Tak wyglądał jej koniec.

Najwyższy Porządek zmiażdżył Ruch Oporu. Generał Organa sądziła inaczej, ale Rey nie widziała sensu w dalszej walce. Nie mieli ludzi, a ci, którzy pozostali przy życiu, byli ranni, wygłodzeni i trawieni żałobą. Falcon, pomimo swojej wspaniałej historii, był obecnie kupą złomu. Nie posiadali żadnych sojuszników. Nikt nie odpowiedział na ich wezwanie. Stosowane taktyki i kwestionowanie decyzji przełożonych doprowadziło do śmierci i zniszczenia. Brakowało surowców, kredytów i dyscypliny. Śmierć Luke'a niewiele zmieniała – odmówił pomocy, a jego przedśmiertny zryw musiał być wynikiem wyrzutów sumienia.

Instynkt przetrwania mówił Rey, że należy opuścić tonący statek razem ze szczurami.

Zacisnęła powieki, gdy porwał ją przypływ bezsilności. Do nurtu dołączyła złość. Rey nie miała dokąd się udać. Całe życie czekała na powrót rodziny, która nie istniała. Gdy tylko nadarzyła się okazja, rzuciła się w ramiona pierwszej osoby, która zaoferowała jej trochę ciepła. Czuła się żałośnie, ale ci ludzie dawali pozory przynależności. A jednak... Nie należała do ich wojny i sprawa o którą walczyli, nigdy nie była jej sprawą. Żaden żołnierz Najwyższego Porządku nie dotknąłby piasku Jakku, gdyby nie Poe Dameron i BB-8. Machinacje Snoke'a i brak demokracji nie dotarłyby do jej AT'AT'a i wraków imperialnych statków. Skreślałaby kolejne dni i walczyła o porcje zielonkawej brei. Czy byłoby to dużo gorsze od rosnącego z każdym dniem strachu?

Tęsknota skręcała trzewia i dusiła łzami. Wcześniej nie znała jej prawdziwego smaku. Marzenia o rodzicach były miałkimi projekcjami umysłu. Nie doświadczyła miłości, opieki i uczucia zrozumienia, więc nie potrafiła wyobrazić sobie prawdziwego znaczenia bliskości. Nienawidziła siebie za to, że w przeciągu krótkiego czasu, przywiązała się do kompletnie obcych osób. Finn, Han, Luke, Leia – łatwo uwierzyła, że im zależy. Że przejęli się losem przypadkowej osoby. Chciała być pewna, że widzieli w niej człowieka.

Wbiegli w jej życie równie szybko, jak je opuścili. Znała ich uśmiechy i głosy, ale nie wiedziała nic więcej. Zbliżyła ich walka i poświęcenie, ale za co przelewali krew? Czy ktoś się zatrzymał, by jej to wytłumaczyć? Nie. Oczekiwali, że stanie po ich stronie, więc stała, nie wiedząc na co tak naprawdę czekają. Legendy, którymi karmili się zbieracze złomu na Jakku, nie mogły być w większym błędzie. Nie było splendoru w śmierci, łzach i cierpieniu. Po okrutnej porażce nie spływało na ciebie katharsis. Realizacja prawdy owinęła ją całunem chłodu, w którym Rey nie zdołała dojrzeć macek Ciemnej Strony Mocy.

Na koniec dnia i tak zostawała sama.

Tęskniła za zimnymi wieczorami na Jakku, kiedy bezmyślnie wertowała znalezione na krążownikach datapady. Odkąd samodzielnie nauczyła się czytać, ulubiła sobie prywatne logi personelu. Potrafiła układać niesamowite przygody, w których uczestniczyli. Przerażające bitwy, bohaterskie czyny, wielopokoleniowe dramaty, druzgocące upadki Zła. Teraz te marzenia wyblakły i straciły cały swój urok. Czym było tak naprawdę życie awanturnika? Czy wszyscy herosi wiedzieli równie mało? Czy błądzenie w mroku stanowiło nieodzowny element odwagi? Może nikt przy zdrowych zmysłach nie decydował się na tułaczkę bez celu, od portu do portu?

Leżała pod starym kocem w zatęchłym pokoiku, który niegdyś należał do małego Bena Solo.

Kolejna fala mdłości ścisnęła pusty żołądek.

Nie wiedziała, czy poczucie zdrady, które kotłowało się z tyłu jej czaszki, należało do niej czy do niego. Wraz ze śmiercią Snoke'a, Więź powinna wyparować i pozostawić ich w spokoju, na zawsze samotnych i tak samo wygłodniałych. Niestety Snoke nie zdążył ich rozdzielić. Więź w dalszym ciągu tkwiła na swoim miejscu, wywierając na Rey delikatną presję. Moc w wyczuwalny sposób nie była zadowolona z decyzji swoich podopiecznych. Dokładała swoje trzy kredyty do mieszanki trudnych do określenia emocji, które wzbierały w dziewczynie. Wizje, których doświadczyli, nie były wizjami przyszłości. Były tym, co chcieli zobaczyć. Fakt, że oboje pragnęli nawrócenia drugiego, wcale nie był pocieszający. Rey nie pożądała potęgi. Lgnęła do ciepła, a robiła to tym usilniej, że znała objęcia mrozu. Odkąd przebudziła się w niej moc, otoczenie utwierdzało ją w przeświadczeniu, że jest wyjątkowa. Na chude barki spadła odpowiedzialność, na którą nie były przygotowane. Bogowie, oddałaby wszystko, by w zamian odzyskać spokój. Rey była potwornie rozdarta. Nie wiedząc o Mocy de facto nic, nie umiała określić, po której stronie się porusza.

O ile jakakolwiek granica istniała.

Propozycja Bena była kusząca. Nie dlatego, że Galaktyka padłaby do jej stóp. Ben nie oferował jedynie władzy, prawda?

Miałaby gdzie wracać.

- Przecież wiesz że gdyby się zgodziła, sama mogłaby odwołać atak na Ruch Oporu.

Czy na pewno? Ben nigdy nie kłamał, ale czy po jej odmowie nie został tylko Kylo? Otworzyła oczy, ale nie ujrzała jego sylwetki. Czyżby Więź stała się na tyle mocna, by mogli ze sobą rozmawiać w dowolnym momencie? Równie dobrze mogła mieć halucynacje. Zmęczenie i żałoba odcisnęły na niej tak mocne piętno, że była skłonna uwierzyć we wszystko.

Płakała dopóki nie skończyły się łzy. Zasnęła, kompletnie wycieńczona, z pustym umysłem i sercem.

Nie przemyślała usłyszanych słów, a nad ranem o nich zapomniała.


Głupia, bezmyślna dziewczyna.

Najwyższy Porządek okupił swoje zwycięstwo milionami żyć, które zostały zmarnowane wraz ze zniszczeniem statków. Raporty przygotowane przez Huxa mówiły jasno – siła zbrojna została zredukowana do tego stopnia, że lennicy mogli zacząć kwestionować przywództwo. Finanse organizacji nie wyglądały lepiej. Snoke inwestował w armię, zapominając o rozbudowie gospodarczego zaplecza, które zapewniłoby niezbędne przychody. Jak mieli zaprowadzić w Galaktyce pokój, kiedy brakowało kredytów? Nie dało się wiecznie prowadzić polityki wojny i grabieży. W końcu kończyła się amunicja i miejsca, które dało się bezkarnie złupić. Każdy wróg, którego sobie naznaczali, miał swoich sojuszników. Sojuszników, którzy czekali na okazję, by wziąć odwet.

Niedouczona, prymitywna, niewdzięczna.

Kylo nie wiedział, od kogo może się spodziewać niezachwianej lojalności. Hux był groźny, ale posiadał słabości, które Kylo potrafił wykorzystać. Admirał karmił się cierpieniem i władzą, więc dopóki dostarczał mu pokarmu, nie powinien gryźć ręki darczyńcy. Oczywiście, nie pogodził się ze swoją podrzędną rolą. Po śmierci Snoke'a myślał, że uda mu się zdominować osłabionego Rena, i och jakże słodka była jego przerażona jaźń, gdy zdał sobie sprawę, że to niemożliwe. Hux nienawidził każdego, kto władał Mocą. Kylo był pewien, że Admirał wkrótce popełni błąd, za który słono zapłaci. Póki co, był potrzebny. Chociaż jego decyzje nie zdawały się genialne pod względem taktycznym, Ren nie znał nikogo, kto zdołałby przejąć stanowisko. Wojsko potrzebowało żelaznej ręki, ale również kogoś, z kim dało się utożsamiać. Kylo pogardzał faktem, że pompatyczne przemówienia Huxa i jego przeciętna aparycja, czyniły go znacznie lepszym punktem odniesienia. Szeregi trzymały się w zwarciu, ale gdyby usunął Generała teraz, cienkie liny dyscypliny mogłyby pęknąć.

Nie posiada żadnej wiedzy, żadnego treningu. Nie wie nawet, gdzie ich szukać.

Wypolerowany blat biurka uginał się od raportów, które przeglądał przez ostatnie godziny. Robił wszystko by uniknąć myślenia i refleksji, bo nie był przygotowany na szczerość z samym sobą. Retrospekcje nie przynosiły mu ulgi, wręcz przeciwnie, pogrążały go w nienawiści i bólu. Kylo nie zostało już nic. Nie podejrzewał, że jego matka przeżyła atak na rebeliancką flotę. Przez tyle lat wypierał jej obraz z swojego serca, że nie czuł z nią żadnej więzi. Han nie żył od kilku tygodni, a Luke Skywalker został ostatecznie pokonany. Pozbył się całej swojej rodziny, wszystkich powiązań. Wreszcie był sam. Pan losu i znanej Galaktyki.

Dopóki nie wyczerpią się nasze kredyty, pomyślał gorzko, zerkając na dane dotyczące zasobów i galopującej inflacji. Snoke był niesłychanie mądry w dziedzinie Mocy, ale zdecydowanie brakowało mu żyłki ekonomisty. Kylo westchnął z niesmakiem. Gdzie są doradcy, którzy powinni kontrolować takie kwestie?

Dlaczego ciągle płacze? Nie mogę się skupić. Przecież wie, że gdyby się zgodziła, sama mogłaby odwołać atak na Ruch Oporu.

Ruch Oporu. Kylo poświęcił cały kwadrans na przeanalizowanie sytuacji. Jeżeli ponowią poszukiwania, dadzą do zrozumienia opinii publicznej, że Ruch Oporu istnieje. Że przetrwał. Że pomimo ogromnej klęski, jest gotowy podnieść się z klęczek. Ale jego matka nie żyła. Symbol nadziei w postaci Skywalkera zniknął. Kylo szybko zdał sobie sprawę, że po tym gruncie należy stąpać ostrożnie. To on teraz decydował, jakie znaczenie będą mieli rebelianci w Galaktyce.

Należało ogłosić, że zostali wybici, że nie przetrwał żaden ślad. Akcja była szybka, walka łatwa, ofiary po stronie Porządku nieuniknione, ale nieliczne. Jeżeli w przyszłości ktoś będzie chciał stawić im opór, to będą to uzurpatorzy, bazujący na sławie starych legend. Niepewni. Nie warci inwestowania. Nie gwarantujący sukcesu. Najwyższy Porządek nie był czymś, wobec czego należało się buntować. I Kylo musiał sprawić, że ten slogan stanie się rzeczywistością.

Będzie żałowała. Jej decyzje nie przyniosą nic oprócz cierpienia.

Tak jak jego.


Nie miała pojęcia od czego zacząć.

Starożytne księgi Jedi, które wykradła z Anch-To, były spisane w języku, którego nie znała. Nie posiadała skrawka wiedzy na temat dogmatów Jedi, świętych miejsc, mocy i technik. Wszystko, na czym się opierała, pochodziło z ochłapów rzuconych przez Luke'a. Czy zdolności, które posiadła, były wynikiem Więzi z Kylo? Jawiło się to jako logiczne wyjaśnienie.

W niewyjaśniony, instynktowny sposób przejęła jego styl walki, pełen agresji i mocnych ruchów. Nie zdawała sobie sprawy, że zanużała się po szyję w Ciemnej Stronie Mocy. Do końca nie potrafiła sobie uzmysłowić, na czym polegał podział. Nikt nie skaził jej umysłu ciasnymi podziałami, nie stworzył szufladek.

- Rey? - skośnooka dziewczyna dotknęła jej ramienia i Rey mimowolnie się wzdrygnęła. Nie była przyzwyczajona do takich gestów i budziły w niej odruch obronny. Na Jakku niebezpiecznym było zbliżenie się do obcego na odległość wyciągniętej dłoni.

Ale nie miałaś żadnego problemu, by wziąć JEGO dłoń.

Zmusiła się do lekkiego uśmiechu, który nie sięgnął oczu. Rose, zachęcona subtelna zgodą, usiadła obok.

- Widzę, że dalej próbujesz naprawić miecz – uniosła brew, zerkając na przełamaną broń. Rey, pogrążona w rozmyślaniach, kompletnie zapomniała o ciepłym metalu, który kurczowo ściskała.

- Generał Organa chce cię widzieć.


Rozmowa z Leią była czystą torturą. Rey wiedziała, że wkrótce nadejdzie czas na pytania, a ponieważ na Falconie i tak nie było wiele do roboty (gdy skończono wszystkie prace porządkowe i posegregowano skromne zasoby), ta chwila nadeszła szybciej niż się spodziewała. Rey próbowała wyjaśnić, dlaczego Luke nie dołączył do rebelii, nie znając do końca jego motywów. Udzielone odpowiedzi nie zadowoliły starszej kobiety. Rozżalona po stracie brata, nie pogodziła się ze smutną prawdą.

Nikt nie był tylko symbolem. Luke Skywalker był przede wszystkim człowiekiem. Zmęczonym, zgorzkniałym i przekonanym o tym, że to czego go nauczono, umrze wraz z nim. Cała wiedza Jedi okazała się toksyczna. Doprowadzała do upadku wszystko, co wcześniej udało się zbudować.

Rey wahała się, czy powiedzieć Generał o Więzi. Wiedziała o tej kobiecie bardzo mało, znając ją w bohaterskim świetle pokrzepiających opowieści. Równie dobrze mogła stwierdzić, że nie wie o niej nic. Kylo był jej synem. Mordercą. Najwyższym Przywódcą. Rey nie mogła sobie wyobrazić, co Leia do niego czuła.

Część szczegółów straciła na ważności.

- Luke nie chciał mnie niczego nauczyć. Powiedział, że się mnie boi, że wcześniej tylko raz widział taką moc. Twierdził, że Jedi muszą umrzeć – Rey załamał się głos. W oczach Lei błysnęła ta sama determinacja, która wcześniej kazała jej stwierdzić, że dziewczyna źle zrozumiała mistrza. Musiała się streszczać, jeśli chciała powstrzymać Organę, przed kolejną obronną tyradą.

- Luke opowiedział mi, co stało się w świątyni. To, co zdarzyło się naprawdę. To on przyczynił się do faktu powstania Kylo Rena. Zaatakował Bena we śnie, bo bał się, że zwróci się ku Ciemnej Stronie Mocy... i sam pchnął go w jej ramiona. To był impuls, Leio. Musiałam sprawdzić, czy w nim jest jeszcze dobro.

- Potrafię to zrozumieć – Leia uśmiechnęła się półgębkiem, ale w grymasie nie było rozbawienia.

- I... Nie wiem. W dalszym ciągu nie mam żadnej odpowiedzi. To Kylo zabił Snoke'a, po tym jak mnie do niego zaprowadził. Nie umiem zdecydować, czy zrobił to, bo nadarzyła się okazja, czy dlatego, że... Że zrozumiał okropność jego terroru. Chciał żebym z nim została. Mielibyśmy razem rządzić, zaprowadzić pokój w Galaktyce – zimny dreszcz lęku przeszedł po jej kręgosłupie, gdy wyobraziła sobie taką potęgę w swoich dłoniach.

- Nie mogłam się zgodzić.

Bałam się, że to go zniszczy. Bałam się, że mnie to zniszczy. Sama już nie wiem, co ma sens.


Znał to uczucie. Mrowienie gdzieś z tyłu czaszki, przyspieszenie pulsu, mięśnie przygotowujące się do ożywczego skurczu.

Gdzie ona jest?

Moc nie mogła wybrać gorszego momentu. Zebrania dygnitarzy, którzy mieli pomagać mu w rządzeniu setkami światów, nie dało się przerwać ze względu na kaprys kosmosu. Słuchając raportu dotyczącego problemu niewolnictwa na planetach górniczych, spróbował wyciszyć pragnienie odnalezienia jej postaci wśród kilkunastu poważnych twarzy.

Zamknij oczy.

Oddychaj.

Moc jest jednością z tobą i ty jesteś jednością z mocą.

Śmieszne, że po wspięciu się na absolutny szczyt władzy, wciąż korzystał z technik wymarłego, żałosnego zakonu.

Do miriady uczuć dołączało kolejne – niepokój. Widział zamykające się drzwi Falcona ostatnim razem, a to oznaczało, że Więź rosła w siłę. I tutaj pojawiał się poważny problem. Dopóki Rey była z resztkami Ruchu Oporu, stanowiła zagrożenie. Jeśli była w stanie słyszeć rozmowy pomiędzy oficerami i rozpoznawać ich obecność, stawała się szpiegiem idealnym. A Kylo w dalszym ciągu nie wiedział, jak zniszczyć Więź i czy kiedykolwiek tego zapragnie.

- U ciebie jest dokładnie ten sam widok – ledwie dosłyszał jej kwestię. Hux perorował w najlepsze, zagłuszając ton i emocje, jakimi nacechowana była wypowiedź Rey. Kylo spojrzał przez ramię, robiąc to na tyle subtelnie, by nagłe zainteresowanie oknem nie wydało się dziwne. Stała dokładnie za nim, wpatrzona w gwiaździstą przestrzeń.