A/N: Dawno, dawno temu pojawiła się moda na tak zwanego Bamona. Wtedy powstało to.


Przywrócić porządek


Bonnie wyjęła kartkę z drukarki, przebiegła po niej wzrokiem, po czym włożyła do metalowej miski. Incendia, mruknęła i kartka zaczęła się palić. Bonnie dokładnie przetarła blat stołu, nabrała pozostałego z papieru popiołu i posypała nim stół. Następnie ułożyła na nim świece tak, by tworzyły okrąg, a w środku położyła niewielki laptop.

Phasmatos, evanesco stupidus fabulas, powtarzała raz za razem, aż świece zapaliły się, a potem buchnęły potężnym płomieniem. Ziemia zaczęła lekko drżeć. Phasmatos, evanesco stupidus fabulas, mruczała Bonnie, sypiąc popiół na komputer. Świece przygasły, a ze sprzętu zaczął się unosić dym. Pomieszczenie wypełnił zapach spalonych obwodów. Nagle wewnątrz komputera rozległo się głośne trzask!; chwilę później świece zgasły.

Chyba się udało.

Zabrała się za sprzątanie bałaganu. Miała zamiar właśnie schować świece, kiedy w drzwiach pokoju pojawił się gość. Od niechcenia obrzucił wzrokiem pomieszczenie, po czym stwierdził:
- Wnioskuję, że wykonałaś swoją cześć zadania?
Bonnie skrzyżowała ręce na piersiach.
- Oczywiście – odparła. – Musiałam tylko trochę zmodyfikować zaklęcie z księgi. Mówiłam, że zadziała, Damon. A ty zrobiłeś, co miałeś zrobić?
- Wszystko poszło jak po maśle. No, prawie – odpowiedział Damon, zajmując miejsce w fotelu. – Niektóre okazały się odporne na zauroczenie, więc musiałem radzić sobie inaczej – uśmiechnął się drapieżnie.
- Żadnych ataków, taka była umowa! Jeśli coś komuś zrobiłeś, to…
- Nie unoś się tak, panno zawsze-jest-jakiś-wybór. – Damon przewrócił oczami. - Wierz mi, gdybym którąś ugryzł, nigdy nie przestałyby pisać tych bzdur. Trochę je tylko wystraszyłem.
Bonnie odetchnęła z ulgą.
– To dobrze. Może w końcu będziemy mieć spokój.

Wciąż stojące na stole świece nagle zapaliły się. Zrobiło się jakoś… nastrojowo.
Bonnie spojrzała znacząco na Damona, który wstał, spojrzał w górę i warknął w bliżej nieokreślonym kierunku:
- Chcesz być następna? Zacznę was w końcu zabijać, obiecuję.
Świece zgasły.
- Tak lepiej. Na razie, czarownico – rzucił. – Trochę szkoda tego spalonego sprzętu. Jutro sprawdzę, czy naprawdę uwolniliśmy się od tego paskudztwa.
Wyszedł, a Bonnie zaczęła zmiatać popiół ze stołu. Miała nadzieję, że następnym razem ktoś dobrze się zastanowi, nim napisze głupie opowiadanie.