Bardzo stare, konkursowe. Jak zwykle, brak ważnych postaci z kanonu, bo po co ;)
Smak herbaty
Są takie rzeczy w niebie i na ziemi, o których się nie śniło filozofom.
William Shakespeare
— A ty znowu piszesz?
Drobna kobieca postać nawet nie uniosła głowy znad zapisanych drobnymi znakami kartek papieru. Nie musiała. Tylko jedna osoba wchodziła do jej pokoju bez pukania. A właściwie to tylko jedna ostatnio tu wchodziła w ogóle.
— Mhm — mruknęła znad kartki i dopisała kilka słów.
— Powinnaś robić sobie dłuższe przerwy, wiesz?
— Po co? — spytała bez większego zainteresowania i wreszcie spojrzała na przybysza.
— Bo nie nadążam z rysowaniem — odpowiedział ten rozbrajająco szczerze i usiadł w wielkim, zielonym i wytartym do granic możliwości fotelu.
W jej fotelu!
Zrezygnowana, bez pośpiechu odłożyła długopis, zebrała rozrzucone po biurku kartki na jedną gromadkę i wstała. Powoli, bo od długiego siedzenia z kolanami pod brodą drętwiały jej nogi. On twierdził, że jeszcze trochę, a obydwie odpadną przez niedopływającą krew. Być może. Ale póki co miały się dobrze.
— Tak w ogóle to dzień dobry — odezwał się. Ton jego głosu nie wskazywał na to, że był urażony albo zdenerwowany jej brakiem grzeczności, powiedział to raczej z rozbawieniem. Doskonale wiedział, że gdy pisała, cały świat przestawał się liczyć. Jej dobre maniery i trzeźwe myślenie szły się hibernować. Standard.
— Mhm. Dzień dobry, Takeshi.
— Tu twoje zakupy. — Wskazał na papierową torbę, stojącą przy fotelu, której wcześniej nie zauważyła. — Chociaż pewnie i tak nawet nie wiesz, że nie masz już niczego w lodówce.
— Jakoś nie zwróciłam uwagi — mruknęła. — Ale dzięki. Nie miałam ostatnio na nic czasu. — Spojrzała tęsknie w stronę notatek, leżących obok "Zbrodni i kary" Dostojewskiego.
— O nie, nawet nie próbuj. Na dzisiaj kończysz — oświadczył Takeshi.
Westchnęła cicho; dyskusja z nim nie miała sensu, bo i tak by ją przegrała. Zajrzała do swojej filiżanki. Na dnie był jeden, ostatni łyk zielonej senchy o delikatnym, subtelnym smaku.
— Napijesz się herbaty? — zapytała.
— Herbaty? Zawsze i wszędzie, Tsugumi.
###
W szafce stało pięć pudełek. Sięgnęła po pierwsze z lewej. Wiśniowa, mocno aromatyzowana. Sama nie przepadała za smakowymi, ale z uwagi na fakt, że był to ulubiony napój Takeshiego, zawsze miała jedno opakowanie tej herbaty. Dla siebie wyciągnęła genmaichę, wyjmowała ją w zasadzie tylko w parze z wiśniową. Druga z lewej.
Gdy wróciła do pokoju z dwiema parującymi filiżankami, Takeshi siedział już na krześle, które sama zajmowała wcześniej (jej krześle!) i czytał napisane dzisiejszej nocy sceny.
— To jest zdecydowanie najdziwniejsza postać, jaką rysowałem — oświadczył, gdy tylko weszła.
— Czemu?
— No sama powiedz... Dzięki — mruknął, biorąc od niej swoją wiśniową herbatę. — Ktoś na świecie zaczyna eliminować kryminalistów, ty podejmujesz się tej sprawy, ale na współpracę policji nie masz za bardzo co liczyć, bo tylko pięć osób się zdecydowało, z których jedna jest kretynem...
— Matsuda nie jest kretynem — sprzeciwiła się stanowczo.
— Niech będzie. W każdym razie, przestępców ginie coraz więcej, sytuacja się zagęszcza, a on? Ciągle jest spokojny i ostrożny. Tylko zobacz, jak tłumaczy im sprawę z tymi agentami... Potrafiłabyś prowadzić śledztwo tak... subtelnie?
Chociaż właśnie wzięła łyk swojej herbaty z prażonym ryżem, na języku poczuła ni stąd, ni zowąd smak senchy pitej jakąś godzinę temu.
— Pewnie nie — przyznała po uczciwym zastanowieniu.
— No właśnie... Ale ty to masz łeb, dziewczyno. — Takeshi wyszczerzył zęby.
Tsugumi uśmiechnęła się lekko.
— Ja tu tylko piszę — powiedziała nieco zmęczonym tonem.
Takeshi nie skomentował jej ostatniej wypowiedzi. Zrobił taki ruch, jakby chciał już schować do teczki przygotowany plik notatek, ale przekartkował go jeszcze raz i przeczytał kilka pierwszych linijek.
— Wiesz co, Tsugumi? — zapytał nagle, podnosząc wzrok znad kartek.
— Hm?
— Zawsze ciekawiło mnie, skąd właściwie biorą się notesy. I skąd mają je bogowie śmierci. Powiesz mi?
Na twarzy Tsugumi znowu pojawił się uśmiech. Wyglądała tak, jakby nagle usłyszała coś bardzo zabawnego i ledwo powstrzymywała się od wybuchnięcia śmiechem.
— Kupują je w księgarniach.
— A jak trafiają do księgarń?
— Z hurtowni.
— W porządku. Jaka więc jest ich droga, zanim znajdą się w hurtowni?
— To, mój drogi — zaczęła, śmiejąc się cicho — jest materiał na zupełnie inną mangę.
— Tylko nie proś mnie o jej narysowanie. Twoje tempo pisania mnie kiedyś zabije.
###
Zamierzasz jeść to ciastko?
Słodki, pachnący pomarańczą earl grey. Już tylko letni, ale ciągle tak samo dobry. I ciągle o kolorze słońca.
Jeśli używasz głowy, nie przytyjesz nawet od słodyczy.
Ej! Nie kpij sobie ze mnie!
Tsugumi zaśmiała się. Nocą, w pustym mieszkaniu, głośny śmiech brzmiał dość upiornie, ale nie mogła się powstrzymać, po prostu nie mogła.
Na papierze przybyło kolejnych kilkanaście znaków.
To bolało.
Otarła łzy śmiechu z kącików oczu. Ciekawe, czy takie reakcje na opisane historie podpadały już pod paranoje?
Kolejny z tych idiotyzmów Matsudy.
Odłożyła długopis i rozejrzała się za swoim telefonem. Nie było go widać nigdzie w zasięgu wzroku, ale po kilku nerwowych chwilach okazało się, że wystarczyło tylko nieco rozgarnąć ostatnie notatki i jej oczom ukazał się aparat. Ikonka na wyświetlaczu informowała uroczyście o pięciu nieodczytanych smsach i czterech nieodebranych połączeniach. Ale co z tego? To było teraz nieważne.
"Takeshi, chciałbyś przeczytać ostatni rozdział? Wyślę ci faksem." — Wystukała na klawiaturze telefonu.
"Już się boję. Ale wyślij, moja ciekawość domaga się teraz zaspokojenia."
Faks poszedł w ruch. A po dokładnie sześciu minutach i czterdziestu sekundach – z niecierpliwością patrzyła na zegar – przyszła odpowiedź.
Jedno zdanie. "Spadłem z krzesła."
###
Leżące na biurku kartka i długopis nie wydawały się straszne z perspektywy zielonego fotela. Ale gdy tylko się do nich zbliżała, natychmiast zaczynały jej drżeć ręce. Obserwowała je tak zza swoich kolan przez dobrą godzinę, aż zegar wybił trzecią w nocy.
Nie, pomyślała. Dłużej tak nie można.
Zerwała się, przebiegła przez pokój, złapała długopis i zaczęła kreślić znaki tak szybko, że nie wiedziała, czy będzie je w stanie potem odczytać. Ale bała się, że jeśli nie zrobi tego od razu, to zabraknie jej odwagi.
Light Yagami... Więc... Więc nie myliłem się... Ale...
Herbata była bardzo mocna i gorzka jak sto diabłów. Chińska pu-erh, bez cukru, bez żadnego dodatku.
Ręka Tsugumi zawisła w powietrzu. Co robi w tej sytuacji Light? Zobaczyła jego twarz, wykrzywioną w strasznym, triumfującym uśmie... Zaraz, stop. To, co widziała ona, to była twarz Kiry. Light? Light nie jest taki!
Ryuzaki! Ryuzaki!
Light, uspokój się...
My będziemy następni! Watari... Ryuzaki... A teraz my!
Dlaczego on musiał tak krzyczeć? Zaczęła boleć ją głowa.
Ryuzaki nie żyje.
Nie była w stanie pisać dalej. Rzuciła długopisem o ścianę, a na kartkę spadło kilka łez, rozmazując parę znaków. Jeszcze raz spojrzała na ostatnie zdanie, po czym ukryła głowę w ramionach i rozpłakała się na dobre.
Uspokoiła się dopiero po jakimś czasie. Wciąż pociągając nosem, zeskoczyła z krzesła i podeszła do komputera. Otwórz skrzynkę. Utwórz nową wiadomość.
"Zabiłam go. Zrobiłam to własnymi rękoma. On musiał umrzeć, prawda? Powiedz, że prawda. Czuję się okropnie. Co robić dalej?"
Mimo późnej pory, ikonka koperty zaczęła migać już kilka chwil później. Masz jedną nową wiadomość.
"To nie jest twoja wina. Ktoś się poświęca, żeby inni mogli żyć, pamiętaj. Sprawiedliwość musi zwyciężyć. Udowodnij im wszystkim, że zwycięży!
M"
###
Nad ranem przyszedł Takeshi. Przyniósł zakupy i wziął kolejną porcję tekstu. Przejrzał ją jak zwykle na miejscu, a gdy doszedł do ostatniej sceny, mina mu się wydłużyła.
— Naprawdę chcesz, żebym to narysował? — spytał Takeshi poważnym tonem.
— Tak — odrzekła twardo.
— Dlaczego?
To pytanie nieco zbiło ją z tropu.
— Co: dlaczego?
Takeshi poprawił z zakłopotaniem okulary.
— Myślałem, że to twoja ulubiona postać. On jest taki... podobny do ciebie.
— O nie — zaprotestowała. — To ja jestem podobna do niego.
Zapadło krótkie milczenie.
— Więc?
— Ktoś umiera, żeby żyli inni. Rysuj.
###
Nie chcę... NIE CHCĘ UMIERAĆ! Zrób coś, Ryuk!
Też nie chcę, żebyś umierał. Ale to już koniec Kiry, on nie może dłużej żyć. A Kira jest częścią ciebie.
Cholera...
Otóż to. Doskonały komentarz, Light.
Wypiła ostatni łyk pu-erh. Bardzo lekko osłodzonej.
"Kira umarł. Sprawiedliwość wygrała. Ostatecznie. Jestem wykończona. I głodna. Zjadłabym ciasto z truskawkami. Mam nadzieję, że Takeshi mi takie rano kupi. Ale dałam radę. Pokazałam im."
Odpowiedź zawierała tylko siedem słów:
"Wiedziałem, że potrafisz. Jestem z ciebie dumny.
M"
###
— Skończyłaś? — usłyszała gdzieś za plecami głos.
— Chyba. Przydałoby się tylko jakieś zgrabne zakończenie, tak myślę... — rzekła, krytycznie przyglądając się stosikowi kartek przed sobą.
— Och, może. — Dało się słyszeć ziewnięcie. — To ty się znasz na pisaniu, nie ja.
Tsugumi wstała z krzesła i przeszła do kuchni. Tam z miski pełnej owoców wzięła czerwone jabłko i wróciła do pokoju. Położyła owoc na biurku, po czym otworzyła górną szufladę i wyjęła z niej niewielki czarny notes. Delikatnie pogładziła okładkę.
— Właśnie. Masz Death Note'a. Nie chcesz użyć go dla siebie?
— Nie zamierzam go w ogóle używać.
— Jesteś nudna — oświadczyła postać, biorąc jabłko z biurka i leniwie spływając na łóżko. — Nie to, co on... O nim pamiętają nawet po śmierci!
Dziewczyna poderwała głowę, w jej oczach pojawiło się zaciekawienie.
— Pamiętają?
— Taa... — Głośne chrupnięcie. — Bawią się w modły i nazywają siebie... Jak to szło... O, godnymi wyznawcami. To było tak...
21-23 czerwca 2008
