tułowia Harry'ego była sina. Lucjusz wymamrotał coś co brzmiało 'połamane żebra'.

Draco oderwał wzrok od szczupłej sylwetki Pottera i spojrzał na otwarte drzwi, z korytarza dochodziły dźwięki szybkich kroków i szeptów. Po chwili do pokoju weszła Narcyza a tuż za nią Dumbledore i Snape. Obaj przywitali się krótko i podeszli do łóżka. Lucjusz odsunął się przepuszczając Snape'a.

Podczas gdy Mistrz Eliksirów rzucał zaklęcia diagnozujące na chłopaka, Dumbledore dopytywał się co się stało. Lucjusz powtórzył dyrektorowi to co chwilę wcześniej powiedział swemu potomkowi.

Staruszek patrzył z konsternacją na poobijane ciało jego ulubieńca.

-To ci mugole, prawda? To oni mu to zrobili. To oni Albusie?- nalegała Narcyza. Bardzo lubiła Harry'ego. I była mu wdzięczna za uratowanie Draco z rąk Voldemorta, zaledwie kilka miesięcy wcześniej.

Dumbledore westchnął ciężko.

-Obawiam się, że tak moja droga.-

-Czemu wysłał pan, Pottera do tych ludzi skoro oni robą mu takie rzeczy?- spytał znienacka rozłoszczony Malfoy. Wszyscy spojrzeli na niego zaskoczeni.

-To jego jedyna rodzina, a jego przyjaciele wyjechali na wakacje. Nie miał gdzie pójść- oznajmił dyrektor. Draco jedynie prychną cicho. Severus akurat skończył rzucać swoje zaklęcia i wyprostował się z wyrazem czystej konsternacji na twarzy. –Severusie?-

-Złamane cztery żebra, odrobinę zapadnięte prawe płuco, siniaki, stłuczenia, delikatne pęknięcie czaszki. Jedno z żeber drasnęło wątrobę. Do tego anemia i niedowaga.- powiedział.

Zanim ktokolwiek z zebranych zdążył jakoś zareagować Harry zaczął się budzić z cichym jękiem. Draco niepostrzeżenie wycofał się do drzwi.

-Spokojnie, Harry. Jesteś w posiadłości Malfoyów.- poinformował od razu Dumbledore. Severus od razu wziął się do pracy i zaczął poić nastolatka przeróżnymi eliksirami. Na koniec użył zaklęcia by poskładać żebra Pottera. Wróciły na swoje miejsce z głośnym chrzęstem, na który wszyscy się skrzywili.

-Harry, czy to twoje wujostwo ci to zrobiło?- spytał Dumbledore jako pierwszy. Harry zarumienił się i kiwnął potwierdzająco głową. –Czy do się zdarzało wcześniej? Czy zadawali ci ból fizyczny?-

Harry zamyślił się na moment, jakby próbując przypomnieć sobie czy coś takiego miało miejsce. Draco zauważył, że brunet nieświadomie pociera wierzch prawej dłoni.

-Czy zamykanie mnie w komórce pod schodami, parzenie mi dłoni gorącą wodą, kopniaki i tym podobne rzeczy się liczą?- mruknął marszcząc brwi.

Wszyscy pojrzeli na niego przerażeni. Severus jak i Draco słyszeli plotki jakoby Potter był trzymany w komórce pod schodami, ale nigdy nie sądzili, ze to może być prawda. Dodatkowo, w słowach gryfona Draco znalazł odpowiedź na pytanie 'dlaczego Potter głaszcze swoją dłoń'. Ciało pamięta, przemknęło mu przez myśl

-Owszem Potter, liczy się- odparł Snape ukrywając swój szok.

-W takim razie tak- przyznał cicho gryfon.

-Odpocznij, Harry- poleciła Narcyza. Rzuciła zebranym spojrzenia pod tytułem 'musimy pogadać.'

Wszyscy wyszli z pokoju zostawiając Pottera samego.

-On do nich nie wróci, Albusie- powiedziała Narcyza kiedy tylko drzwi się za nimi zamknęły.

-Nie może mieszkać sam, a ja nie mam gdzie go ulokować- westchnął Albus gładząc swoją brodę.

-Może zostać u nas- wypalił znowu Draco. Intensywne spojrzenia wszystkich skierowały się na niego. Chłopka zarumienił się lekko wymierzając sobie mentalny policzek. –On nie będzie musiał wracać do mugoli a ja będę miał towarzystwo- dodał na swoje usprawiedliwienie, wzruszając ramionami.

-Draco ma racje, Lucjuszu. Harry może zostać u nas- przyznała pani Malfoy. Lucjusz krótko skiną głową zgadzając się.

Dumbledore uśmiechnął się, zgodził się na taki układ i zabierając ze sobą Severusa, wraz z Lucjuszem zeszli na dół.

-Powiem mu, że zostaje u nas- stwierdził Draco beznamiętnie, choć w duchu skakał z radości.

-Dobrze. Wyśle skrzaty po jego rzeczy. Mógł byś mu pożyczyć jedną ze swoich szat? Jego urania nie wyglądają na nim najlepiej- mruknęła jeszcze po czym poszła za mężczyznami.

Draco przywołam skrzata i kazał mu znaleźć jakieś ubranie w szafie Draco , które będzie pasowało do zielonych oczu Pottera. Skrzat zniknął, a po chwili wrócił z ciemnymi dżinsami i obcisłą zieloną koszulką. Draco wziął od skrzata ubrania i zapukał do drzwi Pottera. Po chwili usłyszał ciche 'proszę'. Wszedł do pokoju i zamknął za sobą drzwi.

Raczej nie jego się Harry spodziewał lecz nic nie powiedział. Draco położył ubrania na jeden z foteli po czym usiadł w nogach królewskiego łoża, Pottera.

-Jak się czuje nasz bohater?- spytał.

Harry przyglądał mu się przez chwilę po czym mruknął: -Dobrze.-

-Cudnie. To są ubrania dla ciebie, na jutro. Powinny być dobre, wydaje mi się, że nosimy ten sam rozmiar- stwierdził blondyn wskazując odzież, którą chwilę wcześniej odłożył.

-Dziękuję- padła cicha odpowiedź bruneta.

-Matka posłała skrzaty po twoje rzeczy, niedługo powinny tu być z powrotem.- dodał. Harry patrzył na niego nie rozumnie. –Zostajesz u nas na do końca wakacji, Potter- wyjaśnił Draco z lekkim uśmieszkiem. –Wybierzemy się jutro na zakupy, trzeba ci kupić porządne ubrania- mówił dalej blondyn. –Będziemy się świetnie bawić przez te dwa miesiące.-

-Zwolnij, Malfoy. Przecież ty mnie nawet nie lubisz.- wtrącił zielonooki.

-A kto tak powiedział?- Harry przez chwilę otwierał i zamykał usta, szukając odpowiedzi. W końcu zamknął je i patrzył z niedowierzaniem na Malfoya. –Właśnie. Przypominam ci, że chciałem się kiedyś z tobą zaprzyjaźnić. I lepiej będzie jeśli zaczniemy mówić do siebie po imieniu. W końcu spędzimy razem wakacje, głupio tak mówić po nazwisku. Draco- oznajmił wyciągając rękę do Harry'ego. Uściśnij, uściśnij, uściśnij tym razem, powtarzał sobie w myślach Draco. Po chwili wahania Harry ujął wyciągniętą dłoń i uścisnął ją lekko.

-Harry- mruknął.

-W takim razie dobranoc, Harry. Och i tam jest łazienka. Umyj się, jesteś cały we krwi- dodał Draco jeszcze zanim wyszedł.

Będąc dopiero w swoim pokoju, Draco pozwolił sobie na okazywanie radości jaką czuł. Skakał przez chwilę po łóżku po czym się na nim położył z niemal głupkowatym uśmiechem na twarzy. Nie mógł nic poradzić na swój entuzjazm.

Powodem jego radości był fakt iż będzie miał Pottera tylko dla siebie przez całe dwa miesiące. Jako, że jego rodzice byli w Zakonie, wiedział iż Weasley i Granger wracają dopiero na rok szkolny, co było mu bardzo na rękę.

Jako dziecko, Draco bardzo chciał się zaprzyjaźnić z Potterem, jednak ten odrzucił jego propozycje. Młody Malfoy miał o to żal przez całe pięć lat, ale na szóstym roku… Na szóstym roku wszystko się zmieniło. Żal zniknął jakby go nigdy nie było, a w zamian pojawiło się uczucie o całkiem innej naturze.

Draco był świadom iż Potter darzył do całkowicie odmiennym uczuciem. Cóż… Nienawidził go, czyż nie? Ale kiedy na początku szóstego roku nauki Draco w Hogwarcie, rodzice blondyna zdecydowali się na zmianę stron, chłopak zauważył cień szansy.

A jego uczucie do Pottera?

Zaczęło się na uczcie powitalnej. Przez wszystkie lata nauki w Hogwarcie, spojrzenie Draco często uciekało ku stołowi Gryffindoru, by patrzeć na gryfonów z politowaniem, prowokować wzrokiem czy rzucać złośliwe uśmieszki. Na rozpoczęciu szóstej klasy nie było inaczej.

Draco doskonale zdając sobie sprawę z tego jakie ma preferencje seksualne, ze zdziwieniem zauważył iż Potter wyprzystojniał, wymężniał i jakoś tak… wydoroślał. Wtedy Harry podniósł te swoje zielone oczęta i Draco był zgubiony.

W ciągu roku oczywiście nie obeszło się bez kłótni. Blondyn nie przepadał za Weasleyem ani Granger i choć Harry'ego darzył sympatią, zakładał swoją maskę zimnego opanowania i zachowywał się tak jak wcześniej. Prowokował Pottera, był niemiły, arogancki i ironiczny.

Robił to tylko po to by ujrzeć te błyski w oczach Złotego Chłopca. Harry był jego zdaniem, uroczy i podniecający kiedy się złościł. Niejednokrotnie po takich kłótniach musiał odwiedzać toaletę lub dormitorium, by sobie ulżyć.

Kiedy będziemy już razem, nie będzie miększego problemu ze spotykaniem się, myślał. Peleryna Niewidka, Pottera się przyda… I mamy jeszcze pokój życzeń.

Draco był pewien, że uda mu się rozkochać w sobie Pottera, tak jak Harry rozkochał w sobie Draco. Nieświadomie, rzecz jasna.

Ziewając, Draco udał się do łazienki, wziął szybki prysznic i wrócił do sypialni. Wślizgnął się pod kołdrę, machnięciem różdżki zgasił światło i zasnął z Potterem wciąż błąkającym się w jego myślach.