Głodowe Igrzyska, Ćwierćwiecze, rebelia. Przeminęło. Może być szczęśliwa, nastały nowe, lepsze rządy. Jednak ona nie czuje już nic. Zbyt wiele straciła, zdecydowanie zbyt wiele. Już przed rebelią mówiła, że nie ma nikogo. Jednak wtedy coś mobilizowało ją do życia. Teraz straciła nawet tą marną mobilizację. Szukała czegoś w sobie, co mogłoby pomóc jej się podnieść. Nie znalazła zupełnie nic. Nie ma siły na dalsze życie. Żałuje, że nie zginęła podczas rebelii. Byłaby szczęśliwa, inni też by byli – Katniss, Annie, Peeta, Plutarch, Snow, Gale, Finnick. Finnick…Nieznośne ukłucie w sercu.

A co jeśli Johanna Mason kochała? Zabójczyni, która z zimną krwią pozbawiała życia, co jeśli kochała? Kogo ona mogła kochać, żyła sama, nie miała przyjaciół, no może prócz jednego, ale go nie mogła kochać. Finnick był tylko przyjacielem, bardzo dobrym przyjacielem, jako jedyny potrafił ją zrozumieć, zawsze gdy go potrzebowała był obok. Łza spływająca po policzku. Płacze, bo straciła przyjaciela. Kolejne ukłucie przeszywające serce.

Finnick był cudowny. Nie był taki, na jakiego wykreował go Kapitol. Dla niego nie było ludzi dobrych i złych, pięknych i brzydkich. On do końca był sobą. Do końca, który przyszedł zdecydowanie zbyt wcześnie . Miał przyjaciół- ją, Katniss, Peete, Beetego. Miał fanów. Miał syna i miał żonę. Miał dla kogo żyć.

To idiotyczne. Boli. Myśl o biednej, niepełnej rozumu Annie naprawdę sprawia jej ból. Przecież nie ma, czego jej zazdrościć. Jest ładniejsza, lepiej radzi sobie w życiu, myśli logicznie. Jedynie, czego mogła zazdrościć Annie to rodziny. Ale ona też miała Finnicka, jej Finnick był przyjacielem, Finnick Annie był jej mężem. To absurd, nie może być zazdrosna o przyjaciela, nie może. Kochała go, ale tylko jak przyjaciela. Tylko i wyłącznie.

Tylko i…Kłamie. Kłamstwo zbyt silnie wrosło jej w nawyk. Wbija paznokcie w bladą skórę. Kochała Finnicka Odaira, kochała. Kochała bardziej niż przyjaciela. Popada w histeryczny śmiech. Krzyczy na całe gardło. Wrzeszczy, że kochała, że nadal kocha. Nie przeszkadza jej płacz czy silny ból. Wrzeszczy. Chce żeby wszyscy wiedzieli. Niech cały Kapitol się dowie o tym, jak Johanna Mason straciła wszystko, co miała. W końcu to Kapitol jej to odebrał.

Musi zapomnieć. Musi. Może nawet umrzeć byle zapomnieć. Zrobi wszystko. Chwyta pomiętą kartkę leżącą na stole. Zaczyna pisać. Pisze bez składni i ładu. Chce tylko wylać emocje na papier i jak najszybciej zapomnieć. Musi zacząć życie od nowa, musi.

Na kartce pisze wszystko, pisze, że kochała Finnicka, że nie ma dla niej sensu żyć, że chciałaby umrzeć, cofnąć czas, zacząć od nowa. Chciałaby,żeby umarła na arenie na swoich pierwszych Igrzyskach. Wtedy wszyscy byliby szczęśliwi. Wszystko byłoby inne. Wszystko…

Następnego dnia adresuje kopertę, nie zna jego adresu. Gale Hawthorne, dystrykt drugi. Nie ma pojęcia, dlaczego do niego piszę. Przecież nawet się nie lubią. Wie jednak, że tylko on może ją zrozumieć, on stracił Katniss. Wie jak to jest stracić miłość. Nie może napisać do Katniss, bo nie zrozumie, do Annie tym bardziej.

Wyjmuje kremową kopertę i wkłada do niej pomiętą kartkę. Nie liczy się wygląd papieru, liczą się intencje. Pierwszy raz po rebelii opuszcza dom, aby udać się do miasta. Nie zwraca uwagi na ciekawskie spojrzenia i to, że jest wytykana palcami. Wrzuca list do skrzynki. I czeka na odpowiedź. Wierzy, że ją zrozumie.

Dostała zaproszenie. Zaproszenie pisane delikatnym i pięknym pismem. Zaproszenie na chrzest. Zaproszenie na chrzest Leona Odaira. Annie, która zawsze się jej bała, która nie otwierała się przed nikim, oprócz Finnicka, która kochała go ponad wszystko, Annie zaprasza ją na chrzest. Leon, cudowne imię. Pierwszy raz od wielu tygodni na jej twarzy widnieje uśmiech. Pojedzie do czwórki. Wierzy, że Gale też przyjmie zaproszenie.