Witam :) Co u państwa słychać? Mnie ostatnio wzięło na krótkie utwory, więc troszkę się pomęczycie xD Tę MINIATURKĘ (z naciskiem na „miniaturkę", gdyż drabbli już za Chiny raczej nie tknę, zapomnijcie) dedykuję mojej koleżance, z którą wczoraj przegadałam na ławeczce 1,5 h :3
Augustus Rookwood oraz Fenrir Greyback siedzieli naprzeciwko siebie, po obydwu stronach stołu w Dworze Malfoyów. Do narady co prawda jeszcze szmat czasu, ale jeden i drugi się nudzili, toteż przymaszerowali na miejsce wcześniej. Los pozostawił ich samym sobie, jeśli nie liczyć stojącego w kącie MacNaira, który zajęty był polerowaniem swojego topora. A jego liczyć nie warto, bowiem polerowanie pochłonęło go całkowicie, a poza tym on i tak lubił oglądać takie kabareciki, jak kłótnia.
Rookwood, jak na złość Greybackowi, wyciągnął papierosa, włożył go do ust i zapalił.
- Jak ty możesz to palić, to ja nie rozumiem – wilkołak pokręcił z rezygnacją głową.
Długowłosy wypuścił obłok dymu prosto w twarz swojego rozmówcy. Parsknął zduszonym śmiechem, zobaczywszy jego minę.
- Jełop! – warknął „z lekka" wściekle wilkołak, uderzywszy pięścią w stół i zrywając się na równe nogi.
- Też cię kocham, Fen – mruknął rozbawiony Rookwood. – Fajki są na pewno lepsze, niż te twoje mugolskie narkotyki. Pochodzisz happy chwilę, a potem warczysz na każdego. I to o wiele bardziej, niż zazwyczaj. Nie służą ci, piesku.
Greyback usiadł, wciąż wściekły.
- Trawka! – oświadczył stanowczo.
Rookwood spoważniał. Trzymając papierosa w dwóch palcach, spojrzał hardo buńczucznym wzrokiem na Fenrira.
- Fajki.
- Trawka!
- Fajki!
- Trawka!
W tym momencie obaj zerwali się na równe nogi. Mierzyli się spojrzeniem, żaden z nich nie zamierzał przerwać kontaktu wzrokowego, a tym bardziej mrugnąć. Ich dłonie w tym samym momencie powędrowały ku różdżkom.
Rookwood uśmiechnął się z politowaniem, lecz przebijała przez niego drwina.
- I ty, wilczku, na mnie z tym patykiem?
- I ty, chucherko zasrane, na mnie z tą mordą?
- I wy, nędzni niedorozwoje umysłowi, na siebie w moim pięknym domu? – warknął Lucjusz Malfoy, wchodząc do pokoju w pełni swej bufonowatej chwały i samolubnej sławy.
Skarceni jego wzrokiem, obaj usiedli z powrotem. Wymienili porozumiewawcze spojrzenia, po czym uśmiechnęli się do siebie, jakby byli knującymi coś przedszkolakami. Oczy błysnęły im tym samym nieco szaleńczym, nieco łobuzerskim blaskiem.
Hahaha, cieszcie się, kochani, mój Rookwood WRESZCIE w akcji ^^ Proszę, napiszcie szczerze, co o nim myślicie, bowiem to dla mnie postać… bardzo istotna. Jestem do niego przywiązana i zależy mi, by podobał się moim czytelnikom (to jest wam, moi kochani :3 ). Czekam na reviewsy :)
