Tytuł oryginału: Finding a Family and a Home (link w profilu)
Autor: Hestia
Zgoda: jest
Beta: ZIl
Rozdział 1
Harry Potter wiercił się, jednocześnie przegryzając ciastko. Przebywanie tutaj wciąż wydawało mu się niewłaściwe. Bardzo, bardzo złe. Pomijając nawet fakt, że siedział w kwaterach Snape'a. (Snape'a, na litość Merlina). Oprócz tego, filiżanka przed nim nie była wypełniona żadnym ohydnym eliksirem, lecz raczej przyjemnym w smaku Darjeelingiem, a ciastka, które jadł były jego ulubionym rodzajem wypieków. Sytuacja nadal, na gigantyczną wręcz skalę, była niewłaściwa, ale Harry nie był pewien, co powinien zrobić.
To prawda, że nie był ekspertem w dziedzinie normalności, zwłaszcza gdy chodziło o kwestię rodziny. Oczywiście, był kochany przez rodziców – przynajmniej w tym temacie wszyscy byli zgodni. Ale Dursleyowie byli przeciwieństwem wzorca dobrego rodzicielstwa, a gdy Weasleyowie praktycznie go adoptowali, jakoś nie mógł wyobrazić sobie, żeby taka głośna, aktywna i ruda familia była obrazem przeciętnej rodziny. Toteż Harry zdawał sobie sprawę z własnej niewiedzy na temat tego, jak funkcjonuje normalna rodzina. Dlatego też, niby przypadkiem i mimochodem, zadał kilka pytań wśród swoich kolegów - przynajmniej tych, z wystarczająco poukładanym życiem rodzinnym. Otrzymane odpowiedzi utwierdziły go jedynie w przekonaniu, że tego rodzaju zachowania nie były prawidłowością.
Harry rozumiał pojęcie „wpadania w kłopoty". Niestety, był bardzo wysoko wykwalifikowany w tej materii. Być może jeszcze pod tym względem nie dorastał do pięt bliźniakom Weasley, ale był naprawdę bardzo dobry. Niestety, równie dobry był także w części „jak dać się złapać". Zdecydowanie bardziej wolałby tę zdolność udoskonalić na „jak się wykręcić", ale to wydawało mu się bardziej ślizgońską umiejętnością niż godną Gryfona.
Harry wiedział także, że po „kłopotach" i „złapaniu na gorącym uczynku", zawsze nadchodzi faza „kary". W duchu przyznawał, że mieszkanie przez lata z Dursleyami nieco wypaczyło jego rozumienie pojęcia „odpowiedniej kary do czynu", ale powoli zaczynał pojmować, że zamykanie w schowku na miotły, głodzenie, razy w głowę czy bicie pięścią, bądź pasem, nie były dopuszczalnymi formami dyscypliny, bez względu na sposób, w jaki by nie zostały wyjaśnione i zracjonalizowane. W rzeczywistości, był z siebie raczej dumny, że udało mu się pogodzić z faktem, że to jego krewni są dziwakami, a nie on.
Jeśli miał być naprawdę szczery, to musiał wręcz przyznać (po cichu), że to Snape, w chwili, gdy wszystko między nimi się zmieniło, pomógł mu zrozumieć pojęcia „właściwych" i „niewłaściwych" zachowań. Trochę trudno było Harry'emu jeszcze uwierzyć w to, jak wiele rzeczy między nimi się zmieniło.
Od powrotu Harry'ego do czarodziejskiego świata stało się jasne, że w istocie rzeczy miał namalowany gigantyczny cel na czole, a podejście pracowników Hogwartu, które zakładało, że należy uznawać, iż Potter jest tylko „kolejnym studentem" było tak samo irracjonalne, jak udawanie przez Dursleyów, że jest „kolejnym mugolem". Harry nadal nie rozumiał, dlaczego dorosłym tak długo zajęło zrozumienie tego, co on i jego przyjaciele wiedzieli od chwili, gdy jego blizna zapłonęła z bólu.
W rzeczywistości to Snape był pierwszą osobą w jego otoczeniu, która to pojęła, choć chłopak nie był pewien, czy to dlatego, że nauczyciel był przyzwyczajony do stawiania czoła niewygodnym faktom, czy też dlatego, że jego niechęć do niego uczyniła go obojętnym na brutalną rzeczywistość, jaką dla dorastania Harry'ego było ciągłe zagrożenie. Dla Snape'a to była tylko kwestia przyznania, z najwyższą niechęcią, że Potter nie był: „aroganckim, zepsutym bachorem z manią wielkości". To Dumbledore i McGonagall byli tymi, którzy bardzo niechętnie chcieli zrezygnować ze swoich fantazji o tym, jak to Harry może, podobnie jak jego rodzice, wieść sielankowe życie szkolne, jednocześnie (w jakiś tajemniczy i trudno pojętny sposób) przygotować się do walki z Czarnym Panem. Jednak, gdy rozumieli, że chłopca i Voldemorta łączy dziwny rodzaj psychicznej więzi, zgodzili się, że istnieją sprawy, które należy zmienić.
Harry siedział przy kominku w gabinecie dyrektora, kiedy zadecydowano, że to Snape, który został zwolniony ze swoich szpiegowskich obowiązków, zostanie nauczycielem Harry'ego w oklumencji oraz obronie przed czarną magią. Jego oburzony krzyk:
— Snape? Żartuje pan? — Został całkowicie zagłuszony przez wściekły wrzask Snape'a.
Nieoczekiwanie jednak Mistrz Eliksirów nie sprzeciwiał się samemu pomysłowi dyrektora, co do nauczania Harry'ego – zgadzał się z nim absolutnie, co obecnie powodowało, że Harry na samą myśl o tym uśmiechał się wewnętrznie. Nauczyciel był wściekły na plan Dumbledore'a i McGonagall, który zakładał tylko i wyłącznie rozpoczęcie lekcji z Harrym, bez żadnych innych zmian w ich wzajemnych stosunkach. Dlatego zażądał opieki nad chłopcem, na co dyrektor i Opiekunka Gryffindoru się zgodzili, w przeciwieństwie do Harry'ego. Tak też się stało. Obecnie Harry raczej przywykł do tego pomysłu. A zwłaszcza do ciastek.
Ale kiedy Mistrz Eliksirów po raz pierwszy zażądał nadzoru nad całym życiem Harry'ego, Minerwa postanowiła bronić jej studenta przed, jak po cichu uważała, kapryśnym charakterem Snape'a.
— Severusie, wszyscy jesteśmy świadomi, jak bardzo nie dogadujesz się z Harrym — zrugała kolegę, gniewnie mrużąc oczy. — Dlaczego, na Merlina, żądasz całkowitej kontroli nad chłopcem, którego nie lubisz i który - jak sam doskonale wiesz - gardzi tobą.
Harry aż się wzdrygnął na takie postawienie sprawy. Wicedyrektorka była odważniejsza od niego, sam nigdy nie wyraziłby swoich uczuć w tak bezpośredni sposób, nawet jeśli słusznie je odczuwał. Oczekiwał, że Snape zasztyletuje go wzrokiem, ale Mistrz Eliksirów po prostu całkowicie go zignorował.
— Dlaczego? Ponieważ, Minerwo, pomimo tego, o czym zdaje się, że myślisz, nie mam w zwyczaju gwałcić małych chłopców. — Lodowaty ton, jakim odpowiedział Snape zdusił rozmowę w zarodku. Severus przez chwilę patrzył, z raczej zadowolonym z siebie uśmiechem, na oszołomione twarze pozostałych, zanim dodał:
— Ani dużych, w przypadku, gdybyś się nad tym zastanawiał, Potter.
Harry'ego dosłownie zatkało. Zdołał tylko pisnąć i próbował stać się niewidzialnym bez użycia swojej peleryny-niewidki. W końcu Dumbledore odzyskał głos:
— Severusie, jestem pewien, że nikt z nas nie sądzi, że masz w zwyczaju napadać na kogokolwiek w ten sposób, niezależnie od wieku czy płci, ale co to ma wspólnego z nauczaniem Harry'ego?
— Ponieważ, dyrektorze, jeżeli oklumencja nie jest nauczana przez kogoś, kogo student lubi i szanuje, to lekcje te stają się wielokrotnym, brutalnym naruszaniem umysłu ucznia. Żebym mógł pokazać Potterowi, jak ma mnie powstrzymać, najpierw muszę dostać się do jego głowy, i właśnie dlatego będę nalegać na naszą współpracę. Nie wezmę odpowiedzialności za kolejne urazy psychiczne, które spowodowałbym niekonwencjonalnym działaniem. Pomijając fakt, że prawie niemożliwym jest nauczenie oklumencji w inny sposób — wyjaśnił spokojnie Snape.
— A czy przyznanie ci opieki nad Harrym doprowadzi do przywiązania między wami? — Minerwa była równie oszołomiona, jak Dumbledore.
Harry również chciał to wiedzieć. Tym bardziej, że nie brzmiało to dla niego zbyt prawdopodobnie.
Tym razem Snape na niego patrzył.
— Pominę już aspekt, że wiele z dotychczasowych napięć między nami wynikało z konieczności oszustwa, które miało na celu zwiększenie mojej reputacji u Czarnego Pana…
Harry zamrugał zdziwiony. Czy to oznacza, że Snape tylko udawał, że go nienawidzi? Że faktycznie go lubi? Chociaż trochę?
— …Jednym z powodów, dla których pomiędzy mną a panem Potter nie układa się dobrze, jest fakt, że jest on niezdyscyplinowany i lekkomyślny, a ponadto ma pełną swobodę do wszelakich szaleństw. Harry nie miał w życiu dorosłych – uwzględniając teraźniejsze grono - którzy konsekwentnie i twardo ustaliliby rozsądne granice jego zachowania. Nic więc dziwnego, że czuje, iż może bezkarnie angażować się w cokolwiek, co tylko przyjdzie, jemu lub jego przyjaciołom, na myśl. — Harry otworzył usta, by zaprotestować, ale głos Snape'a nie był ostry, a raczej, (jak na Snape'a) zaskakująco sympatyczny. — Co więcej, brakowało mu również dorosłych, do których mógł zwrócić się ze swoimi problemami, którzy faktycznie wysłuchaliby jego obaw i potraktowali je poważnie.
W tym punkcie Harry musiał przyznać rację Snape'owi. McGonagall i Dumbledore mieli tendencję do lekceważenia jakichkolwiek jego obaw, z którymi się do nich zwracał, a to, czego nauczył się dawno temu, to nie prosić wujostwa o jakąkolwiek pomoc.
— Mam zamiar dostarczyć panu Potterowi wszelkiej potrzebnej pomocy, ale i ustalić granice pewnych zachowań oraz przedstawić konsekwencje ich nieprzestrzegania. To są elementy życia codziennego, których każdy nastolatek potrzebuje, a bez stworzenia ich, wszelkie inne lekcje, których będę chciał nauczyć chłopca staną się bezużyteczne — ciągnął spokojnie swój wywód Mistrz Eliksirów.
Harry nadal nie był, co do tego przekonany, ale dyrektor wraz ze swoją zastępczynią ulegli, więc od tego momentu, Snape stał się de facto opiekunem Harry'ego.
Nie było tak źle, choć Harry nie zamierzał dzielić się tymi spostrzeżeniami z przyjaciółmi. Chcąc zaspokoić ich ciekawość, powiedział tylko, że Snape daje mu dodatkowe lekcje, aby mógł walczyć z Voldemortem. I właśnie, dlatego Harry musiał chodzić do lochów prawie każdej nocy. Pierwszych kilka tygodni było dość szorstkich, ale po jakimś czasie, czy też raczej po staniu się pewnych czynności rutyną, Harry mógł bez cienia wątpliwości przyznać, że miło było mieć kogoś dorosłego, z kim można by porozmawiać o tym jak minął dzień, choć z początku kompletnie nie rozumiał, jaki jest sens rozmawiać o szkole, z kimś, kto nie jest innym uczniem, a zatem nie jest zaangażowany w uczniowskie wzloty i upadki. I musiał przyznać, że Snape zdecydowanie pomógł mu w nauce. Hermiona naprawdę była pod wrażeniem, ale Harry nikomu - nawet jej - nigdy nie wyjaśnił wszystkich małych sztuczek, jak tej, jak organizować notatki lub przeczytać rozdział książki, mając na uwadze napisanie eseju.
Snape potrafił nawet na tyle zmienić przyzwyczajenia, że od czasu do czasu omawiał z nim inne tematy, takie jak quidditch i bieżące wydarzenia. Harry nie spodziewał się, że będą mogli mówić o czymś innym niż o lekcjach i eliksirach, więc był mile zaskoczony, że może poruszać różne tematy i usłyszeć opinię dorosłych odnośnie nich. Nigdy wcześniej nie miał okazji do spędzania czasu z dorosłymi, tak po prostu, dla relaksu. Jego krewni, w miarę możliwości, ignorowali go, a od chwili przybycia do Hogwartu, dorośli jakimi Harry był otoczony, albo go uczyli, albo próbowali zabić, lub ewentualnie starali się go ratować. Spędzanie czasu ze Snapem, tak po prostu, bez żadnych ukrytych motywów było niezmiernie przyjemne.
Oczywiście, całe to „przekraczanie granic", a co za tym idzie, „egzekwowanie konsekwencji" w ogóle nie było zabawną sprawą. Gdy Snape uczynił to po raz pierwszy, po przyłapaniu chłopaka na wychodzeniu z Zakazanego Lasu, gdzie przebywał zupełnie bezprawnie, Harry był przekonany, że był to najgorszy pomysł, na jaki mógł wpaść. To nie było tak, że nigdy wcześniej nie dostał lania, tyle tylko, że wuj Vernon stosował taktykę „bombardowania": spoliczkowanie – uderzenie pięścią – kopniak – spoliczkowanie – uderzenie pięścią – wzięcie pasa, ale klapsy wymierzane przez Snape'a, w opanowany i metodyczny sposób, były trudniejsze do podjęcia. Przede wszystkim Harry cały czas pozostawał przytomny. Przy wuju, Harry był tak zajęty ucieczką lub próbą ochrony najważniejszych organów, że tak naprawdę nie zauważał, co się z nim dzieje. Wuj Vernon szybko się nudził, więc cała egzekucja była gorączkową chwilą terroru i dość długim okresem zamknięcia w schowku, podczas którego Harry badał zadane obrażenia i próbował je samemu uzdrowić.
Snape natomiast chciał być pewny, że Harry dokładnie wie, za co jest karany. Do tego stopnia, że nawet dokładnie go wypytywał w tym temacie podczas lania. Leżąc na kolanach swojego nowego opiekuna i czekając na wylądowanie kolejnego klapsa, nauczyciel we wspaniały sposób ściągał całą uwagę Harry'ego, a pomimo tego, jak bardzo jego tyłek piekł, Harry faktycznie nie mógł ignorować żadnego uderzenia. Snape chciał być pewien, że Harry był całkowicie skupiony na tym, co się dzieje, a zwłaszcza dlaczego, przez cały czas trwania kary.
To naprawdę nie miało żadnego sensu. Kiedy wuj Vernon i ciotka Petunia prali go za jego „dziwactwo", Harry potrafił zacisnąć zęby i milczeć. Jednak już po kilku klapsach ręką Snape'a, zaczynał chlipać i płakać, jakby miał cztery latka. Nawet nie krzyknął, kiedy Dudley złamał mu rękę, ale w chwili, kiedy Snape sprał go za surfowanie na miotle nad boiskiem do Quidditcha, darł się. Pewnie, że to bolało - o wiele bardziej niż się spodziewał, jeśli miał być uczciwy - ale bardziej niż uderzenie, przeraziła go świadomość, że Snape nie pozostawił na nim żadnego znaku. Jak miał wyjaśnić wszystkowidzącej Hermionie dlaczego wrzeszczał, skoro nie mógł zademonstrować, przynajmniej Ronowi, jakiś pręg czy siniaków, które uzasadniałyby taki emocjonalny wybuch?
W końcu Harry musiał im powiedzieć, że Snape mógł go fizycznie karać. Hermiona była przerażona - podobno (i przewidywalnie), jej rodzice wierzyli w „rozmowę, ograniczenia i uziemienie". Natomiast Ron, zaskoczył swoich przyjaciół, podchodząc do tematu z pewnym zblazowaniem. Gdy Harry przysiągł, że Snape nie był niesprawiedliwy ani go nie obrażał - a w to Ronowi było najtrudniej uwierzyć - Weasley zlekceważył myśl o tym, że przyjaciel dostaje lanie. Harry był zaskoczony, ale też bardzo mu ulżyło, gdy Ron przyznał, że jego rodzice zajmowali identyczne stanowisko w kwestii kar, jak Snape.
— No dalej, Hermiono? Po poznaniu moich braci, możesz sobie wyobrazić, żeby moi rodzice nie musieli od czasu do czasu sięgnąć po drewnianą łyżkę? My faceci wolimy po prostu dostać w skórę i zapomnieć o wszystkim, prawda? To dziewczyny chcą rozmawiać o tym, kto miał rację, a kto się mylił i jak się czują i bla bla bla. Wierzcie mi, wolałbym po prostu dostać kilka razy w tyłek i mieć sprawę z głowy. — Prywatnie Harry musiał przyznać, że myślał, dokładnie tak, jak Ron.
— Więc wciąż, hmm, dostajesz lanie? — zapytał nieśmiało Harry. Założył, że klapsy przestaje się dostawać po skończeniu szóstego roku życia, i ciosem dla jego dumy było, gdy Snape stwierdził, że to nieprawda.
— No, nie tak często — opowiedział Ron, wściekle się rumieniąc. — Ale czasami, tak. Wiesz, gdy chodzi o naprawdę poważne rzeczy. To znaczy, to nadal boli i w ogóle, a ja wciąż robię duże zamieszanie, bo wiesz, że powinieneś, prawda? Ale tak naprawdę myślę, że moi rodzice używają teraz takiej kary, gdy próbują dokonać przełomu w moim myśleniu. Jak w chwili, gdy coś naprawdę schrzanię lub wtedy, kiedy chcą mi powiedzieć, że nie jestem aż tak dorosły, jak myślę, że jestem.
— A więc krzyczysz i takie tam? — dopytywał Harry. To był kolejny punkt, który nie dawał mu spokoju i czynił niepewnym.
Ron spojrzał na niego tak, jakby był nienormalny.
— Cóż… oczywiście. Snape nie każe ci milczeć ani się nie ruszać, prawda? — Na przeczące pokręcenie głową Harry'ego, wyraźnie się odprężył. — To dobrze. Myślę, że tylko prawdziwe świry nie pozwalają krzyczeć podczas lania.
Jak Dursleyowie, pomyślał Harry.
— Ale zrozumiałem, że jeśli będę miał kłopoty, a rodzice zechcą mnie powstrzymać przed popełnieniem tego samego błędu ponownie i w tym celu zbiją mnie, to grzeczność nakazuje, aby poinformować ich, że rozumiesz ich punkt widzenia. — Ron uśmiechnął się, mrugając znacząco do Harry'ego. —Wiesz, tak naprawdę, to rodzaj gry. Rodzice pozwalają przyznać ci, że posunąłeś się za daleko, a ty pozwalasz im to przyznać. Myślę, że dziewczyny mogą w takiej sytuacji rozmawiać, ale wolałbym po prostu krzyczeć i narzekać i mówić im, że mogą mnie zabić, choć wszyscy przecież doskonale wiemy, że tak się nie stanie. To tak, jakbym udawał, że kara jest o wiele gorsza niż jest w rzeczywistości, więc mówię im, że przyjmuję to, co robią, że mają rację, że mnie karzą, ale w rzeczywistości tak nie twierdzę. Mam na myśli, facet ma swoją dumę, prawda?
Harry uśmiechnął się. Rozumiał logikę Rona idealnie.
— Aby żeby być fair, to przyznaję się, że kiedy dostaję klapsy, to nie jest tak, że myślę wówczas o tych wszystkich rzeczach. Ja po prostu zaczynam wyć, gdy część mojego mózgu podpowiada mi, że nigdy nie będę w stanie ponownie usiąść. — Ron gwałtownie się zaczerwienił, zdając sobie sprawę, że ujawnił więcej, niż zamierzał. — Jeśli kiedykolwiek, komukolwiek, powiesz, że wciąż dostaję lanie, nie mówiąc już o tym, że wówczas płaczę…
Harry gwałtownie mu przerwał:
— Ja też, pamiętasz? Od tego zaczęła się ta cała rozmowa.
Ron się zrelaksował.
— No tak. Racja. No więc, nie wiem jak Snape do tego podchodzi, ale moi rodzice na pewno oczekują od nas abyśmy krzyczeli. Dodatkowo, jeśli nie, to mają tendencję do bicia mocniej, żeby mieć pewność, że dotarło do nas to, co mają nam do przekazania.
Ta rozmowa pozwoliła Harry'emu nie tylko poczuć się lepiej, ale i przestać uważać się za mięczaka. Dotychczas lanie wydawało mu się takie... mugolskie. Nie, żeby chciał, aby Snape zaczął na niego rzucać klątwy czy go przeklinać, ale gdy zaprotestował, że klapsy wydają się karą zbyt osobistą, nauczyciel poinformował go, że to jest właśnie ten rodzaj więzi, którą próbują nawiązać. Poza tym Snape powiedział, że w chwili, gdy Harry będzie bardziej zaawansowany w obronie przed czarna magią, to będą się pojedynkować, a Mistrz Eliksirów nie chciał doprowadzić do błędnego rozumowania Harry'ego, w kwestii różnic pomiędzy zasłużonym ukaraniem go za niewłaściwe zachowanie a zaatakowaniem, czy to do celów szkoleniowych czy w rzeczywistości.
Harry przewrócił oczami na to oświadczenie. Tylko idiota nie byłby w stanie tego odróżnić, ale prawdę powiedziawszy, wolał jasne postawienie sprawy, co do utrzymania tych aspektów oddzielnie. Przede wszystkim, Snape powiedział, że w momencie zakończenia szkolenia Harry'ego, jego drugą naturą dla miała stać się czujność i pełna gotowość do odparcia ataku. Oznaczało to, że Snape nie mógł ukarać go bez ostrzeżenia. Nigdy więcej niespodziewanych kuksańców, ani uderzeń pięścią nadchodzących znikąd. Harry'emu spodobał się pomysł, że kary były sformalizowane i mógł je dostać dopiero po stosownym ostrzeżeniu oraz przy własnej współpracy (relatywnie). Oznaczało to, że Harry mógłby z czystym sumieniem bronić się przed wszystkim innym. Po raz pierwszy zaczął czuć się bezpiecznie.
Inną sprawą, do której Harry nigdy nie zamierzał się nikomu przyznać, nawet podczas tortur, było to, że kiedy Snape po raz pierwszy przełożył go przez kolano - ale zanim dostał pierwszego klapsa - doznał uczucia katharsis, jakby to, co złego zrobił zostało zapomniane. Harry nigdy wcześniej nie doświadczył rozgrzeszenia, ale razy, tak bardzo nieprzyjemne w trakcie ich dostawania, dawały mu w rzeczywisty, fizyczny sposób poczucie odpokutowania za swoje występki. Gdy kara się skończyła, a on ponownie stał na ziemi, czuł, że wszystko zostało mu odpuszczone, a sprawa została zamknięta.
To było dobre. Nieznane, ale dobre. W rzeczywistości piekąco-pulsujący, „spalony" tyłek oraz bolesne siedzenie było już dużo mniej przyjemne. Co było naprawdę dziwne, to fakt, że gdy kara się skończyła (i po skakaniu wokół, płaczu i pochlipywaniu, masowaniu, czkawce i dąsach), Snape zawsze kazał mu przyjść do salonu, gdzie sadzał go na kanapie i podawał herbatę i ciastka.
Harry westchnął i wziął kolejne ciastko. To było po prostu złe. Powinien kulejąc wracać do swojego dormitorium, posępny i cierpiący, przeklinając Snape'a pod nosem. Zamiast tego siedział, mniej lub bardziej wygodnie, na miękkich poduszkach, popijając herbatę i gryząc herbatniki oraz prowadząc niezwykle przyjemną rozmowę z tłustowłosym nietoperzem, który właśnie sprał mu tyłek. To nie powinno tak wyglądać.
— Dlaczego jemy podwieczorek po, hmm, mojej karze? — Harry w końcu wybuchnął.
— Zawsze pijemy herbatę i jemy ciastka przed twoim odejściem. Jest to uspokajające i sprzyja zacieśnianiu więzi. — Snape uniósł brew zdziwiony pytaniem.
Harry skrzywił sie na tą logiczną odpowiedź.
— No tak, ale co innego robić to po naszym treningu czy odrabianiu zadań, ale to jest po prostu dziwne, po… — ciągnął niezgrabnie.
— Laniu? — dopowiedział Snape z lekkim przekąsem, wykazując pogardę dla zakłopotania Harry'ego.
— Taak — zarumienił się Harry. — Czy nie powinien mnie pan po prostu wyrzucić za drzwi? Czy w ten sposób nie wysyła pan sprzecznych komunikatów?— Był dumny ze znajomości tego pojęcia. — Skoro z jednej strony, jest pan na tyle wściekły, aby mnie zbić, a z drugiej, po wszystkim jest pan dla mnie miły i takie tam.
Snape zmarszczył brwi patrząc w zamyśleniu na swoją filiżankę.
— Wciąż jestem zaskoczony, jak wiele szkód wyrządzili ci mugole.
Harry'emu opadła szczęka.
— Dursleyowie? Co ma pan na myśli?
— Harry, wiem, że natychmiast po ukaraniu najbardziej potrzebujesz otuchy i zapewnienia o miłości. Gdybym na to niepozwolił, poprzez podanie, jak zwykle herbaty i ciastek, to wysłałbym ci jasny, ale bardzo niewłaściwy sygnał - że będę się tobą opiekował tylko wtedy, gdy zachowujesz się poprawnie. Dzieci, w tym młodzież — poprawił się szybko Snape, widząc oburzony wzrok Harry'ego — popełniają błędy. — Choć — dodał szybko — uważam, że próba stanięcia na pędzącej miotle, dziesięć metrów nad ziemią jest szczególnie skandalicznym przykładem dziecięcego wykroczenia. Niezależnie od tego, musisz wiedzieć, że mój związek z tobą nie jest uzależniony od twojej doskonałości. W rzeczywistości wielokrotnie mnie rozłościsz, ale to nie spowoduje braku troski o ciebie z mojej strony. Angażując się w przyjemną rozmowę po wymierzonej karze, pozwalamy w pozytywny sposób przejść przez fazę odrzucenia do ponownej akceptacji — ciągnął dalej spokojnie nauczyciel.
— Dużo pan czytał książek z zakresu psychologii i wychowania, zanim zgodził się mną zaopiekować? — zapytał Harry podejrzliwie.
— Sądzę, że niedługo będę w stanie jedną napisać. A może nawet i kilka — uśmiechnął się Snape.
Harry szeroko otworzył oczy. To miał być żart?
— A teraz — kontynuował profesor — musisz skończyć biszkopty, nadszedł czas żebyś wrócił do swojego dormitorium. Pamiętaj, że przez następny tydzień jesteś uziemiony, żadnego latania, z wyjątkiem lekcji latania lub nadzorowanych treningów quidditcha. Ponadto, w przypadku wykonywania niepotrzebnych, a niebezpiecznych akrobacji podczas tych zajęć, zostaniesz całkowicie uziemiony na kolejne dwa tygodnie.
— Taak, Taak. — Harry poderwał się i stanął na nogi. Skrzywił się na szczypiący tyłek i spojrzał bykiem na Snape'a, używając jednocześnie obu rąk, aby spróbować rozmasować przewlekłe pieczenie. Snape przyglądał mu się z błyskiem rozbawienia w oku, choć uśmiech nie gościł na jego twarzy.
— Dobrze, dziękuje za herbatę — powiedział Harry. — Do zobaczenia jutro.
— Nie zapomnij swojego eseju na Historię Magii. Chcę go przejrzeć, zanim go oddasz.
Harry przewrócił oczyma.
— Nie trzeba go oddać wcześniej, niż w przyszłym tygodniu. Chcesz mnie zmienić w Hermionę!
— Podejrzewam, że trzeba będzie dokonać pewnych poprawek — odpowiedział spokojnie Snape. — I nie ma nic złego w zrobieniu swojej pracy przed czasem. W rzeczywistości, jest to zwyczaj, który należy wręcz pielęgnować.
— Po co? Żebym mógł rywalizować w konkursie na największego kujona? Tylko dlatego, że pan miał swoje zadania skończone prawdopodobnie w dwie sekundy po tym jak je zadano…
— Bo, gdy już rozpoczniemy pracę nad bardziej zaawansowanymi zagadnieniami z obrony przed czarną magią, to będziesz miał mniej czasu na odrabianie zadań — wyjaśnił rzeczowo Snape.
— Bardziej zaawansowane? Naprawdę? — W mgnieniu oka rozgoryczenie Harry'ego ulotniło się.
— Tak. Zrobiłeś istotne postępy i myślę, że jesteś gotowy, aby przejść dalej. Ale jeśli twoja nauka przez to ucierpi…
— Nie ucierpi! — obiecał, promieniejąc Harry. Naprawdę lubił obronę przed czarną magią, a Snape okazał się zaskakująco dobrym nauczycielem. Całkowicie porzucił ostry, sarkastyczny stosunek sposób prowadzenia zajęć, jakiego używał podczas eliksirów, i mimo, że jego styl nauczania nigdy nie będzie ciepły, wszystkie wydawane instrukcje były jasne i precyzyjne. Harry cieszył się z tych lekcji i ciągle czynił znaczne postępy.
W o wiele lepszym nastroju Harry opuścił lochy i udał się do wieży Gryffindoru. Jak zwykle, wślizgnął się do toalety, aby sprawdzić uszkodzenia, i jak zwykle, nie było wiele do zobaczenia. Jego pośladki nadal były ciepłe, ale oprócz słabego różu, nie było żadnych oznak jego ostatniej kary. Harry wiedział już, z poprzednich doświadczeń, że rano wszystko będzie w porządku. To była bardzo miła odmiana w stosunku do kar, które musiał znosić u wujostwa. Pas wuja Vernona sprawiał ból na kilka dni. Snape wyjaśnił mu, że takie kary były obraźliwe, ale Harry wciąż nie był pewien, jak opiekunowi udaje się sprawić, że jego tyłek tak bardzo bolał podczas lania, ale nie powodowało to długotrwałych szkód. Harry był przekonany, że każdy klaps wymierzany przez Snape'a piekł, jak każdy raz, który dostał pasem wuja Vernona, ale ból trwał zaledwie kilka minut a nie dni. W końcu Harry wzruszył ramionami. Może to magia?
Wyszedł z lochów i posłusznie skierował się prosto do Wieży Gryffindoru. Nie był samobójcą, i nie zamierzał przeciwstawić się Snape'owi tak szybko po otrzymaniu od niego kary, a poza tym profesor miał rację: herbata i ciastka były kojące. Harry był bardziej niż gotowy do położenia się.
Może właśnie dlatego nie usłyszał niczego niepokojącego, dopóki nie został zaatakowany.
