Tytuł: Jaśniejący Książę;
Oryginalny tytuł i link do tekstu: The Lightbringer Prince [archiveofourown*org/works/7676530];
Autor: Antarctic_Echoes;
Tłumacz: RCS;
Beta: brak;
Zgoda: jest;
Pairing: brak, pre-Deckerstar (Lucyfer Morningstar & Chloe Decker);
Gatunek: hurt-comfort, fluff;
Ostrzeżenia: to pierwszy fik autorki. Autorka zastrzega też, że nie zna się na teologi chrześcijańskiej, a swoją wiedzę czerpała z Internetu (wiemy wszyscy, jak to się kończy), dlatego osoby z nią zaznajomione mogą poczuć się urażone przedstawieniem Lucyfera w bajce w drugiej części tego fika.
N/T: Seria ma obecnie 5 części po kilka rozdziałów każda. Planuję przetłumaczyć wszystkie. Miłej lektury :)


— Mamusiu!

Chloe pobiegła do pokoju córki, gdy usłyszała jej płacz. Chwyciła łkającą dziewczynkę w ramiona i przytuliła mocno.

— Wszystko jest w porządku, kochanie — mówiła. — Jest w porządku.

Minęły trzy dni od porwania Trixie, a ta każdej nocy budziła się z krzykiem. Przez pierwsze dwie ledwie spała, chociaż była z Chloe w jej łóżku.

— On tutaj był, mamusiu — załkała Trixie. — Był tutaj i zabił ciebie, zabił Lucyfera i mnie gonił!

— Szszsz, kochanie, jest dobrze. Mamusia zabiła złego pana. Już nie wróci.

— On cię zabił! — wybuchła płaczem, przywierając do matki. Serce kobiety łamało się, gdy widziała udrękę i strach córki. W ciągu dnia dziewczynka dalej była swoją zwykłą, odważną sobą. To w nocy na jaw wychodziły jej demony.

Chloe siedziała na łóżku z Trixie na kolanach i kołysała ją delikatnie. Płacz i szloch powoli zmieniały się w pociągnięcia nosem, gdy ta próbowała się uspokoić.

— Wszystko będzie dobrze, kochanie — szeptała ze łzami w oczach Chloe. — Musisz mi uwierzyć. Jestem żywa i tuż obok ciebie. Jestem z tobą.

— Boję się… Kiedy tatuś wróci?

Serce Chloe stanęło. Pierwszego dnia po porwaniu powiedziała Trixie, że Dan zrobił coś bardzo złego i pójdzie przez to do więzienia, ale to nie powstrzymało jej przed zadawaniem pytań.

— Tatuś nie może na razie wrócić do domu, pamiętasz? — powiedziała. — Czy jest coś innego, co mogę zrobić, byś poczuła się lepiej?

Trixie zastanowiła się chwilę.

— Czy Lucyfer mógłby przyjść, mamusiu? Proszę? Chcę Lucyfera…

Chloe zmarszczyła czoło. Nie widziała Lucyfera od porwania. Chciała, kilka razy wybrała jego numer, ale wtedy odkładała słuchawkę. Było coś w jego oczach tamtej nocy, gdy się rozdzielali. Nawiedzone spojrzenie, którego nigdy wcześniej nie widziała. Szybko zmienił temat, gdy spytała go, co się stało. Chciała pomóc z tym, co go zdenerwowało, ale wnioskując po jego spłoszeniu, zdecydowała, że lepiej będzie dać mu chwilę oddechu przed kolejną próbą. Chociaż za nim tęskniła.

— Kochanie, jest pierwsza w nocy… Na pewno śpi…

— Proszę, mamusiu?

Chloe spojrzała w dół, w wielkie, zapłakane oczy córki i po prostu nie mogła odmówić. Westchnęła, wiedząc, że prawdopodobnie przerwie Lucyferowi trójkąt, czworokąt czy cokolwiek robił w swoim wolnym czasie, a o czym wiedzieć nie chciała. Czy odbierze jej telefon? Miała nadzieję, że tak, dla dobra Trixie.

— W porządku, kochanie, ale najpierw wróć do łóżka, dobrze? — Czując kiwnięcie małej głowy na ramieniu, Chloe położyła Trixie na materacu i opatuliła kocami. — Mamusia pójdzie zadzwonić do Lucyfera. Miejmy nadzieję, że niedługo się tutaj pojawi, tak?

.o.o.o.o.o.

Lucyfer nie imprezował, jak zakładała Chloe. Właściwie nie czuł się w nastroju na cokolwiek w tym rodzaju od kiedy powrócił z Piekła. Siedział w fotelu w swoim mieszkaniu, pragnąc móc się upić, gdy pił whisky ze starodawnej szklanki. Przejechał dłonią po twarzy, pamiętając kłótnię, jaką miał z Amenadielem, gdy powiedział mu o ucieczce matki.

Anioł od razu go zaatakował, obarczając całą winą jego. Lucyfer odgryzł się, zwracając uwagę na to, że mama uciekła, gdy ten został pchnięty nożem przez Malcolma. A kto był winny sprowadzenia tej szumowiny z powrotem do żywych?! Wtedy Amenadiel się zamknął… Na chwilę. Bawili się we wzajemne oskarżanie przez trzy dni, aż anioł doszedł do siebie na tyle, by poszukać Maze.

Lucyfer był wdzięczny za opuszczenie przez brata i jego ogromne ego mieszkania. Wiedział, że musi złapać mamę. Wystarczająco ciążyło mu to na umyśle, bał się jej, i ostatnią rzeczą, której potrzebował, to gnębiący go tym Amenadiel. Ciągle czuł mdłości, których dostał podczas krótkiego pobytu w Piekle, a które go nie opuściły. Był przez to zdenerwowany i rozdrażniony, a Diabeł nigdy taki nie był. Tęsknił za czasami, gdy nie miał tych bezużytecznych emocji. Zdecydowanie pierwszą rzeczą, jaką zrobi rano, będzie zobaczenie się z Doctor Lindą.

Rozmyślania przerwał mu dźwięk telefonu. Widząc, że to Detektyw, poczuł trzepotanie w piersi. Uczucie to walczyło z mdłościami w żołądku, przez co czuł się... Zdecydowanie źle. Ukrył swoje cholernie irytujące emocje i odebrał, próbując brzmieć jak najbardziej normalnie.

— Pani detektyw! Czy to późne zaproszenie na seks? Bo byłbym bardziej niż rad, akceptu…

— Przestać, Lucyfer. Słuchaj, przepraszam, że dzwonię tak późno, ale… — Chloe brzmiała na zestresowaną i zmęczoną. Zaalarmowany Lucyfer od razu wyprostował się w fotelu.

— Czy wszystko w porządku? — Ogarnęła go troska, mieszając się z echem odwadniających emocji, które czuł, gdy myślał, że Malcolm ją zabije. Desperacja, by ją uratować. Bezsilność, bo nie mógł jej chronić. I coś, czego nie czuł od Upadku: strach przed utratą czegoś cennego.

— Bywało lepiej. Mógłbyś do mnie przyjść? Potrzebuję pomocy z Trixie, ona ma…

Lucyfer nie słyszał już niczego po słowach potrzebuję pomocy. Powiedział: zaraz będę, rozłączył się i pośpieszył do windy.