Lassiter nieszczególnie się zdziwił, gdy po wejściu do kryjówki mordercy znalazł tam Shawna, chociaż wyraźnie mówił mu, że ma tam nie iść, a już zwłaszcza sam. Ale czy Spencer kiedykolwiek go posłuchał? Nigdy. Zawsze robił to co chciał, lekceważył go, ośmieszał. Lassiter miał tego dość, ale nie mógł nic zrobić. Mógłby go zastrzelić, ale od razu byłoby wiadomo, kto jest sprawcą, więc gdy miał wybór: zastrzelić albo groźnego nożownika, albo Shawna, który był jego zakładnikiem, Lassiter wybrał mordercę. Trafił go prosto w głowę, mężczyzna upadł, a Shawn prędko od niego odskoczył, wycierając krew ze swoich włosów.
- Kolejny miażdżący sukces do mojego życiorysu! – wykrzyknął uradowany, podchodząc do detektywa.
- Mówiłem ci, żebyś tu nie przychodził, Spencer. – przypomniał mu Lassiter.
- Jesteś po prostu zazdrosny, bo pierwszy odkryłem kryjówkę tego faceta. – Shawn wskazał na martwego mężczyznę z dziurą po kuli w głowie. – Dobry strzał, tak w ogóle.
Lassiter warknął i odepchnął od siebie Spencera. Podszedł do ciała i przyjrzał mu się. Faktycznie trafił całkiem nieźle, biorąc pod uwagę, że tuż obok była głowa Spencera, która wręcz kusiła, by to ją obrać za cel. Niestety miał przy sobie służbowy pistolet. Gdzie jest nie zarejestrowana broń, kiedy jest potrzebna?
Wtedy uwagę Lassitera przykuło coś błyszczącego. Nóż. Przykucnął i wziął go do ręki, przejechał palcem po ostrzu, wydawało się ostre. Nożownik na pewno nie wybrałby zwykłego kuchennego noża do zabijania. Nie, ten tutaj był wojskowy i jak Lassiter zdążył się dowiedzieć od patologa, wchodził w ciało człowieka jak w masło. Co za kusząca wizja.
- Jules będzie za pół godziny, są korki i nie może przejechać. – powiedział Shawn, który właśnie przestał rozmawiać przez telefon i podszedł do Lassitera. – Sprawdzasz, czy na pewno nie żyje? – zapytał go, pochylając się nad detektywem, by zerknąć na ciało.
- Nie żyje, Spencer. – Lassiter podniósł się, chowając nóż w kieszenie. To była idealna okazja, być może jedyna taka. Mieli być sami przez pół godziny. Nie potrzebował nawet tylu, rozprawiłby się ze Spencerem w zaledwie 10.
- Lassie, wszystko w porządku? – zapytał Shawn ze zmartwieniem w głosie, widząc zamglone oczy detektywa.
Lassiter uśmiechnął się, robiąc krok w stronę Shawna, który z niewiadomych dla siebie powodów, poczuł nagły strach. Nie podobał mu się ten uśmiech.
- Wszystko jest w porządku, Spencer. Poza tym, że znowu wszedłeś mi w drogę. – wraz z ostatnim słowem, Lassiter popchnął Shawna na ścianę. Młodszy mężczyzna syknął z bólu, gdy uderzył plecami o beton.
- Lassie, co ty? – był w szoku. Lassiter już kiedyś popchnął go na ścianę, ale nie z taką siłą, nie z taką nienawiścią.
- Co jest Spencer? Nie przewidziałeś tego? Myślałem, że jesteś medium. – zakpił. Położył dłoń na piersi Shawna, by utrzymać go w miejscu, drugą wyjął nóż, który ukrył wcześniej w kieszeni.
Shawn z szeroko otwartymi oczami spojrzał na ostrze w dłoni detektywa. To nie mogło się dziać naprawdę.
- Lassie, to żart prawda? Żartujesz? – próbował się wyrwać, ale wtedy Lassiter przyparł go do ściany całym ciałem, przykładając mu ostrze noża do policzka. Shawn słyszał swoje serce, które biło teraz jak szalone.
- Koniec z żartami, Spencer. Twoimi także. Mam już ciebie dość, pokażę ci teraz, jak się kończą zabawy takie jak twoje.
Ostrze wojskowego noża nacięło skórę na policzku Shawna. Cienka stróżka krwi wypłynęła z rany.
- Lassie, nie! Opamiętaj się! – próbował się znowu wyrwać, ale Lassiter był od niego wyższy, cięższy i przede wszystkim silniejszy.
Shawn jeszcze nigdy w życiu nie był tak przerażony, jak teraz. Lassiter użył noża, by rozpiąć mu koszulę, a potem przejechał nim w dół klatki piersiowej, jednak nie dość mocno, by naciąć skórę. Jeszcze nie.
- Lassie, błagam cię, przestań! – załkał. Cały drżał, nie miał jak uciec, a ostrze noża było przerażająco zimne. Poczuł nagły ból, gdy nóż przeciął skórę, jęknął, ale to nie powstrzymało detektywa.
- Błagasz mnie? – Lassiter był wściekły, Shawn widział to w jego oczach i przez to jeszcze bardziej się bał. – A ile razy ja cię błagałem, żebyś nie wtrącał się do moich sprawa?
- Puść mnie, a już nigdy nie odbiorę ci śledztwa, obiecuję!
- Teraz już na to za późno, Shawn. – Shawn zadrżał, słysząc swoje imię wypowiedziane z taką nienawiścią i odrazą. – Wtrąciłeś się o jeden raz za dużo.
Shawn zakrztusił się powietrzem, gdy ostrze noża wbiło mu się pomiędzy dwa ostatnie żebra. Do ust napłynęła mu krew, która szybko zaczęła wypływać mu spomiędzy zamkniętych warg. Nie zamierzał krzyczeć.
- Co jest, Spencer, żadnego krzyku? – zadrwił Lassiter, przesuwając odrobinę nóż w górę, rozcinając tym samym kawałek ciała. Czuł ciepłą krew spływającą mu po dłoni. – Zawsze jesteś taki wygadany, a teraz milczysz.
Shawn zakasłał, wypluwając z ust część krwi. Odważył się spojrzeć na Lassitera, byle tylko nie patrzeć na wbity w ciało nóż.
- Co się z tobą stało, Lassie? – zapytał chrapliwym głosem. Ostatni raz spróbował odepchnąć detektywa jedną ręką, ale ta próba, jak i dwie poprzednie, skończyła się niepowodzeniem. To nawet nie był próba, tylko żałosna desperacja.
- Każdemu kiedyś puszczają nerwy. – Lassiter wyjął nóż, a Shawn, pomimo wysiłku, krzyknął z bólu. Czerwona krew wypływała powoli z rany. – Mnie puściły już dawno, ale dopiero teraz nadarzyła się okazja. Popełniłeś dziś nie jeden, a dwa błędy, Spencer. Trzeba było zostać z Juliet, tak jak ci mówiłem. Ale jak zwykle mnie nie posłuchałeś.
Tym razem Lassiter nie wbił noża, tylko z przerażającą precyzją rozciął nim Shawnowi skórę od pępka, aż po mostek.
Shawn starał się nie dawać mu satysfakcji krzykiem, ale nie potrafił tego powstrzymać. Zaczął płakać, z bólu i ze strachu oraz z własnej głupoty. Powinien zauważyć, że Lassie nie jest sobą, że przesadził z denerwowaniem go. Teraz płacił za własną głupotę.
- Co jest, Spencer, płaczesz? – Shawn znowu zobaczył ten przerażający uśmiech. Zawsze uważał, że Lassie powinien się częściej uśmiechać, ale nie w ten sposób.
- Daj mi ten nóż, to wbije ci go pomiędzy żebra, zobaczymy czy nie będziesz płakał.
Lassiter zaśmiał się nim znowu wbił nóż w ciało Shawna, w tym samym miejscu co poprzednio, ale tym razem również szybko go wyjął.
Shawn krzyknął, próbował skulić się jak najbardziej, ale Lassiter mu nie pozwalał. Płakał jeszcze mocniej niż przedtem, modląc się, by Jules przyjechała jak najszybciej.
- Nie martw się, Spencer, nic ci nie będzie.
Shawn zaśmiał się przez łzy. Kiedyś te słowa z ust detektywa by go uspokoiły, ale teraz napawały go jeszcze większym strachem. Czuł, że powoli wpada w panikę, nie mógł do tego dopuścić. Im szybciej biło mu serce, tym szybciej się wykrwawiał, czego najbardziej się obawiał. Nie obrażeń, Lassiter upewniał się, że nie trafiał w żadne ważne organy, tylko właśnie wykrwawienia. Już czuł się słaby, a nie stracił dużo krwi.
- Nie zabijesz mnie, Lassie. – wyszeptał z trudem. Sam nie wiedział, co próbuje przez to osiągnąć. Miał chyba nadzieję, że gadaniną przywróci detektywowi rozsądek. – Jesteś zbyt uczciwy, zbyt prawy. Jesteś gliniarzem, nie możesz.
- Świat jest pełen brudnych glin. – Lassiter zamachnął się i jednym sprawnym ruchem zrobił kolejne nacięcie, tym razem na piersi Spencera, który krzyknął jeszcze głośniej niż przedtem, gdy nóż trafił na sutek. – Ale masz rację, nie zabiję cię. To byłoby za proste. Ty bawiłeś się moim kosztem, teraz ja pobawię się twoim. To będzie czysta przyjemność patrzeć jak cierpisz.
- Jules zaraz tu będzie. – powiedział zdesperowany. Cała jego nadzieja była właśnie w niej.
- Czy to nie ty mówiłeś, że stoi w korku i będzie za pół godziny? Hmm? – Lassie uniósł nożem jego podbródek, tak że Shawn nie miał wyboru i musiał spojrzeć mu w oczy. Lassiter miał rację. Jules jeszcze długo miała nie przyjechać. Nikt nie mógł go uratować poza litością ze strony detektywa. – Czeka nas sporo zabawy, Spencer. Całe pół godziny.
Shawn zapłakał, a potem jęknął z bólu, gdy Lassiter rzucił go na podłogę. Próbował się odczołgać, ale detektyw był czujny i nie pozwolił mu nigdzie odejść. Złapał go za nogi i przyciągnął z powrotem do siebie. Shawn poczuł ból, gdy krwawiące rany otarły się o twardą podłogę kryjówki nożownika. Nożownika, którego duch musiał wstąpić w ciało Lassitera. Innego wyjaśnienia tej okrutności detektywa nie widział.
Lassiter obrócił go na brzuch i usiadł mu na biodrach. Jedną ręką przytrzymał mu nadgarstki, a drugą, tą w której trzymał nóż, przyłożył mu go znowu do policzka.
- Lassie, błagam cię. Wypuść mnie, nie rób mi krzywdy. – nie obchodziło go, że błagał. Chciał tylko stąd odejść, do domu, gdzie było bezpiecznie i nikt nie mógł mu zadać tyle bólu.
- Lassie, tak? - Lassiter zrobił kolejne nacięcie na drugim policzku Shawna, tak by było symetrycznie. – Czy nie mówiłem ci wiele razy, że masz mnie tak nie nazywać? Spróbujmy jeszcze raz, z większym respektem.
Shawn był tak zdesperowany, że był gotowy zrobić wszystko, by uciec. Nazwanie Lassitera detektywem ten jeden raz, nie było trudne i był gotowy to zrobić, zwłaszcza że poczuł nóż przyciskany niebezpiecznie mocno do grdyki.
- Detektywie Lassiter, proszę, pozwól mi odejść.
- Duże lepiej, nieprawdaż, Spencer? – na twarzy Lassitera pojawił się pełen satysfakcji uśmieszek. – Nie było trudno to powiedzieć. Gdybyś robił tak od początku, może teraz nie leżałbyś na tej brudnej podłodze z dziurą w żebrach.
Myślał, że to już koniec. Lassiter dostał to, co zawsze chciał. Ale Lassiter wcale nie skończył, dopiero się rozgrzewał.
- Wiesz, gdzie skóra jest najdelikatniejsza, Spencer?
Shawn energicznie pokręcił głową, a potem jęknął z przerażenia, gdy Lassiter rozpiął mu spodnie.
- Pachwiny sa bardzo delikatne, Spencer. – mówił Lassiter z nieukrywaną radością. – I bardzo ukrwione.
Shawn zaczął się wiercić, ale Lassiter szybko go od tego odwiódł, gdy czubkiem noża, przez spodnie, dotknął jego pachwiny. Shawn miał ochotę się rozpłakać, ale przecież nie robił nic innego od kilku minut, jednak wciąż było to za mało.
- Mam nadzieję, że nie myślałeś nigdy o dzieciach. – zażartował Lassiter, nieco mocniej wbijając nóż, który Shawn doskonale czuł pomimo bariery z dżinsów i bielizny.
- Lassie, miej litość!
- Bez obaw, Spencer. Mam w sobie nieco litości, dlatego tutaj cię nie zranię. – zapewnił, klepiąc go pocieszająco po brzuchu. – Ale tutaj...
Shawn poczuł kolejną falę bólu, gdy nóż przeciął mu skórę i mięśnie na brzuchu. Nawet pomimo własnego krzyku wciąż słyszał śmiech Lassitera, który na tym nie poprzestał. Ciął go jeszcze w wielu innych miejscach, po ramionach, piersi, brzuchu, nawet po twarzy. Ku przerażeniu Shawna, robił to według schematu nożownika, który leżał od nich zaledwie kilka kroków dalej. Nikt by go nie podejrzewał, nikt. Każdy pomyślałby, że Shawna zranił nożownik i tylko dwie osoby wiedziały, jaka jest prawda.
Lassiter z każdą chwilą stawał się coraz bardziej brutalny. Ręce miał poplamione krwią, ale tylko ręce. Jego ubranie było czyste jak zawsze. Shawn z kolei był cały we własnej krwi i pocie. Krzyczał tak głośno, aż zdarł sobie kompletnie gardło. Mimo to krzyczał dalej, choć teraz jego krzyki przypominały charczenie. Nie miał pojęcia ile razy prosił Lassitera, by przestał. Po pewnym czasie nawet już dalej nie próbował, bo wydawało się, że to tylko nakręca go jeszcze bardziej.
Lassiter nie pozwolił mu długo milczeć. By ponownie zachęcić go do błagań, wsadził mu palec w ranę na żebrach. Shawn nigdy nie czuł takiego potwornego bólu, a detektyw powiedział, że to powtórzy, jeśli znowu nie zacznie błagać. Więc Shawn błagał, krztusząc się własnymi łzami.
Stracił kompletnie poczucie czasu, był pewien, że minęło kilka godzin, a wciąż nikt nie przyszedł. Ani Juliet, ani Gus, nikt. Czy nikt nie słyszał jego krzyku? Pozostawili go samemu sobie?
W końcu po wielu minutach męczarni Shawn był wolny. Lassiter zszedł z niego, ale dalej stał blisko i przyglądał się młodszemu mężczyźnie z obrzydzeniem, nic jednak nie mówił.
Shawn unikał jego wzroku. Skulił się w kłębek na podłodze i znów zapłakał, tym razem już tylko z bólu. Wszystko go bolało, nawet nogi, które pozostały nietknięte. Na przemian szlochał i kasłał, wypluwając przy tym krew. Omal nie zwymiotował, poczuł nawet torsje, ale nic się nie stało.
Leżąc tak skulony, obserwował ostrożnie Lassitera. Nie chciał go znowu prowokować, choć domyślał się, że nie zostało wiele czasu do przyjazdu Juliet i raczej nie zdążyłby nic zrobić.
Lassiter wytarł rękojeść noża ze swoich odcisków i odłożył go tam, skąd go wziął, do dłoni martwego nożownika.
Shawn skulił się jeszcze bardziej, gdy detektyw podszedł do niego. Chwilę stał nad nim, a potem, używając nogi, przewrócił go na plecy. Shawn jęknął z bólu. Chciał się zasłonić przed ewentualnym atakiem, który jednak nie nadszedł.
- Żadnych żartów, Spencer? – zapytał udając zaskoczenie, ale na jego twarzy wciąż widniał uśmiech pełen pogardy i samozadowolenia. Przykucnął przy zranionym mężczyźnie, dla którego każdy oddech był wyzwaniem. Shawna bolało przy każdym wdechu, dlatego jego oddech był płytki i nie jednostajny, prawie że dyszał. – Boli prawda? Mówiłem, że kiedyś się doigrasz, wszyscy ci to mówili.
Shawn bał się odpowiedzieć, ale jeszcze bardziej przerażało go to, że po części zgadzał się z Lassiterem. Sam się o to prosił, wielokrotnie go ostrzegano, ale ignorował to.
Nie poczuł ulgi, gdy usłyszał syreny policyjne. I tak było już za późno.
Lassiter pomógł mu wstać, zakładając sobie jego rękę na ramieniu.
- Chodź, Spencer, trzeba cię zabrać do szpitala. Masz szczęście, że zdążyłem w ostatniej chwili i zastrzeliłem tego świra.
Shawn spojrzał detektywowi w oczy i zobaczył w nich niemą groźbę. Znowu ogarnęła go panika, zaczął drżeć jak w febrze, a żołądek podskoczył mu do gardła. Chciał wymiotować, ale nawet na to był zbyt przerażony.
Przytaknął, opuszczając wzrok.
- Dzięki, Lassie. – wyszeptał. Nie widział twarzy Lassitera, ale mógł wyczuć uśmiech, który się tam pojawił.
Juliet parkowała właśnie przed budynkiem, gdy Lassiter wyszedł wraz z Shawnem. Od razu do nich podbiegła, a Gus, zatrzymał się z tyłu, nie mogąc się zmusić do podejścia bliżej. Za dużo krwi i to należącej do jego przyjaciela.
- O mój boże, Shawn, co ci się stało?! – Juliet bała się go dotknąć, by nie sprawić mu bólu, dlatego nie widziała jego twarzy. Shawn nie podniósł głowy, by jej to ułatwić.
- Ten idiota mnie nie posłuchał i poszedł szukać nożownika na własną rękę. – wyjaśnił Lassiter.
Shawn spojrzał na niego, ale detektyw patrzył tylko na Juliet.
- Shawn?
W końcu spojrzał i na nią. Juliet zasłoniła usta ręką, widząc jego poranioną twarz, jedno oko zaczynało mu puchnąć.
- W porządku, Jules. Lassie zdążył w ostatniej chwili. – uspokoił ją. Zadrżał, z trudem powstrzymując jęk bólu, gdy palce Lassitera wbiły się mocno w jego poraniony bok, dając mu tym samym ostrzeżenie.
- Zajmij się nożownikiem. – polecił jej detektyw. – Ja zaprowadzę go do samochodu. Poczeka tam na karetkę.
Juliet przytaknęła, zbyt zdenerwowana, by odpowiedzieć inaczej. Z kilkoma funkcjonariuszami zniknęła w budynku. Lassiter podprowadził Shawna do samochodu Gusa, gdzie ten wciąż był w dużym szoku, ale gdy tylko zauważył przyjaciela, stanął na nogi.
- Shawn, o mój boże. Shawn!
- Idź do mojego auta i wezwij karetkę, Guster.
Serce Shawna zabiło mocniej, gdy zdał sobie sprawę, że znowu zostanie sam z Lassiterem. Chciał krzyczeć, ale dobrze wiedział, że to byłaby najgłupsza rzecz, jaką mógł zrobić.
Lassiter posadził go w samochodzie i gdy tylko upewnił się, że Gus jest dość daleko, przyłożył dłoń do miejsca, gdzie wbił Shawnowi nóż.
- Trzeba uciskać, żeby krew nie wypływała. – wyjaśnił. Shawn jednak nie wierzył, że to o to chodziło. Miał rację. Lassiter zanurzył swój palec w ranie po czym szybko go wyjął. Shawn musiał ugryźć się w język, by nie krzyknąć.
- Pamiętaj, Spencer. Jeszcze raz wejdziesz mi w paradę, a nie będę już taki pobłażliwy. Rozumiesz?
Shawn znowu poczuł ból w ranie, gdy Lassiter powtórzył ostatni ruch. Ciężko dysząc, przytaknął, nie ufając głosowi. Gdyby tylko otworzył usta, krzyknąłby.
Detektyw poklepał go jeszcze po zranionym policzku i odszedł, gdy Gus wrócił z wieściami o ambulansie. W oczekiwaniu na niego, Shawn z trudem znosił zadowolone spojrzenie Lassitera. Dopiero gdy sanitariusze załadowali go do karetki i odjechali, Shawn poczuł niewielki spokój. Chwilę później zemdlał, przytłoczony wszystkimi emocjami i bólem.
